[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Gruby.
- Właśnie nad nim pracuję - ucieszyłem się, że mogę powiedzieć prawdę. - To znaczy,
przed chwilą przerwałem czytanie - dodałem pospiesznie, szczerząc do niej zęby w uśmiechu.
- Domyślam się, że panu przeszkodziłam. Proszę nie zwracać na mnie uwagi -
powiedziała przyjaźnie i zajęła się przeglądaniem jadłospisu.
„Nie zwracać na nią uwagi?” - zapytałem siebie w myślach.
Odezwała się jej komórka.
Kątem oka widziałem, że gapią się na nią wszyscy faceci w sali. Nawet nadzorowani
przez rodziny zerkali ukradkiem w stronę naszego stolika.
Dziewczyna wyłączyła komórkę i uśmiechnęła się.
Już chciałem zagadać, ale podszedł kelner. Podał mi zamówioną specjalność i przyjął
zamówienie od mojej stolikowej towarzyszki.
Pochyliłem się nad talerzem i... Obok mojej prawej dłoni, trzymającej nóż stołowy,
zobaczyłem opartą palcami o stolik, znajomą dłoń, ozdobioną srebrnym pierścionkiem z
zielonym kamieniem. Palce trzymały równiutko złożoną karteczkę.
- To dla ciebie - usłyszałem głos Kamy. - Namiary na człowieka, który zna tę samą
legendę co Igor.
Moje wdzięczne oczy pomknęły ku górze:
- Dzięki! Jak go znalazłaś?
Odpowiedziała uśmiechem.
- Jak ci się podoba twój anioł stróż? - zapytała, przysiadając się do stolika.
Nie wiedziałem, że mam jakiegoś anioła stróża.
- Mój anioł stróż? Bardzo! Ale nie zauważyłem - wyciąłem świadomie głupka i
dyskretnie rozejrzałem się po zatłoczonej sali. „W naszą stronę znów łypią wszyscy faceci” -
skonstatowałem z satysfakcją.
- Zauważyłeś - uśmiechnęła się ciepło. - Jolu! - Kama zwróciła się do mojej
przygodnej towarzyszki. - Poznaj Tomasza. Tomaszu! To jest Jola, moja przyjaciółka.
- Wszystkie przyjaciółki Kamy są moimi przyjaciółkami - palnąłem uprzejmość, jak
marny konferansjer przed anonimową publicznością.
Kama wymieniła porozumiewawcze, wesołe spojrzenie z Jolą:
- Mam nadzieję, że Tomasz zachował się wobec ciebie powściągliwie i z dystansem,
jak prawdziwy mężczyzna.
„No pewnie! A jak miałem się zachować wobec pięknej kobiety?” - pomyślałem,
uradowany, że, pod nieobecność Kamy, o której pojawieniu się nie zostałem uprzedzony, nie
strzeliłem żadnej gafy i nie złożyłem jakiejś niefortunnej propozycji.
- O, tak! - przytaknęła, komplementując mnie, Jola i spojrzała w moim kierunku. - Ten
twój numer z muchą, Tomaszu, był znakomity.
- Z jaką muchą? - wtrąciła Kama.
- Tomasz zmusił ją do ustąpienia mi miejsca.
Żywe zainteresowanie Kamy zainspirowało mnie natychmiast. Rozejrzałem się
uważnie po suficie:
- Ona tu gdzieś jeszcze lata - uniesionym palcem wskazującym zwróciłem uwagę obu
dziewczyn i wszystkich obecnych facetów, na muchy, szybujące bezkarnie po zajeździe.
- Do tej pory zastanawiam się, Tomaszu: o co ci chodziło z tymi solonymi śledziami?
- zapytała Jola.
Licząc na pojawienie się innego tematu konwersacji, nafaszerowałem usta stygnącą
specjalnością zajazdu. Przeżułem ją bez pośpiechu i przełknąłem.
Inny temat się nie pojawił.
- To było tak - spojrzałem Karnie w oczy. - Po rozmowie z tobą, potrzebowałem
chwili samotności. Wpadłem więc tutaj. Usiadłem w kąciku. I nikt mi nie przeszkadzał. Gdy
nagle pojawiła się jakaś...
- Jola - podpowiedziała Kama.
- No właśnie! Wtedy pomyślałem, że potrzebuję tej samotności, jak śledź potrzebuje
soli.
- Przecież śledź nie potrzebuje soli - zauważyła trafnie Jola, słuchająca mnie uważnie.
- Śledzia soli człowiek, bo lubi solone śledzie.
- Otóż to! Dostrzegłem własny błąd i... - z udawanym wyrzutem spojrzałem w oczy
Joli. - No nie! Powiedziałaś to, co wtedy pomyślałem, a teraz miałem zamiar ujawnić.
- Przepraszam! Nie wiedziałam, co wtedy pomyślałeś - usprawiedliwiła się Jola.
Skłoniłem wyrozumiale głowę:
- Przyjąłem... Po usunięciu błędu o zamiłowaniu śledzia do soli, coś mi strzeliło do
łba, że ta...
- Jola - cierpliwie podpowiedziała Kama.
- No właśnie! - przytaknąłem. - Coś mi strzeliło do głowy, że ona szuka teraz miejsca,
żeby zjeść tego swojego ulubionego, solonego śledzia na siedząco.
W tym momencie podszedł kelner. Na stoliku spoczęły dwa półmiski. Zrobiłem
okrągłe oczy ze zdumienia.
Na półmiskach leżały płaty solonych śledzi w towarzystwie ziemniaków z wody i
czegoś tam jeszcze. Dziewczyny złapały sztućce. Jola uśmiechnęła się do mnie:
- Kama uprzedziła, że jesteś mistrzem w wyjaśnianiu tajemnic i rozwiązywaniu
najbardziej zawikłanych zagadek. Dzięki temu, w przeciwieństwie do ciebie, wiedziałam, z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
- Gruby.
- Właśnie nad nim pracuję - ucieszyłem się, że mogę powiedzieć prawdę. - To znaczy,
przed chwilą przerwałem czytanie - dodałem pospiesznie, szczerząc do niej zęby w uśmiechu.
- Domyślam się, że panu przeszkodziłam. Proszę nie zwracać na mnie uwagi -
powiedziała przyjaźnie i zajęła się przeglądaniem jadłospisu.
„Nie zwracać na nią uwagi?” - zapytałem siebie w myślach.
Odezwała się jej komórka.
Kątem oka widziałem, że gapią się na nią wszyscy faceci w sali. Nawet nadzorowani
przez rodziny zerkali ukradkiem w stronę naszego stolika.
Dziewczyna wyłączyła komórkę i uśmiechnęła się.
Już chciałem zagadać, ale podszedł kelner. Podał mi zamówioną specjalność i przyjął
zamówienie od mojej stolikowej towarzyszki.
Pochyliłem się nad talerzem i... Obok mojej prawej dłoni, trzymającej nóż stołowy,
zobaczyłem opartą palcami o stolik, znajomą dłoń, ozdobioną srebrnym pierścionkiem z
zielonym kamieniem. Palce trzymały równiutko złożoną karteczkę.
- To dla ciebie - usłyszałem głos Kamy. - Namiary na człowieka, który zna tę samą
legendę co Igor.
Moje wdzięczne oczy pomknęły ku górze:
- Dzięki! Jak go znalazłaś?
Odpowiedziała uśmiechem.
- Jak ci się podoba twój anioł stróż? - zapytała, przysiadając się do stolika.
Nie wiedziałem, że mam jakiegoś anioła stróża.
- Mój anioł stróż? Bardzo! Ale nie zauważyłem - wyciąłem świadomie głupka i
dyskretnie rozejrzałem się po zatłoczonej sali. „W naszą stronę znów łypią wszyscy faceci” -
skonstatowałem z satysfakcją.
- Zauważyłeś - uśmiechnęła się ciepło. - Jolu! - Kama zwróciła się do mojej
przygodnej towarzyszki. - Poznaj Tomasza. Tomaszu! To jest Jola, moja przyjaciółka.
- Wszystkie przyjaciółki Kamy są moimi przyjaciółkami - palnąłem uprzejmość, jak
marny konferansjer przed anonimową publicznością.
Kama wymieniła porozumiewawcze, wesołe spojrzenie z Jolą:
- Mam nadzieję, że Tomasz zachował się wobec ciebie powściągliwie i z dystansem,
jak prawdziwy mężczyzna.
„No pewnie! A jak miałem się zachować wobec pięknej kobiety?” - pomyślałem,
uradowany, że, pod nieobecność Kamy, o której pojawieniu się nie zostałem uprzedzony, nie
strzeliłem żadnej gafy i nie złożyłem jakiejś niefortunnej propozycji.
- O, tak! - przytaknęła, komplementując mnie, Jola i spojrzała w moim kierunku. - Ten
twój numer z muchą, Tomaszu, był znakomity.
- Z jaką muchą? - wtrąciła Kama.
- Tomasz zmusił ją do ustąpienia mi miejsca.
Żywe zainteresowanie Kamy zainspirowało mnie natychmiast. Rozejrzałem się
uważnie po suficie:
- Ona tu gdzieś jeszcze lata - uniesionym palcem wskazującym zwróciłem uwagę obu
dziewczyn i wszystkich obecnych facetów, na muchy, szybujące bezkarnie po zajeździe.
- Do tej pory zastanawiam się, Tomaszu: o co ci chodziło z tymi solonymi śledziami?
- zapytała Jola.
Licząc na pojawienie się innego tematu konwersacji, nafaszerowałem usta stygnącą
specjalnością zajazdu. Przeżułem ją bez pośpiechu i przełknąłem.
Inny temat się nie pojawił.
- To było tak - spojrzałem Karnie w oczy. - Po rozmowie z tobą, potrzebowałem
chwili samotności. Wpadłem więc tutaj. Usiadłem w kąciku. I nikt mi nie przeszkadzał. Gdy
nagle pojawiła się jakaś...
- Jola - podpowiedziała Kama.
- No właśnie! Wtedy pomyślałem, że potrzebuję tej samotności, jak śledź potrzebuje
soli.
- Przecież śledź nie potrzebuje soli - zauważyła trafnie Jola, słuchająca mnie uważnie.
- Śledzia soli człowiek, bo lubi solone śledzie.
- Otóż to! Dostrzegłem własny błąd i... - z udawanym wyrzutem spojrzałem w oczy
Joli. - No nie! Powiedziałaś to, co wtedy pomyślałem, a teraz miałem zamiar ujawnić.
- Przepraszam! Nie wiedziałam, co wtedy pomyślałeś - usprawiedliwiła się Jola.
Skłoniłem wyrozumiale głowę:
- Przyjąłem... Po usunięciu błędu o zamiłowaniu śledzia do soli, coś mi strzeliło do
łba, że ta...
- Jola - cierpliwie podpowiedziała Kama.
- No właśnie! - przytaknąłem. - Coś mi strzeliło do głowy, że ona szuka teraz miejsca,
żeby zjeść tego swojego ulubionego, solonego śledzia na siedząco.
W tym momencie podszedł kelner. Na stoliku spoczęły dwa półmiski. Zrobiłem
okrągłe oczy ze zdumienia.
Na półmiskach leżały płaty solonych śledzi w towarzystwie ziemniaków z wody i
czegoś tam jeszcze. Dziewczyny złapały sztućce. Jola uśmiechnęła się do mnie:
- Kama uprzedziła, że jesteś mistrzem w wyjaśnianiu tajemnic i rozwiązywaniu
najbardziej zawikłanych zagadek. Dzięki temu, w przeciwieństwie do ciebie, wiedziałam, z [ Pobierz całość w formacie PDF ]