[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozkoszować się bogatymi walorami krajoznawczymi terenu, na którym spędzała czas pomiędzy
kolejnymi podró\ami do najodleglejszych zakątków świata. Księ\na napisała:
Zamek Ksią\ jest pięknie poło\ony: wieńczy okrytą sosną skałę na wysokości powy\ej 200
stóp na południowy zachód i północ i dominuje nad ogromnym obszarem wiejskim z lasami,
jeziorami i szerokimi połaciami równin, które bledną w porównaniu z odległymi śląskimi górami.
Wiele ze starych pokoi, w jednej części domu, znajduje się faktycznie w skale i aby dojść do tej
części zamku, nale\y przejść przez kamienny most, który łączy rzekę płynącą daleko w dół poni\ej
dna głębokiego wąwozu. Wszystkie drogi do zamku stopniowo wznoszące i zbli\ające z ka\dego
kierunku, to stale zwierająca się perspektywa zachwycającej cudowności. Zamek jest usytuowany w
pobli\u zachodniej granicy Zląska, gdzie styka się z tym, co było starą czeską granicą w
malowniczej górskiej krainie znanej w Niemczech jako Sudetengebirge.
Z bramy głównego parku wspaniała aleja lipowa stopniowo wiedzie do wejściowych wie\
stra\niczych i przechodzi przez zewnętrzne i wewnętrzne podwórko - dziedziniec ozdobiony
kwiatami, a\ do głównego wejścia od fasady wschodniej.
Tak naprawdę Ksią\ nie jest spokojnym miejscem. Niemo\liwe jest nawet chodzenie po
trawie, by nie być w zasięgu oczu słu\ących. Idąc na spacer trzeba zawsze przejść obok
muszkietera, a tarasy są twarde i zimne, a poza tym widać na nich stale starych mę\czyzn i kobiety,
którzy ciągle coś robią. Moim zdaniem, są za bardzo uporządkowane i zbyt oficjalnie wyglądają.
Nie ma naro\nika, który nie byłby wypełniony rozmaitymi kwiatami, na których tańczą motyle i
brzęczą pszczoły. Są tam ró\e jakiegoś szczególnego gatunku. Poza lasami, w Niemczech ka\de
drzewo rośnie według jakiegoś standardu - klony, bez, rumianek, wszystko. Dokładnie pod koniec
zimy, gdy te małe biedne roślinki myślą, \e nikt się o nie nie troszczy, zaczynają się rozsady.
Wszystkie młode pędy, młode gałązeczki są podcinane. Muszą bowiem rosnąć, \yć i kwitnąć według
pewnej reguły.
Takie ogrody przypominają paprocie. A paprocie według mnie są takie akuratne - bez koloru,
zapachu czy nawet tajemnicy
Ksią\ zawsze kojarzył mi się z samotnością. Być mo\e dlatego, \e dla mnie le\y on w zupełnie
obcym kraju.
Gdyby tylko byli tam jacyś mili, prości, wiejscy sąsiedzi, zamiast plotkujących, zazdrosnych i
ograniczonych umysłowo hrabin i hrabiów, jak\esz to zmieniłoby moje o nim zdanie. W księ\ycowe
noce zwykłam przechadzać się po tarasach sama, podchodzić do schodów, słuchać rozmów po
niemiecku, wąchać zapach cygar i wsłuchiwać się w szum rzeki w dolinie, który mi przypomina o
morzu w Newlands [zamek, w którym spędziła szczęśliwe dzieciństwo] - jedna fala przychodzi po
drugiej, tak zawsze było i tak będzie. Ten kraj mnie dra\ni.
Znowu nie było mi dane w spokoju obejść komnat. Nim zdą\yliśmy z Krzysztofem przejść z
części przeznaczonej dla ogółu zwiedzających do sal, gdzie wstęp mieli tylko pracownicy zamku i
osoby upowa\nione, dobiegł mnie, odbijający się akustycznie na klatce schodowej zamku, głos
Jacka. Właściwie mój brat wydzierał się, gdy\ trudno było to nazwać tylko krzykiem:
- Zośka, Zośka, prędko!
Zaczęłam zbiegać ze schodów, Krzysztof pędził za mną, a poniewa\ kierowaliśmy się w
86
przeciwną stronę, ni\ nakazywały strzałki kierunku zwiedzania budowli, co rusz wpadaliśmy na
zafrapowanych atmosferą zabytkowych sal turystów. Jackowi było łatwiej - podą\ał razem z
przesuwającym się tłumem.
- Pospiesz się - zaciągał się powietrzem. - Jedziemy ze stryjkiem do Pszczyny. On ju\ czeka
przy samochodzie - ciągle sapał. - Spakowałem twoje rzeczy. Są w baga\niku.
Bez słowa ruszyłam w stronę parkingu. Dopiero siedząc za kierownicą mojego ferrari
spostrzegłam, \e Krzysztof przybiegł za mną. Nie pytając o pozwolenie, wskoczył na tylne
siedzenie obok stryja.
- Jadę z wami - oznajmił, zapinając pas.
Jacek odwrócił się do niego, zmierzył go złowrogim spojrzeniem i stwierdził:
- Obawiam się, \e masz nienajlepszy pomysł. My będziemy spać w miasteczku, a ty nie
zabrałeś baga\u.
- Nie szkodzi, jadę i ju\! No, ruszaj, Nika!
Uruchomiłam silnik i z piskiem opon, pozostawiając na parkingu ślady startych gum,
ruszyłam.
Jacek nie zaprzestał prób zniechęcenia Krzysztofa do podro\y. Doprawdy nie wiedziałam,
skąd u niego taka antypatia w stosunku do mojego przyjaciela.
- W czym masz zamiar spać? - Jacek znalazł Krzysztofowi kolejny problem do rozwiązania.
- Zazwyczaj śpię w pi\amie.
- Skąd wezmiesz pi\amę? Nie masz walizki z ubraniami?! - naciskał.
- Ha! Ale mam karty kredytowe - poklepał się po kieszeni spodni, z której wystawał skórzany
portfel. - Posiadając przy sobie karty płatnicze, je\eli uprę się, zdą\ę jeszcze przed północą wypić
szampana pod wie\ą Eiffla - odgryzł się.
- Wspaniale! Zatem po drodze odstawimy cię na lotnisko - Jacek nie pozostawał dłu\ny. -
Poprosimy o ładne zdjęcie Pary\a!
Miarka się przebrała. Dorośli faceci, a zachowywali się jak przedszkolaki.
- Wystarczy tej rozgrywki słownej! Bo zaraz jednego i drugiego zostawię na poboczu! I na
pewno wypijecie razem szampana, ale co najwy\ej wieczorem, na zamku. Stryjku, dlaczego
jedziemy do Pszczyny?
Zanim stryjek Tomasz objaśnił mi cel naszej wizyty w sporo oddalonym od Ksią\a pałacu,
wygrzebałam ze schowka mapę i rzuciłam ją na kolana Jackowi.
- Sprawdz, którędy będzie najbli\ej -rozkazałam.
- Dostałem wiadomość, \e na dzisiejszą noc bandyci zaplanowali akcję w Pszczynie.
Prawdopodobnie włamią się do tamtejszego kościoła albo zaczną dobierać się do usytuowanej w
przypałacowym parku płyty nagrobnej.
- Stryj dostał cynk od... - chciałam powiedzieć Batury , ale w ostatnim momencie ugryzłam
się w język. Na całe szczęście nie zdradziłam się! W przeciwnym wypadku stryj od razu
zorientowałby się, \e wiem o jego wieczornym spotkaniu. Na szczęście, zdaje się, \e nie zauwa\ył
mojego zająknięcia, bo odpowiedział tak, jakby przed chwilą usłyszał pytanie, a nie początek
zdania twierdzącego:
- Rano otrzymałem telefon z ministerstwa. Postanowiłem przyczynić się do schwytania
bandyckiej szajki. Pszczyńska policja obstawiła ju\ oba miejsca, które mogą paść ofiarą
przestępczych poczynań. Zasadzili się i czekają na złodziei. Nie darowałbym sobie, gdybym nie
mógł zobaczyć na własne oczy min tych podłych wandali...
87
Nagle, jak spód ziemi, wyrosło za nami granatowe BMW. Samochód zbli\ył się do tylnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
rozkoszować się bogatymi walorami krajoznawczymi terenu, na którym spędzała czas pomiędzy
kolejnymi podró\ami do najodleglejszych zakątków świata. Księ\na napisała:
Zamek Ksią\ jest pięknie poło\ony: wieńczy okrytą sosną skałę na wysokości powy\ej 200
stóp na południowy zachód i północ i dominuje nad ogromnym obszarem wiejskim z lasami,
jeziorami i szerokimi połaciami równin, które bledną w porównaniu z odległymi śląskimi górami.
Wiele ze starych pokoi, w jednej części domu, znajduje się faktycznie w skale i aby dojść do tej
części zamku, nale\y przejść przez kamienny most, który łączy rzekę płynącą daleko w dół poni\ej
dna głębokiego wąwozu. Wszystkie drogi do zamku stopniowo wznoszące i zbli\ające z ka\dego
kierunku, to stale zwierająca się perspektywa zachwycającej cudowności. Zamek jest usytuowany w
pobli\u zachodniej granicy Zląska, gdzie styka się z tym, co było starą czeską granicą w
malowniczej górskiej krainie znanej w Niemczech jako Sudetengebirge.
Z bramy głównego parku wspaniała aleja lipowa stopniowo wiedzie do wejściowych wie\
stra\niczych i przechodzi przez zewnętrzne i wewnętrzne podwórko - dziedziniec ozdobiony
kwiatami, a\ do głównego wejścia od fasady wschodniej.
Tak naprawdę Ksią\ nie jest spokojnym miejscem. Niemo\liwe jest nawet chodzenie po
trawie, by nie być w zasięgu oczu słu\ących. Idąc na spacer trzeba zawsze przejść obok
muszkietera, a tarasy są twarde i zimne, a poza tym widać na nich stale starych mę\czyzn i kobiety,
którzy ciągle coś robią. Moim zdaniem, są za bardzo uporządkowane i zbyt oficjalnie wyglądają.
Nie ma naro\nika, który nie byłby wypełniony rozmaitymi kwiatami, na których tańczą motyle i
brzęczą pszczoły. Są tam ró\e jakiegoś szczególnego gatunku. Poza lasami, w Niemczech ka\de
drzewo rośnie według jakiegoś standardu - klony, bez, rumianek, wszystko. Dokładnie pod koniec
zimy, gdy te małe biedne roślinki myślą, \e nikt się o nie nie troszczy, zaczynają się rozsady.
Wszystkie młode pędy, młode gałązeczki są podcinane. Muszą bowiem rosnąć, \yć i kwitnąć według
pewnej reguły.
Takie ogrody przypominają paprocie. A paprocie według mnie są takie akuratne - bez koloru,
zapachu czy nawet tajemnicy
Ksią\ zawsze kojarzył mi się z samotnością. Być mo\e dlatego, \e dla mnie le\y on w zupełnie
obcym kraju.
Gdyby tylko byli tam jacyś mili, prości, wiejscy sąsiedzi, zamiast plotkujących, zazdrosnych i
ograniczonych umysłowo hrabin i hrabiów, jak\esz to zmieniłoby moje o nim zdanie. W księ\ycowe
noce zwykłam przechadzać się po tarasach sama, podchodzić do schodów, słuchać rozmów po
niemiecku, wąchać zapach cygar i wsłuchiwać się w szum rzeki w dolinie, który mi przypomina o
morzu w Newlands [zamek, w którym spędziła szczęśliwe dzieciństwo] - jedna fala przychodzi po
drugiej, tak zawsze było i tak będzie. Ten kraj mnie dra\ni.
Znowu nie było mi dane w spokoju obejść komnat. Nim zdą\yliśmy z Krzysztofem przejść z
części przeznaczonej dla ogółu zwiedzających do sal, gdzie wstęp mieli tylko pracownicy zamku i
osoby upowa\nione, dobiegł mnie, odbijający się akustycznie na klatce schodowej zamku, głos
Jacka. Właściwie mój brat wydzierał się, gdy\ trudno było to nazwać tylko krzykiem:
- Zośka, Zośka, prędko!
Zaczęłam zbiegać ze schodów, Krzysztof pędził za mną, a poniewa\ kierowaliśmy się w
86
przeciwną stronę, ni\ nakazywały strzałki kierunku zwiedzania budowli, co rusz wpadaliśmy na
zafrapowanych atmosferą zabytkowych sal turystów. Jackowi było łatwiej - podą\ał razem z
przesuwającym się tłumem.
- Pospiesz się - zaciągał się powietrzem. - Jedziemy ze stryjkiem do Pszczyny. On ju\ czeka
przy samochodzie - ciągle sapał. - Spakowałem twoje rzeczy. Są w baga\niku.
Bez słowa ruszyłam w stronę parkingu. Dopiero siedząc za kierownicą mojego ferrari
spostrzegłam, \e Krzysztof przybiegł za mną. Nie pytając o pozwolenie, wskoczył na tylne
siedzenie obok stryja.
- Jadę z wami - oznajmił, zapinając pas.
Jacek odwrócił się do niego, zmierzył go złowrogim spojrzeniem i stwierdził:
- Obawiam się, \e masz nienajlepszy pomysł. My będziemy spać w miasteczku, a ty nie
zabrałeś baga\u.
- Nie szkodzi, jadę i ju\! No, ruszaj, Nika!
Uruchomiłam silnik i z piskiem opon, pozostawiając na parkingu ślady startych gum,
ruszyłam.
Jacek nie zaprzestał prób zniechęcenia Krzysztofa do podro\y. Doprawdy nie wiedziałam,
skąd u niego taka antypatia w stosunku do mojego przyjaciela.
- W czym masz zamiar spać? - Jacek znalazł Krzysztofowi kolejny problem do rozwiązania.
- Zazwyczaj śpię w pi\amie.
- Skąd wezmiesz pi\amę? Nie masz walizki z ubraniami?! - naciskał.
- Ha! Ale mam karty kredytowe - poklepał się po kieszeni spodni, z której wystawał skórzany
portfel. - Posiadając przy sobie karty płatnicze, je\eli uprę się, zdą\ę jeszcze przed północą wypić
szampana pod wie\ą Eiffla - odgryzł się.
- Wspaniale! Zatem po drodze odstawimy cię na lotnisko - Jacek nie pozostawał dłu\ny. -
Poprosimy o ładne zdjęcie Pary\a!
Miarka się przebrała. Dorośli faceci, a zachowywali się jak przedszkolaki.
- Wystarczy tej rozgrywki słownej! Bo zaraz jednego i drugiego zostawię na poboczu! I na
pewno wypijecie razem szampana, ale co najwy\ej wieczorem, na zamku. Stryjku, dlaczego
jedziemy do Pszczyny?
Zanim stryjek Tomasz objaśnił mi cel naszej wizyty w sporo oddalonym od Ksią\a pałacu,
wygrzebałam ze schowka mapę i rzuciłam ją na kolana Jackowi.
- Sprawdz, którędy będzie najbli\ej -rozkazałam.
- Dostałem wiadomość, \e na dzisiejszą noc bandyci zaplanowali akcję w Pszczynie.
Prawdopodobnie włamią się do tamtejszego kościoła albo zaczną dobierać się do usytuowanej w
przypałacowym parku płyty nagrobnej.
- Stryj dostał cynk od... - chciałam powiedzieć Batury , ale w ostatnim momencie ugryzłam
się w język. Na całe szczęście nie zdradziłam się! W przeciwnym wypadku stryj od razu
zorientowałby się, \e wiem o jego wieczornym spotkaniu. Na szczęście, zdaje się, \e nie zauwa\ył
mojego zająknięcia, bo odpowiedział tak, jakby przed chwilą usłyszał pytanie, a nie początek
zdania twierdzącego:
- Rano otrzymałem telefon z ministerstwa. Postanowiłem przyczynić się do schwytania
bandyckiej szajki. Pszczyńska policja obstawiła ju\ oba miejsca, które mogą paść ofiarą
przestępczych poczynań. Zasadzili się i czekają na złodziei. Nie darowałbym sobie, gdybym nie
mógł zobaczyć na własne oczy min tych podłych wandali...
87
Nagle, jak spód ziemi, wyrosło za nami granatowe BMW. Samochód zbli\ył się do tylnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]