[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kamienie.
I rozgada wszem i wobec o znalezionych przez nas skarbach? opierałem się przed
podobnym projektem.
Nadchodził zmrok. Obok studni leżała niewysoka piramida kamieni. Na dłoniach miałem
w kilku miejscach zdartą skórę i pracowałem coraz wolniej. Bolały mnie ręce i plecy, a do
spoconego ciała przylgnęła koszula pobrudzona piaskiem i ziemią.
Urwisy sapały jak trzy lokomotywy.
Włosy nad czołem pot zlepił mi w grube strąki.
%7łe też to ja wymyśliłem! jęknął Piotr.
Nataniel nie przestawał zrzędzić:
Na całym świecie tylko ty jeden, Tomaszu, i twoi młodzi koledzy, zdolny jesteś podjąć
podobną ekstrawagancję. Pragniesz skarbów? Chcesz wiedzieć, co w takich razach zwykł
mawiać filozof? Nie szukaj skarbów dookoła siebie, ale w sobie. Miej serce i patrz w serce.
O, czemuż ty mnie nigdy nie słuchasz, nieszczęsny? Wygarnąłbym ci porządną reprymendę,
ale mi nie wolno, albowiem poprzysiągłem sobie nie głosić już aforyzmów i mądrych
cytatów.
Przerwałem robotę.
Dopiero teraz, Natanielu, wyglądasz na wielkiego poetę. Masz zmierzwione włosy i
brudną koszulę.
Lekceważąco machnął ręką. Biadolił:
Na stare lata uczyniliście mnie nieszkodliwym wariatem, poszukującym ukrytych
skarbów. Wszystko wam darowałbym, ale jednego nie mogę. %7łe jestem nieszkodliwy.
Mruknąłem głośno:
Oto sprawiedliwy w tej Gomorze pełnej bezeceństw.
I im więcej mistrz narzekał, tym wytrwałej pracowałem w starej studni. Tkwiłem w niej
prawie po szyję. Wybierałem kamienie spod nóg, podawałem je Markowi, a ten odrzucał je na
stos.
Bzdura! wybuchnął nagle. Do końca świata można grzebać w tej studni i nic nie
znalezć.
Szukajcie a znajdziecie, proście a będzie wam dane mistrz Nataniel sypał biblijnymi
cytatami. Ech, moi kochani, cóż wam rzec na pociechę? Eklezjasta powiada: Widziałem
nieraz, że ani prędki najprędzej nie dojdzie do celu, ani mężny nie zawsze odniesie
zwycięstwo, ani mądry nie zawsze znajdzie chleb, ani zmyślny łaskę, ale czas i trafunek jest
we wszystkim .
Zagryzłem wargi. Mogłem oczywiście zwrócić mu uwagę, że łamie przyrzeczenie, ale nie
chciało mi się otwierać ust. Kiedy pochyliłem się, aby podnieść kamień, krew napłynęła mi
do twarzy i przed oczami zrobiło mi się czerwono.
Pracowaliśmy w milczeniu, zbyt zmęczeni, aby rozmawiać. Nie wierzyłem w istnienie
skarbów Baldaricha-Bałdrzycha, a ściślej od dawna przestałem w nie wierzyć. Tomaszu
mówiłem sobie zło w tym, że ty nic nie potrafisz doprowadzić do końca. Czy nie tak jest w
sprawach między tobą a Babim Latem? Masz teraz jedyną szansę, aby dowieść sobie, że
jednak jesteś zdolny zaczęte dzieło doprowadzić do końca, choćby go miało wieńczyć
niepowodzenie.
Na dworzu zapadał mrok, w studni uczyniło się zupełnie ciemno. Wyjmowałem kamienie
po omacku. Nagle moje palce zamiast porowatej powierzchni głazu napotkały ostrą prostą
krawędz. Zawołałem do pomocy Marka i wspólnym wysiłkiem wytaszczyliśmy wielką,
oklejoną zaschłym mułem bryłę. Zanieśliśmy ją w światło reflektorów cadillaca.
To mi wygląda na wosk mruknął Nataniel zdzierając wierzchnią warstwę. Całkiem
logiczne. Szlachciura chciał zabezpieczyć skarb przed dostaniem się doń wody... Ciekawe, co
to za skarb, bo drogim kamieniom i złotu woda nie zaszkodzi... Chyba, że bał się, iż szkatułka
czy coś innego, w co klejnoty włoży, rozpadnie się i szukaj skarbu między kamieniami!...
Tak, szkatułka... domacałem się krawędzi!
Jednym ruchem Nataniel rozłupał bryłę wosku na pół. Zobaczyliśmy niewielką szkatułkę
z czarnego dębu z mosiężnymi okuciami. Pod palcami mistrza wieko odchyliło się. Szkatułka
nie miała zamka. Bo po co? Zatapiający jaw wosku i studni wiedział, że jeśli już ktoś ją
wyłowi, to i poradzi sobie z najwymyślniejszym zamkiem!
Na trawę wysypały się pierścienie i brosze, zabłysły nieoprawne szafiry i szmaragdy.
Wypadł wreszcie zwinięty ściśle w rulon plik kartek grubego papieru i chyba pergaminów,
przewiązany czarną tasiemką.
Owszem rzekł w zamyśleniu mistrz drogocenności jest tu sporo, ale za mało, by tak
za nimi szalał opat bogatego klasztoru... by tak przed wodą zabezpieczał je nieszczęsny
Jędrzej Baldarich-Bałdrzych... Przyjrzyjmy się zatem tym papierom! to mówiąc rozwiązał
wstążkę i przykucnął przed maską auta, podsuwając rozwinięte papiery tuż pod reflektor.
Czytał przez chwilę w milczeniu, wreszcie zaśmiał się:
O biedny Jędrzeju Baldarichu-Bałdrzychu! O przestraszony opacie Bernardzie! Mam tu
w ręku pisma, które jednego wygnały z kraju i pozbawiły majątku, a drugiemu spędzały aż do
śmierci sen z powiek! Ale dziś te dokumenty nie mają żadnej wartości!
Ale co tam jest, proszę pana?! zakrzyknął chór Urwisów.
Szczegółowy wykaz oszukańczych transakcji opata. Z podaniem ewentualnych
świadków i datami wydarzeń. Nic po tych notatkach ruinom Przeklętnika, nic ruinom
opactwa. Najwyżej ucieszy się kilku historyków i jakieś muzeum. I te klejnoty też czeka inny
los, niż ten ku jakiemu zostały stworzone. Nie przyozdobią szyi pięknych kobiet, a spoczną w
nudnych gablotach westchnął. Smutno mi i płakać się chce. Po co nam było to wszystko?
Dlaczego musiał umrzeć Herakliusz Pronobis? Piękna kobieta ryzykować wolnością?...
Zgarniajcie naszą zdobycz, kochani, i jedzmy stąd! Zaprawdę to miejsce jest przeklęte! A jak
jeszcze pomyślę, że przez nie poszliście dziś na wagary! Nataniel pogroził palcem ni to
Przeklętnikowi, ni to Urwisom.
ROZDZIAA DWUDZIESTY
MISTRZ NATANIEL PRZESAUCHUJE PAWAA VOLKSSYRENA "
POZCIG ZA A8 " NIEZBADANE S DROGI MIAOSIERDZIA "
OSTATNIA ROZMOWA Z PRZECIWNIKIEM " CZY JESTEM WINIEN
ZMIERCI WALDKA " JERZY BATURA KONTRA PAWEA DANIEC
Troska o to, jak wypadnie mój przyszły, a tak chętnie przeze mnie widziany, pracownik w
rozmowie z Natanielem sprawiła, że zameldowałem się w Zwiątyni dumania królewicza i
żebraka dużo wcześniej przed wyznaczoną godziną spotkania.
Taak! przywitał mnie mistrz. Jak już mówiłem, wierzę w pana Pawła, jednak
porozmawiać, tak od serca, należy przed podjęciem decyzji!...
Zadrżałem, wiedziałem bowiem dobrze, jaką to grozbę ukrywa mistrz pod niewinnymi
słowami od serca . Ale, z pozoru obojętnie, przytaknąłem. Poplotkowaliśmy trochę o tym i
owym. Wreszcie na ścieżce ukazał się wuj Konstanty i stanąwszy w drzwiach altany
zaanonsował:
Pan Paweł Daniec.
Ależ prosić, prosić! poderwał się Nataniel, złowrogo, tak mi się przynajmniej
zdawało, zacierając ręce.
Po stosownych powitaniach mistrz spytał młodego gościa: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
kamienie.
I rozgada wszem i wobec o znalezionych przez nas skarbach? opierałem się przed
podobnym projektem.
Nadchodził zmrok. Obok studni leżała niewysoka piramida kamieni. Na dłoniach miałem
w kilku miejscach zdartą skórę i pracowałem coraz wolniej. Bolały mnie ręce i plecy, a do
spoconego ciała przylgnęła koszula pobrudzona piaskiem i ziemią.
Urwisy sapały jak trzy lokomotywy.
Włosy nad czołem pot zlepił mi w grube strąki.
%7łe też to ja wymyśliłem! jęknął Piotr.
Nataniel nie przestawał zrzędzić:
Na całym świecie tylko ty jeden, Tomaszu, i twoi młodzi koledzy, zdolny jesteś podjąć
podobną ekstrawagancję. Pragniesz skarbów? Chcesz wiedzieć, co w takich razach zwykł
mawiać filozof? Nie szukaj skarbów dookoła siebie, ale w sobie. Miej serce i patrz w serce.
O, czemuż ty mnie nigdy nie słuchasz, nieszczęsny? Wygarnąłbym ci porządną reprymendę,
ale mi nie wolno, albowiem poprzysiągłem sobie nie głosić już aforyzmów i mądrych
cytatów.
Przerwałem robotę.
Dopiero teraz, Natanielu, wyglądasz na wielkiego poetę. Masz zmierzwione włosy i
brudną koszulę.
Lekceważąco machnął ręką. Biadolił:
Na stare lata uczyniliście mnie nieszkodliwym wariatem, poszukującym ukrytych
skarbów. Wszystko wam darowałbym, ale jednego nie mogę. %7łe jestem nieszkodliwy.
Mruknąłem głośno:
Oto sprawiedliwy w tej Gomorze pełnej bezeceństw.
I im więcej mistrz narzekał, tym wytrwałej pracowałem w starej studni. Tkwiłem w niej
prawie po szyję. Wybierałem kamienie spod nóg, podawałem je Markowi, a ten odrzucał je na
stos.
Bzdura! wybuchnął nagle. Do końca świata można grzebać w tej studni i nic nie
znalezć.
Szukajcie a znajdziecie, proście a będzie wam dane mistrz Nataniel sypał biblijnymi
cytatami. Ech, moi kochani, cóż wam rzec na pociechę? Eklezjasta powiada: Widziałem
nieraz, że ani prędki najprędzej nie dojdzie do celu, ani mężny nie zawsze odniesie
zwycięstwo, ani mądry nie zawsze znajdzie chleb, ani zmyślny łaskę, ale czas i trafunek jest
we wszystkim .
Zagryzłem wargi. Mogłem oczywiście zwrócić mu uwagę, że łamie przyrzeczenie, ale nie
chciało mi się otwierać ust. Kiedy pochyliłem się, aby podnieść kamień, krew napłynęła mi
do twarzy i przed oczami zrobiło mi się czerwono.
Pracowaliśmy w milczeniu, zbyt zmęczeni, aby rozmawiać. Nie wierzyłem w istnienie
skarbów Baldaricha-Bałdrzycha, a ściślej od dawna przestałem w nie wierzyć. Tomaszu
mówiłem sobie zło w tym, że ty nic nie potrafisz doprowadzić do końca. Czy nie tak jest w
sprawach między tobą a Babim Latem? Masz teraz jedyną szansę, aby dowieść sobie, że
jednak jesteś zdolny zaczęte dzieło doprowadzić do końca, choćby go miało wieńczyć
niepowodzenie.
Na dworzu zapadał mrok, w studni uczyniło się zupełnie ciemno. Wyjmowałem kamienie
po omacku. Nagle moje palce zamiast porowatej powierzchni głazu napotkały ostrą prostą
krawędz. Zawołałem do pomocy Marka i wspólnym wysiłkiem wytaszczyliśmy wielką,
oklejoną zaschłym mułem bryłę. Zanieśliśmy ją w światło reflektorów cadillaca.
To mi wygląda na wosk mruknął Nataniel zdzierając wierzchnią warstwę. Całkiem
logiczne. Szlachciura chciał zabezpieczyć skarb przed dostaniem się doń wody... Ciekawe, co
to za skarb, bo drogim kamieniom i złotu woda nie zaszkodzi... Chyba, że bał się, iż szkatułka
czy coś innego, w co klejnoty włoży, rozpadnie się i szukaj skarbu między kamieniami!...
Tak, szkatułka... domacałem się krawędzi!
Jednym ruchem Nataniel rozłupał bryłę wosku na pół. Zobaczyliśmy niewielką szkatułkę
z czarnego dębu z mosiężnymi okuciami. Pod palcami mistrza wieko odchyliło się. Szkatułka
nie miała zamka. Bo po co? Zatapiający jaw wosku i studni wiedział, że jeśli już ktoś ją
wyłowi, to i poradzi sobie z najwymyślniejszym zamkiem!
Na trawę wysypały się pierścienie i brosze, zabłysły nieoprawne szafiry i szmaragdy.
Wypadł wreszcie zwinięty ściśle w rulon plik kartek grubego papieru i chyba pergaminów,
przewiązany czarną tasiemką.
Owszem rzekł w zamyśleniu mistrz drogocenności jest tu sporo, ale za mało, by tak
za nimi szalał opat bogatego klasztoru... by tak przed wodą zabezpieczał je nieszczęsny
Jędrzej Baldarich-Bałdrzych... Przyjrzyjmy się zatem tym papierom! to mówiąc rozwiązał
wstążkę i przykucnął przed maską auta, podsuwając rozwinięte papiery tuż pod reflektor.
Czytał przez chwilę w milczeniu, wreszcie zaśmiał się:
O biedny Jędrzeju Baldarichu-Bałdrzychu! O przestraszony opacie Bernardzie! Mam tu
w ręku pisma, które jednego wygnały z kraju i pozbawiły majątku, a drugiemu spędzały aż do
śmierci sen z powiek! Ale dziś te dokumenty nie mają żadnej wartości!
Ale co tam jest, proszę pana?! zakrzyknął chór Urwisów.
Szczegółowy wykaz oszukańczych transakcji opata. Z podaniem ewentualnych
świadków i datami wydarzeń. Nic po tych notatkach ruinom Przeklętnika, nic ruinom
opactwa. Najwyżej ucieszy się kilku historyków i jakieś muzeum. I te klejnoty też czeka inny
los, niż ten ku jakiemu zostały stworzone. Nie przyozdobią szyi pięknych kobiet, a spoczną w
nudnych gablotach westchnął. Smutno mi i płakać się chce. Po co nam było to wszystko?
Dlaczego musiał umrzeć Herakliusz Pronobis? Piękna kobieta ryzykować wolnością?...
Zgarniajcie naszą zdobycz, kochani, i jedzmy stąd! Zaprawdę to miejsce jest przeklęte! A jak
jeszcze pomyślę, że przez nie poszliście dziś na wagary! Nataniel pogroził palcem ni to
Przeklętnikowi, ni to Urwisom.
ROZDZIAA DWUDZIESTY
MISTRZ NATANIEL PRZESAUCHUJE PAWAA VOLKSSYRENA "
POZCIG ZA A8 " NIEZBADANE S DROGI MIAOSIERDZIA "
OSTATNIA ROZMOWA Z PRZECIWNIKIEM " CZY JESTEM WINIEN
ZMIERCI WALDKA " JERZY BATURA KONTRA PAWEA DANIEC
Troska o to, jak wypadnie mój przyszły, a tak chętnie przeze mnie widziany, pracownik w
rozmowie z Natanielem sprawiła, że zameldowałem się w Zwiątyni dumania królewicza i
żebraka dużo wcześniej przed wyznaczoną godziną spotkania.
Taak! przywitał mnie mistrz. Jak już mówiłem, wierzę w pana Pawła, jednak
porozmawiać, tak od serca, należy przed podjęciem decyzji!...
Zadrżałem, wiedziałem bowiem dobrze, jaką to grozbę ukrywa mistrz pod niewinnymi
słowami od serca . Ale, z pozoru obojętnie, przytaknąłem. Poplotkowaliśmy trochę o tym i
owym. Wreszcie na ścieżce ukazał się wuj Konstanty i stanąwszy w drzwiach altany
zaanonsował:
Pan Paweł Daniec.
Ależ prosić, prosić! poderwał się Nataniel, złowrogo, tak mi się przynajmniej
zdawało, zacierając ręce.
Po stosownych powitaniach mistrz spytał młodego gościa: [ Pobierz całość w formacie PDF ]