[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nawigatora Po bie opanował cichy, beznadziejny smutek wyglądało na to, że do końca swoich
dni będzie mógł oglądać Dom tylko jak iskierkę na cudzym niebie. Nawigator szaleńczo chciał
wrócić do pracy, był przecież matematykiem, a wygwieżdżone niebo, przypominające mu o domu,
zmieniło się na chwilę w ogromny monitor&
Muszę wyjść powiedziała cicho Nie świa mi, zatrzymując się koło nawigatora ale
boję się, że ktoś może być w ciemnościach.
Tak, w chaszczach mogą kryć się dzikie zwierzęta zgodził się nawigator.
A może poszedłbyś ze mną i poczekał w pobliżu, gdy będę& Nie świa mi nie mogła się
zmusić do nazwania wprost tego, co będzie robić, bo w cywilizowanym społeczeństwie byłoby to
ogromnie nieprzyzwoite, a Nie świa mi nawet tutaj nie zapominała, że jest przedstawicielką
wysokiej cywilizacji.
Nic z tego odpowiedział nawigator. Jeśli pójdziemy razem, to dzikie zwierzęta zjedzą
nas oboje. Taki wariant zupełnie mi nie odpowiada.
To co mam zrobić? zakrzyknęła ślicznotka.
Znajdz sobie kogoś odważniejszego do towarzystwa albo możemy chodzić w krzaki całym
kolektywem.
W tropikach bardzo szybko robi się ciemno. W czasie tej krótkiej rozmowy niebo zrobiło się
granatowe. Krzaki w pobliżu jaskini wyglądały jak czarna paszcza nocy, dochodziły stamtąd jakieś
hałasy, trzaski, szuranie, a nawet westchnienia ukrytych tam stworzeń, bez wątpienia wrogo
nastawionych do nagich uczonych.
Nie świa mi nie znalazła odważnego towarzysza i, korzystając z ciemności, wykonała toaletę
pod ścianą pieczary, jak najdalej od rozmyślającego o komputerach Po bie.
Rozsądny Op zwo skorzystał z resztek światła i jeszcze o zmroku narwał trawy, z której umościł
sobie w jaskini całkiem miękkie posłanie. Mi ła poszła za jego przykładem, ale pozostali zajęci byli
innymi problemami sporami o przyszłość, skargami, rozmyślaniami i jękami, próbą rozpalenia
ognia, planami przygotowania sieci do połowu ryb& I tak ciemność zastała wielu z nich zupełnie
nieprzygotowanych, a gdy nastała pora snu Op zwo poczuł, jak w ciemnej jaskini zbierają się wokół
niego koledzy, coraz bardziej odczuwający chłód panujący w podziemnej kryjówce i z każdą chwilą
coraz bardziej przerażeni wizją samotnie spędzonej nocy. Dlatego dobry Op zwo powiedział:
Zpijmy dzisiaj znowu razem mam dużo trawy, a jeśli Mi ła dołączy swoje posłanie do
mojego, to starczy dla wszystkich.
Kosmici rzucili się ku tłumaczowi Op zwo i po chwili wszyscy leżeli razem tak, jak poprzedniej
nocy.
Co prawda, nic nie powtarza się dwa razy. Wczoraj przytulali się do siebie ściśnięci ścianami
niszy, w której znalezli schronienie, a dzisiaj leżeli na płaskiej podłodze, byle jak przykryci trawą.
Wczoraj panowało takie zimno, że aż szczękali zębami, a dzisiaj było chłodno, ale znośnie. Wczoraj
nikt nie odważył się poruszyć i opuścić kłębowiska ciał, a dzisiaj od czasu do czasu ktoś wstawał i
wychodził z jaskini, bo wszyscy najedli się zielonych bananów i orzechów, a ich nieprzyzwyczajone
do takiego pożywienia żołądki nie wytrzymały tego.
Do tego głód tak męczył ludzi, że Po be be na przykład żuł trawę, z której zrobiono legowisko i
nie mógł zasnąć, a kapitanowi tak wyraziście śniła się kolacja w domu rodzinnym, że tłumaczka Mi
ła o mało nie udławiła się śliną.
Bardziej dojrzałą i mądrzejszą Nie mi dręczyła myśl o niechlubnym końcu życia. Swego czasu,
wyruszając na ryzykowną wyprawę, Nie mi z ochotą zgodziła się na twarde warunki
samobójstwo w przypadku niepowodzenia misji. Zgodziła się na ten warunek, tak jak człowiek godzi
się z myślą o nieuchronności śmierci. Wiadomo, że zdarzy się to w jakiejś nieokreślonej przyszłości.
Gdy okazało się, że zrządzeniem losu została skazana, nie mogła pogodzić się z myślą o
konieczności zakończenia rozkwitającego życia w chwili, gdy dopiero co osiągnęła szczyt. Zmierć
zmieniła się z niejasnego i dalekiego zagrożenia w realny obraz krok w stronę przepaści i nie ma
cię I wtedy instynkt samozachowawczy okazał się silniejszy niż wierność planecie i państwu.
Bohaterskich czynów dokonuje się w chwili zapomnienia, ale nie pod wpływem trzezwych rozmyślań
nad wyborem posłuszeństwo czy życie.
Tak rozmyślała Nie mi, leżąc na trawie, czując jak ścierpnięty bok dotyka zimnego kamienia i
rozumiejąc, ku swemu wielkiemu zdziwieniu, że jest szczęśliwa zadowolona z wyboru, w wyniku
którego musi teraz znosić zimno i głód, ukąszenia komarów i ból w poobijanych stopach to
właśnie jest życie! To zwycięstwo jej wyboru nad ślepą wolą urzędników o kamiennych sercach.
W jej życiu nic się jeszcze nie skończyło najważniejsze, że od tej chwili jest wolna i nikomu
nie pozwoli odebrać sobie tej wolności. Nawet jeśli dane jej będzie przeżyć tylko rok, miesiąc,
tydzień przeżyje je na wolności!
Uśmiechając się przez łzy, w półśnie przytuliła się mocniej do pleców kapitana Po dyreka i
napełniona sentymentalizmem wpiła się gorącymi wargami w jego szyję. Kapitan z zadowoleniem
mruknął przez sen śniło mu się coś miłego.
* * *
Poranek, mglisty, chłodny i wilgotny, wpędził podróżników w jeszcze głębszą rozpacz. Biała
wata pełzła po placyku przed jaskinią, wilgoć przenikała do szpiku kości, trudno było zejść do rzeki,
bo mgła w dolinie była jeszcze gęściejsza.
Mi ła obudziła się przed wszystkimi i leżała, oglądając razem ze swymi towarzyszami końcówki
snów. Postanowiła, że gdy tylko zrobi się jasno ruszy na poszukiwanie owoców. Ale gęsta mgła
zatrzymała ją na granicy placu.
Po chwili dołączył do niej Op zwo, który także nie mógł spać. Stali w milczeniu i patrzyli na
przelewające się przed nimi mleko, nie musieli nic mówić, by się rozumieć nawzajem.
Jak wiadomo, na Domu tłumacze (telepaci) najczęściej wstępują w związki małżeńskie między
sobą. I mimo komplikacji, wynikających z tego, że cały czas wiadomo, co się dzieje w głowie
partnera i całkowitej przezroczystości dla niego twojej głowy, taki związki są znacznie trwalsze niż
związki między tłumaczami a zwykłymi ludzmi. Nic więc dziwnego, że gdy Op zwo jeszcze przed
odlotem poznał nową, młodą i uzdolnioną tłumaczkę, będącą do tego atrakcyjną dziewczyną, od razu
pomyślał, że byłaby dla niego dobrą towarzyszką życia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
Nawigatora Po bie opanował cichy, beznadziejny smutek wyglądało na to, że do końca swoich
dni będzie mógł oglądać Dom tylko jak iskierkę na cudzym niebie. Nawigator szaleńczo chciał
wrócić do pracy, był przecież matematykiem, a wygwieżdżone niebo, przypominające mu o domu,
zmieniło się na chwilę w ogromny monitor&
Muszę wyjść powiedziała cicho Nie świa mi, zatrzymując się koło nawigatora ale
boję się, że ktoś może być w ciemnościach.
Tak, w chaszczach mogą kryć się dzikie zwierzęta zgodził się nawigator.
A może poszedłbyś ze mną i poczekał w pobliżu, gdy będę& Nie świa mi nie mogła się
zmusić do nazwania wprost tego, co będzie robić, bo w cywilizowanym społeczeństwie byłoby to
ogromnie nieprzyzwoite, a Nie świa mi nawet tutaj nie zapominała, że jest przedstawicielką
wysokiej cywilizacji.
Nic z tego odpowiedział nawigator. Jeśli pójdziemy razem, to dzikie zwierzęta zjedzą
nas oboje. Taki wariant zupełnie mi nie odpowiada.
To co mam zrobić? zakrzyknęła ślicznotka.
Znajdz sobie kogoś odważniejszego do towarzystwa albo możemy chodzić w krzaki całym
kolektywem.
W tropikach bardzo szybko robi się ciemno. W czasie tej krótkiej rozmowy niebo zrobiło się
granatowe. Krzaki w pobliżu jaskini wyglądały jak czarna paszcza nocy, dochodziły stamtąd jakieś
hałasy, trzaski, szuranie, a nawet westchnienia ukrytych tam stworzeń, bez wątpienia wrogo
nastawionych do nagich uczonych.
Nie świa mi nie znalazła odważnego towarzysza i, korzystając z ciemności, wykonała toaletę
pod ścianą pieczary, jak najdalej od rozmyślającego o komputerach Po bie.
Rozsądny Op zwo skorzystał z resztek światła i jeszcze o zmroku narwał trawy, z której umościł
sobie w jaskini całkiem miękkie posłanie. Mi ła poszła za jego przykładem, ale pozostali zajęci byli
innymi problemami sporami o przyszłość, skargami, rozmyślaniami i jękami, próbą rozpalenia
ognia, planami przygotowania sieci do połowu ryb& I tak ciemność zastała wielu z nich zupełnie
nieprzygotowanych, a gdy nastała pora snu Op zwo poczuł, jak w ciemnej jaskini zbierają się wokół
niego koledzy, coraz bardziej odczuwający chłód panujący w podziemnej kryjówce i z każdą chwilą
coraz bardziej przerażeni wizją samotnie spędzonej nocy. Dlatego dobry Op zwo powiedział:
Zpijmy dzisiaj znowu razem mam dużo trawy, a jeśli Mi ła dołączy swoje posłanie do
mojego, to starczy dla wszystkich.
Kosmici rzucili się ku tłumaczowi Op zwo i po chwili wszyscy leżeli razem tak, jak poprzedniej
nocy.
Co prawda, nic nie powtarza się dwa razy. Wczoraj przytulali się do siebie ściśnięci ścianami
niszy, w której znalezli schronienie, a dzisiaj leżeli na płaskiej podłodze, byle jak przykryci trawą.
Wczoraj panowało takie zimno, że aż szczękali zębami, a dzisiaj było chłodno, ale znośnie. Wczoraj
nikt nie odważył się poruszyć i opuścić kłębowiska ciał, a dzisiaj od czasu do czasu ktoś wstawał i
wychodził z jaskini, bo wszyscy najedli się zielonych bananów i orzechów, a ich nieprzyzwyczajone
do takiego pożywienia żołądki nie wytrzymały tego.
Do tego głód tak męczył ludzi, że Po be be na przykład żuł trawę, z której zrobiono legowisko i
nie mógł zasnąć, a kapitanowi tak wyraziście śniła się kolacja w domu rodzinnym, że tłumaczka Mi
ła o mało nie udławiła się śliną.
Bardziej dojrzałą i mądrzejszą Nie mi dręczyła myśl o niechlubnym końcu życia. Swego czasu,
wyruszając na ryzykowną wyprawę, Nie mi z ochotą zgodziła się na twarde warunki
samobójstwo w przypadku niepowodzenia misji. Zgodziła się na ten warunek, tak jak człowiek godzi
się z myślą o nieuchronności śmierci. Wiadomo, że zdarzy się to w jakiejś nieokreślonej przyszłości.
Gdy okazało się, że zrządzeniem losu została skazana, nie mogła pogodzić się z myślą o
konieczności zakończenia rozkwitającego życia w chwili, gdy dopiero co osiągnęła szczyt. Zmierć
zmieniła się z niejasnego i dalekiego zagrożenia w realny obraz krok w stronę przepaści i nie ma
cię I wtedy instynkt samozachowawczy okazał się silniejszy niż wierność planecie i państwu.
Bohaterskich czynów dokonuje się w chwili zapomnienia, ale nie pod wpływem trzezwych rozmyślań
nad wyborem posłuszeństwo czy życie.
Tak rozmyślała Nie mi, leżąc na trawie, czując jak ścierpnięty bok dotyka zimnego kamienia i
rozumiejąc, ku swemu wielkiemu zdziwieniu, że jest szczęśliwa zadowolona z wyboru, w wyniku
którego musi teraz znosić zimno i głód, ukąszenia komarów i ból w poobijanych stopach to
właśnie jest życie! To zwycięstwo jej wyboru nad ślepą wolą urzędników o kamiennych sercach.
W jej życiu nic się jeszcze nie skończyło najważniejsze, że od tej chwili jest wolna i nikomu
nie pozwoli odebrać sobie tej wolności. Nawet jeśli dane jej będzie przeżyć tylko rok, miesiąc,
tydzień przeżyje je na wolności!
Uśmiechając się przez łzy, w półśnie przytuliła się mocniej do pleców kapitana Po dyreka i
napełniona sentymentalizmem wpiła się gorącymi wargami w jego szyję. Kapitan z zadowoleniem
mruknął przez sen śniło mu się coś miłego.
* * *
Poranek, mglisty, chłodny i wilgotny, wpędził podróżników w jeszcze głębszą rozpacz. Biała
wata pełzła po placyku przed jaskinią, wilgoć przenikała do szpiku kości, trudno było zejść do rzeki,
bo mgła w dolinie była jeszcze gęściejsza.
Mi ła obudziła się przed wszystkimi i leżała, oglądając razem ze swymi towarzyszami końcówki
snów. Postanowiła, że gdy tylko zrobi się jasno ruszy na poszukiwanie owoców. Ale gęsta mgła
zatrzymała ją na granicy placu.
Po chwili dołączył do niej Op zwo, który także nie mógł spać. Stali w milczeniu i patrzyli na
przelewające się przed nimi mleko, nie musieli nic mówić, by się rozumieć nawzajem.
Jak wiadomo, na Domu tłumacze (telepaci) najczęściej wstępują w związki małżeńskie między
sobą. I mimo komplikacji, wynikających z tego, że cały czas wiadomo, co się dzieje w głowie
partnera i całkowitej przezroczystości dla niego twojej głowy, taki związki są znacznie trwalsze niż
związki między tłumaczami a zwykłymi ludzmi. Nic więc dziwnego, że gdy Op zwo jeszcze przed
odlotem poznał nową, młodą i uzdolnioną tłumaczkę, będącą do tego atrakcyjną dziewczyną, od razu
pomyślał, że byłaby dla niego dobrą towarzyszką życia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]