[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie ma mowy. - Prychnęła. - Kocham ją, ale jej nadopiekuńczość mnie dobija.
- Nadal traktuje cię jak kruchą księżniczkę? - spytał z cierpkim uśmiechem.
Tak było podczas ich małżeństwa. Irytowało go podejście jej rodziców, ale wtedy Reese się tym nie
przejmowała.
Stała przy oknie i niewidzącym wzrokiem patrzyła na ogród.
- Moja mama zawsze była trochę za bardzo... apodyktyczna.
W pełni podzielał tę opinię, lecz teraz ugryzł się w język.
- Gdy byłam twoją żoną, ciągle się o mnie zamartwiali. Byli przerażeni tym, co się działo. -
Przesunęła dłonią po policzku. - Ale to dzięki nim przetrwałam po rozwodzie. Nie wiem, co bym bez nich
zrobiła - dodała cicho. Popatrzyła na Masona. - Dzięki Dylanowi zaczęłam sobie z nimi lepiej radzić.
Doszło do tego, że uznali mnie za dorosłą i samodzielną kobietę. Ale mama bardzo się zdenerwuje, gdy
usłyszy, że Dylan odwołał ślub.
Mason tylko zamruczał. Wolał nie zdradzać się ze swoimi przypuszczeniami. Ojciec Reese też nie
był łatwy w obejściu. Zaraz, przecież Reese miała przyrodniego brata?
- A Parker?
Cieszył się, że długoterminowa pamięć go nie zawiodła.
Reese pokręciła głową.
- Teraz dogadujemy się trochę lepiej niż kiedyś, ale nie chcę go w to mieszać. Jest zapracowany, a
od niedawna zauroczony Amber.
- Twoją krawcową? - Uniósł brwi. - To śliczna dziewczyna.
Reese zabawnie przewróciła oczami. Mason stłumił uśmiech.
L R
T
- A któraś z twoich przyjaciółek ze studiów? Współlokatorek - ciągnął. - Jak was nazywali?
- Mówili na nas Wspaniała Czwórka.
- No właśnie. Marnie, Gina i ta genialna Australijka...
- Cassie.
- To może któraś z nich?
- Przyjadą za jakieś trzy dni, nie wcześniej.
- Wszystkie? - zdumiał się. - Myślałem, że wasze drogi się rozeszły, jeszcze zanim się pobraliśmy.
- Gina i Marnie od tamtej pory ze sobą nie rozmawiają, ale mam z nimi kontakt. - Wzruszyła
ramionami. - Liczyłam, że dzięki mojemu ślubowi znów się do siebie zbliżymy.
Patrzył na jej przygnębioną minę i chciał powiedzieć, że strasznie mu przykro. A potem jak
najszybciej wyjechać. Reese pachniała słodko, w białej sukni wyglądała jak anioł, choć dobrze pamiętał, że
nie zawsze była miła. Wspomnienia napływały, tych dobrych było coraz więcej. Jedyne, co trzymało go
teraz w ryzach, to obraz jej rozgniewanej twarzy, gdy ciskała w niego nieśmiertelnikami. Uraza płonąca w
jej oczach.
- Jaki masz plan?
Przyglądała się, jak do chłodni wwożą kolejne rzezby. Wyglądała, jakby potrzebowała wsparcia,
czułego uścisku. Poruszył się niespokojnie.
- Dałam Dylanowi czas do jutra - powiedziała. - Zaproponował, że dziś po południu powiadomi
wszystkich gości, ale odczekam dwadzieścia cztery godziny. W razie gdyby zmienił zdanie w sprawie
ślubu. Przez dwa lata nie mogłam się zdecydować na wyznaczenie daty. Muszę mu dać choć te
dwadzieścia cztery godziny, to mu się należy.
Jasne. Dylan to świetny gość.
To było jak zimny prysznic na jego odradzające się libido, ale trudno. Ich czas się skończył.
Wiedział o tym, gdy planował tę podróż.
Przykre tętnienie w piersi pełzało wyżej, docierało do głowy. Umiejscowiło się tuż za lewym
okiem. Cholera, znowu szykuje się napad migreny. Już czuł pochłaniającą go falę zmęczenia i nudności,
znajome śnieżenie w polu widzenia.
Coraz mocniej tętniło mu w głowie; pewnie zaraz dostanie mdłości. Poczuł kropelki potu na karku i
nad górną wargą. Oparł się o kuchenną wyspę, nonszalancką pozą maskując swój stan.
Jeśli zaraz nie ukryje się w ciemnym pokoju, zwymiotuje na ten obłok białego tiulu otulającego
nogi Reese. Czym na pewno nie zyska w jej oczach.
Jej wymarzony ślub został odwołany. Jeśli jeszcze zniszczy jej bajeczną suknię, to będzie
prawdziwy dramat.
L R
T
ROZDZIAA CZWARTY
Niespokojnie krążyła pod drzwiami pokoju Masona, podciągając rozkloszowany dół sukni, żeby nie
zaplątać się w zwoje cieniutkiego tiulu. Miała serdecznie dość tej kreacji, którą jeszcze wczoraj tak się
zachwycała. Po kilku godzinach czuła się w niej jak w pancerzu. I w żaden sposób nie mogła się z niej
uwolnić. Daremnie próbowała znalezć kogoś, kto by ją z niej oswobodził. Pozostał jedynie Mason.
Z niepokojem znów popatrzyła na ciemne drzwi. Dobrze, że przynajmniej mogła chodzić boso, nie
na tych niebotycznych obcasach. Przyjemnie było czuć pod stopami puszysty orientalny dywan
przykrywający kamienną posadzkę. Gdyby jeszcze udało się pozbyć tej sukni i wreszcie trochę odpocząć.
Choć to raczej marzenie ściętej głowy, skoro Mason jest w pobliżu.
Gdy wyładowano lodowe rzezby, próbowała pozbyć się Masona, lecz nic z tego nie wyszło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
- Nie ma mowy. - Prychnęła. - Kocham ją, ale jej nadopiekuńczość mnie dobija.
- Nadal traktuje cię jak kruchą księżniczkę? - spytał z cierpkim uśmiechem.
Tak było podczas ich małżeństwa. Irytowało go podejście jej rodziców, ale wtedy Reese się tym nie
przejmowała.
Stała przy oknie i niewidzącym wzrokiem patrzyła na ogród.
- Moja mama zawsze była trochę za bardzo... apodyktyczna.
W pełni podzielał tę opinię, lecz teraz ugryzł się w język.
- Gdy byłam twoją żoną, ciągle się o mnie zamartwiali. Byli przerażeni tym, co się działo. -
Przesunęła dłonią po policzku. - Ale to dzięki nim przetrwałam po rozwodzie. Nie wiem, co bym bez nich
zrobiła - dodała cicho. Popatrzyła na Masona. - Dzięki Dylanowi zaczęłam sobie z nimi lepiej radzić.
Doszło do tego, że uznali mnie za dorosłą i samodzielną kobietę. Ale mama bardzo się zdenerwuje, gdy
usłyszy, że Dylan odwołał ślub.
Mason tylko zamruczał. Wolał nie zdradzać się ze swoimi przypuszczeniami. Ojciec Reese też nie
był łatwy w obejściu. Zaraz, przecież Reese miała przyrodniego brata?
- A Parker?
Cieszył się, że długoterminowa pamięć go nie zawiodła.
Reese pokręciła głową.
- Teraz dogadujemy się trochę lepiej niż kiedyś, ale nie chcę go w to mieszać. Jest zapracowany, a
od niedawna zauroczony Amber.
- Twoją krawcową? - Uniósł brwi. - To śliczna dziewczyna.
Reese zabawnie przewróciła oczami. Mason stłumił uśmiech.
L R
T
- A któraś z twoich przyjaciółek ze studiów? Współlokatorek - ciągnął. - Jak was nazywali?
- Mówili na nas Wspaniała Czwórka.
- No właśnie. Marnie, Gina i ta genialna Australijka...
- Cassie.
- To może któraś z nich?
- Przyjadą za jakieś trzy dni, nie wcześniej.
- Wszystkie? - zdumiał się. - Myślałem, że wasze drogi się rozeszły, jeszcze zanim się pobraliśmy.
- Gina i Marnie od tamtej pory ze sobą nie rozmawiają, ale mam z nimi kontakt. - Wzruszyła
ramionami. - Liczyłam, że dzięki mojemu ślubowi znów się do siebie zbliżymy.
Patrzył na jej przygnębioną minę i chciał powiedzieć, że strasznie mu przykro. A potem jak
najszybciej wyjechać. Reese pachniała słodko, w białej sukni wyglądała jak anioł, choć dobrze pamiętał, że
nie zawsze była miła. Wspomnienia napływały, tych dobrych było coraz więcej. Jedyne, co trzymało go
teraz w ryzach, to obraz jej rozgniewanej twarzy, gdy ciskała w niego nieśmiertelnikami. Uraza płonąca w
jej oczach.
- Jaki masz plan?
Przyglądała się, jak do chłodni wwożą kolejne rzezby. Wyglądała, jakby potrzebowała wsparcia,
czułego uścisku. Poruszył się niespokojnie.
- Dałam Dylanowi czas do jutra - powiedziała. - Zaproponował, że dziś po południu powiadomi
wszystkich gości, ale odczekam dwadzieścia cztery godziny. W razie gdyby zmienił zdanie w sprawie
ślubu. Przez dwa lata nie mogłam się zdecydować na wyznaczenie daty. Muszę mu dać choć te
dwadzieścia cztery godziny, to mu się należy.
Jasne. Dylan to świetny gość.
To było jak zimny prysznic na jego odradzające się libido, ale trudno. Ich czas się skończył.
Wiedział o tym, gdy planował tę podróż.
Przykre tętnienie w piersi pełzało wyżej, docierało do głowy. Umiejscowiło się tuż za lewym
okiem. Cholera, znowu szykuje się napad migreny. Już czuł pochłaniającą go falę zmęczenia i nudności,
znajome śnieżenie w polu widzenia.
Coraz mocniej tętniło mu w głowie; pewnie zaraz dostanie mdłości. Poczuł kropelki potu na karku i
nad górną wargą. Oparł się o kuchenną wyspę, nonszalancką pozą maskując swój stan.
Jeśli zaraz nie ukryje się w ciemnym pokoju, zwymiotuje na ten obłok białego tiulu otulającego
nogi Reese. Czym na pewno nie zyska w jej oczach.
Jej wymarzony ślub został odwołany. Jeśli jeszcze zniszczy jej bajeczną suknię, to będzie
prawdziwy dramat.
L R
T
ROZDZIAA CZWARTY
Niespokojnie krążyła pod drzwiami pokoju Masona, podciągając rozkloszowany dół sukni, żeby nie
zaplątać się w zwoje cieniutkiego tiulu. Miała serdecznie dość tej kreacji, którą jeszcze wczoraj tak się
zachwycała. Po kilku godzinach czuła się w niej jak w pancerzu. I w żaden sposób nie mogła się z niej
uwolnić. Daremnie próbowała znalezć kogoś, kto by ją z niej oswobodził. Pozostał jedynie Mason.
Z niepokojem znów popatrzyła na ciemne drzwi. Dobrze, że przynajmniej mogła chodzić boso, nie
na tych niebotycznych obcasach. Przyjemnie było czuć pod stopami puszysty orientalny dywan
przykrywający kamienną posadzkę. Gdyby jeszcze udało się pozbyć tej sukni i wreszcie trochę odpocząć.
Choć to raczej marzenie ściętej głowy, skoro Mason jest w pobliżu.
Gdy wyładowano lodowe rzezby, próbowała pozbyć się Masona, lecz nic z tego nie wyszło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]