[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ona też lubiła znajdować się w łóżku Jake'a. Lubiła sobie wyobrażać, że on leży obok, lubiła
myśleć o jego dłoniach na swoich piersiach, o jego ustach na swoich ramionach... dobry
Boże, co się z nią dzieje. Wszystko przez te opary farby.
 Brzmi, jakbyś mówił o seksie grupowym.
 Sporo fantazjuję. A ty nie?
 Nigdy. Absolutnie nigdy. Przestań się wyszczerzać.
 Czasami jesteś taką gęsią.  Objął Berry ramieniem i sprowadził ze schodów.  Jak
się dziś powiodło tobie i pani Dugan? Dużo pizzy sprzedałyście?
 Pani Dugan dziś nie pracuje. Zamiast niej mam Mildred.
Zatrzymał się, chwytając Berry za ramiona.
 Nabierasz mnie? Pytałem panią Dugan podczas śniadania.
 Zdecydowała się zamienić, chyba cierpi na niestrawność.
 Jak może mieć niestrawność po takich ilościach duszonych śliwek, suszonych śliwek i
naparu ze śliwek?
 Aż się boję zapytać, dlaczego tak się przejmujesz rozkładem pracy pani Dugan.
Jake zdjął płaszcz nieprzemakalny, zarzucił go na ramiona Berry. Otworzył drzwi
frontowe i wypchnął dziewczynę na deszcz.
 Szybko!
Mildred nawet nie zadała sobie trudu, by podnieść głowę, gdy oboje wpadli do sklepu.
Wprowadzała właśnie krzepkiego dżentelmena w tajniki sztuki artystycznej produkcji pizzy.
 Całkiem dobrze ci idzie  oceniła z uznaniem.
 Byłem kucharzem w marynarce, zaś kiedy skończyłem z pływaniem, zostałem
rzeznikiem. Przez czterdzieści lat prowadziłem własny sklep, a siedem lat temu przeszedłem
na emeryturę.  Pokiwał głową.  Nie powinienem był. %7łycie na emeryturze jest potwornie
nudne. %7łona i ja zamierzaliśmy podróżować, ale umarła, nim udało się nam zrobić coś z
niczego.
 Przykro mi - szepnęła Mildred.
Machnął ręką.
 W porządku. Dobrze się nam razem żyło.
Berry spojrzała na Jake'a.
 Znowu...
 On miał być dla pani Dugan.
 Zamierzałeś podsunąć pani Dugan mężczyznę z tatuażem?
 Kotwica symbolizuje wierność  Jake ukazał zęby w uśmiechu.
Mildred wsunęła pizzę do piekarnika i skinęła na Berry.
 To William Koziński. Pokazywałam mu, jak się robi pizzę.
William Koziński wyciągnął rękę.
 Bill. Jestem przyjacielem Jake'a.
 Nie wątpię, że jesteś  Berry spojrzała nart spod przymrużonych powiek.
 Dziś wieczorem wszyscy zamawiają dostawy do domu  oznajmiła Mildred. 
Nikomu nie chce się wychodzić na deszcz.
Jake ułożył stos pudełek.
49
RS
 Chodz, Berry. Poprowadzisz auto, a ja rozniosę pizze.
Berry rozejrzała się.
 A gdzie pani Fitz?
 Właśnie wyszła.  Mildred promieniała.  Ma randkę!
Bill uniósł w górę wielką dłoń.
 Nie martwcie się, przypilnujemy wszystkiego z Mildred. Zmiało możecie zająć się
dostawami.
Berry odwróciła się.
 Nie zostawię tego sklerotyka z całą kasą  syknęła ze złością.
 On jest teściem mojej siostry.
 Och.
Berry wsunęła się za kierownicę i przekręciła kluczyk w stacyjce. Deszcz bębnił w dach
auta, a ciemne chmury gnały po niebie.
 Gdzie wieziemy pierwszą pizzę?
 Na Sudley Road.
 Sudley Road?  Berry zerknęła na Jake'a.  Dość daleko. Nie ma czegoś bliżej?
 Nie.
Gdy ruszyli, obserwowała go kątem oka. Doszła do wniosku, że życie z Jake'em jest
bardzo wygodne. Właściwie, gdyby miała rzetelnie przeanalizować swoje uczucia, musiałaby
przyznać, że bierze pod uwagę małżeństwo. Przez cztery lata formalnego związku z Allenem
nigdy nie odczuwała takiego kumpelskiego przywiązania. %7łycie jest bez wątpienia dziwne i nie
bierze odpowiedzialności za uczucia.
Skręciła w Sudley Road. Jake wyprostował się, patrząc na numery domów.
 Białe rancho po lewej.  Wziął pudełko pizzy, wyskoczył z auta i pobiegł do drzwi.
Wrócił kompletnie przemoczony.
Berry skrzywiła się, widząc jego zrujnowane uczesanie. Nigdy nie powinna była pozwolić
mu na zajęcie się dostawami. Nie chciał od niej pieniędzy. Nawet własnych napiwków.
Każdego dnia przychodził zaraz po szkole i pracował w pizzerii aż do zamknięcia. Zaczynała
już w skrytości ducha liczyć na jego pomoc, co tylko pogłębiało jej poczucie winy.
Po trzeciej dostawie Jake nie zwracał więcej uwagi na kaptur kurtki. Bardziej zmoknąć
nie mógł. Po dziewiątej pizzy zdjął buty i zawinął spodnie do pół łydki. Zbliżała się szósta,
powoli zapadały ciemności.
 Dość  ogłosił, gdy nasiąknięty wodą znalazł się w aucie.  Jadę do domu. Ani jednej
pizzy więcej.
Berry zajrzała na tylne siedzenie.
 Została ostatnia.
 Tym gorzej. Niech jedzą płatki zbożowe. Jestem zmarznięty, przemoczony, a to
wszystko nie ma sensu. Grosza nie zarabiasz na dostawach.
 Ależ ja zawsze dostarczam...
 Od tej chwili koniec. Jedziemy do domu porozmawiać.
 Niby o czym?
 O tym biznesie z pizzą. A potem o nas.
 Nie ma o czym gadać. Mój interes z pizzą rozwija się dobrze, a żadnych  nas nie ma
Jest tylko układ mieszkaniowy, który się wkrótce skończy. Nie chciałabym, żeby to
zabrzmiało niegrzecznie. Byłeś bardzo uprzejmy.
 Uprzejmy?!  wykrzyknął.  Myślisz, że jestem uprzejmy?
 Cóż, tak.
 Uprzejmy to ja byłem wobec tych trzech staruszek, ale nie wobec ciebie.
50
RS
 A jaki byłeś wobec mnie?
 Przede wszystkim cierpliwy. Starałem się pozbyć pani Dugan, żeby pobyć z tobą sam
na sam dłużej niż dziesięć minut. Jesteśmy sami tylko, kiedy rozwozimy pizzę, a wówczas ja
siedzę z nosem utkwionym w planie miasta, a ty zasypiasz na siedząco. Twój styl życia nie
sprzyja romansowi.
 Wiem, Sherlocku.  Berry skręciła w Ellenburg Drive.  Uprzedzałam cię. Nie mam
czasu na romanse.
 Nieprawda. Ty nie chcesz mieć czasu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl