[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zmęczona szaleńczym biegiem opadła na krzesło. Próbowała uspokoić
wydobywający się z ust, nierówny oddech.
Wiedziała jednak, że nawet jeśli nigdy już nie zobaczy markiza, nie uda jej
się uciec przed tym, co czuła, gdy ją całował.
Na zawsze zdobył jej serce.
Rozdział piąty
Obudziła się rano, myśląc: Jak on śmiał mnie pocałować! Nie mogąc się
jednak powstrzymać wyszeptała: To było cudowne!
Chociaż w Rzymie wielu mężczyzn próbowało ją zdobyć, trzymała ich na
dystans, postanawiając, że nie pozwoli pocałować się w usta, dopóki się nie
zakocha.
Markiz zdobył ją podstępem, ale pomyślała, że gdyby nie to, walczyłaby z
nim i wściekała się na taką impertynencję.
Nie potrafiła zapomnieć cudownego uczucia, jakie w niej obudził, i tego, że
sprawił, iż unosili się razem do gwiazd połączeni w jedność pocałunkiem.
Nigdy więcej go nie zobaczę postanowiła. Czuła, że w ten sposób traci
na zawsze uniesienie i czar, które podarował jej markiz.
Przerażona własnymi myślami, pospiesznie ubrała się i zbiegła na dół.
Matka i Comte siedzieli już przy śniadaniu.
Nie przyszłaś pożegnać się ze mną na dobranoc poskarżyła się Susi.
Myślałam, że już śpisz wytłumaczyła.
Trina wiedziała, że po tym, co przeżyła, nie mogłaby znieść rozmowy z
nikim na jakikolwiek temat nie dotyczący markiza.
Dzisiaj, po przejażdżce zaczął Jean mam zamiar powiedzieć
Marchioness, że wieczorem dostanę eliksir i następnego dnia zademonstruję jej
jego moc.
Susi spojrzała na Jeana, jakby zaskoczona jego pośpiechem:
Jeśli chcecie znać prawdę oznajmił mężczyzna żałuję, że wdaliśmy
się w tę przygodę.
Czuję to samo przyznała Susi. Ale wiem, jak dużo możesz temu
zawdzięczać.
Myślę, że jest to nieodzowne oświadczył Jean choć zamek nie
wydaje mi się już tak ważny.
Trina doskonale wiedziała, że chciał powiedzieć, iż teraz liczyła się tylko
jego miłość do Susi i pragnienie, by została jego żoną.
Rozumiała również niechęć matki, która nie mogła zgodzić się, by dla niej
poświęcił tak wiele.
Dziewczyna przekonana była, że Comte nigdy dotąd nie był tak zakochany, i
wiedziała, iż miłość zrekompensowałaby mu niemalże wszystko.
Z drugiej strony nie ulegało wątpliwości, że każdy szlachetnie urodzony
Francuz, tak samo jak Włoch, ogromną wagę przywiązuje do swego
dziedzictwa. Stanowiło ono część ich krwi, część powietrza, którym oddychali.
Comte wychowano w wierze, iż jego charakter i osobowość związane są z
jego pochodzeniem, więc tak samo trudno byłoby mu rozstać się z zamkiem jak
z własną żoną.
Gdybym tylko potrafiła znalezć jakiś sposób, by wszystko pomyślnie się
ułożyło! rozmyślała Trina.
Pełnię istnienia jednak udaje się osiągnąć tylko niewielu na tym świecie i
dziewczyna słusznie uznała, iż ponieważ nie ma magicznej różdżki, nie potrafi
sprawić, by matka i Comte żyli długo i szczęśliwie.
Ale przecież świeciło słońce, a oni bardzo się kochali.
Trina obserwowała parę kochanków galopujących na wspaniałych koniach
Jeana i czuła się jak Kopciuszek, któremu zabroniono pójść na bal.
Musiała jednak jeszcze sporo popracować, jeśli chciała, by eliksir był
gotowy na następny dzień. Wbiegła po schodach do spiżarni. Znalazła tam
butelkę po lekarstwach, o którą prosiła gospodarza.
W zasadzie przyniósł dwie, bardzo stare, jedną z pomarańczowego szkła,
jakby w środku znajdował się slaby promień słońca, drugą zrobioną z czarnego
kryształu, używanego do przechowywania specjalnych produktów
wytwarzanych w Grasse.
W bibliotece zamkowej znalazła Catalogue de Perfumerie de la Fabrique
spis towarów dostarczanych na zagraniczne dwory.
Katalog zawierał listę naczyń z fajansu, glinki, porcelany, szkła i kryształu,
które miały mieścić w sobie pomady z wyciągów kwiatowych, kremy do ciała
ze ślimaków, ogórków i alabastru oraz maści do wąsów.
Były tam też buteleczki z kryształu lub czarnego szkła, z wyciągiem z
orzechów laskowych, wodą Makassar oraz, oczywiście, lawendą.
Irina zastanawiała się, czy nie powinni sporządzić dla Marchioness kilku
tych pradawnych specjałów do pielęgnacji urody.
Nie miała jednak czasu na poświęcenie się czemuś innemu poza eliksirem i
zdecydowała, że wybierze bursztynową butelkę, zwłaszcza że na zabawnym
srebrnym koreczku widniał rysunek przedstawiający zaloty jeleni.
Do otrzymania mikstury potrzebny był jeszcze jeden lub dwa składniki.
Dwa zioła wchodzące w skład eliksiru były znane od bardzo dawna. Jak
opowiadał Comte, ich uprawę rozpoczęto w ogrodzie zamkowym w czasach
Katarzyny Medycejskiej.
Królową bardzo interesowały kosmetyki, ponieważ ogromnie zazdrościła
urody kochance króla, Dianę de Poitiers.
Jej piękność i fakt, iż nie starzała się, przypisywano czarom, a prawda była
taka, że kobieta kąpała się w zimnej wodzie, jadała proste posiłki i świeże
warzywa. Na dworze zaś lubowano się w wystawnym i tłustym jedzeniu.
Ciekawa jestem, co też jada Marchioness? zastanawiała się Trina.
Ponieważ Susi twierdziła, iż staruszka jest na diecie, jej odżywianie mogło być
niewłaściwe.
Może zaproponujemy jej, by prócz eliksiru rozpoczęła zdrowotną i
upiększającą kurację rozmyślała, szatkując zioła.
Nagle uświadomiła sobie, że troszczy się o urodę Marchioness, jakby pomoc
staruszce mogła jej samej przynieść jakieś korzyści.
Jeżeli sprawimy, że poczuje się lepiej, jednocześnie poprawi się jej wygląd i
nie będziemy musieli czuć się tak winni z powodu pieniędzy stwierdziła w
myśli dziewczyna.
Doskonale wiedziała, że Susi, choć nie mówi o tym, bardzo przeżywa ich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
Zmęczona szaleńczym biegiem opadła na krzesło. Próbowała uspokoić
wydobywający się z ust, nierówny oddech.
Wiedziała jednak, że nawet jeśli nigdy już nie zobaczy markiza, nie uda jej
się uciec przed tym, co czuła, gdy ją całował.
Na zawsze zdobył jej serce.
Rozdział piąty
Obudziła się rano, myśląc: Jak on śmiał mnie pocałować! Nie mogąc się
jednak powstrzymać wyszeptała: To było cudowne!
Chociaż w Rzymie wielu mężczyzn próbowało ją zdobyć, trzymała ich na
dystans, postanawiając, że nie pozwoli pocałować się w usta, dopóki się nie
zakocha.
Markiz zdobył ją podstępem, ale pomyślała, że gdyby nie to, walczyłaby z
nim i wściekała się na taką impertynencję.
Nie potrafiła zapomnieć cudownego uczucia, jakie w niej obudził, i tego, że
sprawił, iż unosili się razem do gwiazd połączeni w jedność pocałunkiem.
Nigdy więcej go nie zobaczę postanowiła. Czuła, że w ten sposób traci
na zawsze uniesienie i czar, które podarował jej markiz.
Przerażona własnymi myślami, pospiesznie ubrała się i zbiegła na dół.
Matka i Comte siedzieli już przy śniadaniu.
Nie przyszłaś pożegnać się ze mną na dobranoc poskarżyła się Susi.
Myślałam, że już śpisz wytłumaczyła.
Trina wiedziała, że po tym, co przeżyła, nie mogłaby znieść rozmowy z
nikim na jakikolwiek temat nie dotyczący markiza.
Dzisiaj, po przejażdżce zaczął Jean mam zamiar powiedzieć
Marchioness, że wieczorem dostanę eliksir i następnego dnia zademonstruję jej
jego moc.
Susi spojrzała na Jeana, jakby zaskoczona jego pośpiechem:
Jeśli chcecie znać prawdę oznajmił mężczyzna żałuję, że wdaliśmy
się w tę przygodę.
Czuję to samo przyznała Susi. Ale wiem, jak dużo możesz temu
zawdzięczać.
Myślę, że jest to nieodzowne oświadczył Jean choć zamek nie
wydaje mi się już tak ważny.
Trina doskonale wiedziała, że chciał powiedzieć, iż teraz liczyła się tylko
jego miłość do Susi i pragnienie, by została jego żoną.
Rozumiała również niechęć matki, która nie mogła zgodzić się, by dla niej
poświęcił tak wiele.
Dziewczyna przekonana była, że Comte nigdy dotąd nie był tak zakochany, i
wiedziała, iż miłość zrekompensowałaby mu niemalże wszystko.
Z drugiej strony nie ulegało wątpliwości, że każdy szlachetnie urodzony
Francuz, tak samo jak Włoch, ogromną wagę przywiązuje do swego
dziedzictwa. Stanowiło ono część ich krwi, część powietrza, którym oddychali.
Comte wychowano w wierze, iż jego charakter i osobowość związane są z
jego pochodzeniem, więc tak samo trudno byłoby mu rozstać się z zamkiem jak
z własną żoną.
Gdybym tylko potrafiła znalezć jakiś sposób, by wszystko pomyślnie się
ułożyło! rozmyślała Trina.
Pełnię istnienia jednak udaje się osiągnąć tylko niewielu na tym świecie i
dziewczyna słusznie uznała, iż ponieważ nie ma magicznej różdżki, nie potrafi
sprawić, by matka i Comte żyli długo i szczęśliwie.
Ale przecież świeciło słońce, a oni bardzo się kochali.
Trina obserwowała parę kochanków galopujących na wspaniałych koniach
Jeana i czuła się jak Kopciuszek, któremu zabroniono pójść na bal.
Musiała jednak jeszcze sporo popracować, jeśli chciała, by eliksir był
gotowy na następny dzień. Wbiegła po schodach do spiżarni. Znalazła tam
butelkę po lekarstwach, o którą prosiła gospodarza.
W zasadzie przyniósł dwie, bardzo stare, jedną z pomarańczowego szkła,
jakby w środku znajdował się slaby promień słońca, drugą zrobioną z czarnego
kryształu, używanego do przechowywania specjalnych produktów
wytwarzanych w Grasse.
W bibliotece zamkowej znalazła Catalogue de Perfumerie de la Fabrique
spis towarów dostarczanych na zagraniczne dwory.
Katalog zawierał listę naczyń z fajansu, glinki, porcelany, szkła i kryształu,
które miały mieścić w sobie pomady z wyciągów kwiatowych, kremy do ciała
ze ślimaków, ogórków i alabastru oraz maści do wąsów.
Były tam też buteleczki z kryształu lub czarnego szkła, z wyciągiem z
orzechów laskowych, wodą Makassar oraz, oczywiście, lawendą.
Irina zastanawiała się, czy nie powinni sporządzić dla Marchioness kilku
tych pradawnych specjałów do pielęgnacji urody.
Nie miała jednak czasu na poświęcenie się czemuś innemu poza eliksirem i
zdecydowała, że wybierze bursztynową butelkę, zwłaszcza że na zabawnym
srebrnym koreczku widniał rysunek przedstawiający zaloty jeleni.
Do otrzymania mikstury potrzebny był jeszcze jeden lub dwa składniki.
Dwa zioła wchodzące w skład eliksiru były znane od bardzo dawna. Jak
opowiadał Comte, ich uprawę rozpoczęto w ogrodzie zamkowym w czasach
Katarzyny Medycejskiej.
Królową bardzo interesowały kosmetyki, ponieważ ogromnie zazdrościła
urody kochance króla, Dianę de Poitiers.
Jej piękność i fakt, iż nie starzała się, przypisywano czarom, a prawda była
taka, że kobieta kąpała się w zimnej wodzie, jadała proste posiłki i świeże
warzywa. Na dworze zaś lubowano się w wystawnym i tłustym jedzeniu.
Ciekawa jestem, co też jada Marchioness? zastanawiała się Trina.
Ponieważ Susi twierdziła, iż staruszka jest na diecie, jej odżywianie mogło być
niewłaściwe.
Może zaproponujemy jej, by prócz eliksiru rozpoczęła zdrowotną i
upiększającą kurację rozmyślała, szatkując zioła.
Nagle uświadomiła sobie, że troszczy się o urodę Marchioness, jakby pomoc
staruszce mogła jej samej przynieść jakieś korzyści.
Jeżeli sprawimy, że poczuje się lepiej, jednocześnie poprawi się jej wygląd i
nie będziemy musieli czuć się tak winni z powodu pieniędzy stwierdziła w
myśli dziewczyna.
Doskonale wiedziała, że Susi, choć nie mówi o tym, bardzo przeżywa ich [ Pobierz całość w formacie PDF ]