[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swego pokoju.
Dopiero gdy znalazła się w środku i zamknęła drzwi, zdała
sobie sprawę, jak szybko oddycha i jak gwałtownie wali jej
serce.
Jak on śmiał! Jak śmiał przypuszczać, że kłamałam, by
otrzymać zaproszenie na bal?
Podeszła do okna i wyjrzała na ogród.
Teraz służący gasili światła ustawione wzdłuż alejek i
lampki wiszące na drzewach.
Wysoko w górze srebrzyste światło rzucał księżyc.
Migotał w kaskadach wodospadu, srebrzył jego wody, a
dziwne cienie spłynęły na świerki.
Widok był piękny, ale gniew Isy sprawiał, że wszystko
wydawało się jej złowieszczą ciemnością.
Jak książę śmiał tak do niej mówić?
Teraz żałowała, że nie powiedziała na początku
znajomości, iż jest śpiewaczką i niedawno wróciła do domu z
Londynu.
Ale przecież starała się jak najmniej mówić o sobie,
obawiała się, iż w takich rozmowach mogłoby wyjść na jaw,
że jej ojciec czuje się zawiedziony z powodu pominięcia go
wśród zaproszonych na zamek gości.
Książę kierował się wzorem swego ojca, który nie widział
potrzeby podejmowania mniej dystyngowanych i poważanych
sąsiadów.
Stała tak dłuższy czas przy oknie, nie pamiętając, że
pokojówka, która pomogła się jej ubrać, prosiła, aby na nią
zadzwoniła, kiedy znów przyjdzie do pokoju.
Nieoczekiwanie postanowiła, że wróci do domu.
Jak mogłaby, po tym jak książę do niej przemawiał,
po/ostać w zamku i rozmawiać z nim przy śniadaniu?
Zupełnie jasno powiedział, że jest oszustką.
Niech sobie myśli, co chce, ale w tych okolicznościach
ona nie może korzystać z jego gościnności.
Ponieważ była rozgniewana, szybko zdjęła białą suknię i
włożyła strój, w którym przyjechała.
Był to najlepszy kostium, jaki przywiozła z Londynu:
plisowana spódnica, w której była tu po raz pierwszy, i
odpowiedni do tego zielony żakiet.
Założyła też parę mocnych butów do spaceru. Kapelusz
nie był jej potrzebny, wyjęła tylko z włosów stroik z piór i
położyła go na toaletce.
Napisała krótki list do pokojówki z prośbą, by zapakowała
jej kufry, gdyż rano kogoś po nie przyśle.
Włożyła kartkę wraz z napiwkiem do koperty i położyła
na nie używanym tej nocy łóżku.
Obrzuciła szybkim spojrzeniem pokój i cicho otworzyła
drzwi. Korytarz tonął prawie zupełnie w ciemności.
Pomyślała, że o tej porze służący będą już w łóżkach i nie
omyliła się. Gdy doszła do wejścia stwierdziła, że nawet tam
nie było lokaja.
Odsunąwszy po cichu zasuwkę i przekręciwszy klucz w
zamku wyszła. W świetle księżyca wyraznie widziała drogę.
Wiedziała, że choć nie będzie to krótki spacer, z łatwością
wróci przez wrzosowisko i dotrze do domu szybciej niż
powozem okrężną drogą.
Aby dojść do wrzosowiska, musiała przejść przez ogród i
dostać się na drugą stronę strumienia.
Wiedziała, że jest tam mostek położony blisko
wodospadu.
Kiedy szła po gładko wystrzyżonych trawnikach i mijała
klomby kwiatów, starała się trzymać w cieniu drzew, gdyż
księżyc świecił bardzo jasno.
Zmiana ubrania i napisanie listu zajęło jej trochę czasu,
nie zdziwiła się więc, kiedy zobaczyła, że wszystkie światła w
ogrodzie już zostały zgaszone.
Odwróciła się i spojrzała na zamek; światła w oknach
także gasły po kolei.
Pomyślała, że książę zapewne będzie zdumiony, kiedy
rano odkryje jej zniknięcie.
Potem powiedziała sobie, że przy jego sceptycznym
nastawieniu wcale go nie zmartwi, iż opuściła zamek, bo
poczuła się dotknięta tym, co powiedział, i nie mogła pozostać
pod jego dachem.
- Nienawidzę go. Rodzice mieli rację. Nie powinnam była
przyjąć zaproszenia! Jeśli ci ludzie go zabiją, to sam będzie
sobie winien.
Kiedy podeszła do mostku, przez który miała przejść nad
strumieniem, usłyszała jakieś głosy i zatrzymała się.
Na prawo od niej rósł wysoki świerk, a ponieważ nie
chciała, by ją zauważono i zadawano pytania, schowała się
pod jego gałęziami.
Przywarła do pnia, aby nikt jej nie wypatrzył, gdyby
przypadkiem spojrzał na drzewo.
Kto o tej porze, w ciemności, przyglądałby się uważnie
drzewu?
Głosy zbliżyły się, ale były ciche.
Nagle Isa drgnęła, bo była pewna, że poznała głos
Anglika, który słyszała onegdaj w jaskini.
- Czy jesteś pewien, Rory, że szukałeś wszędzie, zgodnie
ze wskazówkami?
- Tak, proszę pana. Dzisiaj przy takiej liczbie ludzi w
zamku było to łatwe; nikt nie interesował się tym, co robię.
- Nic nie znalazłeś?
- Nie, proszę pana.
Zamilkli, a potem odezwał się Szkot; Isa nie miała
wątpliwości, że tego człowieka także już słyszała,
- Mało prawdopodobne, by powtórzyła się taka dobra
okazja. Ale mapa dokładnie pokazuje, że skarb powinien być
mniej więcej w takiej odległości od starego zamku.
- Wydaje mi się możliwe, że skarb odkryto przy
odbudowie zamku i urządzaniu ogrodów.
- Drogi przyjacielu - odparł Szkot - jeśli prastary skarb
rzeczywiście był tak duży i został znaleziony, mówiłby o tym
każdy kamień w Szkocji. Takiej ważnej sprawy nie można
byłoby utrzymać w tajemnicy.
- Jeśli tak, to co proponujesz, Rory? - spytał Anglik. - Nie
wiem, niewiele możemy zrobić - odpowiedział
Rory. - Ale jeszcze raz się rozejrzę, jeśli pan sobie życzy.
- Oczywiście, musisz się rozejrzeć - ostro odezwał się
Anglik. - Powiedz mu, McNaver, że zawsze, czy tu jesteśmy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl