[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odbędzie się.
Cara odetchnęła głęboko z uczuciem ulgi. Kiedy powóz
wjechał na Berkeley Square markiz pochylił się nad nią, chcąc
ją pocałować.
W domu tylko nocny strażnik nie spał, ponieważ przed
wyjazdem markiz kazał Batesonowi iść spać i nie czekać na
niego. Wiedział doskonale, jak Cara się ubrała, i nie chciał, by
ktoś ze służby widział ją w spodniach.
- Idz do swojego pokoju, najdroższa - powiedział, kiedy
powóz zatrzymał się przed domem. - Przyniosę ci coś do
jedzenia, a ty opowiesz mi, co się wydarzyło.
Lokaj otworzył drzwi powozu. Cara przemknęła obok
niego i szybko pobiegła po schodach do domu, zanim ten
zdążył się zorientować, co się stało. Markiz zwolnił stangreta i
wszedł do domu. Powiesił kapelusz i pelerynę na wieszaku, po
czym poszedł do swego gabinetu. Wziął butelkę szampana,
tacę z kanapkami i zaniósł wszystko na górę. Czuł się
szczęśliwszy, niż kiedykolwiek w życiu. Czuł się tak, jakby
jakaś niewidzialna kurtyna unosiła się ku górze i odsłaniała
wspaniałą sztukę, której jeszcze nigdy nie widział. Wiedział
jednak, że będzie ona bardziej ekscytująca, niż wszystko, o
czym do tej pory marzył. Czekała na niego Cara.
Lokaj pomógł mu się rozebrać. Markiz włożył długi,
jedwabny szlafrok sięgający do ziemi i trzymając szampana i
tacę z kanapkami nacisnął klamkę drzwi prowadzących do
pokoju żony. Wiedział, że dzisiaj nie będą zamknięte.
Cara siedziała na łóżku. %7ładna kobieta nie wyglądałaby
bardziej czarująco i ponętnie, niż ona w tym przezroczystym
szlafroku ze złotymi włosami błyszczącymi w świetle świecy.
Markiz postawił szampana i kanapki na stole. Usiadł na
łóżku tuż przy żonie i powiedział łagodnym głosem: - Jesteś w
domu! Przywiozłem cię tutaj. Nie mogę o niczym innym
myśleć.
- Musiałam tam jechać,... zobaczyć, czy naprawdę... grozi
ci niebezpieczeństwo. Ivo, musisz ich ocalić. Oni chcą
wszystkich zabić.
- Musisz mi o tym opowiedzieć! - Patrzył na jej twarz i
delikatne usta. - Kocham cię. Jak mogłem tego nie wiedzieć
wcześniej?! Nie wolno ci nigdy ryzykować życia. Należysz do
mnie.
- Naprawdę... mnie kochasz? - spytała Cara. - Nie mogę w
to uwierzyć.
- Przekonam cię o tym - odparł markiz. - Wiem już teraz,
że to, co do ciebie czuję, to jest to uczucie, którego szukałem
przez wiele lat, nie wiedząc o tym.
Cara krzyknęła cichutko ze szczęścia.
- Jak mogłam być tak niemądra, żeby nie poznać od razu,
że ty jesteś mężczyzną, o którym marzyłam, którego mogę
kochać tak, jak mama kochała papę.
- Tak, jak ja kocham ciebie.
Gdy to mówił, pochylił się ku żonie, chcąc objąć ją
ramionami.
Cara opadła na poduszki. Markiz patrzył na nią przez
chwilę z góry, jakby chciał zapamiętać jej urodę. Potem
dotknął ustami jej ust.
Całował ją długo i namiętnie. Był to najpiękniejszy,
najwspanialszy pocałunek jego życia. Cara oplotła ramionami
jego szyję, przyciągając go coraz bliżej do siebie...
Wiele czasu pózniej Cara dotknęła ramienia markiza
mówiąc: ,
- Jak mogłam być taka... nierozsądna i tracić tyle czasu na
myślenie, że muszę cię opuścić. Teraz wiem, że gdybym to
zrobiła... musiałabym teraz... umrzeć.
- Nie umrzesz, najdroższa - rzekł markiz. - Będziesz żyć
ze mną, należeć do mnie i zabiję każdego, kto spróbuje mi
ciebie zabrać.
- Nikomu się to nie uda. Nie wiedziałam, że... miłość jest
taka... piękna i potężna.
- Nie boisz się mnie?
- Jak mogłabym się bać kogoś, kogo uwielbiam i
kocham?
- Bałaś się mnie, kiedy przyszedłem do ciebie pierwszej
nocy - przypomniał markiz.
- Nigdy się już nie będę ciebie bała. Będę bała się o
ciebie, żeby stryj Lionel i ten straszny Thistlewood nie zrobili
ci nic złego.
Słowa te przywołały śmiertelny strach i przerażenie.
Markiz przysunął się i złożył pocałunek na jej czole.
- Myślę, moja wspaniała, że pózniej musisz mi
opowiedzieć o tym, co się zdarzyło zeszłej nocy. Teraz mogę
myśleć tylko o tobie i szczęściu, które mi dałaś.
- To... cudowne, że mnie... kochasz - odparła Cara. -
Musisz jednak uratować lorda Harrowby'ego i gabinet.
- Zrobię to - rzekł markiz. - Powiedz mi jednak, że mnie
kochasz i że nie jest to sen.
Cara zaśmiała się radośnie.
- Trudno w to uwierzyć, prawda? Kazałam Emily
przynieść drugie ubranie, ponieważ myślałam o tym, by uciec
od ciebie. Wtedy, tamtej nocy, kiedy mi powiedziała, że stryj
Lionel spiskuje z tym Thistlewoodem, żeby zabić wszystkich,
którzy będą na obiedzie u lorda Harrowby'ego, wiedziałam
już, że muszę cię ocalić.
- Powinnaś była mnie ostrzec, a nie podejmować takie
ryzyko - wtrącił markiz.
- Bałam się, że mi nie uwierzysz. Wydawało mi się, że to
los mną kieruje. Kiedy przysłuchiwałam się ich rozmowie i
knowaniom, zrozumiałam, jak bardzo cię kocham, i nawet
gdybym miała zginąć, musiałam cię ocalić.
Słysząc te słowa markiz mocniej przytulił żonę do siebie.
Ucałował jej policzki i szukał jej ust.
- Opowiedz mi wszystko - poprosił. - Potem będziemy
mogli już myśleć tylko o sobie i zapomnieć o tych
spiskowcach aż do jutra rana.
Cara położyła dłoń na jego piersi jakby chcąc go obronić
przed złem.
- Znalazłam Cato Street. Emily powiedziała mi, że ci
mężczyzni spotykają się w stajni. Przeszukałam wszystkie
stajnie, zanim znalazłam tę właściwą'.
- A skąd wiedziałaś, która jest tą właściwą?
- W innych stały konie albo też nie było strychów. Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl