[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słońcu jak złote zwierciadełka. Poruszył skrzydłami, najpierw powoli, potem szybciej,
był coraz wy\ej. Zbli\ył się do niego drugi skrzydlaty stwór. Wkrótce oba zniknęły w
oddali.
Red zasłonił rękami twarz. Wiatr się odwrócił i uderzył go swąd palącego się
samochodu.
 Mo\e ktoś zechce tu przyjść i zabrać mnie, zanim zapali się to przeklęte
zielsko?  rozległ się cichy głosik.
 Fleurs?  zapytał opuszczając ręce i podnosząc się.
Ale chłopak był szybszy. Podniósł ksią\kę osłoniętą ochronnym materiałem i
ruszył z nią pod górę. Red wpatrywał się w niego.
 Reyd. Chciałabym ci przedstawić twojego syna, Randy ego  odezwała się
Leila.
Red zmarszczył brwi.
 Skąd pochodzisz, chłopcze?
 Cleveland. W-20.
 Niech mnie diabli... Blake? Czy Carthage?
 Tak. Ale teraz u\ywam nazwiska Dorakeen.
Red zrobił krok do przodu, poło\ył ręce na ramionach chłopaka i spojrzał mu w
oczy.
 No pewnie. Pewnie! Co tu robisz?
 Szukam ciebie. Leaves mnie prowadziła. A potem spotkałem Leilę.
 Przykro mi, \e wam przerywam  odezwała się Leila  ale lepiej odblokujmy
drogę, zanim ktoś nadjedzie.
 Dobrze.
Ruszyli ku szosie.
 Hm... Jak mam się do ciebie zwracać? Ojcze?
 Red. Po prostu Red  spojrzał na Leilę.  Przejaśniło mi się w głowie. Tak
jakby mgła się uniosła.
 To był ostatni czarny ptak  odparła.
 Wiesz, \e gdyby teraz chodziło o mnie, to minąłbym się z Randym?
 Tak.
 Pojedzmy na piwo do Ur. Tam zawsze dają dobre piwo.
 Ja chętnie  powiedział Randy.  Mam do ciebie mnóstwo pytań.
 Pewnie. Ja do ciebie te\. No i musimy zaplanować, co zrobimy.
 Zaplanować?
 Tak. Moim zdaniem, Grecy powinni wygrać pod Maratonem.
 Wygrali.
 Co?
 Tak piszą w podręcznikach historii.
 Wjechałeś na Drogę w W-20. Gdzie dokładnie?
 Koło Akron.
 Potrafiłbyś tam wrócić?
 Myślę, \e tak.
 Pojedziemy tam! Zaraz  najpierw wpadniemy pod Maraton sprawdzić, co jest
grane. Coś mogło wpłynąć na wynik.
 Red?
 Co?
 Nie wiem, o czym mówisz.
 W porządku. Wyjaśnię ci to...
 Mondamay będzie mnie szukał  wtrąciła się Fleurs.  Mo\e zostawić mu
wiadomość?
Red pstryknął palcami.
 Dobra. Przestawcie samochód. Zaraz będę. Odwrócił się i pobiegł w dół zbocza
trzymając się za bok.
Podniósł rozpalony kawałek metalu i wydrapał na drzwiach płonącej
półcię\arówki: JEMY LUNCH W UR. RED
 Czy on zawsze jest tak na bakier z rzeczywistością?  zapytał Randy.
 Nie zauwa\yłam niczego nadzwyczajnego  stwierdziła Leila.
Poklepała się po kieszeniach, wzruszyła ramionami i dmuchnęła małym
płomykiem zapalając cygaro.
 ...a\ do tamtego po\aru. Ale wrócił ju\ do siebie, jak mi się zdaje.
 De se terrible paysage, tel que jamais mortel n en vit, ce matin encore l image,
vague et lointaine, me ravit*...  zaczęła Fleurs.  Mo\e ja te\ jestem smokiem? Znię
tylko, \e jestem ksią\ką?
 Myślę, \e byłabyś do tego zdolna  powiedziała Leila, podchodząc do
samochodu.  Leaves, to jest Fleurs. Odpowiedziało jej podwójne wyładowanie
elektryczne.
DWA
W górach Abisynii W-11 Timyin Tin przyglądał się parze kochanków.
Chantris, przytulona do tyranozaura, pogłaskała go skrzydłem po obanda\owanej
głowie.
 Biedne maleństwo. Teraz ju\ lepiej, prawda?
Tyranozaur jęknął cicho i oparł się na niej.
 Dziękuję, \e podarowałeś nam to rozkoszne schronienie  smoczyca zwróciła
się do Mondamaya, który pomógł im uwolnić się z ruin pałacu Chadwicka.
 Tobie te\, mały człowieku, jestem wdzięczna za pomoc.
Timyin Tin skłonił się głęboko.
 Słu\yć smokowi Bel kwinith to doprawdy wielki zaszczyt dla mnie, niegodnego
 odparł.  śyczę ci wiele radości w tym zakątku.
Tyranozaur chrząknął kilka razy. Smoczyca roześmiała się i znów go pogłaskała.
 Nie jest pewnie intelektualistą  stwierdziła.  Ale za to jakie ma ciało!
 Jestem szczęśliwy, \e jesteś szczęśliwa  odezwał się Mondamay.  Zostawimy
was samych, bo muszę teraz odszukać moją ukochaną. Ten wojownik obiecał mi
pomóc. A potem będziemy lepić garnki i hodować kwiaty. Timyin Tin  jeśli jesteś
gotów  dosiądz mojego grzbietu.
 Mo\ecie sprawdzić ostatni zjazd do Babilonu  powiedziała Chantris
wydmuchując smu\kę białego dymu.  Przy błękitnym zigguracie. My, smoki, wiemy
o ró\nych rzeczach.
 Dzięki ci za to  odparł Mondamay.
Timyin Tin wspiął się na jego grzbiet, chwycił go za ramiona i unieśli się w
powietrze. Dolinkę pod nimi wypełniły syki i wybuchy śmiechu.
* * * [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl