[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ker. - Może mu pani powiedzieć, co pani ślina na język
przyniesie. RezygnujÄ™ z pracy.
Pani Baker zdjęła fartuch, rzuciÅ‚a go na podÅ‚ogÄ™ i wybieg­
Å‚a z pokoju.
- Nie może pani zrezygnować - zawołała za nią Merideth
- ponieważ to ja panią zwalniam!
Przerażona haÅ‚asem, Cassie wypluÅ‚a smoczek i gÅ‚oÅ›no za­
pÅ‚akaÅ‚a. Merideth wzięła butelkÄ™, przytuliÅ‚a dziecko i koÅ‚y­
sząc je przechadzała się po pokoju.
- Stara wiedzma - mówiła ni to do siebie, ni do Cassie.
- Jak ona śmiała tak do mnie powiedzieć? No i dobrze, że
sobie poszła. Baba z wozu, koniom lżej! John Lee podziękuje
mi za to, że się jej pozbyłam.
John Lee wszedł do kuchni. Był głodny jak wilk. Za nim
weszli pracownicy. Im też chciało się jeść.
W kuchni wcale nie pachniaÅ‚o obiadem. John Lee zauwa­
żył, że nic się nie gotuje i że stół nie jest nakryty.
- Pani Baker? - zawołał, ale nikt mu nie odpowiedział.
- Idzcie się umyć - powiedział więc do pracowników - a ja
jej poszukam.
Pani Baker nie byÅ‚o ani w pralni, ani w salonie, ani ni­
gdzie. Wobec tego John Lee poszedł do sypialni.
Merideth spaÅ‚a, zwiniÄ™ta w kÅ‚Ä™bek na jego wielkim łóż­
ku. Na podłodze leżał fartuch pani Baker. John Lee się
NAGRODA PUBLICZNOZCI 69
przestraszył. Podszedł do łóżka i mocno potrząsnął śpiącą
Merideth.
- Obudz się - powiedział.
- Która godzina? - zapytała, otwierając oczy.
- Dwunasta. Gdzie jest pani Baker? Nigdzie jej nie mogÄ™
znalezć.
- Wyrzuciłam ją - mruknęła Merideth.
- Wyrzuciłaś! - wrzasnął John Lee. Chwycił Merideth za
ramiona i posadziÅ‚ na łóżku. - Możesz mi to jaÅ›niej wytÅ‚u­
maczyć? Najlepiej tak, żebym zrozumiał.
- Co tu tłumaczyć? - Merideth wzruszyła ramionami.
- Wywaliłam ją na zbity pysk. Ta stara jędza powiedziała, że
ja nie mówię, tylko skrzeczę.
- I dlatego ją wyrzuciłaś?
- Między innymi. Sam dawno powinieneś był to zrobić.
Powinieneś mi podziękować, że oszczędziłam ci kłopotu.
- DziÄ™kujÄ™! - wrzasnÄ…Å‚ John Lee. - Ty wstrÄ™tna, rozka­
pryszona primadonno! Czy ty w ogóle wiesz, co narobiłaś?
Merideth wÅ‚asnym uszom nie mogÅ‚a uwierzyć. Nie rozu­
miała, dlaczego John Lee na nią krzyczy i dlaczego tak jej
ubliża. Nikt nigdy nie mówił do niej takim tonem. Zresztą
gdyby ktoś się ośmielił, Merideth rozerwałaby go na sztuki.
Jednak John Lee wyglądał tak groznie, że nie śmiała się
odezwać.
- W kuchni siedzi dziesięciu mężczyzn! - wrzeszczał
John Lee. - Ci ludzie czekają na obiad, który pani Baker
zawsze gotowaÅ‚a i podawaÅ‚a. A potem jeszcze zmywaÅ‚a na­
czynia.
- Naprawdę aż tyle robiła?
- Robiła znacznie więcej!
NAGRODA PUBLICZNOZCI
70
John Lee wywlókł ją z łóżka. Podniósł z podłogi fartuch,
nałożył go Merideth i tak wystrojoną wypchnął z pokoju.
- Chyba nie wyobrażasz sobie... - zaczęła.
- Owszem, wyobrażam - przerwał jej John Lee. - Skoro
wyrzuciłaś kobietę, która im zawsze gotowała, to teraz sama
zadbaj o to, żeby nie byli głodni.
- Ale...
- %7ładnego ale. - John Lee był nieubłagany. - Ja się zajmę
Cassie, a kiedy wrócę, chcę, żeby na stole było jedzenie.
Jasne?
Ton, jakim to powiedziaÅ‚, przekonaÅ‚ Merideth, że nie war­
to się spierać.
Była przerażona. Nie potrafiła gotować i nigdy w życiu
tego nie robiła. Nie musiała robić. Zawsze miała służbę.
Jednak wzięła się w garść. Powiedziała sobie, że skoro
takie ograniczone babsko jak pani Baker umie gotować, to
ona też sobie z tym poradzi.
Ale gdy weszła do kuchni i poczuła na sobie dziesięć par
oczu, straciła rezon.
Wyobraziła sobie, że kiedy ci ludzie dowiedzą się, iż
wyrzuciła z pracy kucharkę, wywloką ją na podwórze i rzucą
mrówkom na pożarcie.
Miała ochotę uciec do sypialni i schować się pod łóżko.
Nie mogła. John Lee i tak by ją stamtąd wywlókł. Musiała
jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
- Cześć, chłopaki - powiedziała z uśmiechem na ustach.
Zdecydowała, że lepiej będzie nie mówić całej prawdy. -
Mamy pewien kłopot. Pani Baker musiała nagle wyjść. Ale
nie martwcie siÄ™. Zaraz zrobiÄ™ wam coÅ› do jedzenia.
Zajrzała do piekarnika w nadziei, że może pani Ba-
NAGRODA PUBLICZNOZCI 71 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl