[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do środka.
Za kontuarem królowała Murzynka o monstrualnej tuszy, niewysoka, za to okrągła jak
beczka. Obfite piersi i brzuch zasłoniła fartuchem wielkości namiotu, pokrytym taką ilością
najróżniejszych plam, że przypominał abstrakcyjne malowidło. Jej hebanowa twarz niczym
księżyc w pełni rozpromieniła się, gdy tylko czarne, świdrujące oczka spoczęły na twarzy
Duncana.
- Jesteś, mój przystojniaczku! Nie zapomniałeś o mnie! Chodz tu natychmiast i ucałuj
Mamę!
Usłuchał jej jak grzeczny syn. Podszedł szybko do baru i cmoknął ją w pulchny
policzek.
- Bonjour, Mama. Co słychać? - spytał po francusku.
- Dobrze, jakoś się żyje, pomalutku. Powiedz mi lepiej, kim jest ta chudzinka, którą mi
przyprowadziłeś.
- To jest Cat, Mamo. Dziewczyna jak złoto!
- Cat? A może kot, bo wygląda jak kocica. Tylko taka trochę zagłodzona. Zaraz cię tu
podkarmimy, dziecinko.
- Mam nadzieję. - Cat pociągnęła nosem, wdychając z lubością smakowitą woń. -
Pachnie wspaniale! Jak w raju.
- Jak w raju! Słyszałeś ją? - Mama aż klepnęła się z uciechy po swym gigantycznym
brzuchu. - Zabierz tę swoją chudzinkę do stolika, zaraz wam podam - zarządziła.
Gdy usiedli przy ławie obok okna, Cat poczuła się lekko zdezorientowana.
- Nie będziemy nic zamawiali? - spytała.
- Nie. Zawsze polegam na Mamie i jem, co mi poda. Gwarantuję ci, że nie będziesz
zawiedziona - obiecał.
Wkrótce przekonała się, że mówił prawdę. Zapiekane krewetki z dzikim ryżem i
grzankami z mąki kukurydzianej były naprawdę doskonałe. Pochłaniając swoją ogromną
porcję, myślała o tym, że nie pamięta, kiedy ostatnio jadła coś równie smacznego.
Duncan obserwował ją znad dużej szklanki chłodnego piwa. Nie mógł się nadziwić,
gdzie też ona mieści takie ilości jedzenia.
- Powiedz mi, jak to możliwe, że nie wyglądasz jeszcze jak Mama? - spytał
rozbawiony.
- Nie mam pojęcia. Ale uwierz mi, że pracuję nad tym.
- Lepiej zostaw sobie trochę miejsca na placek orzechowy - poradził. - Jest naprawdę
rewelacyjny.
- Placek orzechowy? Z lodami waniliowymi?
- Jeśli masz o ochotę...
- Pewnie! - mruknęła, zajęta wyjadaniem ostatnich ziarenek ryżu. Kiedy talerz był
czysty jak łza, oparła się wygodnie i z błogim wyrazem twarzy westchnęła: - Pychota!
- A nie mówiłem? Zawsze jak jestem w Nowym Orleanie, wpadam do Mamy na
obiad. Czekaj, ubrudziłaś się sosem. - Nachylił się i otarł kciukiem kąciki jest ust. - Zaraz
lepiej sobie z tym poradzimy - szepnął, pochylając się coraz bardziej, dopóki nie dotknął
ustami jej warg.
Nie odsunęła się, choć wiedziała, że powinna to zrobić. Pózniej tłumaczyła sobie, że ją
zaskoczył. Jednak podświadomie czekała na ten pocałunek. Gdy Duncan Wsunął rękę w jej
włosy i pieszczotliwie pogładził kark, poddała się całkowicie fali przyjemnych doznań, ale
chwilę słodkiego zapomnienia przerwała interwencja Mamy. Królowa kuchni stanęła przy
stoliku z porcją orzechowego placka, a widząc, co się dzieje, bezceremonialnie pociągnęła
Duncana za włosy.
- Hej, chłopcze! - huknęła swoim niskim głosem. - Daj spokój dziewczynie i pozwól
jej zjeść deser. A potem rób sobie z nią, co chcesz!
Nie od razu jej posłuchał. Ociągał się dłuższą chwilę, pieszcząc pocałunkami wargi
Cat, wciąż nie mogąc nasycić się ich smakiem i jędrnością. Odsunął się dopiero wtedy, gdy
Mama wymierzyła mu porządnego kuksańca.
- Mamo, ona chce placek z lodami - powiedział w nadziei, że Murzynka zostawi ich
jeszcze na moment samych.
- Myślisz, że nie wiem? Mam tu i placek, i lody - oznajmiła, stawiając przed Cat
talerzyk z deserem. Potem zebrała puste talerze i już miała wrócić za bar, kiedy nagle
roześmiała się rubasznie i klepnęła Cat w szczupłe plecy.
- Fajnie całuje ten mój złoty chłopiec, co?
- Tak... - Cat próbowała powstrzymać westchnienie, ale na próżno. - Całkiem niezle,
choć założę się, że to jest dużo lepsze - powiedziała, nabierając na widelczyk porcję deseru.
- Nareszcie masz dziewczynę, która lubi sobie pojeść, a nie dziobie jak wróbelek -
pochwaliła ją Mama i wymierzyła Duncanowi kolejnego kuksańca w bok. - Lepiej ją trzymaj
i nie puszczaj! - powiedziała na odchodnym.
Duncan popatrzył, jak Mama znika w mrocznym wnętrzu kuchni, a potem uśmiechnął
się zagadkowo.
- Powinienem ją poznać z moim dziadkiem - oznajmił. - Mają wiele wspólnego.
- Co na przykład? - spytała Cat z ustami pełnymi ciasta i lodów. Jakoś nie mieściło jej
się w głowie, żeby czarnoskóra kucharka z Nowego Orleanu i obrzydliwie bogaty Szkot z
Bostonu mogli znalezć wspólny język.
- To, że obydwoje tylko patrzą, jakby tu mnie ożenić - roześmiał się, widząc jej
zaskoczoną minę. - Obydwoje ciosają mi kołki na głowie, że dawno już powinienem mieć
żonę i bandę dzieciaków. Dlatego każde z nich na własną rękę próbuje mnie wyswatać.
Ayżeczka pełna lodów zawisła na moment w powietrzu, Cat zaś z uwagą popatrzyła na
przystojną twarz swojego pracodawcy.
- Wiesz co, kotku? - powiedziała w końcu. - Jakoś nie wyglądasz mi na kogoś, kto by
potrzebował pomocy swatów.
- Im to powiedz, nie mnie. Ale mam dla ciebie najnowsze wieści z Bostonu. Chcesz
posłuchać? - spytał.
- A warto?
- Myślę, że tak. Wyobraz sobie, że mój dziadek wybrał cię na moją przyszłą żonę.
- Co takiego?
- To, co słyszysz - roześmiał się Duncan. - Stary MacGregor chce, żebym się z tobą
ożenił.
Ona również się roześmiała, biorąc to za głupi żart.
- Spadaj, kotku! - stwierdziła zwięzle i wróciła do topniejących lodów.
- Mówię poważnie! Ta dziewczyna ma ikrę. Do tego to porządna rodzina, dobra [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
do środka.
Za kontuarem królowała Murzynka o monstrualnej tuszy, niewysoka, za to okrągła jak
beczka. Obfite piersi i brzuch zasłoniła fartuchem wielkości namiotu, pokrytym taką ilością
najróżniejszych plam, że przypominał abstrakcyjne malowidło. Jej hebanowa twarz niczym
księżyc w pełni rozpromieniła się, gdy tylko czarne, świdrujące oczka spoczęły na twarzy
Duncana.
- Jesteś, mój przystojniaczku! Nie zapomniałeś o mnie! Chodz tu natychmiast i ucałuj
Mamę!
Usłuchał jej jak grzeczny syn. Podszedł szybko do baru i cmoknął ją w pulchny
policzek.
- Bonjour, Mama. Co słychać? - spytał po francusku.
- Dobrze, jakoś się żyje, pomalutku. Powiedz mi lepiej, kim jest ta chudzinka, którą mi
przyprowadziłeś.
- To jest Cat, Mamo. Dziewczyna jak złoto!
- Cat? A może kot, bo wygląda jak kocica. Tylko taka trochę zagłodzona. Zaraz cię tu
podkarmimy, dziecinko.
- Mam nadzieję. - Cat pociągnęła nosem, wdychając z lubością smakowitą woń. -
Pachnie wspaniale! Jak w raju.
- Jak w raju! Słyszałeś ją? - Mama aż klepnęła się z uciechy po swym gigantycznym
brzuchu. - Zabierz tę swoją chudzinkę do stolika, zaraz wam podam - zarządziła.
Gdy usiedli przy ławie obok okna, Cat poczuła się lekko zdezorientowana.
- Nie będziemy nic zamawiali? - spytała.
- Nie. Zawsze polegam na Mamie i jem, co mi poda. Gwarantuję ci, że nie będziesz
zawiedziona - obiecał.
Wkrótce przekonała się, że mówił prawdę. Zapiekane krewetki z dzikim ryżem i
grzankami z mąki kukurydzianej były naprawdę doskonałe. Pochłaniając swoją ogromną
porcję, myślała o tym, że nie pamięta, kiedy ostatnio jadła coś równie smacznego.
Duncan obserwował ją znad dużej szklanki chłodnego piwa. Nie mógł się nadziwić,
gdzie też ona mieści takie ilości jedzenia.
- Powiedz mi, jak to możliwe, że nie wyglądasz jeszcze jak Mama? - spytał
rozbawiony.
- Nie mam pojęcia. Ale uwierz mi, że pracuję nad tym.
- Lepiej zostaw sobie trochę miejsca na placek orzechowy - poradził. - Jest naprawdę
rewelacyjny.
- Placek orzechowy? Z lodami waniliowymi?
- Jeśli masz o ochotę...
- Pewnie! - mruknęła, zajęta wyjadaniem ostatnich ziarenek ryżu. Kiedy talerz był
czysty jak łza, oparła się wygodnie i z błogim wyrazem twarzy westchnęła: - Pychota!
- A nie mówiłem? Zawsze jak jestem w Nowym Orleanie, wpadam do Mamy na
obiad. Czekaj, ubrudziłaś się sosem. - Nachylił się i otarł kciukiem kąciki jest ust. - Zaraz
lepiej sobie z tym poradzimy - szepnął, pochylając się coraz bardziej, dopóki nie dotknął
ustami jej warg.
Nie odsunęła się, choć wiedziała, że powinna to zrobić. Pózniej tłumaczyła sobie, że ją
zaskoczył. Jednak podświadomie czekała na ten pocałunek. Gdy Duncan Wsunął rękę w jej
włosy i pieszczotliwie pogładził kark, poddała się całkowicie fali przyjemnych doznań, ale
chwilę słodkiego zapomnienia przerwała interwencja Mamy. Królowa kuchni stanęła przy
stoliku z porcją orzechowego placka, a widząc, co się dzieje, bezceremonialnie pociągnęła
Duncana za włosy.
- Hej, chłopcze! - huknęła swoim niskim głosem. - Daj spokój dziewczynie i pozwól
jej zjeść deser. A potem rób sobie z nią, co chcesz!
Nie od razu jej posłuchał. Ociągał się dłuższą chwilę, pieszcząc pocałunkami wargi
Cat, wciąż nie mogąc nasycić się ich smakiem i jędrnością. Odsunął się dopiero wtedy, gdy
Mama wymierzyła mu porządnego kuksańca.
- Mamo, ona chce placek z lodami - powiedział w nadziei, że Murzynka zostawi ich
jeszcze na moment samych.
- Myślisz, że nie wiem? Mam tu i placek, i lody - oznajmiła, stawiając przed Cat
talerzyk z deserem. Potem zebrała puste talerze i już miała wrócić za bar, kiedy nagle
roześmiała się rubasznie i klepnęła Cat w szczupłe plecy.
- Fajnie całuje ten mój złoty chłopiec, co?
- Tak... - Cat próbowała powstrzymać westchnienie, ale na próżno. - Całkiem niezle,
choć założę się, że to jest dużo lepsze - powiedziała, nabierając na widelczyk porcję deseru.
- Nareszcie masz dziewczynę, która lubi sobie pojeść, a nie dziobie jak wróbelek -
pochwaliła ją Mama i wymierzyła Duncanowi kolejnego kuksańca w bok. - Lepiej ją trzymaj
i nie puszczaj! - powiedziała na odchodnym.
Duncan popatrzył, jak Mama znika w mrocznym wnętrzu kuchni, a potem uśmiechnął
się zagadkowo.
- Powinienem ją poznać z moim dziadkiem - oznajmił. - Mają wiele wspólnego.
- Co na przykład? - spytała Cat z ustami pełnymi ciasta i lodów. Jakoś nie mieściło jej
się w głowie, żeby czarnoskóra kucharka z Nowego Orleanu i obrzydliwie bogaty Szkot z
Bostonu mogli znalezć wspólny język.
- To, że obydwoje tylko patrzą, jakby tu mnie ożenić - roześmiał się, widząc jej
zaskoczoną minę. - Obydwoje ciosają mi kołki na głowie, że dawno już powinienem mieć
żonę i bandę dzieciaków. Dlatego każde z nich na własną rękę próbuje mnie wyswatać.
Ayżeczka pełna lodów zawisła na moment w powietrzu, Cat zaś z uwagą popatrzyła na
przystojną twarz swojego pracodawcy.
- Wiesz co, kotku? - powiedziała w końcu. - Jakoś nie wyglądasz mi na kogoś, kto by
potrzebował pomocy swatów.
- Im to powiedz, nie mnie. Ale mam dla ciebie najnowsze wieści z Bostonu. Chcesz
posłuchać? - spytał.
- A warto?
- Myślę, że tak. Wyobraz sobie, że mój dziadek wybrał cię na moją przyszłą żonę.
- Co takiego?
- To, co słyszysz - roześmiał się Duncan. - Stary MacGregor chce, żebym się z tobą
ożenił.
Ona również się roześmiała, biorąc to za głupi żart.
- Spadaj, kotku! - stwierdziła zwięzle i wróciła do topniejących lodów.
- Mówię poważnie! Ta dziewczyna ma ikrę. Do tego to porządna rodzina, dobra [ Pobierz całość w formacie PDF ]