[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak! Piękną, radosną i silniejszą niż dawniej! Widziałem ją, kiedym
przyÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ do Roberta w Neufchâteau. JechaÅ‚a w towarzystwie dwóch
rycerzy i wszyscy panowie z okolicy zbiegli się, by ją ujrzeć!
 Ty chyba oszalałeś! Joanna żywa!
 Powtarzam: widziałem ją żywą!
 Czyżby? A na stosie w Rouen nie widziałeś jej nieruchomego ciała
ogarniętego płomieniami?
 To nie była Joanna! To była inna dziewczyna! Joannie ułatwiono
ucieczkę. Bracia Joanny również ją rozpoznali.
 Nie wierzę w to podobieństwo!
 Kiedy jÄ… zobaczysz, zmienisz zdanie! Ale, w rzeczy samej...  Arnold
spojrzał na żonę, a w jego spojrzeniu błysnęła pewna myśl; jego głos stał się
niepokojąco słodki.  A czy mogłabyś mi wyjawić, gdzie się teraz udajesz?
 Już raz ci mówiłam: do umierającej matki!
 Czyli do Dijon?
 Ależ nie! Nie ma jej tam! Wuj wziął sobie kobietę łatwą i moja matka
zmuszona była opuścić dom i skorzystać z gościnności Ermengardy. Jest w
Châteauvillain.
 W Châteauvillain! A wiesz, że byÅ‚bym przysiÄ…gÅ‚!
Nie rozumiejąc, o co mu chodzi, patrzyła na niego z osłupieniem.
 Przysiągłbyś?...
Nagle rzucił się na nią i chwycił za gardło.
 Tak, przysiągłbym! I wiem teraz, że jesteś zwykłą nierządnicą!
Najgorszą ze wszystkich! Domyślam się, kto na ciebie tam czeka! Tym razem
nie uda ci się mnie zwieść! Nie nabierzesz mnie na swoje łzy! Kiedy pomyślę,
że już robiłem sobie wyrzuty, podczas gdy ty starałaś się uśpić moją czujność,
by rzucić się w ramiona kochanka!
 Jakiego kochanka?  zarzęziła na wpół uduszona.
 Jak to jakiego? Zmiesz jeszcze pytać! Przebóg! Ależ księcia Filipa,
którego widziano, jak pięć dni temu na czele małego oddziału zajechał do tej
flądry Ermengardy, niechaj piekło ją pochłonie! Co na to powiesz? Widzisz, że
przede mnÄ… nic siÄ™ nie ukryje!
Potrząsał nią, zaciskając ręce na jej białej szyi i byłby z pewnością udusił
nieszczęsną, gdyby nagle z tyłu nie dobiegł cichy, drżący głos:
 To nieprawda, panie Arnoldzie... Księcia Filipa tutaj nie ma... a ty
tymczasem udusisz swoją dobrą żonę...
Ręce Arnolda rozluzniły żelazny uścisk i Katarzyna osunęła się na
rozmokłe klepisko. Odwrócił się i w drzwiach stodoły ujrzał grupę ludzi
prowadzÄ…cych zwiÄ…zanego pazia i giermka Katarzyny, mokrych jak nieboskie
stworzenia.
Nieśmiały głos należał do pazia, który odważył się stanąć w obronie swej
pani pomimo strachu, jaki zawsze wzbudzał w nim pan de Montsalvy.
Arnold podparł się pod boki i przyjrzał się młodzieńcowi ze zdziwieniem,
którego nawet nie starał się ukryć.
 Mały Roquemaurel! A co ty tu robisz, żółtodziobie? Paz dumnie
wyprostował głowę i oświadczył:
 Kiedy wyjechałeś, panie, już byłem paziem pani Katarzyny. Jestem nim
nadal i wszędzie za nią podążam, służąc najlepiej, jak umiem. Lecz czy aby ty,
panie... jesteś nadal tym, którego ona kocha nad życie?
Pod jasnym spojrzeniem pazia Arnold zaczerwienił się i odwrócił twarz.
 Nie mieszaj się do nie swoich spraw!  burknął.  A ten tam  dodał
wskazujÄ…c na Waltera  kim jest?
Student wydÄ…wszy usta z pogardÄ… i patrzÄ…c na kapitana wyzywajÄ…co
rzucił:
 Walter de Chazay, giermek na usługach pani hrabiny de Montsalvy,
niech Bóg uchroni ją od nieszczęścia i uwolni od tchórzy ośmielających się zle
ją traktować!
Arnold niespodziewanie wymierzył Walterowi policzek, od którego
student stracił równowagę.
 Powstrzymaj swój język, chłopcze, jeśli ci życie miłe! Jestem hrabia de
Montsalvy i mam prawo łoić własną żonę!
 Ty, panie... jej mężem?...
Nie dowierzając spojrzał na pazia, który szlochał z rozpaczy i niemocy
widząc, że Katarzyna nie wstaje z ziemi.
 To niestety prawda! A teraz ją zabił!! Taką dobrą... taką piękną... Moją
biedną panią  paz zalewał się rzewnymi łzami.
 Dosyć tego!  krzyknął Arnold i przyklęknąwszy obok żony przyglądał
się jej z większym niepokojem, niżby wypadało.  Przynieście wody!
 Rozwiążcie mnie!  krzyknął Walter.  Ja ją ocucę!
Montsalvy ruchem dłoni kazał rozwiązać chłopców. Walter
przykucnąwszy przy Katarzynie, obejrzał sińce na szyi i delikatnie sprawdził,
czy nic nie zostało złamane. Następnie zanurzywszy dłoń w sakiewce
Katarzyny, wyjął zeń mały, kryształowy flakonik i odkorkował go.
Arnold przyglądał się mu z zainteresowaniem.
 Doprawdy, dziwny z ciebie giermek! Jesteś medykiem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl