[ Pobierz całość w formacie PDF ]

każdego z nich smażyły się dusze heretyków. Ostry, smolisty odór pieczonego ludzkiego mięsa
spowodował, że znowu zacząłem kaszleć. Od ciągłego napinania przepony zaczęło mi się
mienić przed oczami. Dałem znak przewodnikowi, żebyśmy odlecieli stąd jak najszybciej. I tak
nie było tu nic ciekawego do oglądania.
- Krąg siódmy: bluzniercy i gwałtownicy, którzy zgrzeszyli wobec Boga i bliznich.
Obowiązkowy przystanek.
Minęliśmy siedzibę morderców kąpiących się we własnej krwi.
Pojazd wycieczkowy przystanął pośród tych, którzy własną ręką odebrali sobie życie.
Dusze samobójców były uwięzione w nowych ciałach, które kształtem przypominały
przerażająco powykręcane drzewa lub krzewy. Dookoła rozlegał się cichy jęk.
Virgil wyskoczył ze sterowca, podszedł do jednego z potępieńców i bez skrępowania
rozpiął spodnie. Po spróchniałym pniu pociekł mocz.
- Na pana miejscu zrobiłbym to samo. W dziewiątym kręgu niektórzy bardziej wrażliwi
osobnicy potrafią niezle zabrudzić mi tył pojazdu. Chyba nie chciałby pan po sobie sprzątać?
Westchnąłem i przyłączyłem się do niego. Ulżyłem sobie jednak na niezarośniętym
skrawku ziemi.
Gdy zapinałem spodnie, stojące nieopodal drzewo nagle wyciągnęło w moją stronę jedną
z gałązek i boleśnie oplątało ją wokół mojego nadgarstka.
Ze strachu omal nie stanęło mi serce.
- Nie odchodz - szepnęło drzewo - zostań z nami. W rzeczywistości nie jest tu aż tak zle.
W spróchniałej korze rozpoznałem twarz młodego mężczyzny.
- To rozwiąże wszystkie twoje problemy... Raz na zawsze... - obiecywał. - Dołącz do nas.
- Nie! - wyrwałem się i ze strachem wskoczyłem do sterowca.
Przewodnik roześmiał się i z rozbawieniem poklepał mnie po ramieniu. Wyruszyliśmy w
dalszą drogę.
Nie patrzyłem na zapadających się w gorącym piasku lichwiarzy i sodomitów.
Masowałem bolący nadgarstek. Czułem, że ogarnia mnie złość. Rzeczywiście, niezle to sobie
wymyślił. Fajny sposób na łatwe werbowanie następnych niewinnych dusz. Diabeł nie śpi,
cholera!
- Krąg ósmy - ostrzegł mnie Virgil. - Złe Doły.
Znowu wychyliłem się za burtę gondoli i obserwowałem, co dzieje się w najbardziej
zaludnionej części piekła. Karę za grzechy ponosili tu uwodziciele, pochlebcy, hipokryci,
łapówkarze, złodzieje, siewcy niezgody oraz adwokaci diabła. Specjalnie dla nich wymyślono
dowcipne, oryginalne i szczególnie bolesne kary. Biczowano ich, zakopywano w piasku,
wieszano głową w dół, przypalano im członki, wkładano je do gorącej wody albo obkładano
lodem. Okaleczeni i dręczeni chorobami jęczeli, charczeli, wrzeszczeli, miotali się bezradnie i
płakali.
Targnął mną dreszcz. Kakofonia potępieńczych krzyków wryła mi się głęboko w pamięć i
czułem, że na wieki pozostanie w moim umyśle.
- Przed nami Cocytus, ostatnia rzeka w piekle, oddzielająca najgłębsza przepaść:
dziewiąty kręg - głos Virgila wmieszał się w ogłuszający huk. - Ostrzegam, że więzienie
największych zdrajców ma dziwny kształt i obowiązują w nim inne prawa niż w naszym
świecie. Przelecimy tylko po zewnętrznej stronie, ale radzę, że tak powiem,  zapiąć pasy". W
przypadku mdłości pod siedzeniem znajduje się papierowy worek. Mam nadzieję, że jest pan
zadowolony z wycieczki, i dziękuję za skorzystanie z usług naszej firmy.
Powiedziawszy to, obrócił się do mnie tyłem, i zajmowało go już tylko kierowanie
sterowcem.
Wziąłem sobie jego wskazówki do serca i mocno chwyciłem się oparcia. Nagle pojazd
zaczął na łeb na szyję opadać w przepaść, a ja dostałem potwornych zawrotów głowy. Jednak
po chwili przestrzeń pod nami nieoczekiwanie rozstąpiła się i ujrzałem nieskończony
wszechświat.
Virgil zahamował, dwa razy obrócił pojazd i zaczęliśmy błyskawicznie unosić się w górę.
Byłem mu za to wdzięczny. Wystarczyło mi jedno spojrzenie, żeby pragnąć tylko jednego:
opuścić to przerażające miejsce jak najszybciej, nie musieć go oglądać ani sekundy dłużej.
Wizja potwornej głowy związanego Lucyfera - w nieskończoność połykającego i
wypluwającego dziewięć rozżarzonych, krążących dookoła planet - wystarczyła, aby
podrażnić mój pęcherz i żołądek.
Dobrze, że przynajmniej jeden z tych organów został wcześniej opróżniony.
DZIEC PITY
PITEK 15.09
Obudziło mnie głośne walenie w drzwi połączone z histerycznym odgłosem dzwonka. Z
nieodpartym uczuciem, że za chwilę eksploduje mi głowa, usiadłem na łóżku i powoli
rozbudzałem otępiałe zmysły.
Odkaszlnąłem ze wstrętem. Smród wydobywający się z moich ust był nie do
wytrzymania. W czasie drogi powrotnej do domu albo wymiotowałem, albo zjadłem
zdechłego szczura.
Jak przez mgłę przypomniałem sobie pierwszy wariant.
Znowu pukanie do drzwi.
Z trudem dowlokłem się do przedpokoju i otworzyłem natrętnemu gościowi.
Tamarze wystarczyło jedno spojrzenie, żeby zgadnąć, co się działo w nocy. Poza tym w
całym mieszkaniu było czuć śliwowicę.
Tak, istotnie, zanim wyszedłem z baru, Pikulik obdarował mnie dodatkową butelką.
- Wiedziałam, że się schlejesz. Ale żeby aż tak... - pokręciła głową dziewczyna.
Chwyciła mnie za podkoszulek, zaciągnęła do łazienki i wsadziła mi głowę pod prysznic.
Po chwili zostawiła mnie, a sama wróciła do pokoju.
- Do tej torby spakowałeś rzeczy?! - zawołała, przekrzykując lecącą wodę.
Wysunąłem spod prysznica połowę twarzy, otwarłem jedno oko i kiwnąłem głową.
- Idę zanieść to do samochodu. Jak wrócę, masz być gotowy!
- Mmm - wymamrotałem i pozwoliłem, aby zimny strumień jeszcze przez chwilę zmywał
skutki wczorajszego przepicia.
Potem zakręciłem wodę, ostrożnie przesunąłem się w kierunku łóżka i wciągnąłem na
siebie spodnie. Niestety, koszula była okropnie przepocona i miała naderwany lewy rękaw.
Otworzyłem szafę, starając się znalezć coś w zamian. Wszystkie czyste ubrania znajdowały
się w torbie, a na półce został jedynie nigdy nienoszony podkoszulek z Flinstone'ami, który
wygrałem w jakimś konkursie radiowym. Włożyłem go bez zastanowienia. Nagle znowu
ogarnęły mnie mdłości i dla bezpieczeństwa oparłem się o szafę.
Dotarłszy jakoś do przedpokoju, sięgnąłem po buty. Były ubrudzone zawartością mojego
żołądka i nie miałem odwagi nawet ich dotknąć. Westchnąłem ciężko, klękając przy szafce na
buty. Wyciągnąłem z niej pudełko zawierające zupełnie nową, jeszcze nierozchodzoną parę
skórzanych mokasynów, które kupiłem zaledwie przed tygodniem. Ale podobno przez
następne dwa dni czeka mnie więcej siedzenia niż spacerów...
Tamara wparowała do mieszkania w chwili, gdy starałem się znalezć kurtkę. Nie było jej
ani w przedpokoju, ani gdziekolwiek indziej, nawet pod łóżkiem. Albo wymieniłem ją na
stojącą na nocnym stoliku butelkę, albo po prostu zgubiłem. To było jak najbardziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl