[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wojnę. Jak wojna, to wojna. Powtarzam: wśród was znajduje się przestępca. Może tylko
wspólnik przestępcy. Może tylko świadek tego przestępstwa. Będę zastawiać na niego
pułapki, będę go tropić i niepokoić z godziny na godzinę. Doprowadzę go wreszcie do stanu
załamania nerwowego, może nawet do rozpaczy.
Milczeli, patrzyli ha mnie.
- I cierpliwie będę czekać, aż ten człowiek przyjdzie do mnie i powie: panie
sierżancie, tak jest, ja zabiłem Filomenę B. Zabiłem bogatą starszą damę, jak kiedyś
Raskolnikow zabił bogatą staruszkę w Zbrodni i karze.
Milczeli, patrzyli na mnie.
- Znacie Dostojewskiego? - zapytałem.
Wszyscy, oprócz Laury, powiedzieli, że znają, że czytali, że widzieli w telewizji.
- A kto on taki? - zapytała Laura.
- Moja droga - wtrąciła pogardliwie Amelia - czasem warto jakąś książkę przeczytać,
zwłaszcza klasyków.
- Prawdopodobnie na pewno - powiedziała Laura. - Ale klasycy piszą za małymi
literami.
Potraktowałem poważnie wypowiedz Laury.
- Jeżeli ma pani słaby wzrok, można kupić okulary. Zaśmiała się.
- A jak się stłuką? E tam, żartowałam tylko. Ktoś musi pożartować, kiedy robi się
nudno. A tutaj jest nudno, no nie?
Zenobiusz patrzył na odsłonięte uda Laury. Miała smukłe, długie nogi ta Laura.
Myślałem jednak o innej dziewczynie.
- Jak ty siedzisz, kochanie? - zapytał Zenobiusz.
- Lepiej zle siedzieć, niż dobrze stać - powiedziała.
- Kochanie, ale wszystko widać.
- Zenek, nie bądz taki szybki. Za wcześnie na wszystko. I nie mów do mnie
kochanie . Kochanie już się skończyło, i Możesz wykreślić z życiorysu.
- Lauro, jak możesz?
- Zenek, szkoda łez.
- Ale co się stało? Cóż to za nowa zasadzka?:- Byli czasy, ale się skończyli.
Amelia wstała, podeszła do okna.
- Co cię tak nosi? - zapytała Laura.
- Twoje prywatne porachunki z Zenobiuszem - odparła! Amelia - możecie sobie
zostawić na pózniej. To nie są sprawy, które mogłyby zainteresować pana sierżanta. Czy nie
mam racji?
Powiedziałem Amelii, że nie ma racji. I że sierżanci milicji w takiej sytuacji interesują
się wszystkim, nawet prywatnymi porachunkami . Są to szczegóły, bez których obraz
całości pozostanie zamazany i niepełny. Lub w ogóle nieodgadniony. Ale po diabła
wpakowałem się w to wszystko?
Barnaba bawił się ogniwami ciężkiego łańcucha, który zwisał z jego szyi.
- Synku - zapytałem Barnabę - czy jesteś nieślubnymi dzieckiem pana Zenobiusza?
Pozostawił łańcuch w spokoju, splótł obie dłonie na kolanach.
- Tak Zenobiusz twierdzi. Ale sam pan wie, że na tym świecie nie ma nic pewnego.
Dam panu przykład: kiedy skomponowałem symfonię w stylu modern. Był to utwór ni saks
alt, puzon, elektronowe organy, elektryczną gitarę, tłuczone szkło i wystrzały ze straszaka.
Wie pan, taki pistolet startowy. I okazało się, że nigdzie nie można kupić straszaka. Nawet w
komisach nie było. Nic nie ma pewnego i niczego na pewno nie można zaplanować. Takie
jest życie. No i jak żyć, jeśli wciąż czegoś nie ma?
- Mogliśmy wypożyczyć straszak - powiedziałem. - Ach, ludzie nie doceniają milicji!
Panie Zenobiuszu, czy ma pan jeszcze inne dziecko?
- Chcieliśmy mieć dwoje, bo z jedynakiem zawsze są kłopoty - powiedział smętnie
Zenobiusz. I wskazał Barnabę: - Oto dowód rzeczowy, co może wyrosnąć z rozpieszczonego
jedynaka. Jednak życie jest brutalne. Jego matka, zacna zresztą kobieta i niezwykłej urody,
porzuciła mnie dla pewnego aktywisty. Czy pan sądzi, że on był lepszy niż ja? Nonsens. Był
gorszy niż ja. Ale jej imponowała kariera polityczna tego mężczyzny. Ona miała fioła na
punkcie polityki. Czytała wszystkie gazety od deski do deski, a przecież w owym czasie w
każdej gazecie było to samo. Odeszła. Zostałem sam. W opuszczeniu i rozterce. Pełen żalu do
świata, pełen goryczy. Ach, życie jest... Lauro, dlaczego się śmiejesz? Gryzę się tym
wszystkim, a ty...
- Nie gryz się; Zenek, szkoda zębów.
- I skończ wreszcie z tymi wspominkami - dodała niecierpliwie Amelia. - Panu
sierżantowi chodzi o sprawy istotne, które mają znaczenie dla prowadzonego przez niego
śledztwa. Prawda, panie sierżancie?
Powiedziałem:
- Ta prawda nie ma znaczenia. Natomiast prawdą jest, że to, co najbardziej istotne,
ukrywacie przede mną.
Milczeli, patrzyli na mnie.
- Wiem o tym - dodałem. Milczeli, patrzyli na mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
wojnę. Jak wojna, to wojna. Powtarzam: wśród was znajduje się przestępca. Może tylko
wspólnik przestępcy. Może tylko świadek tego przestępstwa. Będę zastawiać na niego
pułapki, będę go tropić i niepokoić z godziny na godzinę. Doprowadzę go wreszcie do stanu
załamania nerwowego, może nawet do rozpaczy.
Milczeli, patrzyli ha mnie.
- I cierpliwie będę czekać, aż ten człowiek przyjdzie do mnie i powie: panie
sierżancie, tak jest, ja zabiłem Filomenę B. Zabiłem bogatą starszą damę, jak kiedyś
Raskolnikow zabił bogatą staruszkę w Zbrodni i karze.
Milczeli, patrzyli na mnie.
- Znacie Dostojewskiego? - zapytałem.
Wszyscy, oprócz Laury, powiedzieli, że znają, że czytali, że widzieli w telewizji.
- A kto on taki? - zapytała Laura.
- Moja droga - wtrąciła pogardliwie Amelia - czasem warto jakąś książkę przeczytać,
zwłaszcza klasyków.
- Prawdopodobnie na pewno - powiedziała Laura. - Ale klasycy piszą za małymi
literami.
Potraktowałem poważnie wypowiedz Laury.
- Jeżeli ma pani słaby wzrok, można kupić okulary. Zaśmiała się.
- A jak się stłuką? E tam, żartowałam tylko. Ktoś musi pożartować, kiedy robi się
nudno. A tutaj jest nudno, no nie?
Zenobiusz patrzył na odsłonięte uda Laury. Miała smukłe, długie nogi ta Laura.
Myślałem jednak o innej dziewczynie.
- Jak ty siedzisz, kochanie? - zapytał Zenobiusz.
- Lepiej zle siedzieć, niż dobrze stać - powiedziała.
- Kochanie, ale wszystko widać.
- Zenek, nie bądz taki szybki. Za wcześnie na wszystko. I nie mów do mnie
kochanie . Kochanie już się skończyło, i Możesz wykreślić z życiorysu.
- Lauro, jak możesz?
- Zenek, szkoda łez.
- Ale co się stało? Cóż to za nowa zasadzka?:- Byli czasy, ale się skończyli.
Amelia wstała, podeszła do okna.
- Co cię tak nosi? - zapytała Laura.
- Twoje prywatne porachunki z Zenobiuszem - odparła! Amelia - możecie sobie
zostawić na pózniej. To nie są sprawy, które mogłyby zainteresować pana sierżanta. Czy nie
mam racji?
Powiedziałem Amelii, że nie ma racji. I że sierżanci milicji w takiej sytuacji interesują
się wszystkim, nawet prywatnymi porachunkami . Są to szczegóły, bez których obraz
całości pozostanie zamazany i niepełny. Lub w ogóle nieodgadniony. Ale po diabła
wpakowałem się w to wszystko?
Barnaba bawił się ogniwami ciężkiego łańcucha, który zwisał z jego szyi.
- Synku - zapytałem Barnabę - czy jesteś nieślubnymi dzieckiem pana Zenobiusza?
Pozostawił łańcuch w spokoju, splótł obie dłonie na kolanach.
- Tak Zenobiusz twierdzi. Ale sam pan wie, że na tym świecie nie ma nic pewnego.
Dam panu przykład: kiedy skomponowałem symfonię w stylu modern. Był to utwór ni saks
alt, puzon, elektronowe organy, elektryczną gitarę, tłuczone szkło i wystrzały ze straszaka.
Wie pan, taki pistolet startowy. I okazało się, że nigdzie nie można kupić straszaka. Nawet w
komisach nie było. Nic nie ma pewnego i niczego na pewno nie można zaplanować. Takie
jest życie. No i jak żyć, jeśli wciąż czegoś nie ma?
- Mogliśmy wypożyczyć straszak - powiedziałem. - Ach, ludzie nie doceniają milicji!
Panie Zenobiuszu, czy ma pan jeszcze inne dziecko?
- Chcieliśmy mieć dwoje, bo z jedynakiem zawsze są kłopoty - powiedział smętnie
Zenobiusz. I wskazał Barnabę: - Oto dowód rzeczowy, co może wyrosnąć z rozpieszczonego
jedynaka. Jednak życie jest brutalne. Jego matka, zacna zresztą kobieta i niezwykłej urody,
porzuciła mnie dla pewnego aktywisty. Czy pan sądzi, że on był lepszy niż ja? Nonsens. Był
gorszy niż ja. Ale jej imponowała kariera polityczna tego mężczyzny. Ona miała fioła na
punkcie polityki. Czytała wszystkie gazety od deski do deski, a przecież w owym czasie w
każdej gazecie było to samo. Odeszła. Zostałem sam. W opuszczeniu i rozterce. Pełen żalu do
świata, pełen goryczy. Ach, życie jest... Lauro, dlaczego się śmiejesz? Gryzę się tym
wszystkim, a ty...
- Nie gryz się; Zenek, szkoda zębów.
- I skończ wreszcie z tymi wspominkami - dodała niecierpliwie Amelia. - Panu
sierżantowi chodzi o sprawy istotne, które mają znaczenie dla prowadzonego przez niego
śledztwa. Prawda, panie sierżancie?
Powiedziałem:
- Ta prawda nie ma znaczenia. Natomiast prawdą jest, że to, co najbardziej istotne,
ukrywacie przede mną.
Milczeli, patrzyli na mnie.
- Wiem o tym - dodałem. Milczeli, patrzyli na mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]