[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rtęcią  potrójna śmiertelna dawka. Taka kula powaliłaby słonia, a co dopiero drobną,
jasnowłosą wampirzycę...
Zapada wieczór, a zatem pora udać się na miasto. Lista sprawunków jest długa, a on musi
jeszcze zdobyć pieniądze.
* * *
Przed wyjazdem z domu Laszlo zebrał trochę informacji. W Krakowie najgorszą opinią
cieszą się Kurdwanów i Nowa Huta. Do tej ostatniej miał najbliżej. Teraz kroczy przez
blokowisko. Niepewny krok, nerwowe rozglądanie się na boki. Nie jest trudno pokazać po
sobie strach. Zciągnął kaptur, śniada skóra rzuca się w oczy. Stara się wyglądać na obcego
frajera.
Aazi i łazi, i nic. Zazwyczaj wystarczy się rozejrzeć, by zobaczyć całą bandę podejrzanie
wyglądających kolesiów w dresach. A gdy czasem któryś jest potrzebny, to jak na złość
znikają, jakby ich ziemia pochłonęła. Ale i na to jest metoda. Trzeba wywabić ich z kryjówek.
Na murach tu i ówdzie widać napisy, zapewne na cześć jakiegoś zespołu piłkarskiego.
Laszlo wyciąga z kieszeni coś w rodzaju rozmówek. Znajomy student spisał mu garść
polskich wulgaryzmów. Jeszcze puszka farby w rozpylaczu. I do dzieła. Pod dumnymi
napisami sławiącymi kluby sportowe pojawiają się dopiski o zgoła mało chwalebnej treści,
emblematom dorysowuje gwiazdy Dawida, szubienice, sierpy i młoty.
34
Mija godzina, zapach farby kręci go w nosie, a w puszce niewiele już zostało. I nic.
Szybciej go chyba dorwie policja niż miejscowe żule... Wreszcie dociera w miejsce, które
wygląda naprawdę paskudnie. Potrząsa zasobnikiem  to już resztka farby. Napis na ścianie
sławi kolejny klub piłkarski. Węgier sięga do notatek. Wybiera najgorszy możliwy wyraz i z
mozołem zaczyna smarować go na ścianie.
Z daleka słychać dudnienie odtwarzacza samochodowego i to niezłej mocy. Aowca czuje,
że jest obserwowany. Znakomicie. Czerwone audi przyspiesza i zatrzymuje się tuż za nim.
Radio gra; zgodnie z dresiarskim przysłowiem dzwięk muzyki musi być na zewnątrz
głośniejszy niż praca silnika. Samochód oznacza maksymalnie czterech przeciwników.
Wprawdzie wlezie do środka i więcej, ale byłoby im za ciasno. Tacy kolesie lubią wygody.
 Co, ciulu, zawędrowałeś za daleko od domu?
Odwraca się lekko i płynnie. Tylko trzech. Wygolone łby, dresiki Adidasa, tępe mordy.
Mutanty z siłowni. I bardzo dobrze. Gdy rabował zwykłych ludzi, miał potem moralnego
kaca.
Bagnet od kałasznikowa został zaopatrzony w piłkę. Równe cięcie jest mniej grozne,
brzegi rany można zacisnąć, powstrzymując krwotok. Przy odrobinie szczęścia zdołaliby
przeżyć. Rana zadana piłką jest inna, paskudna, szarpana. Trudna do zszycia, często
śmiertelna. Można uderzyć bardzo nisko, a mimo to skutecznie. Gdyby nie spali na lekcjach
biologii, może poznaliby dwa słowa:  tętnica udowa .
Tylko po co na takich frajerów używać noża? A zatem udaje strach, a gdy pierwszy zadaje
cios, z gracją się uchyla. Bejsbolowa pała tnie powietrze. Wymarzona chwila. Wystarczy
złapać klienta za nadgarstek i uderzyć odpowiednio mocno drugą ręką. I już łapa wroga
złamana w łokciu... A w dodatku zdobył niezły kawałek bukowej lagi. Dwaj pozostali ruszają
do ataku. Celny, niski kop łamiący kolano zatrzymał pierwszego w miejscu. Drugi dresiarz
nie czeka, ucieka, aż się za nim kurzy. Węgier nawet nie musiał użyć zdobycznego kija. Dresy
tego fasonu nie mają kieszeni, ci dwaj już go nie interesują. Wsiada do samochodu,
zatrzaskuje drzwiczki i rusza gazem wąskimi uliczkami. Penetruje skrytkę. Dwa telefony
komórkowe, portfel, w nim trochę pieniędzy, breloczek przy kluczykach to odlane w złocie
logo Adidasa. Też coś tam warte. Jest tu także karta kredytowa, ale zapomniał zapytać o
numer PIN. Trudno, nie będzie przecież wracał. W sumie szmaciarze, ale samochód może się
przydać. Udany wieczór.
Teraz trzeba odpowiednio zamaskować łup. Oczywiście najprościej byłoby wygrzebać na
złomowisku stare tablice rejestracyjne i przyczepić je na miejsce aktualnych. Niestety, w razie
35
zatrzymania przez policję mogą zacząć się poważne kłopoty. Samochód zdobył, ale w
dokumentach pojazdu figuruje inny właściciel. W każdym mieście są ludzie, którzy od ręki
wyprodukują lewe papiery i przebiją numery wozu, ale gdzie ich szukać? Poza tym nie jest to
usługa darmowa, a pieniędzy ma niewiele. Pozostaje więc wariant dyplomatyczny.
Otwiera zardzewiałą bramę, wjeżdża na podwórze koło swojej kwatery. Parkuje tak, by z
ulicy pojazd był prawie niewidoczny. Nowiutkie audi stojące koło takiej rudery błyskawicznie
sprowadziłoby na miejsce ekipę policji... Zatem niezbędne jest maskowanie. Na wystający
zza węgła tył narzucił burą szmatę, na to położył kilka cegieł. Jeszcze kawał starego materaca
obok i pojazd przekształcił się w szarą kupę nie wiadomo czego.
Z parapetu zdjął tubę kleju do glazury, pędzelek i dwie małe puszki farby. Odczepił obie
tablice rejestracyjne.
W swoim pokoju, siedząc na skrzypiącym stuletnim krześle, pokrył obie blachy warstwą
kleju. Nałożył go szpachelką, co chwila maczaną w wodzie. Powierzchnia musi być idealnie
równa. Teraz krok drugi. Rzucił pacynę kleju na kawałek szyby i starannie rozwałkował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl