[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poprzedniego wieczoru. Ułożyli plan gry, którego celem było przysunięcie Pokrzyka wystarczająco
blisko do figur czarnych rycerzy, aby niziołek zorientował się, który z nich to Ariakan. Pokrzyk
wyjaśnił mu wszystkie ewentualności w grze, powiedział, jaki ruch wykonać, gdyby ICrell przesunął
tę figurę, a jaki, gdyby poruszył tamtą. Niestety, Rhys okazał się niepojętnym uczniem.
* Musisz myśleć jak wojownik, Rhysie  w pewnym momencie powiedział poirytowany
niziołek.  Nie jak pasterz! * Ależ ja jestem pasterzem  odparł z uśmiechem mnich.
* To przestań tak myśleć. Nie możesz ochronić wszystkich swoich pionków. Musisz część z nich
poświęcić, żeby wygrać.
* Ja nie muszę wygrać  zauważył Rhys.  Wystarczy, abym pozostał w grze wystarczająco
długo, żebyś wykonał swoje zadanie. %7ładen z nich jednak nie brał pod uwagę złamanych kości.
Rhys dotknął pionka i spojrzał na Pokrzyka. Kender zesztywniał i niemal niedostrzegalnie
pokręcił głową. Rhys wypuścił pionek z ręki.  Ha, mnichu!  zawołał Krell, nachylając się w
przód ze zgrzytem zbroi.  Dotknąłeś pionka. Musisz wykonać nim ruch.
Pokrzyk zgarbił się. Rhys przesunął pionek. Ledwo wypuścił go z ręki, kiedy Krell nachylił się
raptownie nad szachownicą. Chwycił jedną ze swoich figur, przesunął ją po planszy i zbił pionek
Rhysa. Triumfalnie postawił zdobycz po swojej stronie stołu.  Teraz znowu moja kolej.
Upiorny rycerz wstał ze swojego miejsca i z błyskiem w czerwonych oczkach złapał Rhysa za
rękę.
Mnich jęknął i wzdrygnął się od dotyku upiora, który palił jego ciało ogniem zażartej nienawiści,
jaką przeklęci zmarli czują do żywych.
Mnisi Majere ćwiczą się w znoszeniu bólu bez skargi za pomocą dyscypliny nazywanej Mroznym
Ogniem. Dzięki stałym ćwiczeniom i medytacjom mnich jest w stanie całkowicie usunąć mniejsze
dolegliwości tak, że przestają one być odczuwalne, i zredukować obezwładniający ból w stopniu
umożliwiającym dalsze funkcjonowanie.  Ogień jest otoczony lodem; mnich wyobraża sobie szron
osiadający na ognisku bólu, tak aby ustąpił on pod wpływem lodowatego zimna, które znieczula
chorą część ciała.
Rhys liczył na to, że ta dyscyplina pozwoli mu znieść ból łamanych kości, przynajmniej przez
jakiś czas. Kiedyś przewrócił latarnię i wylał sobie płonący olej na gołe nogi. Jego ciało
zaskwierczało i pokryło się pęcherzami, a ból był tak okropny, że omal nie zemdlał. Kiedy Krell go
dotknął, Rhys odniósł wrażenie, że w jego żyłach krąży wrzący olej. Nie mógł się powstrzymać.
Wrzasnął z bólu i drgnął spazmatycznie w uścisku upiora.
Krell złapał mnicha za palec wskazujący prawej ręki i fachowo go wykręcił. Kość pękła w
stawie. Rhys jęknął. Pot mu wystąpił na czoło. Ogarnęła go fala mdlącego gorąca i zrobiło mu się
słabo. Krell wypuścił go i wrócił na swoje miejsce. Rhys usiadł w fotelu, walcząc z zawrotami
głowy i wcią gając głębokie hausty powietrza, których zadaniem było oczyścić umysł i pomóc mu
wejść w stan Mroznego Ognia. Miał z tym trudności. Złamany palec zsiniał i zaczął puchnąć. Skóra w
miejscu, gdzie dotknął go Krell, zrobiła się trupioblada. Rhysowi było słabo i niedobrze. Figury do
khas rozmywały się, pokój tańczył mu w oczach.
 Jeśli teraz ulegniesz, wszystko stracone  upomniał się, balansując na krawędzi utraty
przytomności.  Takie za chowanie jest niedopuszczalne. Mistrz byłby gorzko rozczaro wany.
Czyżby wszystkie te lata poszły na marne& ?
Rhys zamknął oczy i wrócił na wzgórza. Siedział na trawie i obserwował płynące po niebie
obłoki, lustrzane odbicie białych, wełnistych owiec, które wędrowały po wzgórzach. Powoli
odzyskiwał panowanie nad sobą. Jego duch zwyciężał nad zranionym ciałem.
Zciskając złamany palec, mnich wyprostował się i skupił uwagę na planszy do khas. Przypomniał
sobie lekcje Pokrzyka i uniósł dłoń, tę zranioną, by wykonać ruch.
 Jestem pod wrażeniem, mnichu  stwierdził Krell, pa trząc na Rhysa z podziwem. 
Większość ludzi zwykle mdle je i muszę czekać, aż się ockną.
Rhys ledwo go słyszał. Następny ruch posunie Pokrzyka naprzód, ale będzie oznaczał
poświęcenie kolejnego pionka. Krell wykonał swój ruch i skinął głową na Rhysa.
Mnich udawał, że przygląda się planszy, tymczasem umacniając się na duchu i przygotowując na
to, co musi teraz nastąpić. Wziął do ręki figurę do khas i zerknął na Pokrzyka.
Kender zbladł jak ściana, tak że prawie się nie różnił od innych pionków, którymi były
pomniejszone trupy kenderów. Pokrzyk wiedział równie dobrze jak Rhys, co teraz nastąpi, ale trzeba
było to zrobić. Skinął lekko głową.
Rhys uniósł figurę, przesunął ją, postawił i po chwili wahania wypuścił z dłoni. Usłyszał, jak
Krell chichocze z radości, usłyszał, jak przewraca jego figurę i z chrobotem wstaje ze swojego
miejsca. Lodowaty cień upiornego rycerza padł na niego.
Przez jedną okropną minutę Pokrzyk był pewny, że zemdleje. Całkiem wyraznie słyszał
chrupnięcie i trzask pierwszej łamanej kości i przejmujący jęk bólu Rhysa, i kenderowi o miękkim
sercu zrobiło się nieprzyjemnie gorąco. Tylko myśl o tym, że on sam  pionek do khas  nagle pada
zemdlony na swoje czarne pole (a nie był to ruch przewidziany w żadnym podręczniku gry), trzymała
Pokrzyka na nogach. Na miękkich nogach, ale zdecydowany, wrócił do realizacji swojej części misji.
Pokrzyk był niezwykłym kenderem pod tym względem, że nie lubił przygód. Jego rodzice uważali
to za godną pożałowania cechę i starali się go przekonać, ale bez skutku. Jego ojciec ze smutkiem
utrzymywał, że powodem jego braku prawdziwego kenderowskiego ducha pewnie jest fakt, że
Pokrzyk cały czas zadawał się z umarłymi. Nieboszczycy mają takie negatywne podejście do życia.
Jak do tej pory, ta przygoda zdecydowanie potwierdzała złą opinię Pokrzyka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl