[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bezpieczne.
Tak więc w pewien mglisty letni poranek wszedł na pokład statku, który miał go
zabrać daleko od Islandii, kraju, który kochał. Nie chciał patrzeć, jak ojczysty brzeg znika w
oddali. Uparcie spoglądał przed siebie, na otwarte morze.
Ale jego dusza pogrążona była w smutku, oczy płonęły fanatycznie, myśli zaś krążyły
wokół jednej jedynej sprawy i Móri szeptał sam do siebie:
- PierwszÄ… GråskinnÄ™ czytaÅ‚em w Holar tak dÅ‚ugo, dopóki nie nauczyÅ‚em siÄ™ jej na
pamięć. Drugiej Gråskinny nauczyÅ‚em siÄ™ od siry Eirikura i nie sÄ…dzÄ™, bym mu nie
dorównywał, jeśli chodzi o znajomość zaklęć z tej księgi.
Odetchnął. Głęboko i spokojnie.
Już teraz wiem więcej niż ktokolwiek inny na świecie, bo posiadam również wiedzę
mego dziadka i pradziadka, a także siostry dziadka. Teraz pozostaje już tylko jedno, a stanę
się najsilniejszy na świecie.
Piękną i zarazem straszną twarz rozjaśnił jakiś diabelski, pełen zdecydowania
uśmieszek.
- Rödskinna . JeÅ›li zdobÄ™dÄ™ jej wiedzÄ™, zdobÄ™dÄ™ wszystko!
I na koniec szepnÄ…Å‚ jeszcze:
- Islandio, ja wrócę! Kiedy czas się dopełni, wrócę do ciebie!
82
ROZDZIAA 11
Bergen, Anno Domini 1715.
Grzmiało i huczało wokół Tiril, jarzyło się i skrzyło, dzwoniło i łoskotało, dzwięczne
uderzenia jedno po drugim. %7łelazo o kamień, żelazo o kamień.
Tiril znajdowała się w kuzni, u kowala. Zawsze czuła się tu bardzo dobrze. W
dzieciństwie przychodziła często z woznicą albo z chłopcem stajennym, gdy kuto konie lub
należało naprawić uprząż. Nikt bowiem tak naprawdę nie zajmował się tym, co Tiril robi ani
gdzie siÄ™ podziewa.
Aż do ostatnich miesięcy. Teraz bowiem czuła się nieustannie obserwowana i
śledzona przez ojca. Dokąd idziesz? Gdzie byłaś? Zostaniesz w domu, nie uchodzi, żeby
młoda dama włóczyła się sama po ulicach .
Młoda dama! Sama włóczy się po ulicach! Tiril zawsze robiła, co chciała, więc i teraz
wydostawała się po prostu przez okno. Za każdym razem, gdy kazano jej siedzieć w swoim
pokoju, wymykała się tą drogą do miasta!
Tego dnia wybrała się do kowala. Chciała zamówić nabijaną kolcami obrożę dla Nera,
żeby radził sobie jeszcze lepiej niż dotychczas. Zdarzało się, że sfory obcych bezdomnych
psów zakradały się do jego legowiska w porcie i wtedy wybuchały bójki.
Nero był z nią. Jak zwykle wyszła z domu przez okno, rodzice więc sądzili, że
dziewczyna siedzi u siebie i haftuje.
Ale haftowanie nie było w żadnym razie powołaniem Tiril, nie miała co do tego
najmniejszych wątpliwości.
Ból po śmierci Carli nadal trwał w jej sercu. Głębiej niż jakiekolwiek inne uczucia.
Ten ból, który trapi bliskich kogoś, kto odebrał sobie życie, wyrzuty sumienia, zawód,
poczucie winy, wszystko to otaczało Tiril niczym ciemna chmura. Chmura, która nigdy nie
zniknie, Tiril wiedziała o tymi Wielu ludzi, na których życiu kładzie się cień czyjegoś
samobójstwa, nosi w sobie żałobę aż do śmierci.
Trudno powiedzieć, ile łez już wylała biedna siostra nieszczęsnej Carli.
Tego dnia kuznia wydawała się jakaś odmieniona. Tiril znała ją przecież bardzo
dobrze, prowadziły do niej kamienne schody, wnętrze było czymś w rodzaju górskiej groty.
Tylną ścianę stanowiła skała, przy niej zbudowano wielkie palenisko, obok którego stały trzy
kowadła, a wzdłuż jednej ze ścian leżało mnóstwo najrozmaitszych przedmiotów żelaznych,
83
które Tiril uważała za nieprzydatny do niczego złom, chociaż kowal był absolutnie innego
zdania.
Reszta kuzni, rozległa, tajemnicza przestrzeń, kryła się w mroku.
Kowal, wielki i potężny, z brodą, muskularny, w skórzanym fartuchu na gołym torsie i
wydatnym brzuchu piwosza, był dawnym znajomym Tiril. Panienka w takim miejscu to
nieczęsty gość, Tiril jednak witano serdecznie. Ludzie w ogóle ją lubili za jej brak sztuczności
i rzeczowość, domyślali się, że za tą radosną życzliwością dla świata kryje się samotność
opuszczonego dziecka. A poza tym ostatnio wyładniała i miło było na nią popatrzeć!
Natomiast uczniowie kowala, którzy dopiero co tu nastali, przyglądali się z podziwem
tej młodej damie. Zachowywali się też jakoś nerwowo, ale to z pewnością nie z jej powodu.
Kowal słuchał wyjaśnień Tiril i kiwał głową.
- To się da zrobić - obiecał. - Ma panienka bardzo pięknego psa.
Nero pozwolił się pogłaskać, najwyrazniej akceptował kowala. Ale nawet ten rosły,
silny mężczyzna był dzisiaj jakiś nieswój. Chyba nie tylko Nero coś wietrzył; wszyscy,
łącznie z Tiril, byli spięci i raz po raz rozglądali się ukradkiem. Pies nastawiał uszu i z
głuchym pomrukiem w gardzieli spoglądał w stronę mrocznego wnętrza kuzni.
Kowal ani nie strzygł uszami, ani nie warczał, ale jego reakcje w jakiś sposób
przypominały zachowanie psa. Ukradkowe spojrzenia, niepokój w oczach, nerwowość...
A obaj uczniowie? Pracowali, jakby sam diabeł stał nad nimi z biczem.
I cóż takiego robili?
Nic specjalnego. Jakieś drobiazgi do końskiej uprzęży. Ale co robił kowal...?
Dobry Boże, co tam leży na palenisku? zastanawiała się Tiril. To przecież wygląda
jak...
Nie wiedziała dokładnie, jak to określić. Z pozoru przedmiot wyglądał jak nóż, ale nóż
niezwykły, wykwintna rękojeść i ostrze... wszystko razem przywodziło na myśl... magię.
Nie, nie powinna głośno mówić o swoich przywidzeniach.
Ale nie tylko te zewnętrzne objawy budziły niepokój Tiril Było też coś w samej
atmosferze. CoÅ›... groznego?
Nagle niemal doznała szoku, stwierdziła bowiem, że w kuzni znajduje się ktoś jeszcze.
To, co początkowo uważała za tłumoczek starych ubrań pod ścianą okrytej mrokiem części
kuzni, było czymś zupełnie innym. Tam po prostu siedział człowiek. Skulony, owinięty
ciemną peleryną, siedział na jednej ze skrzyń, w której kowal trzymał kawałki żelaza i różne
84
narzędzia. Obcy podciągnął kolana i opierał na nich łokcie, głowę wspartą na rękach
pochylał, jakby wpatrywał się w ziemię.
A więc to z tamtej strony...
Tiril zdała sobie sprawę, że na jego widok zamarła i przestała oddychać.
- No, no, Nero, spokój - szeptała do napinającego mięśnie psa. - No, no, to tylko
człowiek.
A może nie? Ukryta w cieniu postać mogła też być istotą z tamtej strony . Albo
człowiekiem, który miał zbyt wiele do czynienia ze światem śmierci.
To by dopiero było straszne, pomyślała Tiril wstrząśnięta. O Boże, skąd mi takie
myśli przychodzą do głowy?
Kowal nadzorował pracę uczniów, raz po raz wydawał im jakieś gorączkowe
polecenia, jakby chciał możliwie najprędzej pozbyć się tego tajemniczego gościa,
odpoczywającego teraz pod ścianą, ale poza tym majster wyglądał na zadowolonego z pracy
chłopców.
W końcu zajął się zamówieniem Tiril.
- Będę z tym gotowy jutro o tej samej porze, panienko Dahl - powiedział. - I obiecuję,
że robotę wykonam dobrze. Taki piękny pies jest tego wart.
- Tak. To mój najlepszy przyjaciel na świecie - wyjaśniła Tiril.
- Widzę to. Dobry stróżujący pies, prawda?
- Stróżuje tylko przy mnie - roześmiała się.
- Ale pewnie utrzymanie kosztuje sporo?
- On nie mieszka w domu - odparła chyba zbyt szybko. Nie powinna była w ogóle
tego mówić. - Ale ja się nim opiekuję. Wiedzie mu się naprawdę nie najgorzej. Nero jest
przywódcą dużej sfory. I właśnie dlatego potrzebna mu dobra obroża. Dla obrony przed
innymi przywódcami sfor.
- Bardzo rozsądny pomysł. Nabiję gęsto ostre, sterczące na zewnątrz kolce. Bo widzi
panienka, psy chwytają przeciwnika za gardło, a w tej obroży żaden go nie ruszy. Jak
rozumiem, to panienka nie może go ze sobą zabierać do domu, tak?
- No właśnie. Jest taki duży, a u mnie w domu nie za bardzo lubią psy.
- Eee - zaczął kowal, spoglądając na nią ukradkiem. - Aaa... wiedzą o nim? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
bezpieczne.
Tak więc w pewien mglisty letni poranek wszedł na pokład statku, który miał go
zabrać daleko od Islandii, kraju, który kochał. Nie chciał patrzeć, jak ojczysty brzeg znika w
oddali. Uparcie spoglądał przed siebie, na otwarte morze.
Ale jego dusza pogrążona była w smutku, oczy płonęły fanatycznie, myśli zaś krążyły
wokół jednej jedynej sprawy i Móri szeptał sam do siebie:
- PierwszÄ… GråskinnÄ™ czytaÅ‚em w Holar tak dÅ‚ugo, dopóki nie nauczyÅ‚em siÄ™ jej na
pamięć. Drugiej Gråskinny nauczyÅ‚em siÄ™ od siry Eirikura i nie sÄ…dzÄ™, bym mu nie
dorównywał, jeśli chodzi o znajomość zaklęć z tej księgi.
Odetchnął. Głęboko i spokojnie.
Już teraz wiem więcej niż ktokolwiek inny na świecie, bo posiadam również wiedzę
mego dziadka i pradziadka, a także siostry dziadka. Teraz pozostaje już tylko jedno, a stanę
się najsilniejszy na świecie.
Piękną i zarazem straszną twarz rozjaśnił jakiś diabelski, pełen zdecydowania
uśmieszek.
- Rödskinna . JeÅ›li zdobÄ™dÄ™ jej wiedzÄ™, zdobÄ™dÄ™ wszystko!
I na koniec szepnÄ…Å‚ jeszcze:
- Islandio, ja wrócę! Kiedy czas się dopełni, wrócę do ciebie!
82
ROZDZIAA 11
Bergen, Anno Domini 1715.
Grzmiało i huczało wokół Tiril, jarzyło się i skrzyło, dzwoniło i łoskotało, dzwięczne
uderzenia jedno po drugim. %7łelazo o kamień, żelazo o kamień.
Tiril znajdowała się w kuzni, u kowala. Zawsze czuła się tu bardzo dobrze. W
dzieciństwie przychodziła często z woznicą albo z chłopcem stajennym, gdy kuto konie lub
należało naprawić uprząż. Nikt bowiem tak naprawdę nie zajmował się tym, co Tiril robi ani
gdzie siÄ™ podziewa.
Aż do ostatnich miesięcy. Teraz bowiem czuła się nieustannie obserwowana i
śledzona przez ojca. Dokąd idziesz? Gdzie byłaś? Zostaniesz w domu, nie uchodzi, żeby
młoda dama włóczyła się sama po ulicach .
Młoda dama! Sama włóczy się po ulicach! Tiril zawsze robiła, co chciała, więc i teraz
wydostawała się po prostu przez okno. Za każdym razem, gdy kazano jej siedzieć w swoim
pokoju, wymykała się tą drogą do miasta!
Tego dnia wybrała się do kowala. Chciała zamówić nabijaną kolcami obrożę dla Nera,
żeby radził sobie jeszcze lepiej niż dotychczas. Zdarzało się, że sfory obcych bezdomnych
psów zakradały się do jego legowiska w porcie i wtedy wybuchały bójki.
Nero był z nią. Jak zwykle wyszła z domu przez okno, rodzice więc sądzili, że
dziewczyna siedzi u siebie i haftuje.
Ale haftowanie nie było w żadnym razie powołaniem Tiril, nie miała co do tego
najmniejszych wątpliwości.
Ból po śmierci Carli nadal trwał w jej sercu. Głębiej niż jakiekolwiek inne uczucia.
Ten ból, który trapi bliskich kogoś, kto odebrał sobie życie, wyrzuty sumienia, zawód,
poczucie winy, wszystko to otaczało Tiril niczym ciemna chmura. Chmura, która nigdy nie
zniknie, Tiril wiedziała o tymi Wielu ludzi, na których życiu kładzie się cień czyjegoś
samobójstwa, nosi w sobie żałobę aż do śmierci.
Trudno powiedzieć, ile łez już wylała biedna siostra nieszczęsnej Carli.
Tego dnia kuznia wydawała się jakaś odmieniona. Tiril znała ją przecież bardzo
dobrze, prowadziły do niej kamienne schody, wnętrze było czymś w rodzaju górskiej groty.
Tylną ścianę stanowiła skała, przy niej zbudowano wielkie palenisko, obok którego stały trzy
kowadła, a wzdłuż jednej ze ścian leżało mnóstwo najrozmaitszych przedmiotów żelaznych,
83
które Tiril uważała za nieprzydatny do niczego złom, chociaż kowal był absolutnie innego
zdania.
Reszta kuzni, rozległa, tajemnicza przestrzeń, kryła się w mroku.
Kowal, wielki i potężny, z brodą, muskularny, w skórzanym fartuchu na gołym torsie i
wydatnym brzuchu piwosza, był dawnym znajomym Tiril. Panienka w takim miejscu to
nieczęsty gość, Tiril jednak witano serdecznie. Ludzie w ogóle ją lubili za jej brak sztuczności
i rzeczowość, domyślali się, że za tą radosną życzliwością dla świata kryje się samotność
opuszczonego dziecka. A poza tym ostatnio wyładniała i miło było na nią popatrzeć!
Natomiast uczniowie kowala, którzy dopiero co tu nastali, przyglądali się z podziwem
tej młodej damie. Zachowywali się też jakoś nerwowo, ale to z pewnością nie z jej powodu.
Kowal słuchał wyjaśnień Tiril i kiwał głową.
- To się da zrobić - obiecał. - Ma panienka bardzo pięknego psa.
Nero pozwolił się pogłaskać, najwyrazniej akceptował kowala. Ale nawet ten rosły,
silny mężczyzna był dzisiaj jakiś nieswój. Chyba nie tylko Nero coś wietrzył; wszyscy,
łącznie z Tiril, byli spięci i raz po raz rozglądali się ukradkiem. Pies nastawiał uszu i z
głuchym pomrukiem w gardzieli spoglądał w stronę mrocznego wnętrza kuzni.
Kowal ani nie strzygł uszami, ani nie warczał, ale jego reakcje w jakiś sposób
przypominały zachowanie psa. Ukradkowe spojrzenia, niepokój w oczach, nerwowość...
A obaj uczniowie? Pracowali, jakby sam diabeł stał nad nimi z biczem.
I cóż takiego robili?
Nic specjalnego. Jakieś drobiazgi do końskiej uprzęży. Ale co robił kowal...?
Dobry Boże, co tam leży na palenisku? zastanawiała się Tiril. To przecież wygląda
jak...
Nie wiedziała dokładnie, jak to określić. Z pozoru przedmiot wyglądał jak nóż, ale nóż
niezwykły, wykwintna rękojeść i ostrze... wszystko razem przywodziło na myśl... magię.
Nie, nie powinna głośno mówić o swoich przywidzeniach.
Ale nie tylko te zewnętrzne objawy budziły niepokój Tiril Było też coś w samej
atmosferze. CoÅ›... groznego?
Nagle niemal doznała szoku, stwierdziła bowiem, że w kuzni znajduje się ktoś jeszcze.
To, co początkowo uważała za tłumoczek starych ubrań pod ścianą okrytej mrokiem części
kuzni, było czymś zupełnie innym. Tam po prostu siedział człowiek. Skulony, owinięty
ciemną peleryną, siedział na jednej ze skrzyń, w której kowal trzymał kawałki żelaza i różne
84
narzędzia. Obcy podciągnął kolana i opierał na nich łokcie, głowę wspartą na rękach
pochylał, jakby wpatrywał się w ziemię.
A więc to z tamtej strony...
Tiril zdała sobie sprawę, że na jego widok zamarła i przestała oddychać.
- No, no, Nero, spokój - szeptała do napinającego mięśnie psa. - No, no, to tylko
człowiek.
A może nie? Ukryta w cieniu postać mogła też być istotą z tamtej strony . Albo
człowiekiem, który miał zbyt wiele do czynienia ze światem śmierci.
To by dopiero było straszne, pomyślała Tiril wstrząśnięta. O Boże, skąd mi takie
myśli przychodzą do głowy?
Kowal nadzorował pracę uczniów, raz po raz wydawał im jakieś gorączkowe
polecenia, jakby chciał możliwie najprędzej pozbyć się tego tajemniczego gościa,
odpoczywającego teraz pod ścianą, ale poza tym majster wyglądał na zadowolonego z pracy
chłopców.
W końcu zajął się zamówieniem Tiril.
- Będę z tym gotowy jutro o tej samej porze, panienko Dahl - powiedział. - I obiecuję,
że robotę wykonam dobrze. Taki piękny pies jest tego wart.
- Tak. To mój najlepszy przyjaciel na świecie - wyjaśniła Tiril.
- Widzę to. Dobry stróżujący pies, prawda?
- Stróżuje tylko przy mnie - roześmiała się.
- Ale pewnie utrzymanie kosztuje sporo?
- On nie mieszka w domu - odparła chyba zbyt szybko. Nie powinna była w ogóle
tego mówić. - Ale ja się nim opiekuję. Wiedzie mu się naprawdę nie najgorzej. Nero jest
przywódcą dużej sfory. I właśnie dlatego potrzebna mu dobra obroża. Dla obrony przed
innymi przywódcami sfor.
- Bardzo rozsądny pomysł. Nabiję gęsto ostre, sterczące na zewnątrz kolce. Bo widzi
panienka, psy chwytają przeciwnika za gardło, a w tej obroży żaden go nie ruszy. Jak
rozumiem, to panienka nie może go ze sobą zabierać do domu, tak?
- No właśnie. Jest taki duży, a u mnie w domu nie za bardzo lubią psy.
- Eee - zaczął kowal, spoglądając na nią ukradkiem. - Aaa... wiedzą o nim? [ Pobierz całość w formacie PDF ]