[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieść drabinę, którą oparto o ścianę. Moja rozgorączkowana
wyobraznia podpowiedziała mi, że motłoch podnosi drabinę
potrzebując prowizorycznej szubienicy i że to ja, jako
cudzoziemiec, pierwszy na niej zawisnę. Chodziło jednak tylko o
otwarcie klapy w dachu dla przewietrzenia, co stało się palącą
koniecznością, gdyż zbitemu tłumowi zaczynało braknąć
powietrza . Po nadludzkich wysiłkach udało mi się w końcu
wydostać z tego przerażającego miejsca, gdzie zobaczyłem tyle,
by przez całe życie wzdrygać się na myśl o anarchii i pozbawionym
hamulców tłumie wymierzającym sprawiedliwość. Lecz miałem
zobaczyć więcej jeszcze, nie udało mi się bowiem uniknąć
obejrzenia jeszcze jednego dowodu nieludzkości brutalnego
ludu. Chcąc oderwać się od tłumu, poszedłem mianowicie
do domu przez Rynek Zygmuntowski, gdzie zauważyłem kilka
wozów jadących z ulicy Senatorskiej otoczonych szemrzącym
pospólstwem. W pierwszym
siedział ranny oficer, pod którego adresem tłum
wykrzykiwał najokropniejsze pogróżki. Drugi był pełen rannych
Polaków.
Dowiedziałem się, iż oficer ów był Prusakiem w służbie u Ros-
jan i ranny został wzięty do niewoli po bitwie, w której dzielnie
walczył przeciwko tym właśnie Polakom, których wieziono na
drugim wozie.
Wozy z rannymi skierowały się w stronę Koszar
Gwardyjskich, a ja znalazłem się znowu w towarzystwie
motłochu. Rozgoryczenie na pruskiego więznia wzrastało z każdą
chwilą. Tłum gęstniał i w pobliżu ulicy Franciszkańskiej rzucił
się na nieszczęśliwego i wyciągnął go z wozu. Nie minęło kilka
chwil, a zdarto z niego ubranie, a on sam zawisł nagi na
latarni. Wkrótce potem nagie ciało, pokryte świeżymi ranami,
jakie zmarły odniósł na polu bitwy, wrzucone zostało do
rynsztoka, gdzie motłoch zostawił je, a kilka staruch,
znajdujących się w pobliżu, zbiegło się, by deptać po zmarłym i
pluć na niego, chcąc przynajmniej w ten sposób dać wyraz swym
wzniosłym patriotycznym uczuciom. Tak postępuje lud nie
rozumiejący, na czym polega prawdziwa wolność, lud, któremu
popuści się cugli i pozwoli postępować według własnego
upodobania, nie podpartego żadnymi zasadami. Mówi się, że
religia stanowi cugle dla ludu, a jednak w podobny sposób
zachowują się ci, którzy wyznają pełną miłości i dobroci naukę
Chrystusa. Czyż ci sami mordercy, te nędzne, zezwierzęcone
istoty, które w podobny sposób sponiewierały własną godność
ludzką, czyż ci sami ludzie, kierowani pobożnością, nie
uklękli w kilka godzin potem przed swymi świętymi, uważając
się za całkiem dobrych chrześcijan? Zastanawiając się nad podło-
ścią ludzi, nad ich brakiem uczuć, ślepotą i rozlewaną krwią, nie
można z czystym sumieniem potępić Nerona czy Kaliguli,
bowiem podobni ludzie nie zasłużyli sobie na lepszego pana.
Można jednak wymagać, by rządzący przyczyniali się do
oświecenia ludu, zamieniali go w prawdziwych ludzi a siebie
we władców. Ten bowiem, który panuje nad brutalnymi, dzikimi
ludzmi, zdolnymi być tylko niewolnikami, sam jest jedynie
dozorcą niewolników, nie zaś królem w najpiękniejszym tego
słowa znaczeniu, wyniesionym ponad ludzi.
Rozwijamy dziś oświatę. Mówi się, iż żyjemy w epoce oświe-
cenia. Wystarczy jednak przypomnieć, iż kiedy to wszystko
wydarzyło się w XIX wieku w Warszawie, w Portugalii nadal
panował z Bożej laski Don Miguel54.
Nikt i nic nie było bezpieczne tego dnia w Warszawie i trudno
było zgadnąć, jak daleko pospólstwo się posunie. Prawo utraciło
swą moc, handel i ruch ustały, spokojni mieszkańcy zamykali
się w domach i szykowali się na śmierć, bowiem wystarczyło, by
ktoś palcem wskazał na dom mówiąc:  tam mieszka zdrajca", a
tłum pędził i mordował wszystkich na drodze.
Trudno sobie nawet wyobrazić, z jaką radością wszyscy oprócz
napastników patrzyli następnego dnia na Wojsko Polskie, które
wkroczyło do miasta i zaczęło biwakować na ulicach. Artylerzyści
nie wyprzęgali armat i trzymali zapalone lonty, kawalerzyści mieli
osiodłane konie, by przy najmniejszej nawet grozbie nowego wy-
buchu zaatakować pospólstwo.
Armia o mało co nie została odcięta od miasta przez Rosjan i
została zmuszona podpalić miejscowość Wolę, by zabezpieczyć
swój odwrót. %7łołnierze rozkładali się teraz na ulicach i placach, a
handel i ruch ożywały. I o ile poprzedni wieczór był przerażający i
straszny, tak obecny był wesoły i pogodny.
Na ulicach płonęły ogniska biwakowe, żołnierze siedzieli wokół
nich czyszcząc broń, a pieśń przerywał od czasu do czasu śmiech,
gdy któryś z nich, wolny od zajęć po wyczyszczeniu broni,
opowieściami swymi dostarczał kolegom rozrywki.
Grupka żołnierzy prawiła komplementy ładniutkiej dziewczynie
a spokój, który powrócił po przerazliwych scenach sprawił, iż
przychodziły im one łatwiej niż zazwyczaj. Trochę dalej młody
oficer rozmawiał z krewnymi, którzy mieszkali na drugim piętrze i
otworzyli teraz okno, by wyżalić się, opowiadając o swym okropnym
strachu i radości z zobaczenia kuzyna i jego dzielnych towarzyszy.
Gdzie indziej stał stary żołnierz, patrzył w ogień niemym
wzrokiem, jakby rozmyślając:  Jak to wszystko się skończy?" a
jego młodsi koledzy śmiali się ze swych podartych i poplamionych
mundurów nie myśląc o przyszłości, i tylko butelka wódki
dostarczała im nadziei. Grupki żołnierzy klęczały wokół ognisk i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl