[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdziwieniem przyglądał się więc tym prymitywnym budowlom, a po chwili zro-
zumiał: były to chaty sulidorów. Zagadka stawała się coraz bardziej skompliko-
wana. Dotychczas nie spotkał się z tak bliskimi związkami pomiędzy nildorami
a mięsożernymi dwunogami z Krainy Mgieł. Wkrótce zobaczył i same sulidory.
Było ich ze dwadzieścia. Siedziały ze skrzyżowanymi nogami. Niewolnicy? Jeń-
cy? Przyjaciele plemienia? %7ładne z tych przypuszczeń nie dawało sensownego
wyjaśnienia.
29
Oto jest nasz wiele razy urodzony rzekł Srin gahar, wskazując trąbą
starego, pokrytego bliznami nildora stojącego nad brzegiem jeziora.
Gundersen poczuł pełen szacunku podziw nie tylko z powodu sędziwego wie-
ku tego stworzenia, ale też i dlatego, że wiedział o jego wielokrotnym uczest-
nictwie w niewyobrażalnym rytuale powtórnych narodzin. Ten nildor przekroczył
barierę, która ograniczała Ziemian. Nieogarniona różnica przeżyć powodowała,
że Gundersen zbliżał się z drżeniem do przywódcy stada.
Starca otaczał krąg dworaków . Mieli szarą skórę i również byli pomarszcze-
ni: zgromadzenie seniorów. Młodsze nildory, z generacji Srin gahara. trzymały się
w pełnej respektu odległości. W obozowisku w ogóle nie było nildorów niedoj-
rzałych. %7ładen Ziemianin nigdy nie widział nildora w wieku młodzieńczym. Gun-
deresenowi mówiono, że nildory zawsze przychodzą na świat w Krainie Mgieł,
w ojczyznie sulidorów, i najwidoczniej pozostają tam w odosobnieniu, aż do osią-
gnięcia nildorskiej dojrzałości dopiero wtedy migrują do dżungli w tropikach.
Słyszał również, że każdy nildor ma nadzieję powrócić do Krainy Mgieł, kiedy
nadchodzi pora by umrzeć. Nie wiedział, czy to prawda. Nikt zresztą nie wiedział
tego na pewno.
Nildory z kręgu rozstąpiły się i Gundersen stanął przed wielokrotnie urodzo-
nym. Protokół wymagał, by jako przybysz odezwał się pierwszy, ale zwlekał pełen
napięcia i oszołomiony być może oparami wydobywającymi się z jeziora. Wyda-
wało mu się. że zanim zdołał wziąć się w garść upłynęły wieki. Wreszcie prze-
mówił:
Jestem Edmund Gundersen z pierwszych narodzin powiedział życzę
ci radości wielu następnych urodzin, o Najmędrszy.
Nildor bez pośpiechu obrócił w bok swa wielka głowę i pociągnął trochę wody
z jeziora.
Znany nam jesteś Edmundzie Gundersenie z dawnych lat zagrzmiał. Pro-
wadziłeś wielki dom Kompanii w Fire Point na Morzu Piasku.
Doskonała pamięć nildora zdumiała i zmartwiła Gundersena. Jeśli pamiętały
go aż tak dobrze, to jaka miał szansę doznać od nich grzeczności?
Tak, byłem tutaj dawno temu powiedział ze ściśniętym gardłem.
Nie tak dawno. Dziesięć obrotów to nie tak długi czas.
Nildor zakrył oczy ciężkimi powiekami i przez parę chwil wydawało się, że
wielokrotnie urodzony zapadł w sen.
Jestem Vol himyor z siódmych narodzin odezwał się wreszcie. Wejdziesz ze
mną do wody? Męczę się szybko na lądzie po moich ostatnich narodzinach.
Nie czekając na odpowiedz wkroczył do jeziora i popłynął wolno jakieś czter-
dzieści metrów. Zanurzył się po barki. Malidar, który w tej części jeziora skubał
wodorosty, dał nura z pomrukiem niezadowolenia i wyłonił się z dala. Gundersen
wiedział, że nie ma innego wyboru jak tylko podążyć za wielokrotnie urodzonym.
Zrzucił ubranie i wszedł do jeziora. Ogarnęła go letnia woda. Przez chwilę szedł
30
po sprężystej macie z włóknistych łodyg, a potem poczuł miękki, ciepły muł.
Z dna podnosiły się bańki oparów alkoholu i pękały na powierzchni. Wyziewy te
odurzały go. Z największym trudem przedzierał się wśród splątanej roślinności
i doznał prawdziwej ulgi, gdy dno przestało być błotniste. Woda stała się głęb-
sza i czysta, gdyż niedawno buszowały tu malidory, szybko więc podpłynął do
Vol himyora. W ciemnej głębi przepływały w rożnych kierunkach nieznane stwo-
ry i co chwilę coś śliskiego dotykało ciała człowieka. Zmuszał się, by nie zwracać
na to uwagi.
Odszedłeś z tego świata na wiele obrotów, prawda? zamamrotał
Vol himyor, wyglądający wciąż jakby drzemał.
Kiedy Kompania zrezygnowała tu ze swoich praw, powróciłem do swego
własnego świata odparł Gundersen.
Jeszcze zanim rozchyliły się powieki nildora, nim jego okrągłe, żółte oczy
zimno spojrzały na Gundersena, ten wiedział już, że popełnił błąd.
Twoja Kompania nie miała tu nigdy żadnych praw, z których mogłaby zre-
zygnować stwierdził nildor zwykłym, bezbarwnym tonem.
Tak, to prawda zgodził się Gundersen. Szukał słów, które naprawiłyby
jego poprzedni nietakt. Kiedy Kompania zrezygnowała z posiadania tej plane-
ty, powróciłem do swego własnego świata.
Te słowa są już bliższe prawdy. Ale dlaczego, w takim razie tu wróciłeś?
Ponieważ pokochałem tę planetę i pragnąłem ją znów zobaczyć.
Czy możliwe by Ziemianin czuł miłość do Belzagoru?
Tak. dla Ziemianina jest to możliwe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
zdziwieniem przyglądał się więc tym prymitywnym budowlom, a po chwili zro-
zumiał: były to chaty sulidorów. Zagadka stawała się coraz bardziej skompliko-
wana. Dotychczas nie spotkał się z tak bliskimi związkami pomiędzy nildorami
a mięsożernymi dwunogami z Krainy Mgieł. Wkrótce zobaczył i same sulidory.
Było ich ze dwadzieścia. Siedziały ze skrzyżowanymi nogami. Niewolnicy? Jeń-
cy? Przyjaciele plemienia? %7ładne z tych przypuszczeń nie dawało sensownego
wyjaśnienia.
29
Oto jest nasz wiele razy urodzony rzekł Srin gahar, wskazując trąbą
starego, pokrytego bliznami nildora stojącego nad brzegiem jeziora.
Gundersen poczuł pełen szacunku podziw nie tylko z powodu sędziwego wie-
ku tego stworzenia, ale też i dlatego, że wiedział o jego wielokrotnym uczest-
nictwie w niewyobrażalnym rytuale powtórnych narodzin. Ten nildor przekroczył
barierę, która ograniczała Ziemian. Nieogarniona różnica przeżyć powodowała,
że Gundersen zbliżał się z drżeniem do przywódcy stada.
Starca otaczał krąg dworaków . Mieli szarą skórę i również byli pomarszcze-
ni: zgromadzenie seniorów. Młodsze nildory, z generacji Srin gahara. trzymały się
w pełnej respektu odległości. W obozowisku w ogóle nie było nildorów niedoj-
rzałych. %7ładen Ziemianin nigdy nie widział nildora w wieku młodzieńczym. Gun-
deresenowi mówiono, że nildory zawsze przychodzą na świat w Krainie Mgieł,
w ojczyznie sulidorów, i najwidoczniej pozostają tam w odosobnieniu, aż do osią-
gnięcia nildorskiej dojrzałości dopiero wtedy migrują do dżungli w tropikach.
Słyszał również, że każdy nildor ma nadzieję powrócić do Krainy Mgieł, kiedy
nadchodzi pora by umrzeć. Nie wiedział, czy to prawda. Nikt zresztą nie wiedział
tego na pewno.
Nildory z kręgu rozstąpiły się i Gundersen stanął przed wielokrotnie urodzo-
nym. Protokół wymagał, by jako przybysz odezwał się pierwszy, ale zwlekał pełen
napięcia i oszołomiony być może oparami wydobywającymi się z jeziora. Wyda-
wało mu się. że zanim zdołał wziąć się w garść upłynęły wieki. Wreszcie prze-
mówił:
Jestem Edmund Gundersen z pierwszych narodzin powiedział życzę
ci radości wielu następnych urodzin, o Najmędrszy.
Nildor bez pośpiechu obrócił w bok swa wielka głowę i pociągnął trochę wody
z jeziora.
Znany nam jesteś Edmundzie Gundersenie z dawnych lat zagrzmiał. Pro-
wadziłeś wielki dom Kompanii w Fire Point na Morzu Piasku.
Doskonała pamięć nildora zdumiała i zmartwiła Gundersena. Jeśli pamiętały
go aż tak dobrze, to jaka miał szansę doznać od nich grzeczności?
Tak, byłem tutaj dawno temu powiedział ze ściśniętym gardłem.
Nie tak dawno. Dziesięć obrotów to nie tak długi czas.
Nildor zakrył oczy ciężkimi powiekami i przez parę chwil wydawało się, że
wielokrotnie urodzony zapadł w sen.
Jestem Vol himyor z siódmych narodzin odezwał się wreszcie. Wejdziesz ze
mną do wody? Męczę się szybko na lądzie po moich ostatnich narodzinach.
Nie czekając na odpowiedz wkroczył do jeziora i popłynął wolno jakieś czter-
dzieści metrów. Zanurzył się po barki. Malidar, który w tej części jeziora skubał
wodorosty, dał nura z pomrukiem niezadowolenia i wyłonił się z dala. Gundersen
wiedział, że nie ma innego wyboru jak tylko podążyć za wielokrotnie urodzonym.
Zrzucił ubranie i wszedł do jeziora. Ogarnęła go letnia woda. Przez chwilę szedł
30
po sprężystej macie z włóknistych łodyg, a potem poczuł miękki, ciepły muł.
Z dna podnosiły się bańki oparów alkoholu i pękały na powierzchni. Wyziewy te
odurzały go. Z największym trudem przedzierał się wśród splątanej roślinności
i doznał prawdziwej ulgi, gdy dno przestało być błotniste. Woda stała się głęb-
sza i czysta, gdyż niedawno buszowały tu malidory, szybko więc podpłynął do
Vol himyora. W ciemnej głębi przepływały w rożnych kierunkach nieznane stwo-
ry i co chwilę coś śliskiego dotykało ciała człowieka. Zmuszał się, by nie zwracać
na to uwagi.
Odszedłeś z tego świata na wiele obrotów, prawda? zamamrotał
Vol himyor, wyglądający wciąż jakby drzemał.
Kiedy Kompania zrezygnowała tu ze swoich praw, powróciłem do swego
własnego świata odparł Gundersen.
Jeszcze zanim rozchyliły się powieki nildora, nim jego okrągłe, żółte oczy
zimno spojrzały na Gundersena, ten wiedział już, że popełnił błąd.
Twoja Kompania nie miała tu nigdy żadnych praw, z których mogłaby zre-
zygnować stwierdził nildor zwykłym, bezbarwnym tonem.
Tak, to prawda zgodził się Gundersen. Szukał słów, które naprawiłyby
jego poprzedni nietakt. Kiedy Kompania zrezygnowała z posiadania tej plane-
ty, powróciłem do swego własnego świata.
Te słowa są już bliższe prawdy. Ale dlaczego, w takim razie tu wróciłeś?
Ponieważ pokochałem tę planetę i pragnąłem ją znów zobaczyć.
Czy możliwe by Ziemianin czuł miłość do Belzagoru?
Tak. dla Ziemianina jest to możliwe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]