[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ziemi, wykonanego z metalu lub - częściej - z drewna, z którego skazaniec o własnych
siłach nie mógł się uwolnić.
Zredniowieczni inkwizytorzy stosowali dwa rodzaj e uwięzienia. Pierwsze, murus largus,
polegało na skazaniu winnego na pobyt w klasztorze, z rygorystycznie ograniczonym
prawem poruszania się, drugie, murus strictus - na zamknięciu w celi klasztornej, przy
czym odosobnienie to stosowano jako karę typowo pokutną. W jednym i drugim
przypadku więzień otrzymywał minimalną porcję żywności i miał zakaz kontaktowania się
ze światem zewnętrznym (dopuszczalne były jedynie wizyty współmałżonka). Wydawane
wyroki były z reguły dożywotnie, na ogół jednak je skracano.
Jeśli kacerz trwał nadal przy swych przekonaniach, wówczas inkwizycja przekazywała
winowajcę w ręce władzy świeckiej, co zawsze pociągało za sobą karę śmierci - na stosie.
Ceremonia przekazania skazańca władzy świeckiej była bardzo rozbudowana.
Rozpoczynały j ą nabożeństwa, kazania misyjne. Był to czas na publiczne akty wyznania
błędów przez nawróconych herezjarchów i pojednanie ich z Kościołem. Po nich raz
jeszcze wzywano skazanych do uznania błędów, a dopiero potem, po ostatecznej
odmowie, czytano publicznie akty spraw i wyroki. Wtedy następował akt ekskomuniki.
Skazanego przekazywano władzy świeckiej, która raz jeszcze go sądziła, egzekucja zaś
następowała nie wcześniej niż dnia następnego. Cała pierwsza część ceremonii, część
ściśle religijna, nazywała się w Hiszpanii aktem wiary, czyli auto-da-fe.
Egzekucje kacerzy wykonywane były na ogół w dni świąteczne. I traktowane były jako
demonstracja nieograniczonej władzy Kościoła. Heroldowie zapraszali lud, drogo liczono
sobie za miejsca w oknach, a każdy wiemy, który nosił drewno na stos, otrzymywał
odpust zupełny. Drogę na miejsce egzekucji ofiara odbywała często w czapce błazeńskiej,
szczypano nieszczęśnika rozżarzonymi obcęgami, a czasem pozbawiano go prawej ręki.
Jedynie w wyjątkowych wypadkach - i była to wielka łaska - duszono ofiarę przed
straceniem. W czasie gdy heretyk - zależnie od kierunku wiatru - albo się dusił, albo
powoli płonął, zgromadzeni katolicy śpiewali pieśń "Chwalimy Cię, wielki Boże".
Dlaczego śmierć na stosie? Otóż intencją spalenia na stosie było niedopuszczenie do
tego, by ofiara zmartwychwstała w dniu Sądu Ostatecznego. Stąd też nawet
ekshumowano szczątki kacerzy i rzucano je w ogień - co spotkało Amairyka z Beny
(zmarłego około 1206 roku). Mienie straconych było konfiskowane przez Kościół, a ich
wydziedziczeni potomkowie przez trzy pokolenia uchodzili za ludzi niegodnych.
Tak między innymi na stosie zginął w 1415 roku w Konstancji Jan Hus. Ubrano go w
wysoką papierową czapkę w kształcie tiary z namalowanymi diabłami i napisem:
"arcyheretyk". Kiedy zapalono stos, zaczął śpiewać: "Jezu, Synu Dawida, zmiłuj się nade
mną". Spalone na proch ciało Husa zebrano razem z ziemią i wrzucono do Renu.
Jego uczeń, Hieronim z Pragi, podążył za swym mistrzem do Konstancji i tu go
pochwycono. Początkowo zaparł się nauk Husa i wtrącono go na trzysta czterdzieści dni
do więzienia. "Obchodziliście się ze mną gorzej niż z Turkiem, %7łydem czy poganinem.
Moje ciało zaczęło się dosłownie rozkładać, zostawiając na wierzchu gołe kości" - mówił
swym oprawcom w czasie przewodu sądowego, kiedy zdecydował się odwołać potępienie
Husa i jego nauk. Zginął na stosie jak jego mistrz. Na stosie spalono też w 1600 roku
Giordano Bruna (o czym mowa w oddzielnym rozdziale). I tysiące innych.
Nie wiemy do dziś, ile wydano wyroków inkwizycji, jakie były proporcje między karami.
Zachowały się tylko fragmentaryczne dane, a Stolica Apostolska nikomu, kto pragnąłby
zgłębić ten problem, nie chce udostępniać swych archiwów.
Wiemy na przykład, że Bernard Gui w XIII wieku w ciągu szesnastu lat swojej
działalności inkwizytorskiej orzekł winę wobec dziewięćset trzydziestu oskarżonych przez
siebie osób. Czterdzieści dwie z nich wydano w ręce świeckie dla egzekucji (dalszych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
ziemi, wykonanego z metalu lub - częściej - z drewna, z którego skazaniec o własnych
siłach nie mógł się uwolnić.
Zredniowieczni inkwizytorzy stosowali dwa rodzaj e uwięzienia. Pierwsze, murus largus,
polegało na skazaniu winnego na pobyt w klasztorze, z rygorystycznie ograniczonym
prawem poruszania się, drugie, murus strictus - na zamknięciu w celi klasztornej, przy
czym odosobnienie to stosowano jako karę typowo pokutną. W jednym i drugim
przypadku więzień otrzymywał minimalną porcję żywności i miał zakaz kontaktowania się
ze światem zewnętrznym (dopuszczalne były jedynie wizyty współmałżonka). Wydawane
wyroki były z reguły dożywotnie, na ogół jednak je skracano.
Jeśli kacerz trwał nadal przy swych przekonaniach, wówczas inkwizycja przekazywała
winowajcę w ręce władzy świeckiej, co zawsze pociągało za sobą karę śmierci - na stosie.
Ceremonia przekazania skazańca władzy świeckiej była bardzo rozbudowana.
Rozpoczynały j ą nabożeństwa, kazania misyjne. Był to czas na publiczne akty wyznania
błędów przez nawróconych herezjarchów i pojednanie ich z Kościołem. Po nich raz
jeszcze wzywano skazanych do uznania błędów, a dopiero potem, po ostatecznej
odmowie, czytano publicznie akty spraw i wyroki. Wtedy następował akt ekskomuniki.
Skazanego przekazywano władzy świeckiej, która raz jeszcze go sądziła, egzekucja zaś
następowała nie wcześniej niż dnia następnego. Cała pierwsza część ceremonii, część
ściśle religijna, nazywała się w Hiszpanii aktem wiary, czyli auto-da-fe.
Egzekucje kacerzy wykonywane były na ogół w dni świąteczne. I traktowane były jako
demonstracja nieograniczonej władzy Kościoła. Heroldowie zapraszali lud, drogo liczono
sobie za miejsca w oknach, a każdy wiemy, który nosił drewno na stos, otrzymywał
odpust zupełny. Drogę na miejsce egzekucji ofiara odbywała często w czapce błazeńskiej,
szczypano nieszczęśnika rozżarzonymi obcęgami, a czasem pozbawiano go prawej ręki.
Jedynie w wyjątkowych wypadkach - i była to wielka łaska - duszono ofiarę przed
straceniem. W czasie gdy heretyk - zależnie od kierunku wiatru - albo się dusił, albo
powoli płonął, zgromadzeni katolicy śpiewali pieśń "Chwalimy Cię, wielki Boże".
Dlaczego śmierć na stosie? Otóż intencją spalenia na stosie było niedopuszczenie do
tego, by ofiara zmartwychwstała w dniu Sądu Ostatecznego. Stąd też nawet
ekshumowano szczątki kacerzy i rzucano je w ogień - co spotkało Amairyka z Beny
(zmarłego około 1206 roku). Mienie straconych było konfiskowane przez Kościół, a ich
wydziedziczeni potomkowie przez trzy pokolenia uchodzili za ludzi niegodnych.
Tak między innymi na stosie zginął w 1415 roku w Konstancji Jan Hus. Ubrano go w
wysoką papierową czapkę w kształcie tiary z namalowanymi diabłami i napisem:
"arcyheretyk". Kiedy zapalono stos, zaczął śpiewać: "Jezu, Synu Dawida, zmiłuj się nade
mną". Spalone na proch ciało Husa zebrano razem z ziemią i wrzucono do Renu.
Jego uczeń, Hieronim z Pragi, podążył za swym mistrzem do Konstancji i tu go
pochwycono. Początkowo zaparł się nauk Husa i wtrącono go na trzysta czterdzieści dni
do więzienia. "Obchodziliście się ze mną gorzej niż z Turkiem, %7łydem czy poganinem.
Moje ciało zaczęło się dosłownie rozkładać, zostawiając na wierzchu gołe kości" - mówił
swym oprawcom w czasie przewodu sądowego, kiedy zdecydował się odwołać potępienie
Husa i jego nauk. Zginął na stosie jak jego mistrz. Na stosie spalono też w 1600 roku
Giordano Bruna (o czym mowa w oddzielnym rozdziale). I tysiące innych.
Nie wiemy do dziś, ile wydano wyroków inkwizycji, jakie były proporcje między karami.
Zachowały się tylko fragmentaryczne dane, a Stolica Apostolska nikomu, kto pragnąłby
zgłębić ten problem, nie chce udostępniać swych archiwów.
Wiemy na przykład, że Bernard Gui w XIII wieku w ciągu szesnastu lat swojej
działalności inkwizytorskiej orzekł winę wobec dziewięćset trzydziestu oskarżonych przez
siebie osób. Czterdzieści dwie z nich wydano w ręce świeckie dla egzekucji (dalszych [ Pobierz całość w formacie PDF ]