[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Z cichym klaśnięciem złożyli dłonie, wydając okrzyk zdumienia i podziwu. Oczy Gorulgi
błyszczały fanatycznie w świetle pochodni.
- Yelaya przemówiła! - zakrzyknął podniosłym głosem - Taka jest wola bogów! Dawno
temu, za dni naszych przodków, uczyniono je tabu i ukryto na rozkaz bogów, którzy wyrwali je
ze strasznej paszczy Gwahlura - króla ciemności, w dniu narodzin świata. Na rozkaz bogów
Zęby Gwahlura zostały ukryte; na ich rozkaz zostaną wydobyte ponownie. O niebiańska bogini,
pozwól nam udać się do miejsca ukrycia Zębów, by zabezpieczyć je dla tego, kogo miłują
bogowie!
- Zezwalam wam odejść! - odpowiedziała fałszywa bogini z władczym, odprawiającym
gestem, który wywołał uśmiech Conana.
Kapłani wycofali się tyłem; strusie pióra i pochodnie wznosiły się i opadały w rytmie ich
pokłonów. Złote drzwi zamknęły się i bogini z jękiem opadła bezwładnie na postument.
- Conanie! - wyjęczała słabo - Conanie!
- Tss! - syknął przez otwory, obrócił się, wyśliznął z niszy i zamknął płytę. Rzut oka przez
rzezbione drzwi ukazał mu kapłanów wychodzących z wielkiej sali tronowej. Jednocześnie
uświadomił sobie, że blask, jakim sala była wypełniona, nie pochodził od pochodni. Zaniepokoił
się, ale wyjaśnienie przyszło natychmiast. Wczesny księżyc wzszedł i to jego światło padało
przez otwory w kopule, która dzięki jakiejś przedziwnej sztuce wzmacniała je. Zwiecąca
kopuła Alkmeenonu nie była więc bajką. Zapewne pokryto jej wnętrze dziwnym, białawo
płonącym kryształem, znajdowanym tylko w górach czarnych krain. Zwiatło wypełniało salę
tronową i sączyło się do bezpo średnio przylegających komnat.
Conan ruszył w kierunku drzwi wiodących do sali tronowej, zawrócił jednak na głos, który
zdawał się dochodzić z przejścia prowadzącego do alkowy. Przyczaił się u wejścia mając
jeszcze w pamięci dzwięk gongu, który zwabił go w pułapkę. Zwiatło kopuły przesączało się
zaledwie do małej części wąskiego korytarza, ukazując mu tylko pustą przestrzeń. Mimo to
byłby przysiągł, że słyszał gdzieś w głębi ukradkowe stąpanie.
Z rozmyślań wyrwał go dochodzący z tyłu, zduszony krzyk kobiety. Wpadając w drzwi za
tronem, zobaczył w krystalicznym świetle niespodziewaną scenę. Pochodnie kapłanów zniknęły
z wielkiej sali - ale jeden kapłan pozostał w pałacu; Gwarunga.
Z twarzą wykrzywioną furią ściskał przerażoną Murielę za gardło, dławiąc jej próby
krzyków oraz błagań i potrząsał nią brutalnie.
- Zdrajczyni! - syczał jak kobra czerwonymi wargami  Co to za gra? Czy Zargheba nie
powiedział ci, co masz mówić? Zdradzasz swojego pana, czy też on zdradza swych przyjaciół
przy twojej pomocy? Dziwko! Ukręcę ci ten fałszywy łeb, ale najpierw...
Zliczne oczy schwytanej rozszerzyły się, gdy spojrzała mu przez ramię i to ostrzegło
olbrzymiego Murzyna. Puścił ją i obrócił się akurat, kiedy miecz Conana opadał na jego głowę.
Silny cios rozciągnął go na marmurowej posadzce, gdzie leżał drgając, z krwią sączącą się z
poszarpanej rany. Conan ruszył ku niemu, by dokończyć dzieła, widząc, że wskutek nagłego
ruchu Murzyna ostrze uderzyło na płask - ale Muriela konwulsyjnie objęła go ramionami.
- Zrobiłam jak kazałeś! - dyszała histerycznie  Zabierz mnie stąd! Och, proszę, zabierz
mnie stąd!
- Nie możemy jeszcze iść - mruknął - Chcę wyśledzić, skąd kapłani wezmą klejnoty.
Może tam być więcej ukrytych łupów. Możesz iść ze mną. Gdzie jest ten kamień, który miałaś
we włosach?
- Musiał mi wypaść na postumencie - wyjąkała dotykając włosów. - Byłam taka
przestraszona... Kiedy kapłani odeszli, wybiegłam, aby cię szukać, lecz ten wielki brutal został i
złapał mnie...
- Dobrze, poszukaj kamienia, a ja pozbędę się tej padliny - nakazał. - Ruszaj! Ten klejnot
sam w sobie jest wart fortunę.
Zastanowiła się, niechętnie myśląc o powrocie do tajemniczej komnaty, wreszcie, gdy
chwycił Gwarungę za pas i powlókł do alkowy, odwróciła się i weszła do środka. Conan rzucił z
łomotem nieprzytomnego kapłana na posadzkę i wzniósł miecz. Cymmerianin żył zbyt długo w
dzikich stronach świata, żeby mieć jakieś złudzenia co do litości. Jedyny dobry wróg, to
bezgłowy wróg. Lecz zanim zadał cios, wstrząsający krzyk zatrzymał podniesione ostrze.
Krzyk dobiegał z komnaty wyroczni.
- Conanie! Conanie! Ona wróciła! - Krzyk zakończył się bulgotem i odgłosem szamotania.
Conan wybiegł z alkowy z przekleństwem na ustach. Przebiegł przez podium i wpadł do
komnaty wyroczni, nim krzyk przebrzmiał. Stanął w progu, patrząc z niedowierzaniem. Sądząc
z pozorów, Muriela leżała spokojnie na postumencie z oczami zamkniętymi jak we śnie.
- Co robisz, do pioruna? - dopytywał się kwaśnym tonem. - Nie czas na głupie żarty...
Urwał nagle. Jego spojrzenie pobiegło ku dopasowanej, jedwabnej spódniczce
okrywającej uda dziewczyny. Spódniczka powinna być rozdarta od pasa do skraju. Był tego
pewien, bo sam ją rozdarł, bezlitośnie zdzierając tę część odzieży z wyrywającej się tancerki.
Jednak materiał nie nosił śladu uszkodzeń. Jednym skokiem znalazł się przy postumencie,
położył dłoń na udzie dziewczyny i odskoczył, jakby dotknął rozpalonego żelaza, a nie zimnego
bezruchu śmierci.
- Na Croma! - wymamrotał, sypiąc skry ze zwężonych oczu. - To nie Muriela! To Yelaya!
Teraz rozumiał ten nagły krzyk, jaki wydarł się z gardła Murieli, gdy weszła do komnaty.
Bogini wróciła. Zargheba zdjął odzienie z księżniczki, by dostarczyć kostium pretendentce.
Mimo to ciało było teraz okryte jedwabiem i kosztownościami, tak jak Conan widział je za
pierwszym razem. Cymmerianin poczuł dziwne mrowienie przebiegające po karku.
- Muriela! - wrzasnął nagle. - Muriela! Gdzie jesteś do diabła!
Mury odrzuciły jego głos szyderczo. Nie mógł dostrzec innej drogi do komnaty niż złote
drzwi, przez które nikt nie mógł wyjść bez jego wiedzy. Bezsprzecznie Yelaya została
umieszczona z powrotem na postumencie w ciągu kilku minut, jakie upłynęły od chwili, gdy
Muriela opuściła komnatę i została pochwycona przez Gwarungę; w uszach dzwięczało mu
jeszcze echo krzyku dziewczyny, a jednak tancerka zniknęła, jakby rozpłynęła się w
powietrzu. Istniało tylko jedno wytłumaczenie, jeżeli odrzucić nadnaturalne moce; gdzieś w
komnacie znajdowały się ukryte drzwi. W chwili, gdy przyszło mu to na myśl, zobaczył je.
W wyglądającym na jednolity bloku marmuru zauważył cienkie, prostokątne pęknięcie, w
którym tkwił strzęp jedwabiu. Strzęp pochodził z rozdartej spódniczki Murieli. Wniosek był [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl