[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomysł.
Ponieważ innych propozycji nie było, Roddy, zadowo
lony ze swojego planu, zaczął go rozwijać.
- Jeżeli znajdę klucz od hangaru, wezmiemy łódkę.
Tomkowi na pewno spodoba siÄ™ wycieczka. Ellen przygo
tuje nam dużą wałówkę. A kiedy już przypłyniemy na
miejsce, rozpalimy ognisko!
Pomysł spodobał się wszystkim, więc tym akordem
zakończył się dzisiejszy wieczór. Oliver dopił resztkę wina,
zdusił niedopałek cygara i rzucił w przestrzeń:
- Pewnie będę musiał odprowadzić Wiktorię do łóżka.
Powiedział to niby ogólnie, do wszystkich, ale spoglądał
175
na Johna. Jego twarz pozostała niewzruszona, ale gdy
Wiktoria gwałtownie odsunęła swoje krzesło od stołu,
zerwał się i podbiegł je przytrzymać.
- Dobranoc, Roddy - ucałowała go na dobranoc.
Pożegnała się też z Johnem, lecz nie próbowała go poca
łować. Oliver otworzył drzwi, a kiedy wyszła, jeszcze raz
zwrócił się do pozostałych osób w pokoju i rzekł z uśmie
chem:
- Do zobaczenia jutro.
- Do jutra! - odpowiedział John i przysunął się do
kominka, do którego Roddy dołożył brykietów i też
przysunął się bliżej.
XI
Sobota
Prognoza pogody sprawdziła się tylko częściowo. Rzeczy
wiście świeciło słońce, ale coraz to zakrywały je chmury,
nawiewane zachodnim wiatrem. Powietrze było tak prze
zroczyste, że wzgórza, woda, niebo i wszystko wokół
wyglądało jak namalowane wielkim mokrym pędzlem.
Dwór Benchoile wraz z ogrodem otaczały wysokie
wzgórza, więc uczestnicy wycieczki, zanim załadowali się
na łódkę, czuli tylko leciutki wiaterek. Była to stara
rybacka łódz, toteż nie dało się tak łatwo odbić od
brzegu, dopóki wiatr nie stał się bardziej wyczuwalny.
Powierzchnia wody wzburzyła się i spiętrzyła grzywami
fal, przelewajÄ…cymi siÄ™ przez burty.
Pozakładali na siebie wszystkie nieprzemakalne rze
czy, jakie dały się wygrzebać w magazynie ekwipunku
myśliwskiego w Benchoile. Wiktoria nałożyła oliwkowo-
brÄ…zowy skafander z wielkimi kieszeniami, a Tomka
owinęła w starą myśliwską kurtkę, poplamioną krwią
jakiegoś dawno ustrzelonego ptaka czy zająca. Ubiór ten
krępował ruchy, dzięki czemu Wiktorii łatwiej było
upilnować dziecko. Dziękowała Bogu za tę możliwość,
gdyż chłopiec zachowywał się tak, jakby chciał wypaść za
burtÄ™.
Wszyscy zgodzili się bez słów, aby John Dunbeath
zasiadł do wioseł. Na tę okazję nałożył czarny skafander,
którego używał stryj Jock, oraz zielone buty myśliwskie,
777
lecz był z gołą głową i coraz to bryzgi wody ochlapywały
mu twarz. Wokół panowała cisza, którą przerywało tylko
skrzypienie wioseł w dulkach, świst wiatru i plusk fal
rozbijających się o burty. Wiosła były długie i ciężkie, lecz
John świetnie sobie radził, przechyłami ciała naprowadza
jąc dziób opornej krypy na właściwy kierunek. Co jakiś
czas wciągał wiosła do środka, aby, patrząc przez ramię,
ocenić, jak dalece wiatr i prąd wody znoszą łódz. Czuł się
tu całkiem swobodnie, jak u siebie w domu. Widać było,
że robił to już nieraz.
W środkowej części łodzi, na ławie wioślarskiej, siedzieli
Roddy i Oliver: Roddy zwrócony tyłem do Wiktorii,
trzymając między kolanami swego psa, a Oliver okrakiem
na Å‚awie, oparty Å‚okciami o burtÄ™. Obaj wypatrywali
przeciwległego brzegu, przy czym Roddy przez lornetkę.
Wiktoria widziała zarys czoła i podbródka Olivera, jego
nogi w spranych dżinsach i w tenisówkach. Wiatr odwiewał
mu włosy z czoła, a skóra twarzy, napięta na kościach
policzkowych, zaczerwieniła się.
Na dnie łodzi zbierała się woda, którą Roddy wybierał
starą cynową miską. Koszyki z wałówką na piknik,
podpałkę i okrycia przeciwdeszczowe zabezpieczyli przed
zamoknięciem. Zapasów mieli tyle, że wystarczyłoby dla
pułku wojska. Termosy i butelki z napojami płynęły
w specjalnym koszyku, żeby się nie stłukły.
Roddy co chwila odrywał się od wybierania wody z łódki
i obserwował wzgórza przez lornetkę.
- Czego tak wypatrujesz? - zapytał Oliver.
- Jeleni. Teraz trudno je wytropić. W zeszłym tygodniu,
kiedy spadł śnieg, łatwiej było je zauważyć, ale dziś chyba
nie ma ich tutaj.
- A gdzie sÄ…?
- Przypuszczalnie po drugiej stronie wzgórz.
- Dużo ich tu macie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
pomysł.
Ponieważ innych propozycji nie było, Roddy, zadowo
lony ze swojego planu, zaczął go rozwijać.
- Jeżeli znajdę klucz od hangaru, wezmiemy łódkę.
Tomkowi na pewno spodoba siÄ™ wycieczka. Ellen przygo
tuje nam dużą wałówkę. A kiedy już przypłyniemy na
miejsce, rozpalimy ognisko!
Pomysł spodobał się wszystkim, więc tym akordem
zakończył się dzisiejszy wieczór. Oliver dopił resztkę wina,
zdusił niedopałek cygara i rzucił w przestrzeń:
- Pewnie będę musiał odprowadzić Wiktorię do łóżka.
Powiedział to niby ogólnie, do wszystkich, ale spoglądał
175
na Johna. Jego twarz pozostała niewzruszona, ale gdy
Wiktoria gwałtownie odsunęła swoje krzesło od stołu,
zerwał się i podbiegł je przytrzymać.
- Dobranoc, Roddy - ucałowała go na dobranoc.
Pożegnała się też z Johnem, lecz nie próbowała go poca
łować. Oliver otworzył drzwi, a kiedy wyszła, jeszcze raz
zwrócił się do pozostałych osób w pokoju i rzekł z uśmie
chem:
- Do zobaczenia jutro.
- Do jutra! - odpowiedział John i przysunął się do
kominka, do którego Roddy dołożył brykietów i też
przysunął się bliżej.
XI
Sobota
Prognoza pogody sprawdziła się tylko częściowo. Rzeczy
wiście świeciło słońce, ale coraz to zakrywały je chmury,
nawiewane zachodnim wiatrem. Powietrze było tak prze
zroczyste, że wzgórza, woda, niebo i wszystko wokół
wyglądało jak namalowane wielkim mokrym pędzlem.
Dwór Benchoile wraz z ogrodem otaczały wysokie
wzgórza, więc uczestnicy wycieczki, zanim załadowali się
na łódkę, czuli tylko leciutki wiaterek. Była to stara
rybacka łódz, toteż nie dało się tak łatwo odbić od
brzegu, dopóki wiatr nie stał się bardziej wyczuwalny.
Powierzchnia wody wzburzyła się i spiętrzyła grzywami
fal, przelewajÄ…cymi siÄ™ przez burty.
Pozakładali na siebie wszystkie nieprzemakalne rze
czy, jakie dały się wygrzebać w magazynie ekwipunku
myśliwskiego w Benchoile. Wiktoria nałożyła oliwkowo-
brÄ…zowy skafander z wielkimi kieszeniami, a Tomka
owinęła w starą myśliwską kurtkę, poplamioną krwią
jakiegoś dawno ustrzelonego ptaka czy zająca. Ubiór ten
krępował ruchy, dzięki czemu Wiktorii łatwiej było
upilnować dziecko. Dziękowała Bogu za tę możliwość,
gdyż chłopiec zachowywał się tak, jakby chciał wypaść za
burtÄ™.
Wszyscy zgodzili się bez słów, aby John Dunbeath
zasiadł do wioseł. Na tę okazję nałożył czarny skafander,
którego używał stryj Jock, oraz zielone buty myśliwskie,
777
lecz był z gołą głową i coraz to bryzgi wody ochlapywały
mu twarz. Wokół panowała cisza, którą przerywało tylko
skrzypienie wioseł w dulkach, świst wiatru i plusk fal
rozbijających się o burty. Wiosła były długie i ciężkie, lecz
John świetnie sobie radził, przechyłami ciała naprowadza
jąc dziób opornej krypy na właściwy kierunek. Co jakiś
czas wciągał wiosła do środka, aby, patrząc przez ramię,
ocenić, jak dalece wiatr i prąd wody znoszą łódz. Czuł się
tu całkiem swobodnie, jak u siebie w domu. Widać było,
że robił to już nieraz.
W środkowej części łodzi, na ławie wioślarskiej, siedzieli
Roddy i Oliver: Roddy zwrócony tyłem do Wiktorii,
trzymając między kolanami swego psa, a Oliver okrakiem
na Å‚awie, oparty Å‚okciami o burtÄ™. Obaj wypatrywali
przeciwległego brzegu, przy czym Roddy przez lornetkę.
Wiktoria widziała zarys czoła i podbródka Olivera, jego
nogi w spranych dżinsach i w tenisówkach. Wiatr odwiewał
mu włosy z czoła, a skóra twarzy, napięta na kościach
policzkowych, zaczerwieniła się.
Na dnie łodzi zbierała się woda, którą Roddy wybierał
starą cynową miską. Koszyki z wałówką na piknik,
podpałkę i okrycia przeciwdeszczowe zabezpieczyli przed
zamoknięciem. Zapasów mieli tyle, że wystarczyłoby dla
pułku wojska. Termosy i butelki z napojami płynęły
w specjalnym koszyku, żeby się nie stłukły.
Roddy co chwila odrywał się od wybierania wody z łódki
i obserwował wzgórza przez lornetkę.
- Czego tak wypatrujesz? - zapytał Oliver.
- Jeleni. Teraz trudno je wytropić. W zeszłym tygodniu,
kiedy spadł śnieg, łatwiej było je zauważyć, ale dziś chyba
nie ma ich tutaj.
- A gdzie sÄ…?
- Przypuszczalnie po drugiej stronie wzgórz.
- Dużo ich tu macie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]