[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szary garnitur, niebieską koszulę i jedwabny krawat w delikatny deseń. Anne powiedzia-
łaby: nudny tradycjonalista, ale moim zdaniem Jonathan stanowił uosobienie dojrzałości
i profesjonalizmu. Natomiast Phin w sportowej koszuli, jasnych bawełnianych spodniach
i opadających na kark włosach... no cóż, zdawał się przyćmiewać wszystkich gości w
barze.
- Glitz" chce zamieścić wywiad okraszony zdjęciami - wyjaśnił Jonathan. - To dla
nas wspaniała okazja zaprezentować nowy, bardziej przyjazny wizerunek. Do tej pory
charakter firmy najlepiej oddawało słowo elitaryzm. Chcemy jednak, aby nasze nowe
sklepy odwiedzali normalni ludzie, rodziny z dziećmi. %7łeby dotrzeć do rodzin, musimy
pokazać pana nie jako podróżnika, który przedziera się przez puszczę, lecz jako domato-
ra. Czyli wywiad powinien odbyć się u pana w domu. - Jonathan zawiesił głos. - Jeśli ma
pan narzeczoną, dobrze by było o niej wspomnieć, powiedzieć, że pragnie się pan ustat-
kować. Czytelnikom to się spodoba. Słyszałem, że spotyka się pan z Jewel Stevens? - W
głosie mojego eksa wyczułam nutę zazdrości.
Phin utkwił we mnie spojrzenie.
- Nie, jeszcze Jewel to zle zrozumie - rzekł z uśmiechem. - I nie ostanie mi się ani
jeden talerz. Już i tak większość wytłukła.
R
L
T
- Temperamentna kobitka - zauważył Jonathan.
Nie wiem, czy próbował udawać światowca czy być dowcipny.
- Można tak powiedzieć - przytaknął mój szef. - Przykro mi, Jonathanie. Czytelnicy
muszą zadowolić się Phinem kawalerem.
Jonathan był wyraznie rozczarowany. Miałam wrażenie, że chętnie dłużej poga-
dałby o Jewel.
- Może przynajmniej wspomni pan, że chce założyć rodzinę, bez podawania ja-
kichkolwiek nazwisk?
- Postaram się.
- A jeśli chodzi o pański dom... Czy powinniśmy zmienić wystrój?
- Zmienić? Myślałem, że zdjęcia mają pokazać prawdziwego mnie. To, jak na-
prawdę mieszkam.
- Nie, mają pokazać wnętrze, które pasuje do wizerunku firmy. Summer-Jonathan
zwrócił się do mnie - sprawdzisz, co trzeba zrobić.
- Ona każe zaprowadzić porządek - zaprotestował Phin.
- Summer jest niezwykle kompetentna.
Kompetentna? Z ust mężczyzny, którego kocha, kobieta pragnie usłyszeć, że jest
piękna, fantastyczna, seksowna, namiętna. Ale kompetentna?
- Nie zgadzam się na żadne zmiany wystroju oznajmił Phin. - Stylowe, eleganckie
wnętrze będzie na kilometr śmierdziało fałszem, a fałszywy obraz przyniesie więcej
szkód niż pożytku. Summer może pilnować mnie podczas wywiadu, ale to wszystko. Je-
śli chcecie pokazać czytelnikom mój dom, proszę bardzo. Nie żyję w chlewie.
Miałam nadzieję, że po lunchu Phin zostawi mnie i Jonathana samych, lecz on
uparł się towarzyszyć nam z powrotem do biura. Ani sekundy nie spędziłam z Jonatha-
nem na osobności. Pożegnaliśmy się w windzie: ja z Phinem wysiadłam, on pojechał pię-
tro wyżej. I tak wyglądała moja randka, po której tyle sobie obiecywałam. Niepotrzebnie
się stroiłam, niepotrzebnie tak starannie malowałam. Jonathan nawet nie skomentował
kaszmirowego sweterka.
Kiedy wróciliśmy do biura, Phin rozejrzał się.
R
L
T
- Uff, pusto! - Teatralnym gestem otarł z czoła pot. - Dzięki za ratunek, Summer.
Dobrze wiedzieć, że umiesz kłamać. Gdyby Jewel znów się pojawiła, pamiętaj: nie ma
mnie.
Byłam zła, że zepsuł mi randkę" z Jonathanem. Jewel przynajmniej miała odwagę
walczyć o to, czego pragnie. Jonathanowi podobał się jej temperament. Może ja też po-
winnam stłuc kilka talerzy?
- Jeśli nie chcesz się z nią widzieć, sam jej to powiedz, tygrysku - warknęłam.
- Spróbuję. Ale ona nie słyszy tego, czego nie ma ochoty usłyszeć. - Zamyślił się. -
Wyjeżdżam na kilka dni - przypomniał sobie. - Może sama straci zainteresowanie?
R
L
T
ROZDZIAA CZWARTY
Tydzień pózniej wyleciał do Peru.
- Kiedy wrócisz? - zapytałam.
- Powinniśmy się uwinąć w dwanaście dni. - Uniósłszy głowę znad komputera,
uśmiechnął się szeroko. - Bo co? Będziesz tęsknić?
- Oszalałeś? - żachnęłam się. - Po prostu muszę wiedzieć, na kiedy umówić Glit-
za".
A jednak trochę mi go brakowało; przeszkadzała mi cisza i pustka w pokoju obok.
Oczywiście wmawiałam w siebie, że uwielbiam spokój. Wreszcie mogę normalnie pra-
cować, nikt się ze mną nie drażni, nie zadaje mi dziesiątek bezsensownych pytań, nie
przerywa, kiedy piszę, nie częstuje pączkiem... No dobra, do pączków nic nie miałam. W
każdym razie przez cały tydzień byłam sama, bez Phina, który ciągle brał coś z mojego
biurka, a to zszywacz, a to długopis, potem odkładał gdzie popadnie i cieszył się, patrząc,
jak wszystko porządkuję.
Czasem próbowałam zignorować bałagan, ale to było tak jak próba zignorowania
swędzenia. Nie dało się. Po minucie lub pięciu dyskretnie przesuwałam daną rzecz na
miejsce, a wówczas Phin oznajmiał triumfalnie:
- Ha! Wiedziałem, że nie wytrzymasz! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
szary garnitur, niebieską koszulę i jedwabny krawat w delikatny deseń. Anne powiedzia-
łaby: nudny tradycjonalista, ale moim zdaniem Jonathan stanowił uosobienie dojrzałości
i profesjonalizmu. Natomiast Phin w sportowej koszuli, jasnych bawełnianych spodniach
i opadających na kark włosach... no cóż, zdawał się przyćmiewać wszystkich gości w
barze.
- Glitz" chce zamieścić wywiad okraszony zdjęciami - wyjaśnił Jonathan. - To dla
nas wspaniała okazja zaprezentować nowy, bardziej przyjazny wizerunek. Do tej pory
charakter firmy najlepiej oddawało słowo elitaryzm. Chcemy jednak, aby nasze nowe
sklepy odwiedzali normalni ludzie, rodziny z dziećmi. %7łeby dotrzeć do rodzin, musimy
pokazać pana nie jako podróżnika, który przedziera się przez puszczę, lecz jako domato-
ra. Czyli wywiad powinien odbyć się u pana w domu. - Jonathan zawiesił głos. - Jeśli ma
pan narzeczoną, dobrze by było o niej wspomnieć, powiedzieć, że pragnie się pan ustat-
kować. Czytelnikom to się spodoba. Słyszałem, że spotyka się pan z Jewel Stevens? - W
głosie mojego eksa wyczułam nutę zazdrości.
Phin utkwił we mnie spojrzenie.
- Nie, jeszcze Jewel to zle zrozumie - rzekł z uśmiechem. - I nie ostanie mi się ani
jeden talerz. Już i tak większość wytłukła.
R
L
T
- Temperamentna kobitka - zauważył Jonathan.
Nie wiem, czy próbował udawać światowca czy być dowcipny.
- Można tak powiedzieć - przytaknął mój szef. - Przykro mi, Jonathanie. Czytelnicy
muszą zadowolić się Phinem kawalerem.
Jonathan był wyraznie rozczarowany. Miałam wrażenie, że chętnie dłużej poga-
dałby o Jewel.
- Może przynajmniej wspomni pan, że chce założyć rodzinę, bez podawania ja-
kichkolwiek nazwisk?
- Postaram się.
- A jeśli chodzi o pański dom... Czy powinniśmy zmienić wystrój?
- Zmienić? Myślałem, że zdjęcia mają pokazać prawdziwego mnie. To, jak na-
prawdę mieszkam.
- Nie, mają pokazać wnętrze, które pasuje do wizerunku firmy. Summer-Jonathan
zwrócił się do mnie - sprawdzisz, co trzeba zrobić.
- Ona każe zaprowadzić porządek - zaprotestował Phin.
- Summer jest niezwykle kompetentna.
Kompetentna? Z ust mężczyzny, którego kocha, kobieta pragnie usłyszeć, że jest
piękna, fantastyczna, seksowna, namiętna. Ale kompetentna?
- Nie zgadzam się na żadne zmiany wystroju oznajmił Phin. - Stylowe, eleganckie
wnętrze będzie na kilometr śmierdziało fałszem, a fałszywy obraz przyniesie więcej
szkód niż pożytku. Summer może pilnować mnie podczas wywiadu, ale to wszystko. Je-
śli chcecie pokazać czytelnikom mój dom, proszę bardzo. Nie żyję w chlewie.
Miałam nadzieję, że po lunchu Phin zostawi mnie i Jonathana samych, lecz on
uparł się towarzyszyć nam z powrotem do biura. Ani sekundy nie spędziłam z Jonatha-
nem na osobności. Pożegnaliśmy się w windzie: ja z Phinem wysiadłam, on pojechał pię-
tro wyżej. I tak wyglądała moja randka, po której tyle sobie obiecywałam. Niepotrzebnie
się stroiłam, niepotrzebnie tak starannie malowałam. Jonathan nawet nie skomentował
kaszmirowego sweterka.
Kiedy wróciliśmy do biura, Phin rozejrzał się.
R
L
T
- Uff, pusto! - Teatralnym gestem otarł z czoła pot. - Dzięki za ratunek, Summer.
Dobrze wiedzieć, że umiesz kłamać. Gdyby Jewel znów się pojawiła, pamiętaj: nie ma
mnie.
Byłam zła, że zepsuł mi randkę" z Jonathanem. Jewel przynajmniej miała odwagę
walczyć o to, czego pragnie. Jonathanowi podobał się jej temperament. Może ja też po-
winnam stłuc kilka talerzy?
- Jeśli nie chcesz się z nią widzieć, sam jej to powiedz, tygrysku - warknęłam.
- Spróbuję. Ale ona nie słyszy tego, czego nie ma ochoty usłyszeć. - Zamyślił się. -
Wyjeżdżam na kilka dni - przypomniał sobie. - Może sama straci zainteresowanie?
R
L
T
ROZDZIAA CZWARTY
Tydzień pózniej wyleciał do Peru.
- Kiedy wrócisz? - zapytałam.
- Powinniśmy się uwinąć w dwanaście dni. - Uniósłszy głowę znad komputera,
uśmiechnął się szeroko. - Bo co? Będziesz tęsknić?
- Oszalałeś? - żachnęłam się. - Po prostu muszę wiedzieć, na kiedy umówić Glit-
za".
A jednak trochę mi go brakowało; przeszkadzała mi cisza i pustka w pokoju obok.
Oczywiście wmawiałam w siebie, że uwielbiam spokój. Wreszcie mogę normalnie pra-
cować, nikt się ze mną nie drażni, nie zadaje mi dziesiątek bezsensownych pytań, nie
przerywa, kiedy piszę, nie częstuje pączkiem... No dobra, do pączków nic nie miałam. W
każdym razie przez cały tydzień byłam sama, bez Phina, który ciągle brał coś z mojego
biurka, a to zszywacz, a to długopis, potem odkładał gdzie popadnie i cieszył się, patrząc,
jak wszystko porządkuję.
Czasem próbowałam zignorować bałagan, ale to było tak jak próba zignorowania
swędzenia. Nie dało się. Po minucie lub pięciu dyskretnie przesuwałam daną rzecz na
miejsce, a wówczas Phin oznajmiał triumfalnie:
- Ha! Wiedziałem, że nie wytrzymasz! [ Pobierz całość w formacie PDF ]