[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ceremonię.
Dzwonił jednak komendant policji.
* Mam dla ciebie wieści! * powiedział.
* Dobre czy złe?
* Dziwne.
* Może wpadniesz na kieliszeczek? * zaproponował Qwilleran.
Qwilleran postawił na barze butelkę szkockiej, kostki lodu, tacę z serem i szklankę wody squunk dla
siebie, a na półce, dokładnie nad barem, położył rzadką książkę, którą wyjął z zamykanej na klucz
szuflady z nadzieją, że Koko zademonstruje swoje literackie zamiłowania.
Po kilku minutach zwalisty, muskularny Szkot w oliwkowym uniformie wparował do kuchni.
* Gdzie jest ten sprytny kot? Mam dla niego zlecenie!
* Andy, usiądz i nalej sobie drinka. Grałeś na kobzie podczas szkockiej nocy?
* A pewnie! Straciłeś dobry haggis!
* To jakie są te wieści?
* Kradzież w SES. Książka za pięd tysięcy. Jakiś włamywacz z Nizin, to pewne. To przez tę reklamę w
telewizji. Przekazaliśmy sprawę policji stanowej.
* Jaki to był tytuł? Jaki autor?
* Zmierd po południu, tego jak mu tam...
* Kto zgłosił kradzież?
* Ten nowy gośd * Alden Wadę. Pracuje dla pani Dun*can i udziela się charytatywnie w SES.
W tym momencie Koko, wiedziony jakimś tajemniczym instynktem, skoczył bezszelestnie na półkę nad
barem i usiadł na swojej książce.
* To jego książka * oznajmił Qwilleran. * Kupiłem mu ją pierwszego dnia po otwarciu.
Nie było mowy o cenie, Brodie zakrztusiłby się serem.
* Całkiem niezły, smakuje jak stilton.
* Bo to właśnie jest stilton.
Rozdział piętnasty
W środę rano Qwilleran nakarmił najpierw koty. Czynnośd tę powtarzał średnio siedemset razy do roku.
Aby rozerwad się przy tym trochę, zwracał się do nich inteligentnie, co, jak twierdził, miało pobudzid ich
psychiczną wrażliwośd. Koko słuchał go zawsze uważnie, przechylając lekko na bok głowę. Yum Yum
wylizywała jakąś wyimaginowaną plamkę na piersi.
Tego dnia Qwilleran wypróbował na swych towarzyszach łacinę: Sic transitgloria mundi... Epluribus
unum... Tempus fugit... Oba koty przetaczały się po dywanie, złączone w przyjaznych zapasach. I to by
było na tyle * pomyślał Qwilleran, koocząc na dziś edukowanie zwierząt domowych.
Kiedy jadł śniadanie, zadzwonił telefon. To był Kenneth, telefonował z redakcji.
* Witam, panie Q! Mam niesamowite wieści! Skradziono książkę za pięd tysięcy! Tę samą, którą Dundee
obwąchiwał na zdjęciu! Informacja będzie na pierwszej stronie!
* No... sprzedacie kilka egzemplarzy więcej * powiedział Qwilleran. * Na szczęście ukradli książkę, a nie
kota!
* Tak... cóż, pomyślałem, że chciałby pan wiedzied... Skooczyłem z tymi papierami dla pana, panie Q!
* Zwietnie! Odbiorę je wieczorem!
* Peggy mogłaby mnie do pana podrzucid, zapłaci każdą cenę, żeby tylko zobaczyd pana koty.
* O której?
* Zaraz po pracy.
* W takim razie do zobaczenia.
Zaśmiał się nad niesamowitymi wieściami Kennetha.
* Twój kuzyn Kenneth przyjdzie tu dzisiaj. Zabierze ze sobą dworzanina Dundeego, który pragnie cię
poznad *zwrócił się do Koko, który kręcił się w pobliżu, czekając na okazję, żeby podwędzid skórkę
banana. Zastanawiał się, jak Koko zareaguje na ciężkie kosmyki włosów zwisające nad oczami Peggy. Dla
kota mogą się wydad interesujące, mogą mu przypominad pewną rasę psa.
Wyszczotkował porządnie syjamczyki, a potem czytał im z Opowiastek gwarę, które ponownie spadły z
łoskotem z półki. Dowcip autora nie był ani trochę bardziej ujmujący niż przy poprzedniej lekturze.
Postanowił sprawdzid hasło George Ade w encyklopedii: popularny humorysta i drama*topisarz
(1866*1944).
Pózniej zadzwonił do naczelnego historyka okręgu, Thorntona Haggisa, który wiedział wszystko o
dawnych czasach.
* Co wiesz o George'u Ade? * zapytał Thorna.
* Moi synowie piją to na boisku. Podobno dodaje energii. Dlaczego pytasz?
* Brzydki żart, Thorn... Będziesz z żoną na czwartkowym spotkaniu?
* Za nic bym go nie przegapił. Jak ci mówiłem, moja żona zachowuje się jak twoja nastoletnia fanka.
Myślę, że chodzi jej o te wąsy.
* Mam jeszcze jedno pytanie. Czy wasz zakład wykonał jakieś nagrobki dla rodziny Hibbardów?
* Wszystkie tablice powstały w naszym warsztacie. Robił je mój dziadek i ojciec. Ja sam też kilka
wykonałem. Lubili, żeby tablice były duże, dekoracyjne i drogie. Dlaczego pytasz?
* Piszę książkę o rodzinie Hibbardów, myślałem, że będziesz miał jakiś wkład.
* Możesz napisad cały rozdział na ten temat. Na terenie ich posiadłości jest prywatny cmentarz. Mogę
pokazad ci rejestr dat, imion i szkice pomników. Rzezbiliśmy anioły, kosze kwiatów, jagniątka, portrety
zmarłych, długie inskrypcje. .. Był tylko jeden gładki kamieo, dla córki, która umarła w niełasce.
To cenne informacje, Thorn. Przyjrzę się temu, chciałbym też zobaczyd ten rejestr. Na razie chciałem ci
powiedzied, że znalazłem w archiwach coś, co tylko ty potrafisz docenid. Pierwszą stronę New York
Timesa" z 1899 roku! Podarował ją ojciec Violet. Nagłówek informuje o napadzie na bank, zabójstwie,
tajemniczej truciznie, pożarze w studzience kanalizacyjnej i upadku firmy wartej miliard dolarów.
* Co dowodzi * powiedział Thornton * że świat nie jest coraz gorszy, ale tylko inny.
* A żeby dowieśd ci, jak inny * odpowiedział Qwille*ran * powiem ci, Thorn, że niedzielne
dwudziestodwustro*nicowe wydanie Timesa" kosztowało dziesięd centów!
Pózniej tego dnia Qwilleran wybrał się do Toodle's Market" po zakupy spożywcze dla Polly i banany dla
siebie. Wybierał właśnie warzywa, kiedy ktoś stojący za jego plecami powiedział:
* Pan Q we własnej osobie, jak mniemam. Odwrócił się i zobaczył schludnego mężczyznę około
czterdziestki, który przedstawił się jako Bili Turmeric, nauczyciel angielskiego z Sawdust City. Ten sam,
który pisał zabawne listy do Piórkiem Qwilla" i na stronę redakcyjną.
Qwilleran uścisnął wyciągniętą dłoo.
* Miło mi pana poznad, proszę się poczęstowad bananem. Doktor Diane twierdzi, że są dla pana zdrowe.
* Moja żona też je nieustannie zachwala. Jej ciotka, która przy okazji wygrała z panem kolację na aukcji
charytatywnej kilka lat temu, nigdy nie przestała o tym opowiadad.
* Sarah Plensdorf * powiedział Qwilleran. * Czarująca dama!
* Jak się mają Koko i Yum Yum? Moje dzieci chciałyby wiedzied.
* Koko jest chłodny, a Yum Yum bezczelna, czasem na odwrót.
Zebrał się wokół nich mały tłumek kupujących, którzy z uśmiechem przysłuchiwali się ich rozmowie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
ceremonię.
Dzwonił jednak komendant policji.
* Mam dla ciebie wieści! * powiedział.
* Dobre czy złe?
* Dziwne.
* Może wpadniesz na kieliszeczek? * zaproponował Qwilleran.
Qwilleran postawił na barze butelkę szkockiej, kostki lodu, tacę z serem i szklankę wody squunk dla
siebie, a na półce, dokładnie nad barem, położył rzadką książkę, którą wyjął z zamykanej na klucz
szuflady z nadzieją, że Koko zademonstruje swoje literackie zamiłowania.
Po kilku minutach zwalisty, muskularny Szkot w oliwkowym uniformie wparował do kuchni.
* Gdzie jest ten sprytny kot? Mam dla niego zlecenie!
* Andy, usiądz i nalej sobie drinka. Grałeś na kobzie podczas szkockiej nocy?
* A pewnie! Straciłeś dobry haggis!
* To jakie są te wieści?
* Kradzież w SES. Książka za pięd tysięcy. Jakiś włamywacz z Nizin, to pewne. To przez tę reklamę w
telewizji. Przekazaliśmy sprawę policji stanowej.
* Jaki to był tytuł? Jaki autor?
* Zmierd po południu, tego jak mu tam...
* Kto zgłosił kradzież?
* Ten nowy gośd * Alden Wadę. Pracuje dla pani Dun*can i udziela się charytatywnie w SES.
W tym momencie Koko, wiedziony jakimś tajemniczym instynktem, skoczył bezszelestnie na półkę nad
barem i usiadł na swojej książce.
* To jego książka * oznajmił Qwilleran. * Kupiłem mu ją pierwszego dnia po otwarciu.
Nie było mowy o cenie, Brodie zakrztusiłby się serem.
* Całkiem niezły, smakuje jak stilton.
* Bo to właśnie jest stilton.
Rozdział piętnasty
W środę rano Qwilleran nakarmił najpierw koty. Czynnośd tę powtarzał średnio siedemset razy do roku.
Aby rozerwad się przy tym trochę, zwracał się do nich inteligentnie, co, jak twierdził, miało pobudzid ich
psychiczną wrażliwośd. Koko słuchał go zawsze uważnie, przechylając lekko na bok głowę. Yum Yum
wylizywała jakąś wyimaginowaną plamkę na piersi.
Tego dnia Qwilleran wypróbował na swych towarzyszach łacinę: Sic transitgloria mundi... Epluribus
unum... Tempus fugit... Oba koty przetaczały się po dywanie, złączone w przyjaznych zapasach. I to by
było na tyle * pomyślał Qwilleran, koocząc na dziś edukowanie zwierząt domowych.
Kiedy jadł śniadanie, zadzwonił telefon. To był Kenneth, telefonował z redakcji.
* Witam, panie Q! Mam niesamowite wieści! Skradziono książkę za pięd tysięcy! Tę samą, którą Dundee
obwąchiwał na zdjęciu! Informacja będzie na pierwszej stronie!
* No... sprzedacie kilka egzemplarzy więcej * powiedział Qwilleran. * Na szczęście ukradli książkę, a nie
kota!
* Tak... cóż, pomyślałem, że chciałby pan wiedzied... Skooczyłem z tymi papierami dla pana, panie Q!
* Zwietnie! Odbiorę je wieczorem!
* Peggy mogłaby mnie do pana podrzucid, zapłaci każdą cenę, żeby tylko zobaczyd pana koty.
* O której?
* Zaraz po pracy.
* W takim razie do zobaczenia.
Zaśmiał się nad niesamowitymi wieściami Kennetha.
* Twój kuzyn Kenneth przyjdzie tu dzisiaj. Zabierze ze sobą dworzanina Dundeego, który pragnie cię
poznad *zwrócił się do Koko, który kręcił się w pobliżu, czekając na okazję, żeby podwędzid skórkę
banana. Zastanawiał się, jak Koko zareaguje na ciężkie kosmyki włosów zwisające nad oczami Peggy. Dla
kota mogą się wydad interesujące, mogą mu przypominad pewną rasę psa.
Wyszczotkował porządnie syjamczyki, a potem czytał im z Opowiastek gwarę, które ponownie spadły z
łoskotem z półki. Dowcip autora nie był ani trochę bardziej ujmujący niż przy poprzedniej lekturze.
Postanowił sprawdzid hasło George Ade w encyklopedii: popularny humorysta i drama*topisarz
(1866*1944).
Pózniej zadzwonił do naczelnego historyka okręgu, Thorntona Haggisa, który wiedział wszystko o
dawnych czasach.
* Co wiesz o George'u Ade? * zapytał Thorna.
* Moi synowie piją to na boisku. Podobno dodaje energii. Dlaczego pytasz?
* Brzydki żart, Thorn... Będziesz z żoną na czwartkowym spotkaniu?
* Za nic bym go nie przegapił. Jak ci mówiłem, moja żona zachowuje się jak twoja nastoletnia fanka.
Myślę, że chodzi jej o te wąsy.
* Mam jeszcze jedno pytanie. Czy wasz zakład wykonał jakieś nagrobki dla rodziny Hibbardów?
* Wszystkie tablice powstały w naszym warsztacie. Robił je mój dziadek i ojciec. Ja sam też kilka
wykonałem. Lubili, żeby tablice były duże, dekoracyjne i drogie. Dlaczego pytasz?
* Piszę książkę o rodzinie Hibbardów, myślałem, że będziesz miał jakiś wkład.
* Możesz napisad cały rozdział na ten temat. Na terenie ich posiadłości jest prywatny cmentarz. Mogę
pokazad ci rejestr dat, imion i szkice pomników. Rzezbiliśmy anioły, kosze kwiatów, jagniątka, portrety
zmarłych, długie inskrypcje. .. Był tylko jeden gładki kamieo, dla córki, która umarła w niełasce.
To cenne informacje, Thorn. Przyjrzę się temu, chciałbym też zobaczyd ten rejestr. Na razie chciałem ci
powiedzied, że znalazłem w archiwach coś, co tylko ty potrafisz docenid. Pierwszą stronę New York
Timesa" z 1899 roku! Podarował ją ojciec Violet. Nagłówek informuje o napadzie na bank, zabójstwie,
tajemniczej truciznie, pożarze w studzience kanalizacyjnej i upadku firmy wartej miliard dolarów.
* Co dowodzi * powiedział Thornton * że świat nie jest coraz gorszy, ale tylko inny.
* A żeby dowieśd ci, jak inny * odpowiedział Qwille*ran * powiem ci, Thorn, że niedzielne
dwudziestodwustro*nicowe wydanie Timesa" kosztowało dziesięd centów!
Pózniej tego dnia Qwilleran wybrał się do Toodle's Market" po zakupy spożywcze dla Polly i banany dla
siebie. Wybierał właśnie warzywa, kiedy ktoś stojący za jego plecami powiedział:
* Pan Q we własnej osobie, jak mniemam. Odwrócił się i zobaczył schludnego mężczyznę około
czterdziestki, który przedstawił się jako Bili Turmeric, nauczyciel angielskiego z Sawdust City. Ten sam,
który pisał zabawne listy do Piórkiem Qwilla" i na stronę redakcyjną.
Qwilleran uścisnął wyciągniętą dłoo.
* Miło mi pana poznad, proszę się poczęstowad bananem. Doktor Diane twierdzi, że są dla pana zdrowe.
* Moja żona też je nieustannie zachwala. Jej ciotka, która przy okazji wygrała z panem kolację na aukcji
charytatywnej kilka lat temu, nigdy nie przestała o tym opowiadad.
* Sarah Plensdorf * powiedział Qwilleran. * Czarująca dama!
* Jak się mają Koko i Yum Yum? Moje dzieci chciałyby wiedzied.
* Koko jest chłodny, a Yum Yum bezczelna, czasem na odwrót.
Zebrał się wokół nich mały tłumek kupujących, którzy z uśmiechem przysłuchiwali się ich rozmowie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]