[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rearden jest do mnie podobny. . . Nie miałem złudzeń ani co do siebie, ani co
do swojej roboty. Ten interes śmierdział, dopuszczał wszystkie chwyty, honoru
znalezć tam można tyle co brudu pod paznokciami, a mnie pracowało się w tym
bagnie całkiem znośnie, tak samo, jak znośnie pracowałoby się Reardenowi, gdy-
101
by ktoś miał na tyle rozumu, żeby go do tej roboty zwerbować. Tak więc oto nasza
trójca: Mackintosh, Rearden i ja wszyscy ulepieni z jednej gliny.
W RPA Mackintosh zajmował się sprawą odgórnie pociągał za odpowied-
nie sznurki. Sądząc po tym, jak wszyscy wokół niego tańczyli, jak skakali niczym
posłuszne marionetki, wyglądało na to, że premier istotnie dał mu do ręki pew-
ne środki . Mackintosh zajmował się więc robotą kontrwywiadowczą na szczeblu
dyplomatycznym, a ja zastanawiałem się, co to była, u diabła, za przysługa ja-
ką wyświadczyliśmy Afrykanerom, że traktowali nas z rewerencją i nie zadawali
żadnych pytań.
Stopniowo przeobrażałem się w Reardena. Zmieniłem uczesanie nowe
uczesanie to nowy człowiek no i zadałem sobie wiele trudu, by podchwy-
cić ten charakterystyczny transwalski akcent, akcent górniczych miast i osiedli.
Przyglądałem się też bacznie fotografiom Reardena, usiłując naśladować jego styl
ubierania się i postawę. Szkoda, że nie mieliśmy choć jednego filmu pokazujące-
go Reardena na żywo, bo sposób poruszania się człowieka wiele znaczy. W tym
punkcie musiałem więc zdać się na własną inwencję.
Któregoś dnia powiedziałem Mackintoshowi:
Mówi pan, że to mało prawdopodobne, bym natknął się w Anglii na kogoś,
kogo Rearden znał, na jego kumpli. Bo długo tam na wolności nie zabawię, tak?
Bardzo pięknie, ale mam o wiele większe szansę natknąć się na któregoś z nich
w więzieniu niż podczas spaceru po Oxford Street, zgadza się?
Zamyślił się.
To prawda. Zrobimy tak: sprawdzę penitencjariuszy więzienia, do którego
ma pan trafić i jeżeli znajdę takich, co byli w RPA, przeniosę ich w inne miejsce.
Nie przypuszczam, bym znalazł ich wielu, ale taki zabieg zmniejszy pańskie ry-
zyko do minimum. A samo przeniesienie? Normalka, bo więzniowie ciągle zmie-
niają zakłady.
Mackintosh ćwiczył mnie bezlitośnie.
Imię i nazwisko ojca?
Joseph Rearden.
Zawód?
Górnik. Emerytowany.
Imię matki?
Magrit.
Nazwisko panieńskie?
Van der Oosthuizen.
Gdzie pan się urodził?
W Brakpan.
Kiedy?
Dwudziestego ósmego maja 1934 roku.
Gdzie pan był w czerwcu sześćdziesiątego ósmego?
102
. . . Hmm, w Cape Town.
W którym hotelu pan się zatrzymał?
W Arthur s Seat.
Podetknął mi palec pod nos.
yle! Tam się pan zatrzymał w listopadzie tego samego roku! Musisz to
lepiej opanować, Stannard.
Gdyby było trzeba, jakoś bym sobie z tym błędem poradził.
Możliwe, ale ja nie chcę żadnej nawalanki, Stannard, żadnych dziur, które
musiałbyś na gwałt łatać, jasne? Siadaj i wkuwaj dalej.
I znów nie powiem, że chętnie wetknąłem nos w akta. Boże, czyżby
człowiek musiał umieć rozliczyć się z każdej minuty swego życia?! Wiedziałem
jednak, że Mackintosh ma rację. Im więcej wiedziałem o Reardenie, tym byłem
bezpieczniejszy.
Nareszcie wszystko się skończyło i Mackintosh miał wracać do Anglii.
Tutejsi gliniarze trochę się niepokoją oznajmił. Zastanawia ją się,
dlaczego do tej roboty wybrałem właśnie pana. Nie mogą dociec, jakim cudem
udało mi się nakłonić australijskiego imigranta, żeby odgrywał Reardena. Nie są-
dzę, żeby pozwolili panu tu wrócić.
Będą gadać?
Nikt nic nie będzie gadał odparł z całą mocą. Wie o panu tylko
parę osób, w dodatku bardzo wysoko postawionych osób. Ale nawet ci nie mają
pojęcia, dlaczego to akurat pan i cholernie ich to ciekawi. Sprawa jest ściśle tajna,
rozgrywa się ją na szczeblu dyplomatycznym cicho-sza, a w tym Afrykanerzy
są dobrzy. Bo oni wiedzą, jak dbać o bezpieczeństwo tajnych operacji. Jeśli zaś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
Rearden jest do mnie podobny. . . Nie miałem złudzeń ani co do siebie, ani co
do swojej roboty. Ten interes śmierdział, dopuszczał wszystkie chwyty, honoru
znalezć tam można tyle co brudu pod paznokciami, a mnie pracowało się w tym
bagnie całkiem znośnie, tak samo, jak znośnie pracowałoby się Reardenowi, gdy-
101
by ktoś miał na tyle rozumu, żeby go do tej roboty zwerbować. Tak więc oto nasza
trójca: Mackintosh, Rearden i ja wszyscy ulepieni z jednej gliny.
W RPA Mackintosh zajmował się sprawą odgórnie pociągał za odpowied-
nie sznurki. Sądząc po tym, jak wszyscy wokół niego tańczyli, jak skakali niczym
posłuszne marionetki, wyglądało na to, że premier istotnie dał mu do ręki pew-
ne środki . Mackintosh zajmował się więc robotą kontrwywiadowczą na szczeblu
dyplomatycznym, a ja zastanawiałem się, co to była, u diabła, za przysługa ja-
ką wyświadczyliśmy Afrykanerom, że traktowali nas z rewerencją i nie zadawali
żadnych pytań.
Stopniowo przeobrażałem się w Reardena. Zmieniłem uczesanie nowe
uczesanie to nowy człowiek no i zadałem sobie wiele trudu, by podchwy-
cić ten charakterystyczny transwalski akcent, akcent górniczych miast i osiedli.
Przyglądałem się też bacznie fotografiom Reardena, usiłując naśladować jego styl
ubierania się i postawę. Szkoda, że nie mieliśmy choć jednego filmu pokazujące-
go Reardena na żywo, bo sposób poruszania się człowieka wiele znaczy. W tym
punkcie musiałem więc zdać się na własną inwencję.
Któregoś dnia powiedziałem Mackintoshowi:
Mówi pan, że to mało prawdopodobne, bym natknął się w Anglii na kogoś,
kogo Rearden znał, na jego kumpli. Bo długo tam na wolności nie zabawię, tak?
Bardzo pięknie, ale mam o wiele większe szansę natknąć się na któregoś z nich
w więzieniu niż podczas spaceru po Oxford Street, zgadza się?
Zamyślił się.
To prawda. Zrobimy tak: sprawdzę penitencjariuszy więzienia, do którego
ma pan trafić i jeżeli znajdę takich, co byli w RPA, przeniosę ich w inne miejsce.
Nie przypuszczam, bym znalazł ich wielu, ale taki zabieg zmniejszy pańskie ry-
zyko do minimum. A samo przeniesienie? Normalka, bo więzniowie ciągle zmie-
niają zakłady.
Mackintosh ćwiczył mnie bezlitośnie.
Imię i nazwisko ojca?
Joseph Rearden.
Zawód?
Górnik. Emerytowany.
Imię matki?
Magrit.
Nazwisko panieńskie?
Van der Oosthuizen.
Gdzie pan się urodził?
W Brakpan.
Kiedy?
Dwudziestego ósmego maja 1934 roku.
Gdzie pan był w czerwcu sześćdziesiątego ósmego?
102
. . . Hmm, w Cape Town.
W którym hotelu pan się zatrzymał?
W Arthur s Seat.
Podetknął mi palec pod nos.
yle! Tam się pan zatrzymał w listopadzie tego samego roku! Musisz to
lepiej opanować, Stannard.
Gdyby było trzeba, jakoś bym sobie z tym błędem poradził.
Możliwe, ale ja nie chcę żadnej nawalanki, Stannard, żadnych dziur, które
musiałbyś na gwałt łatać, jasne? Siadaj i wkuwaj dalej.
I znów nie powiem, że chętnie wetknąłem nos w akta. Boże, czyżby
człowiek musiał umieć rozliczyć się z każdej minuty swego życia?! Wiedziałem
jednak, że Mackintosh ma rację. Im więcej wiedziałem o Reardenie, tym byłem
bezpieczniejszy.
Nareszcie wszystko się skończyło i Mackintosh miał wracać do Anglii.
Tutejsi gliniarze trochę się niepokoją oznajmił. Zastanawia ją się,
dlaczego do tej roboty wybrałem właśnie pana. Nie mogą dociec, jakim cudem
udało mi się nakłonić australijskiego imigranta, żeby odgrywał Reardena. Nie są-
dzę, żeby pozwolili panu tu wrócić.
Będą gadać?
Nikt nic nie będzie gadał odparł z całą mocą. Wie o panu tylko
parę osób, w dodatku bardzo wysoko postawionych osób. Ale nawet ci nie mają
pojęcia, dlaczego to akurat pan i cholernie ich to ciekawi. Sprawa jest ściśle tajna,
rozgrywa się ją na szczeblu dyplomatycznym cicho-sza, a w tym Afrykanerzy
są dobrzy. Bo oni wiedzą, jak dbać o bezpieczeństwo tajnych operacji. Jeśli zaś [ Pobierz całość w formacie PDF ]