[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sama poczuła się zaniepokojona. Nie potrafiła zrozu-
mieć, dlaczego Tim tak zareagował na jej niewinny
żarcik. Intuicyjnie podejrzewała, że chodzi o coś in-
nego. Ale o co?
Wyczuwała w Timie napięcie, którego nie rozumia-
ła. Nagle, jakby czując jej spojrzenie, Tim odwrócił się
i spytał bez ogródek:
– Skąd masz te siniaki na ramieniu?
– Co? – spytała, udając zdumienie, ale nawet w sła-
bym świetle karetki widać było, jak zbladła.
– Pytam o siniaki na ramieniu. Kiedy złapałem cię
dziś za ramię, niechcący cię uraziłem.
– Ach, o tym mówisz. – Kathryn już wzięła się
w garść. – To nic takiego, po prostu straszna ze mnie
niezdara. Kilka dni temu na coś wpadłam. To śmiesz-
ne, ale nawet nie pamiętam na co. Zresztą siniaki
wyskakują mi z byle powodu.
Tim nie miał wątpliwości, że Kathryn kłamie. Zbyt
długo był ratownikiem, aby dać się zwieść.
Zacisnął zęby. Kłamstwo Kathryn tylko utwierdziło
go w podejrzeniach. Narastał w nim gniew, że Kathryn
daje się tak brutalnie traktować, jednak jeszcze bar-
dziej wściekły był na jej męża. Rozszarpałby go goły-
mi rękami! Dlaczego Kathryn od niego nie odejdzie?
Ta kobieta zasługuje na wspaniałe życie. Tylko czy
akurat on może je Kathryn ofiarować?
74
ALISON ROBERTS
Tak, do licha, z pewnością.
Szorując zawzięcie podłogę karetki, nabierał coraz
większej pewności. Tak, może Kathryn zaoferować
bardzo wiele, ponieważ gdyby się zgodziła z nim za-
mieszkać, u jej stóp położyłby cały świat. Czyż dla
kobiety, którą się tak kocha, można chcieć mniej?
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nocny dyżur dłużył się w nieskończoność.
O czwartej nad ranem otrzymali wezwanie do ko-
goś, kto przedawkował narkotyki. Perspektywa stanię-
cia oko w oko z osobą o zachwianej równowadze
psychicznej nie należała do najprzyjemniejszych,
zwłaszcza że oboje byli już zmęczeni.
Kathryn sięgnęła po plan miasta.
– Nie trzeba – mruknął Tim. – Wiem, gdzie to jest.
Sądząc z tonu, Tim nadal był na nią zły, choć Ka-
thryn mogła jedynie domyślać się przyczyny.
Podobne sytuacje w jej życiu nie były czymś nie-
zwykłym, małżeństwo z Seanem obfitowało w kon-
flikty i ciche dni. Seana mogło rozwścieczyć dosłow-
nie wszystko, toteż dawno już zrezygnowała z prób
przeciwdziałania tym wybuchom. Choć starała się uni-
kać jakichkolwiek punktów zapalnych, Sean zawsze
znajdywał powód do awantury.
Schowała niepotrzebny plan do schowka i rzuciła
Timowi ukradkowe spojrzenie. Twarz miał nadal za-
chmurzoną i praktycznie w ogóle się do niej nie od-
zywał. Już dawno tak nie cierpiała. Nie uświadamiała
sobie dotychczas, jak wiele w jej życiu oznacza obec-
ność Tima i jego przyjaźń. Myśl o tym, że miałaby już
nigdy nie doświadczyć jego ciepła i troski, stawała się
nie do zniesienia.
Jeszcze bardziej jednak przerażała ją myśl, a właś-
76
ALISON ROBERTS
ciwie pewność, że jego złość jest jakoś związana z jej
siniakami. Czy możliwe, by odgadł, skąd się wzięły?
W skrywaniu uczuć stała się mistrzynią, a w obec-
ności swojego męża zawsze wyglądała na szczęśliwą.
Podobnie się zachowywała przy Timie, toteż gdy roz-
mawiała o swoich prywatnych sprawach, starała się,
by w jej tonie brzmiał odpowiedni entuzjazm. Moż-
liwe jednak, że wymknęło jej się jakieś słowo, z które-
go Tim się domyślił, iż ten sielankowy obraz jej życia
jest sztuczny.
Przebiegła w myślach swe rozmowy z Timem. Pa-
miętała na pewno, że kiedyś o ich wspólnym domu
wyraziła się: ,,dom Seana’’. Ile jeszcze takich nieświa-
domych lapsusów popełniła?
Tim bez powodu nigdy by się do niej nie odnosił
tak jak dziś. Tak, Tim z pewnością wie, że go okła-
mała. Możliwe, że jej wyjaśnienie nie zabrzmiało
przekonująco, ponieważ w głębi serca chciała mu po-
wiedzieć prawdę, tylko nie potrafiła. Gdyby się na
to odważyła, Tim chciałby wiedzieć, dlaczego mie-
szka nadal z Seanem.
A gdyby i to wyjaśniła, przypuszczalnie już nigdy
nie traktowałby jej jak dotąd. Już nigdy nie widziałaby
jego spojrzenia, które jej mówiło, że jest kimś szcze-
gólnym, cudowną i atrakcyjną kobietą. Miała tylko
nadzieję, że po czterech dniach przerwy, które ich teraz
czekały, Tim o wszystkim zapomni. A przynajmniej na
tyle ochłonie, że zacznie się zachowywać normalnie.
Jej rozmyślania przerwał głos dyspozytorki.
– Inglewood 950, zgłoś się.
– Tu Inglewood 950 – odparła Kathryn. – Co no-
wego?
DRUGI ŚLUB KATHRYN
77
– Mamy więcej szczegółów dotyczących waszego
wezwania. Chodzi o czterdziestotrzyletniego mężczy-
znę, który już jest nam dobrze znany. Twierdzi, że
przedawkował amitryptylinę, antydepresant trójpierś-
cieniowy. Lekarstwo jest bardzo niebezpieczne, zwła-
szcza w połączeniu z alkoholem.
– Zrozumiałam. – Kathryn zmarszczyła czoło. –
Czy to on sam dzwonił? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
sama poczuła się zaniepokojona. Nie potrafiła zrozu-
mieć, dlaczego Tim tak zareagował na jej niewinny
żarcik. Intuicyjnie podejrzewała, że chodzi o coś in-
nego. Ale o co?
Wyczuwała w Timie napięcie, którego nie rozumia-
ła. Nagle, jakby czując jej spojrzenie, Tim odwrócił się
i spytał bez ogródek:
– Skąd masz te siniaki na ramieniu?
– Co? – spytała, udając zdumienie, ale nawet w sła-
bym świetle karetki widać było, jak zbladła.
– Pytam o siniaki na ramieniu. Kiedy złapałem cię
dziś za ramię, niechcący cię uraziłem.
– Ach, o tym mówisz. – Kathryn już wzięła się
w garść. – To nic takiego, po prostu straszna ze mnie
niezdara. Kilka dni temu na coś wpadłam. To śmiesz-
ne, ale nawet nie pamiętam na co. Zresztą siniaki
wyskakują mi z byle powodu.
Tim nie miał wątpliwości, że Kathryn kłamie. Zbyt
długo był ratownikiem, aby dać się zwieść.
Zacisnął zęby. Kłamstwo Kathryn tylko utwierdziło
go w podejrzeniach. Narastał w nim gniew, że Kathryn
daje się tak brutalnie traktować, jednak jeszcze bar-
dziej wściekły był na jej męża. Rozszarpałby go goły-
mi rękami! Dlaczego Kathryn od niego nie odejdzie?
Ta kobieta zasługuje na wspaniałe życie. Tylko czy
akurat on może je Kathryn ofiarować?
74
ALISON ROBERTS
Tak, do licha, z pewnością.
Szorując zawzięcie podłogę karetki, nabierał coraz
większej pewności. Tak, może Kathryn zaoferować
bardzo wiele, ponieważ gdyby się zgodziła z nim za-
mieszkać, u jej stóp położyłby cały świat. Czyż dla
kobiety, którą się tak kocha, można chcieć mniej?
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nocny dyżur dłużył się w nieskończoność.
O czwartej nad ranem otrzymali wezwanie do ko-
goś, kto przedawkował narkotyki. Perspektywa stanię-
cia oko w oko z osobą o zachwianej równowadze
psychicznej nie należała do najprzyjemniejszych,
zwłaszcza że oboje byli już zmęczeni.
Kathryn sięgnęła po plan miasta.
– Nie trzeba – mruknął Tim. – Wiem, gdzie to jest.
Sądząc z tonu, Tim nadal był na nią zły, choć Ka-
thryn mogła jedynie domyślać się przyczyny.
Podobne sytuacje w jej życiu nie były czymś nie-
zwykłym, małżeństwo z Seanem obfitowało w kon-
flikty i ciche dni. Seana mogło rozwścieczyć dosłow-
nie wszystko, toteż dawno już zrezygnowała z prób
przeciwdziałania tym wybuchom. Choć starała się uni-
kać jakichkolwiek punktów zapalnych, Sean zawsze
znajdywał powód do awantury.
Schowała niepotrzebny plan do schowka i rzuciła
Timowi ukradkowe spojrzenie. Twarz miał nadal za-
chmurzoną i praktycznie w ogóle się do niej nie od-
zywał. Już dawno tak nie cierpiała. Nie uświadamiała
sobie dotychczas, jak wiele w jej życiu oznacza obec-
ność Tima i jego przyjaźń. Myśl o tym, że miałaby już
nigdy nie doświadczyć jego ciepła i troski, stawała się
nie do zniesienia.
Jeszcze bardziej jednak przerażała ją myśl, a właś-
76
ALISON ROBERTS
ciwie pewność, że jego złość jest jakoś związana z jej
siniakami. Czy możliwe, by odgadł, skąd się wzięły?
W skrywaniu uczuć stała się mistrzynią, a w obec-
ności swojego męża zawsze wyglądała na szczęśliwą.
Podobnie się zachowywała przy Timie, toteż gdy roz-
mawiała o swoich prywatnych sprawach, starała się,
by w jej tonie brzmiał odpowiedni entuzjazm. Moż-
liwe jednak, że wymknęło jej się jakieś słowo, z które-
go Tim się domyślił, iż ten sielankowy obraz jej życia
jest sztuczny.
Przebiegła w myślach swe rozmowy z Timem. Pa-
miętała na pewno, że kiedyś o ich wspólnym domu
wyraziła się: ,,dom Seana’’. Ile jeszcze takich nieświa-
domych lapsusów popełniła?
Tim bez powodu nigdy by się do niej nie odnosił
tak jak dziś. Tak, Tim z pewnością wie, że go okła-
mała. Możliwe, że jej wyjaśnienie nie zabrzmiało
przekonująco, ponieważ w głębi serca chciała mu po-
wiedzieć prawdę, tylko nie potrafiła. Gdyby się na
to odważyła, Tim chciałby wiedzieć, dlaczego mie-
szka nadal z Seanem.
A gdyby i to wyjaśniła, przypuszczalnie już nigdy
nie traktowałby jej jak dotąd. Już nigdy nie widziałaby
jego spojrzenia, które jej mówiło, że jest kimś szcze-
gólnym, cudowną i atrakcyjną kobietą. Miała tylko
nadzieję, że po czterech dniach przerwy, które ich teraz
czekały, Tim o wszystkim zapomni. A przynajmniej na
tyle ochłonie, że zacznie się zachowywać normalnie.
Jej rozmyślania przerwał głos dyspozytorki.
– Inglewood 950, zgłoś się.
– Tu Inglewood 950 – odparła Kathryn. – Co no-
wego?
DRUGI ŚLUB KATHRYN
77
– Mamy więcej szczegółów dotyczących waszego
wezwania. Chodzi o czterdziestotrzyletniego mężczy-
znę, który już jest nam dobrze znany. Twierdzi, że
przedawkował amitryptylinę, antydepresant trójpierś-
cieniowy. Lekarstwo jest bardzo niebezpieczne, zwła-
szcza w połączeniu z alkoholem.
– Zrozumiałam. – Kathryn zmarszczyła czoło. –
Czy to on sam dzwonił? [ Pobierz całość w formacie PDF ]