[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chorążego łatwo znajdziemy takie dowody.
- Biorę drugiego w porządku alfabetycznym z mojej listy. Jan Matejak. Młody
człowiek zakochany czy też udający zakochanego w Elżbiecie Salamusze. Panna
posażna. Nie wątpię, że stary badylarz da córce ciepłą rączką parę-set tysiączków.
Chociaż to tylko przybrana córka, sierota po bracie. Chłopak w swoich konkurach nie
osiągnął żadnego sukcesu. Dziewczyna podśmiewa się z tych zalotów. Zna doskonale
wszystkie zwyczaje rodziny. Mieszka koło Salamuchów. Zcieżką przez żywopłot ma
od swojego domu do willi sąsiada niecałe 5 minut drogi. Matejakowie mają w tym
roku kłopoty pieniężne. Nieurodzaj bardzo ich dotknął. Fakt, że syn ogrodnika spod
Warszawy nie może sobie kupić motocykla, mówi sam za siebie. Więc i tu istnieje
motyw pieniężny, a być może i uczuciowy - zemsta za obojętność panny.
Matejakowie mieli sukę. Owczarka. Nazywała się Bestia. Dziwnym trafem i ten
zginął w tajemniczy sposób. Jan Matejak nie ma alibi. Mówi wprawdzie, że w tym
czasie, gdy rozgrywały się wypadki w Jankach Małych, był w Warszawie, ale nie
potrafi wskazać ani jednej osoby, która by to potwierdziła.
- Czy suka była tresowana?
- Jak twierdzi Ela Salamucha, suka była bardzo mądra. Ojej tresurze dziewczyna nic
nie wie. Znaną jest jednak rzeczą, że owczarki mają pewne czynności już we krwi.
Niejako dziedziczą je po swoich tresowanych przodkach. Aportu nie trzeba ich uczyć.
Rzucony kamień lub piłkę przynoszą bez rozkazu i bardzo lubią taką zabawę.
Wyuczenie więc mądrej suki" sztuczki z przynoszeniem paczki położonej pod
drzewem to kwestia paru dni.
- A co możesz powiedzieć w jego obronie?
- Trudności finansowe Matejaków mają charakter przejściowy. Z chwilą podniesienia
kultury rolnej, przerzucenia się wyłącznie na sadownictwo i badylarstwo, ta
gospodarka może dawać dochód nie mniejszy niż sąsiadów. Ryzyko Matejaka jest
niewątpliwie znacznie większe niż kogoś innego. W razie wpadki nie tylko traci
zdobyte pieniądze i idzie do więzienia, ale również nie ma już żadnych szans u
panny. Jeśli więc naprawdę ją kocha, nie ośmieli się na taki skok.
- Niestety, nie mamy termometrów do mierzenia ludzkich uczuć. Równie dobrze
Matejakowi mogło chodzić tylko o forsę. Z panną się nie udało, więc spróbował innej
metody. A co do przyszłych, pięknych perspektyw? Młodzi nie lubią i nie umieją
czekać. Tym bardziej jeżeli chcą sobie kupić auto lub motocykl. Kto następny?
- Andrzej Nowaczyk. Były student architektury. Po Ka-mińskim najstarszy w tym
towarzystwie. Serdeczny przyjaciel Zygmunta Salamuchy, syna ogrodnika. Ma duży
wpływ na swojego młodszego o parę lat przyjaciela. W domu Salamuchów lubiany
jak własny syn. Ma tam nawet pokoik na górze, gdyż często nocuje w Nadarzynie.
Rodzina ogrodnika nie ma przed nim żadnych sekretów. Pracował w biurze
projektowym. Pokłócił się ze swoim bezpośrednim zwierzchnikiem i rzucił pracę. Od
półtora miesiąca bezrobotny i nawet nie stara się o inne zajęcie. Lubi się bawić, lubi
bywać w lokalach. Nie stroni od kobiet. To wszystko kosztuje. W tej chwili
Nowaczyk jest praktycznie biorąc na utrzymaniu Zygmunta. Pieniądze, zwłaszcza
grube pieniądze, bardzo by mu się przydały.
- A tobie nie? - roześmiał się Linkowski. - Motyw finansowy znajdziesz u każdego
człowieka. 300 000 złotych! Mniej więcej nasze dziesięcioletnie pobory.
- Wiem o tym, bo pułkownik już mi wyliczył, jak długo będę spłacał tę sumę pobraną
z kasy KWMO. Podobno musiałbym żyć sto piętnaście lat i cały czas pracować w
milicji.
- Co jeszcze obciąża Nowaczyka?
- Jego alibi może być również zakwestionowane. We wtorek pracował u
Salamuchów. Opryskiwał sad brzo-
116
117
skwiniowy znajdujący się na południowym stoku górki, na samym końcu ogrodu. Z
domu ogrodnika nie widać ani sadu, ani pracujących tam ludzi. O godzinie dziewiątej
z minutami Nowaczyk zjawił się w obejściu, wziął potrzebną mu benzynę i truciznę.
Wrócił z pracy dopiero około drugiej. Z powodzeniem mógł zostawić robotę i ze
schowanym w pobliżu psem, nie zauważony przez nikogo, pójść okólną drogą do
autostrady krakowskiej, a w odpowiednim momencie wydać wilczurowi rozkaz.
Moim zdaniem obciąża go sprawa zaproszenia Bogdana Wielgosa na niedzielę do
Salamuchów. Nowaczyk przedstawia to tak: spotkany przez niego Wielgos sam się
napraszał z wizytą. Andrzejowi nie pozostało nic innego, jak tylko zgodzić się na
odwiedziny urzędnika w domu badylarza i uprzedzić o tym pannę Elę, która
organizowała podwieczorek taneczny przy magnetofonie. Bogdan Wielgos opowiada
o tym zupełnie inaczej. Twierdzi, że do Salamuchów w ogóle się nie wybierał i nie
zamierzał utrzymywać z nimi stosunków towarzyskich. To właśnie Nowaczyk
zaprosił go w imieniu panny Eli i nastawał, żeby bankowiec koniecznie przyszedł do
willi ogrodnika.
- Obaj więc twierdzą coś wręcz przeciwnego. Gdzie jest prawda?
- Raczej wierzę Wielgosowi. Pamiętam, że gdy przyszedł, to witając się z panną Elą
dziękował jej za zaproszenie. Wspomniał też, że Nowaczyk specjalnie się fatygował
do Pruszkowa, aby zawiadomić go o tym zaproszeniu. Gdyby było inaczej, tak jak to
przedstawia Nowaczyk, urzędnik bankowy przemilczałby powód przyjścia.
- Co za interes miał Nowaczyk w ściąganiu urzędnika bankowego do Nadarzyna?
- Jeśli jest przestępcą, to usiłuje wprowadzić w błąd prowadzących śledztwo. Im [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
chorążego łatwo znajdziemy takie dowody.
- Biorę drugiego w porządku alfabetycznym z mojej listy. Jan Matejak. Młody
człowiek zakochany czy też udający zakochanego w Elżbiecie Salamusze. Panna
posażna. Nie wątpię, że stary badylarz da córce ciepłą rączką parę-set tysiączków.
Chociaż to tylko przybrana córka, sierota po bracie. Chłopak w swoich konkurach nie
osiągnął żadnego sukcesu. Dziewczyna podśmiewa się z tych zalotów. Zna doskonale
wszystkie zwyczaje rodziny. Mieszka koło Salamuchów. Zcieżką przez żywopłot ma
od swojego domu do willi sąsiada niecałe 5 minut drogi. Matejakowie mają w tym
roku kłopoty pieniężne. Nieurodzaj bardzo ich dotknął. Fakt, że syn ogrodnika spod
Warszawy nie może sobie kupić motocykla, mówi sam za siebie. Więc i tu istnieje
motyw pieniężny, a być może i uczuciowy - zemsta za obojętność panny.
Matejakowie mieli sukę. Owczarka. Nazywała się Bestia. Dziwnym trafem i ten
zginął w tajemniczy sposób. Jan Matejak nie ma alibi. Mówi wprawdzie, że w tym
czasie, gdy rozgrywały się wypadki w Jankach Małych, był w Warszawie, ale nie
potrafi wskazać ani jednej osoby, która by to potwierdziła.
- Czy suka była tresowana?
- Jak twierdzi Ela Salamucha, suka była bardzo mądra. Ojej tresurze dziewczyna nic
nie wie. Znaną jest jednak rzeczą, że owczarki mają pewne czynności już we krwi.
Niejako dziedziczą je po swoich tresowanych przodkach. Aportu nie trzeba ich uczyć.
Rzucony kamień lub piłkę przynoszą bez rozkazu i bardzo lubią taką zabawę.
Wyuczenie więc mądrej suki" sztuczki z przynoszeniem paczki położonej pod
drzewem to kwestia paru dni.
- A co możesz powiedzieć w jego obronie?
- Trudności finansowe Matejaków mają charakter przejściowy. Z chwilą podniesienia
kultury rolnej, przerzucenia się wyłącznie na sadownictwo i badylarstwo, ta
gospodarka może dawać dochód nie mniejszy niż sąsiadów. Ryzyko Matejaka jest
niewątpliwie znacznie większe niż kogoś innego. W razie wpadki nie tylko traci
zdobyte pieniądze i idzie do więzienia, ale również nie ma już żadnych szans u
panny. Jeśli więc naprawdę ją kocha, nie ośmieli się na taki skok.
- Niestety, nie mamy termometrów do mierzenia ludzkich uczuć. Równie dobrze
Matejakowi mogło chodzić tylko o forsę. Z panną się nie udało, więc spróbował innej
metody. A co do przyszłych, pięknych perspektyw? Młodzi nie lubią i nie umieją
czekać. Tym bardziej jeżeli chcą sobie kupić auto lub motocykl. Kto następny?
- Andrzej Nowaczyk. Były student architektury. Po Ka-mińskim najstarszy w tym
towarzystwie. Serdeczny przyjaciel Zygmunta Salamuchy, syna ogrodnika. Ma duży
wpływ na swojego młodszego o parę lat przyjaciela. W domu Salamuchów lubiany
jak własny syn. Ma tam nawet pokoik na górze, gdyż często nocuje w Nadarzynie.
Rodzina ogrodnika nie ma przed nim żadnych sekretów. Pracował w biurze
projektowym. Pokłócił się ze swoim bezpośrednim zwierzchnikiem i rzucił pracę. Od
półtora miesiąca bezrobotny i nawet nie stara się o inne zajęcie. Lubi się bawić, lubi
bywać w lokalach. Nie stroni od kobiet. To wszystko kosztuje. W tej chwili
Nowaczyk jest praktycznie biorąc na utrzymaniu Zygmunta. Pieniądze, zwłaszcza
grube pieniądze, bardzo by mu się przydały.
- A tobie nie? - roześmiał się Linkowski. - Motyw finansowy znajdziesz u każdego
człowieka. 300 000 złotych! Mniej więcej nasze dziesięcioletnie pobory.
- Wiem o tym, bo pułkownik już mi wyliczył, jak długo będę spłacał tę sumę pobraną
z kasy KWMO. Podobno musiałbym żyć sto piętnaście lat i cały czas pracować w
milicji.
- Co jeszcze obciąża Nowaczyka?
- Jego alibi może być również zakwestionowane. We wtorek pracował u
Salamuchów. Opryskiwał sad brzo-
116
117
skwiniowy znajdujący się na południowym stoku górki, na samym końcu ogrodu. Z
domu ogrodnika nie widać ani sadu, ani pracujących tam ludzi. O godzinie dziewiątej
z minutami Nowaczyk zjawił się w obejściu, wziął potrzebną mu benzynę i truciznę.
Wrócił z pracy dopiero około drugiej. Z powodzeniem mógł zostawić robotę i ze
schowanym w pobliżu psem, nie zauważony przez nikogo, pójść okólną drogą do
autostrady krakowskiej, a w odpowiednim momencie wydać wilczurowi rozkaz.
Moim zdaniem obciąża go sprawa zaproszenia Bogdana Wielgosa na niedzielę do
Salamuchów. Nowaczyk przedstawia to tak: spotkany przez niego Wielgos sam się
napraszał z wizytą. Andrzejowi nie pozostało nic innego, jak tylko zgodzić się na
odwiedziny urzędnika w domu badylarza i uprzedzić o tym pannę Elę, która
organizowała podwieczorek taneczny przy magnetofonie. Bogdan Wielgos opowiada
o tym zupełnie inaczej. Twierdzi, że do Salamuchów w ogóle się nie wybierał i nie
zamierzał utrzymywać z nimi stosunków towarzyskich. To właśnie Nowaczyk
zaprosił go w imieniu panny Eli i nastawał, żeby bankowiec koniecznie przyszedł do
willi ogrodnika.
- Obaj więc twierdzą coś wręcz przeciwnego. Gdzie jest prawda?
- Raczej wierzę Wielgosowi. Pamiętam, że gdy przyszedł, to witając się z panną Elą
dziękował jej za zaproszenie. Wspomniał też, że Nowaczyk specjalnie się fatygował
do Pruszkowa, aby zawiadomić go o tym zaproszeniu. Gdyby było inaczej, tak jak to
przedstawia Nowaczyk, urzędnik bankowy przemilczałby powód przyjścia.
- Co za interes miał Nowaczyk w ściąganiu urzędnika bankowego do Nadarzyna?
- Jeśli jest przestępcą, to usiłuje wprowadzić w błąd prowadzących śledztwo. Im [ Pobierz całość w formacie PDF ]