[ Pobierz całość w formacie PDF ]
a po pięciu dniach spędzonych pracowicie w Denver, gdzie próbował sfinalizować transakcję
z Trianonem, potrzebował odpoczynku. Leżała zatem sztywno, zaciskając kurczowo palce na
prześcieradłach, pocąc się i starając stłumić ów śliski, powracający ruch w swoim wnętrzu,
broniąc się przed popadnięciem w rozpacz.
Powoli przesunęła rękę i położyła dłoń na nagim brzuchu. Mięśnie, które czuła,
reagowały prawidłowo. Ale to nie była sprawa mięśni brzucha, czuła to zbyt głęboko, a te
powolne ruchy nie przypominały w niczym perystaltyki jelit.
Nagie dotarło do niej, że kiedyś doznawała czegoś podobnego. Nie zdarzyło się to już
pózniej. Chodziło o czas, gdy oboje z Paulem byli biedniejsi, chociaż szczęśliwsi, i mieszkali
na trzecim piętrze w domu przy Santa Mcnica Boulevard, tuż obok meksykańskiej restauracji.
Chcieli wówczas mieć rodzinę, a Paul nie zaangażował się jeszcze tak silnie w sprawy
promocyjne i nie przejmował się aż tak swa pozycją w przemyśle produkującym
klimatyzatory.
Pamiętała to szczęście. Pamiętała blask słońca. Pamiętała dzień, w którym wróciła od
doktora i powiedziała Paulowi. że zostanie ojcem.
Pamiętała dzień, w którym to wszystko się skończyło. Ból, skurcze porodu, rozmazane
twarze w szpitalu. Usłyszała płacz, tylko raz, krótki i urywany. Za młode, zbyt słabo
rozwinięte, by przeżyć. Paul trzymał jej dłoń. Matka przyniosła jej cukierki orzechowe.
Teraz - to samo uczucie. To powracające falami parcie i ruch. To samo lub prawie to
samo. Nie miała pojęcia, jak to mogło być możliwe. Brała regularnie tabletki, a na dodatek
Paul wyjeżdżał tak często i na tak długo, że prawie się już nie kochali. Ale to było to samo!
Nie mogła zaprzeczyć i wiedziała, że na nic nie zda się zwalanie winy na omlet, polędwicę,
ani twierdzenie, że to zwykłe wzdęcie.
Czuła się tak, jakby była w ciąży.
Wpatrzyła się w sufit. To nie mogło być oczywiście dziecko. Pomijając już fakt, że ani
razu nie zapomniała zażyć pigułki, nie miała żadnych porannych nudności ani zmian nastroju,
piersi jej nie nabrzmiewały. Nie miała, rzecz jasna okresu, jednak przez większość czasu była
na proszkach, a nawet gdy pozwalała sobie na menstruację, to zawsze z satysfakcją widziała,
że wypływ był bardzo jasny.
Nie mogła mieć dziecka. Ale cóż wobec tego to mogło być? To było w środku, w niej,
i poruszało się własnym życiem. Pewna była, że porusza się samo: wkoło i wkoło, jakby nie
mogło sobie znalezć miejsca i spocząć ani na moment.
Spojrzała na Paula. Było już dość jasno, by dojrzeć jego twarz. Oczy miał zamknięte,
usta lekko uchylone. Nie chrapał, nigdy tego nie robił. Zawsze wyglądał podczas snu jak
martwy. Wystarczyło jednak tylko jedno poruszenie drzwi przez wiatr, jedno skrzypnięcie
podłogi pod stopą czy jedna kropla wody, która spadłaby z hałasem, a zaraz się budził i to na
dobre.
- Paul - wyszeptała.
Chwila przerwy. Wiedziała, że już się obudził i że leży teraz po prostu namyślając się
z zamkniętymi oczami, czy powinien usiąść i dać upust złości, czy udawać, że śpi, czy może
posłuchać, co to za bzdury ma mu Jennifer do powiedzenia.
- Paul - powtórzyła.
Otworzył oczy. Piwne jak irysy, zbyt blade jednak, by uznać je za piękne. Spojrzał na
nią w milczeniu. Pewnie nie zdecydował się jeszcze, w jakim humorze zamierza się obudzić.
- Przepraszam cię, kochanie. Mam wrażenie, że jestem chora.
- Chora? Co masz na myśli? %7łe masz mdłości?
- Tak jakby, chociaż nie całkiem. Wsparł się na łokciu.
- Nie całkiem? Co to znaczy, nie całkiem?
- To znaczy, że w moim brzuchu ciągle coś się kotłuje. I nie chce ustać. Czuję się,
jakbym chciała to wyrzucie i nie mogła.
Paul złożył głowę z powrotem na poduszce.
- Jennie - powiedział zmęczonym głosem. - Niezbyt lubię, gdy budzi się mnie białym
świtem, by oznajmić mi o bólu brzucha. Mam przed sobą ciężki dzień. Potrzebuję
odpoczynku. Czemu nie pójdziesz po prostu do łazienki i nie wezmiesz peptobismolu czy
czegoś takiego?
- Paul, to nie ten rodzaj mdłości.
- A ile istnieje rodzajów mdłości?
- Wiele. Ten jest podobny... nie wiem... trochę do mdłości związanych z okresem.
- O Jezu, Jennie, jeśli to są nudności miesiączkowe, to wez, co tam bierzesz na okres.
- Mój okres jeszcze się nawet nie zaczął - zaprotestowała. - Zresztą, nie miałam go od
sześciu miesięcy.
- To może już nadszedł czas. Może stąd ten ból. Twoje ciało mówi ci, żebyś przestała
się faszerować prochami i podeszła do niego tak, jak powinnaś.
- Paul...
- Na miłość boską, Jennie, co ja mam zrobić, by się trochę zdrzemnąć? Jeśli masz
mdłości, to zrób sobie herbaty i poczytaj książkę, czy cokolwiek. Nic tu nie mogę poradzić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
a po pięciu dniach spędzonych pracowicie w Denver, gdzie próbował sfinalizować transakcję
z Trianonem, potrzebował odpoczynku. Leżała zatem sztywno, zaciskając kurczowo palce na
prześcieradłach, pocąc się i starając stłumić ów śliski, powracający ruch w swoim wnętrzu,
broniąc się przed popadnięciem w rozpacz.
Powoli przesunęła rękę i położyła dłoń na nagim brzuchu. Mięśnie, które czuła,
reagowały prawidłowo. Ale to nie była sprawa mięśni brzucha, czuła to zbyt głęboko, a te
powolne ruchy nie przypominały w niczym perystaltyki jelit.
Nagie dotarło do niej, że kiedyś doznawała czegoś podobnego. Nie zdarzyło się to już
pózniej. Chodziło o czas, gdy oboje z Paulem byli biedniejsi, chociaż szczęśliwsi, i mieszkali
na trzecim piętrze w domu przy Santa Mcnica Boulevard, tuż obok meksykańskiej restauracji.
Chcieli wówczas mieć rodzinę, a Paul nie zaangażował się jeszcze tak silnie w sprawy
promocyjne i nie przejmował się aż tak swa pozycją w przemyśle produkującym
klimatyzatory.
Pamiętała to szczęście. Pamiętała blask słońca. Pamiętała dzień, w którym wróciła od
doktora i powiedziała Paulowi. że zostanie ojcem.
Pamiętała dzień, w którym to wszystko się skończyło. Ból, skurcze porodu, rozmazane
twarze w szpitalu. Usłyszała płacz, tylko raz, krótki i urywany. Za młode, zbyt słabo
rozwinięte, by przeżyć. Paul trzymał jej dłoń. Matka przyniosła jej cukierki orzechowe.
Teraz - to samo uczucie. To powracające falami parcie i ruch. To samo lub prawie to
samo. Nie miała pojęcia, jak to mogło być możliwe. Brała regularnie tabletki, a na dodatek
Paul wyjeżdżał tak często i na tak długo, że prawie się już nie kochali. Ale to było to samo!
Nie mogła zaprzeczyć i wiedziała, że na nic nie zda się zwalanie winy na omlet, polędwicę,
ani twierdzenie, że to zwykłe wzdęcie.
Czuła się tak, jakby była w ciąży.
Wpatrzyła się w sufit. To nie mogło być oczywiście dziecko. Pomijając już fakt, że ani
razu nie zapomniała zażyć pigułki, nie miała żadnych porannych nudności ani zmian nastroju,
piersi jej nie nabrzmiewały. Nie miała, rzecz jasna okresu, jednak przez większość czasu była
na proszkach, a nawet gdy pozwalała sobie na menstruację, to zawsze z satysfakcją widziała,
że wypływ był bardzo jasny.
Nie mogła mieć dziecka. Ale cóż wobec tego to mogło być? To było w środku, w niej,
i poruszało się własnym życiem. Pewna była, że porusza się samo: wkoło i wkoło, jakby nie
mogło sobie znalezć miejsca i spocząć ani na moment.
Spojrzała na Paula. Było już dość jasno, by dojrzeć jego twarz. Oczy miał zamknięte,
usta lekko uchylone. Nie chrapał, nigdy tego nie robił. Zawsze wyglądał podczas snu jak
martwy. Wystarczyło jednak tylko jedno poruszenie drzwi przez wiatr, jedno skrzypnięcie
podłogi pod stopą czy jedna kropla wody, która spadłaby z hałasem, a zaraz się budził i to na
dobre.
- Paul - wyszeptała.
Chwila przerwy. Wiedziała, że już się obudził i że leży teraz po prostu namyślając się
z zamkniętymi oczami, czy powinien usiąść i dać upust złości, czy udawać, że śpi, czy może
posłuchać, co to za bzdury ma mu Jennifer do powiedzenia.
- Paul - powtórzyła.
Otworzył oczy. Piwne jak irysy, zbyt blade jednak, by uznać je za piękne. Spojrzał na
nią w milczeniu. Pewnie nie zdecydował się jeszcze, w jakim humorze zamierza się obudzić.
- Przepraszam cię, kochanie. Mam wrażenie, że jestem chora.
- Chora? Co masz na myśli? %7łe masz mdłości?
- Tak jakby, chociaż nie całkiem. Wsparł się na łokciu.
- Nie całkiem? Co to znaczy, nie całkiem?
- To znaczy, że w moim brzuchu ciągle coś się kotłuje. I nie chce ustać. Czuję się,
jakbym chciała to wyrzucie i nie mogła.
Paul złożył głowę z powrotem na poduszce.
- Jennie - powiedział zmęczonym głosem. - Niezbyt lubię, gdy budzi się mnie białym
świtem, by oznajmić mi o bólu brzucha. Mam przed sobą ciężki dzień. Potrzebuję
odpoczynku. Czemu nie pójdziesz po prostu do łazienki i nie wezmiesz peptobismolu czy
czegoś takiego?
- Paul, to nie ten rodzaj mdłości.
- A ile istnieje rodzajów mdłości?
- Wiele. Ten jest podobny... nie wiem... trochę do mdłości związanych z okresem.
- O Jezu, Jennie, jeśli to są nudności miesiączkowe, to wez, co tam bierzesz na okres.
- Mój okres jeszcze się nawet nie zaczął - zaprotestowała. - Zresztą, nie miałam go od
sześciu miesięcy.
- To może już nadszedł czas. Może stąd ten ból. Twoje ciało mówi ci, żebyś przestała
się faszerować prochami i podeszła do niego tak, jak powinnaś.
- Paul...
- Na miłość boską, Jennie, co ja mam zrobić, by się trochę zdrzemnąć? Jeśli masz
mdłości, to zrób sobie herbaty i poczytaj książkę, czy cokolwiek. Nic tu nie mogę poradzić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]