[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pozazdrościł inwencji!
- Już? - beznamiętnie zapytał Drakula.
Wowce nie pozostało nic innego, jak tylko umilknąć. Cicho pojękując, odwiesił
broń na ścianę, tak jak ja przed chwilą sztylet, po czym odezwał się niezadowolony:
- I po co było te żelastwa wieszać gdzie popadnie? A w ogóle po jaką cholerę
mamy sobie coś wybierać?
Na twarzy Czarnego Płaszcza zawitał krzywy uśmiech.
- Wolicie nie mieć przy sobie broni? Wasze prawo. - Nie zapytał nawet, czy
umiemy się tym wszystkim posługiwać. Najwidoczniej wszystko działało tu na
zasadzie:  nasza sprawa proponować, wasza - odmówić . - Idziemy.
- DokÄ…d?
- Tam, dokąd mieliście iść dziś wieczorem.
- To znaczy?! - krzyknęliśmy z Wowką jak na komendę.
- Do tego typa ze szramą? - A to zdanie wypowiedział już tylko kolega Dan.
- Dokładnie.
- Ktoś tu oczadział?!
Nie bardzo wiedziałem, czy było to pytanie, czy raczej stwierdzenie, chociaż co do
treści zgadzałem się w pełni.
Drakula spojrzał na nas uważnie.
- Chcecie - dosłownie wycedził przez zęby - do końca życia się przed nim chować?
Drżeć z powodu każdego szmeru w nocy?
Okej, przyznaję, nie chcę, ale iść do tego zębatego to jeszcze większe wariactwo.
Tak czy inaczej jednak ani ja, ani Wowka nie zdążyliśmy wyrazić swojej opinii.
Drakula diametralnie zmienił ton:
- Chociaż... - Jego oczy rozbłysły. - Może zdamy się na ślepy los? - W jego dłoni
nie wiadomo skąd pojawiła się nagle ciężka moneta. - Jak wypadnie orzeł, idziecie ze
mnÄ…, a jak reszka, dokÄ…d chcecie. Zgoda?
Jasne, prędzej się dwie niedziele zejdą w środę!
SwojÄ… drogÄ… ciekawe, czy to wÅ‚aÅ›nie tÄ™ monetÄ™ pozostawiano na ulicy Târgovi_te,
by sprawdzić, ilu jest w mieście złodziei.
- Zgoda - mruknÄ…Å‚em.
Mój drogi kolega spojrzał na mnie jak na wariata, a ja wzruszyłem ramionami. I
tak wątpiłem, by miał nas puścić wolno, jeśli wypadnie reszka, więc dlaczego nie
spróbować?
- Okej - westchnÄ…Å‚ Wowka.
Ciężka, zle wypolerowana moneta zawirowała w powietrzu. Drakuła złapał ją w
locie, po czym otworzył pięść. Wypadł orzeł - zobaczyłem dziwnego ptaka, stojącego
na koronie i trzymającego w dziobie sześcio - lub ośmioramienny krzyż. Dziwny herb,
cokolwiek by mówić.
Gwałtowna komenda przerwała moje rozmyślania:
- Idziemy!
Moneta zniknęła tak samo nieoczekiwanie, jak się pojawiła.
Westchnąłem ciężko. Wciąż nas gdzieś ganiają, koszmar! W przeciwieństwie do
mnie, Wowka nie umilkł:
- Można zadać pytanie?
- Nie!
- Ale tylko jedno?
- Nie!
- Ale słowo honoru, że tylko jedno jedyne ostatnie! - nie dawał za wygraną. W
zamyśleniu podrapał się po głowie i zapytał: - Dlaczego wtedy, kiedy nam za
pierwszym razem pomagałeś uciec, nie skorzystałeś z tego samego sposobu co teraz?
Zabawne, ale mnie nawet coś takiego nie przyszło do głowy.
Drakula zaczął się przyglądać Wowce długo i wnikliwie, jakby rozważał w
myślach, czy warto odpowiadać na to pytanie, a potem cicho bąknął:
- W ogóle nie miałem zamiaru wam tego pokazywać.
- Dlaczego?
- Ostatnie pytanie już padło - warknął. - Idziemy!
Do stu diabłów, jak ten Czarny Płaszcz to robi?! Kiedy opuściliśmy zamek i znów
uniósł rękę, by odciągnąć zasłonę czasu (żebyście nie myśleli, że nie potrafię używać
wysokiego stylu!), zamiast wylądować pod siedzibą wilkołaków, znalezliśmy się
niedaleko willi tego, jak go określił Wowka, typa ze szramą.
Drakula zdecydowanie zastukał we wrota. Chociaż zastukał to w tym przypadku
eufemizm - od jego walenia podniósł się taki łomot, że hej. Umarłych postawiłby na
nogi.
Chwilę pózniej po drugiej stronie płotu rozległo się pobrzękiwanie kluczy (co na
tle wcześniejszego hałasu zabrzmiało niczym dzwięczne dzwoneczki), po czym na
ulicę wyjrzał... Komar, czyli ten sam kafar, któremu Wowka swego czasu poprawił
fizjonomię. Nie dostrzegłszy ani mnie, ani Wowki, zapytał nader uprzejmym tonem:
- Czego?
- Chcę się widzieć z twoim panem - wycedził Czarny Płaszcz.
- Szef nie przyjmuje. - Wampir wyszczerzył zęby, próbując zatrzasnąć drzwi.
Nie udało mu się tego zrobić.  Tatko Wowki chwycił go za kołnierz tak mocno, że
biedaczek natychmiast posiniał.
- Nie pytam, czy przyjmuje czy nie! Chcę go widzieć!
- Nie... będzie... chciał... - próbował perswadować wampir, z trudem cedząc
słowa.
- Słyszałeś o Rollanie z rodu Klaris? - nadspodziewanie spokojnym tonem zapytał
Drakula.
- Aha.
- Chcesz pójść w jego ślady?
- Już prooowadzę do szefa.
Drakula powoli rozgiął palce i z obrzydzeniem otrzepał dłoń. Komar wreszcie
ustąpił, otworzył szerzej wrota i wpuścił nas do środka. %7łebyście widzieli jego wzrok,
kiedy wreszcie zauważył mnie i Wowkę!
- No? - warknÄ…Å‚ ponaglajÄ…co Drakula.
- Chodzcie za mną. - Komar odwrócił się i ruszył w kierunku domu, rzucając na
odchodnym: - Karl, zamknij wrota!
* * *
Kiedy szliśmy schodami na górę, szeptem zadałem Drakuli pytanie, nie licząc
zresztÄ… na odpowiedz:
- A kto to jest Rollan? - Imię brzmiało dziwnie znajomo, ale nie mogłem
skojarzyć, gdzie i kiedy je usłyszałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl