[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mogę zabrać do ojca takiego łysielca? Mój Boże, Patrick, to chyba nie
nowotwór? Czyżbyś był po chemii i nic nie powiedział? Co się stało?
- Nic się nie stało, nie jestem chory, po prostu je zgoliłem - odparł ze
śmiechem.
- Specjalnie na dzisiejszy lunch, jak sądzę - zauważyła z przekąsem. -
Zrobić mi coś takiego w najważniejszym dniu mojego życia! Jak zdołam
poprowadzić z ojcem jakąś rozsądną rozmowę, jeśli za każdym razem, gdy na
ciebie spojrzę, na twojej głowie zobaczę refleksy odbitych świateł? Och,
Patrick, jak mogłeś?
Nie będąc w stanie znieść jego widoku, zatrzasnęła drzwi i oparła się o
nie, usiłując zapomnieć o tym, co widziała i uspokoić bijące mocno serce. Jakże
chętnie zostałaby w tym pokoju, żeby nie widzieć nikogo, ani Patricka, ani
swego ojca.
To wszystko jest takie irracjonalne. Obiecała Carrie, że zajrzy do niej. Nie
zdąży już na pociąg do Londynu. Patrick... Nie, nie chciała myśleć o Patricku.
Kiedy dzwonek u drzwi zadzwonił ponownie, odetchnęła głęboko i wolno
je otworzyła. On wciąż tam stał, ale jego włosy nie odrosły nawet na centymetr.
- Ona nie jest wcale taka łysa - rzekł spokojnie, jakby nie było nic
niestosownego w zatrzaśnięciu komuś drzwi przed nosem w dniu Bożego
Narodzenia. - Sprawdz. - Podniósł jej dłoń i przesunął ją po swojej głowie. -
Wytłumaczę twojemu ojcu, że to tylko chwilowy kaprys. On to zrozumie. - Miał
taki skruszony wyraz twarzy, że musiała się roześmiać.
- Nie wiem, jakie to ma znaczenie, czy mój ojciec zrozumie, czy nie.
Może mi to wyjaśnisz?
- Nie tu i nie teraz. Trochę zmarzłem. Włóż płaszcz i ruszajmy.
Wróciła do pokoju po płaszcz i torebkę, ale kiedy się odwróciła,
zauważyła, że Patrick wszedł za nią.
- 107 -
S
R
- Pięknie wyglądasz - powiedział. - Nawet wtedy, gdy na mnie krzyczałaś
za ogolenie włosów, myślałem tylko o tym, jak pięknie wyglądasz. - Pochylił się
i musnął wargami okolice jej ust. - Pewnie rozmazałbym szminkę, gdybym cię
teraz pocałował.
- Kompletnie zniszczyłbyś rysunek ust - oświadczyła.
- A więc musimy pomyśleć, jak to zrobić - powiedział.
- Lepiej już jedzmy - wyszeptała. - Obiecałam Carrie...
- Domyślam się, że po drodze wpadniemy do szpitala - rzekł Patrick,
podając jej płaszcz.
- Tylko na chwilę, jeśli nie masz nic przeciwko temu. - W jej głosie
słychać było niepewność. Podczas długich godzin nocnego dyżuru wszystko
wydawało się znacznie prostsze. Teraz, w jasnym świetle dnia, wcale już tak nie
było.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - wyszeptał jej wprost do ucha.
Wyczuwał jakąś niepewność w jej zachowaniu, widział wątpliwości w
oczach, i domyślał się, że spotkanie z ojcem tylko częściowo jest tego
przyczyną.
Teraz decyzja należy do niej. On sam był siebie zupełnie pewien. Dwie
godziny poważnych rozmyślań, kiedy leżał na niewygodnym łóżku w pokoju
dyżurnym wystarczyły, by się upewnić, że to, co czuje do Emmy, to miłość.
Jednak Emma musi się uporać z dwoma problemami: swoim dzieciństwem i
nieudanym związkiem z Peterem.
Trzymał ją delikatnie w ramionach, wdychając zapach jej skóry i włosów.
- Lepiej wyjdzmy, zanim zapomnę o twojej szmince... - Wypuścił ją z
objęć i poprowadził w stronę drzwi.
- Właściwie dlaczego zgoliłeś włosy? - zapytała, kiedy wsiedli do
samochodu i ruszyli w stronę szpitala.
- Przyzwyczaisz się? - zapytał. Pokręciła przecząco głową i powtórzyła:
- Dlaczego?
- 108 -
S
R
Wjechał na parking przed szpitalem, gdzie miało miejsce ich pierwsze
spotkanie. Tamtego dnia jakiś samochód z uszkodzonym hamulcem nagle zaczął
się staczać ze zbocza prosto na Emmę. Zadrżał na samo wspomnienie tej sceny i
wziął ją za rękę.
- Kończyłem właśnie mój staż w Ameryce na onkologii - powiedział. -
Któregoś dnia rozmawiałem z pewnym chłopcem o jego leczeniu.
Przekonywałem go, że utrata włosów to jeszcze nie koniec świata, popisując się
dosyć kiepskimi dowcipami, jak to Pan Bóg stworzył włosy, żeby okryć nimi
okropnie wyglądające głowy, pozwalając jednocześnie, żeby te pięknie
uformowane zostały nagie.
- I co, nie bardzo ci wyszło? - zapytała i zacisnęła dłonie na jego palcach,
jakby chciała mu dać do zrozumienia, iż doskonale rozumie, jak się czuł,
rozmawiając z młodymi pacjentami chorymi na raka.
- Nie bardzo - przyznał. - Właściwie zupełnie. Chłopak mnie wyśmiał.
 Jeśli to prawda o tych łysych", powiedział,  to dlaczego pan sam nie
spróbuje?". A więc spróbowałem.
Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie tę scenę.
- Tylko ty mogłeś się zdobyć na coś takiego - powiedziała. Podniosła do
góry wolną rękę i przesunęła nią po jego głowie. - Cieszę się, że to zrobiłeś. W
każdym razie lepiej, że to ty, a nie ja. Jestem pewna, że moja czaszka nie wyglą-
dałaby tak wspaniale jak twoja.
- Nie mam cienia wątpliwości, że masz idealną czaszkę. Ale powiedz mi,
dlaczego właściwie odwiedzamy Carrie?
- Prosiła mnie o to - wyjaśniła. - Chce mnie zobaczyć w świątecznym
ubraniu.
- Doskonale to rozumiem, chociaż w tej chwili twój widok bez tego
świątecznego ubrania byłby, jak sądzę, bardziej pociągający - odrzekł Patrick,
patrząc na nią wymownie.
- 109 -
S
R
- Lepiej już chodzmy - powiedziała, bo wnętrze samochodu z jakiegoś
powodu nagle wydało się jej zbyt niebezpieczne.
Minęli parking i weszli do szpitala.
- Myślałam, że jesteś w domu - przywitała Emmę pielęgniarka dyżurna.
Po chwili zauważyła jej łysego towarzysza i z okrzykiem radości rzuciła mu się
na szyję. - Och, Patrick! Jak wspaniale znowu cię widzieć. I do tego z Emmą.
To doprawdy fantastyczne.
Emma ledwie zdążyła ukryć pierwszy atak zazdrości, ale słowo
 fantastyczne" dosłownie ją poraziło. Dlaczego Susan Emerick tak się wyraziła?
- Wpadliśmy zobaczyć się z Carrie, ale dosłownie na chwilę, ponieważ
wybieramy się do miasta - odparła Emma w nadziei, że ta uwaga odsunie
Patricka od Susan.
- Zwietnie. Mam dla ciebie świąteczną niespodziankę - odrzekła Susan z
czarującym uśmiechem. - Przyszli Betty i Frank. Siedzą teraz obok siebie i
trzymają się za ręce.
Emma widziała, jak Patrick spojrzał na nią, jakby chciał powiedzieć:  A
nie mówiłem". Dobrze, a więc cuda rzeczywiście się zdarzają, ale jej i
Patrickowi? Wykluczone!
- Pójdę i porozmawiam z nią chwilkę - oznajmiła Emma. Wyciągnęła z
kieszeni maleńką paczuszkę przygotowaną dla Carrie i poszła w stronę jej
łóżeczka.
- Och, Emmo, mamusia i tatuś są ze mną tutaj. Czy to nie jest cudowne? -
Promieniejąca radością buzia dziewczynki wskazywała, że żaden prezent nie
mógł jej sprawić większej radości. Emma modliła się, aby połączenie jej ro-
dziców stało się wreszcie faktem.
- Zgadzam się z tobą, kochanie - odparła Emma, dostrzegając w
spojrzeniach tych dwojga coś, co mogłoby świadczyć, że znowu się kochają. -
To jest mały prezent dla ciebie - dodała, wręczając jej paczuszkę i obserwując,
jak drobne, niecierpliwe paluszki ściągają z niej papier.
- 110 -
S
R
- Kangur! - zawołała Carrie z zachwytem. - Czy to ten czarodziejski
kangur, który ma sprawić, że moje najskrytsze marzenie się spełni?
Emma skinęła głową, ale nagle coś tak ścisnęło ją za gardło, że nie mogła
wykrztusić słowa.
- Wesołych Zwiąt, Carrie - odezwał się jakiś głos i Emma poczuła na
ramieniu dłoń Patricka.
- Wesołych Zwiąt, doktorze Craig - odrzekła dziewczynka, wyciągając w
jego kierunku kangura. - Dostałam go od Emmy!
Betty upomniała córeczkę, aby podziękowała za prezent, a Patrick
przeprosił za krótką wizytę i pociągnął Emmę za sobą, pozwalając jej jedynie na
pomachanie ręką pozostałym dzieciom i ich rodzicom.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał, otwierając przed nią drzwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl