[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomieszczenia dostrzegła drzwi z wywieszką Archiwum".
Wywarzenie zamka w drzwiach do archiwum było już trudniejszym zadaniem^ ale w końcu się jej
udało.
Mała piwniczka była wilgotna i klaustrofobiczna. Podparła drzwi jakimś pudłem, żeby się nie zatrzas-
nęły. Gdy tylko przekręciła włącznik światła, żarówka zrobiła pyk i zapadła ciemność.
- Zwietnie - powiedziała do siebie, zapalając małą latarkę.
Pod ścianami stały regały wypełnione po sam sufit kartonami. Zauważyła, że zostały poustawiane bez
żadnej kolejności alfabetycznej. To pewnie byłoby za trudne, pomyślała. Kartony były oznaczone
kodami pacjentów, co ją bardzo zmartwiło, bo nie znając klucza do tych oznaczeń, nigdy nie znajdzie
szukanej teczki.
Na szczęście najstarsze kartony stały w rogu piwnicy i opisane były rocznikami. Eve znalazła kartony
z jej rokiem urodzenia i zawęziła poszukiwania do lutego.
WWÓZ ZMIERCI
135
Na najwyższej półce stał wielki karton z oznaczeniem Luty 1975 rok".
Przysunęła sobie znaleziony między pudłami niewysoki stołeczek, weszła na niego i z latarką trzy-
maną w zębach ściągnęła pudło z półki. Było tak ciężkie, że wysunęło się jej z rąk i spadło z hukiem na
podłogę. Wysypało się z niego kilkanaście teczek.
Przez moment wydało jej się, że słyszy jakiś hałas na górze, zamarła nasłuchując. Ale to tylko nad jej
głową kapał nieszczelny gdzieś kran.
Pospiesz się, poganiała się w myślach.
Nie widziała teczki ze swoim nazwiskiem, ale znalazła teczkę Niny Mae Cross. Z dokumentacji
wynikało, że jej babcia miała złamaną nogę. Eve nigdy do tej pory o tym nie słyszała. Odczytała datę
zapisu: 7 lutego 1975 r. To przecież była data katastrofy samolotu!
Zaczęła czytać notatki doktora. To było pęknięcie kości i lekarz wykonał zabieg w jej domu. Włożył
jej nogÄ™ w szynÄ™.
Eve wpatrywała się w dokumentację. Czy babcia złamała nogę podczas katastrofy awionetki? Ale
wtedy nie mogłaby się wydostać ani z samolotu, ani z wąwozu. No chyba, że stało się to w drodze do
domu.
Odłożyła teczkę na bok. Zanim znalazła swoją teczkę, natrafiła na dokumentację medyczną Liii Bai-
ley. Otwarła ją i zaczęła przeglądać. Uderzyło ją słowo bezpłodność". Trudno było odczytać
niemalże nieczytelną bazgraninę doktora Hollowaya.
Lila i Chester Baileyowie długo starali się o dziecko i najwyrazniej Lila nie mogła zajść w ciążę. Le-
136
B. J. DANIELS
karz zaproponował zrobienie testów na płodność i ewentualne leczenie bezpłodności, a pacjentka
stwierdziła, że musi najpierw porozmawiać z mężem.
Z bijącym sercem Eve jeszcze raz sprawdziła datę na kartonie. Może lekarz pomylił teczki i daty? Jeśli
matka urodziła ją piątego lutego tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku, to przecież lekarz
nie mógł z nią rozmawiać o testach na bezpłodność w lutym tego samego roku!
Data wizyty matki w przychodni - drugi lutego tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku.
Eve wpatrywała się w zapiski, zdając sobie sprawę, że powinna być tym bardzo zdziwiona, a wręcz
wstrząśnięta. Jednak nie była. Spodziewała się, że matka ją okłamała. Ile jeszcze sekretów chowała jej
matka?
Eve przycisnęła teczkę do piersi. Wreszcie znalazła dowód. Gdy pokaże matce tę dokumentację, to
Lila będzie musiała wyznać jej prawdę.
Pomyślała, że powinna czuć jakieś zadowolenie z odnalezienia czegoś, co przybliżało ją do prawdy,
ale zamiast tego czuła się załamana.
Nie była biologicznym dzieckiem Chestera i Liii Baileyów. Nic dziwnego, że zawsze czuła się tak,
jakby do nich nie należała.
Więc czyim dzieckiem była?
Odłożyła teczkę na podłogę, chcąc postawić karton na swoje miejsce. Jednak był zbyt ciężki. Będzie
musiała zostawić go na podłodze. Doktor Holloway i tak domyśli się, widząc dwa wyłamane zamki,
że ktoś tu był. A zresztą zamierzała rano do niego zadzwonić. Przecież to doktor Holloway podpisał
WWÓZ ZMIERCI
137
jej świadectwo urodzenia. A to oznaczało, że doktor był z nimi w zmowie. Ale dlaczego?
Dlaczego po prostu nie powiedzieli jej, że została adoptowana. To wszystko nie miało sensu...
Eve wychodziła już z archiwum, gdy nagle usłyszała na górze jakiś hałas. Tym razem to nie był
cieknący kran. Tam ktoś był. Szybko zgasiła światło i na palcach weszła po schodach na górę. Bała
się, że za chwilę otworzą się drzwi i zostanie odkryta.
Nie mogła pozwolić się złapać. Nie z tą teczką. Ktokolwiek to był, na pewno nie pozwoli jej wyjść z
budynku z poufnÄ… dokumentacjÄ… medycznÄ….
Pobiegła do tylnych drzwi, jak tylko otwarły się drzwi na górze. Zobaczyła jedynie ciemną sylwetkę
mężczyzny, który rzucił się w jej stronę. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, zamachnęła się
torbą z narzędziami i z całej siły walnęła ciemną postać w szczękę. Mężczyzna zachwiał się, nie trafił
nogą na stopień i spadł z całej wysokości schodów na stos kartonów na dole.
Eve przekręciła włącznik światła, by zobaczyć, czy to nie jest aby doktor Holloway, Bała się, że być
może zabiła staruszka. Ale na szczęście nie był to stary doktor. To był Bridger Duvall. Ten sam
mężczyzna, którego widziała w domu opieki wychodzącego z pokoju babci z fotografią w ręku.
ROZDZIAA DWUNASTY
Lila Bailey już dawno planowała wyjazd. Stała przy oknie, wyglądając przez okno w ciemność.
Wróciła do domu tylko po ubrania. Niestety, zmienił się rozkład dnia McKenny i Faith, i obydwie
córki były w domu. Sceptycznie podeszły do planów matki. Lila wiedziała, że rozmawiały między
sobą o wcześniejszej wizycie Lorena Jacksona i nie wierzyły w tę historię o pogrzebie w Great Falls.
- Mamo, nie jedz do Great Falls o tak póznej porze - prosiła McKenna.
- A czyj to pogrzeb? - zapytała Faith.
- Znajomej lekarki. Nie znacie jej. A ja i tak wolę prowadzić w nocy, bo jest chłodniej. Nie musicie się
o mnie martwić. Przecież gdy jesteście w college'u, to jestem tu zupełnie sama i jakoś daję sobie radę,
prawda?
- Nie musisz wcale jechać do Great Falls sama - powiedziała McKenna. - Mogłabym zadzwonić do
taty...
- Nie. Dziękuję. Twój ojciec nawet nie znał tej kobiety, a poza tym jutro idzie do pracy.
- Wiem, że tato by do ciebie wrócił, gdybyś tylko go o to poprosiła - powiedziała z wyrzutem w głosie
McKenna.
WWÓZ ZMIERCI
139
Była to ostatnia rzecz, jakiej Lila by pragnęła.
- Nie wtrącajcie się w to, co jest między mną a Chesterem.
- Mama nie chce go z powrotem - stwierdziła ze smutkiem Faith, zwracając się do McKenny. - Cieszy
się, że się go pozbyła. - Faith wyszła, trzaskając drzwiami.
McKenna spojrzała na matkę.
- Czy to prawda?
- Oczywiście, że nie. Jest przecież waszym ojcem. Nie chcę rozwodu.
McKenna uścisnęła matkę.
- Ja wiem, że on cię kocha. Lila kiwnęła głową.
Gdy dziewczynki wyszły z domu, długo stała, wsłuchując się w ciszę. Była już tym wszystkim
zmęczona. Poszła do sypialni, aby spakować resztę rzeczy. Za chwilę pewnie przyjedzie Eve, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
pomieszczenia dostrzegła drzwi z wywieszką Archiwum".
Wywarzenie zamka w drzwiach do archiwum było już trudniejszym zadaniem^ ale w końcu się jej
udało.
Mała piwniczka była wilgotna i klaustrofobiczna. Podparła drzwi jakimś pudłem, żeby się nie zatrzas-
nęły. Gdy tylko przekręciła włącznik światła, żarówka zrobiła pyk i zapadła ciemność.
- Zwietnie - powiedziała do siebie, zapalając małą latarkę.
Pod ścianami stały regały wypełnione po sam sufit kartonami. Zauważyła, że zostały poustawiane bez
żadnej kolejności alfabetycznej. To pewnie byłoby za trudne, pomyślała. Kartony były oznaczone
kodami pacjentów, co ją bardzo zmartwiło, bo nie znając klucza do tych oznaczeń, nigdy nie znajdzie
szukanej teczki.
Na szczęście najstarsze kartony stały w rogu piwnicy i opisane były rocznikami. Eve znalazła kartony
z jej rokiem urodzenia i zawęziła poszukiwania do lutego.
WWÓZ ZMIERCI
135
Na najwyższej półce stał wielki karton z oznaczeniem Luty 1975 rok".
Przysunęła sobie znaleziony między pudłami niewysoki stołeczek, weszła na niego i z latarką trzy-
maną w zębach ściągnęła pudło z półki. Było tak ciężkie, że wysunęło się jej z rąk i spadło z hukiem na
podłogę. Wysypało się z niego kilkanaście teczek.
Przez moment wydało jej się, że słyszy jakiś hałas na górze, zamarła nasłuchując. Ale to tylko nad jej
głową kapał nieszczelny gdzieś kran.
Pospiesz się, poganiała się w myślach.
Nie widziała teczki ze swoim nazwiskiem, ale znalazła teczkę Niny Mae Cross. Z dokumentacji
wynikało, że jej babcia miała złamaną nogę. Eve nigdy do tej pory o tym nie słyszała. Odczytała datę
zapisu: 7 lutego 1975 r. To przecież była data katastrofy samolotu!
Zaczęła czytać notatki doktora. To było pęknięcie kości i lekarz wykonał zabieg w jej domu. Włożył
jej nogÄ™ w szynÄ™.
Eve wpatrywała się w dokumentację. Czy babcia złamała nogę podczas katastrofy awionetki? Ale
wtedy nie mogłaby się wydostać ani z samolotu, ani z wąwozu. No chyba, że stało się to w drodze do
domu.
Odłożyła teczkę na bok. Zanim znalazła swoją teczkę, natrafiła na dokumentację medyczną Liii Bai-
ley. Otwarła ją i zaczęła przeglądać. Uderzyło ją słowo bezpłodność". Trudno było odczytać
niemalże nieczytelną bazgraninę doktora Hollowaya.
Lila i Chester Baileyowie długo starali się o dziecko i najwyrazniej Lila nie mogła zajść w ciążę. Le-
136
B. J. DANIELS
karz zaproponował zrobienie testów na płodność i ewentualne leczenie bezpłodności, a pacjentka
stwierdziła, że musi najpierw porozmawiać z mężem.
Z bijącym sercem Eve jeszcze raz sprawdziła datę na kartonie. Może lekarz pomylił teczki i daty? Jeśli
matka urodziła ją piątego lutego tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku, to przecież lekarz
nie mógł z nią rozmawiać o testach na bezpłodność w lutym tego samego roku!
Data wizyty matki w przychodni - drugi lutego tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku.
Eve wpatrywała się w zapiski, zdając sobie sprawę, że powinna być tym bardzo zdziwiona, a wręcz
wstrząśnięta. Jednak nie była. Spodziewała się, że matka ją okłamała. Ile jeszcze sekretów chowała jej
matka?
Eve przycisnęła teczkę do piersi. Wreszcie znalazła dowód. Gdy pokaże matce tę dokumentację, to
Lila będzie musiała wyznać jej prawdę.
Pomyślała, że powinna czuć jakieś zadowolenie z odnalezienia czegoś, co przybliżało ją do prawdy,
ale zamiast tego czuła się załamana.
Nie była biologicznym dzieckiem Chestera i Liii Baileyów. Nic dziwnego, że zawsze czuła się tak,
jakby do nich nie należała.
Więc czyim dzieckiem była?
Odłożyła teczkę na podłogę, chcąc postawić karton na swoje miejsce. Jednak był zbyt ciężki. Będzie
musiała zostawić go na podłodze. Doktor Holloway i tak domyśli się, widząc dwa wyłamane zamki,
że ktoś tu był. A zresztą zamierzała rano do niego zadzwonić. Przecież to doktor Holloway podpisał
WWÓZ ZMIERCI
137
jej świadectwo urodzenia. A to oznaczało, że doktor był z nimi w zmowie. Ale dlaczego?
Dlaczego po prostu nie powiedzieli jej, że została adoptowana. To wszystko nie miało sensu...
Eve wychodziła już z archiwum, gdy nagle usłyszała na górze jakiś hałas. Tym razem to nie był
cieknący kran. Tam ktoś był. Szybko zgasiła światło i na palcach weszła po schodach na górę. Bała
się, że za chwilę otworzą się drzwi i zostanie odkryta.
Nie mogła pozwolić się złapać. Nie z tą teczką. Ktokolwiek to był, na pewno nie pozwoli jej wyjść z
budynku z poufnÄ… dokumentacjÄ… medycznÄ….
Pobiegła do tylnych drzwi, jak tylko otwarły się drzwi na górze. Zobaczyła jedynie ciemną sylwetkę
mężczyzny, który rzucił się w jej stronę. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, zamachnęła się
torbą z narzędziami i z całej siły walnęła ciemną postać w szczękę. Mężczyzna zachwiał się, nie trafił
nogą na stopień i spadł z całej wysokości schodów na stos kartonów na dole.
Eve przekręciła włącznik światła, by zobaczyć, czy to nie jest aby doktor Holloway, Bała się, że być
może zabiła staruszka. Ale na szczęście nie był to stary doktor. To był Bridger Duvall. Ten sam
mężczyzna, którego widziała w domu opieki wychodzącego z pokoju babci z fotografią w ręku.
ROZDZIAA DWUNASTY
Lila Bailey już dawno planowała wyjazd. Stała przy oknie, wyglądając przez okno w ciemność.
Wróciła do domu tylko po ubrania. Niestety, zmienił się rozkład dnia McKenny i Faith, i obydwie
córki były w domu. Sceptycznie podeszły do planów matki. Lila wiedziała, że rozmawiały między
sobą o wcześniejszej wizycie Lorena Jacksona i nie wierzyły w tę historię o pogrzebie w Great Falls.
- Mamo, nie jedz do Great Falls o tak póznej porze - prosiła McKenna.
- A czyj to pogrzeb? - zapytała Faith.
- Znajomej lekarki. Nie znacie jej. A ja i tak wolę prowadzić w nocy, bo jest chłodniej. Nie musicie się
o mnie martwić. Przecież gdy jesteście w college'u, to jestem tu zupełnie sama i jakoś daję sobie radę,
prawda?
- Nie musisz wcale jechać do Great Falls sama - powiedziała McKenna. - Mogłabym zadzwonić do
taty...
- Nie. Dziękuję. Twój ojciec nawet nie znał tej kobiety, a poza tym jutro idzie do pracy.
- Wiem, że tato by do ciebie wrócił, gdybyś tylko go o to poprosiła - powiedziała z wyrzutem w głosie
McKenna.
WWÓZ ZMIERCI
139
Była to ostatnia rzecz, jakiej Lila by pragnęła.
- Nie wtrącajcie się w to, co jest między mną a Chesterem.
- Mama nie chce go z powrotem - stwierdziła ze smutkiem Faith, zwracając się do McKenny. - Cieszy
się, że się go pozbyła. - Faith wyszła, trzaskając drzwiami.
McKenna spojrzała na matkę.
- Czy to prawda?
- Oczywiście, że nie. Jest przecież waszym ojcem. Nie chcę rozwodu.
McKenna uścisnęła matkę.
- Ja wiem, że on cię kocha. Lila kiwnęła głową.
Gdy dziewczynki wyszły z domu, długo stała, wsłuchując się w ciszę. Była już tym wszystkim
zmęczona. Poszła do sypialni, aby spakować resztę rzeczy. Za chwilę pewnie przyjedzie Eve, [ Pobierz całość w formacie PDF ]