[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rubli ka\dy, wzór z roku 1961. Wymieniona suma powinna zostać oddana do mojej
dyspozycji w ciągu dwudziestu czterech godzin od chwili podpisania niniejszego
dokumentu.
(Data, podpis)
W kompletnym osłupieniu zaczynam wszystko czytać od nowa.
GRINIA (trzeszczy mi nad uchem): Ten tam... jak mu... religijny - to jedno,
nie szkoda mi go... A substancja to całkiem inna sprawa, jak uwa\asz, Kornieicz?
AHASWER AUKICZ (\yczliwie głosi gdzieś na granicy mojej percepcji):
Zwietnie, bardzo rozsądnie pan postępuje, Grigorij u Grigorjewiczu.
JA (jak zwykle, gdy wypadnę z torów codzienności i znajdę się w poło\eniu
idiotycznym i absolutnie fałszywym - przeskakuję w iście męską, cokolwiek
grubiańską ironię i sypię pierwszym wicem, który mi przychodzi do głowy): Stawiasz,
Grinia, połówkę z okazji takiego interesu!
Nawet ów mikry wysiłek umysłowy, którego potrzebowałem by wyrzucić z
siebie przytoczony wy\ej wic, najwyrazniej okazał się zbyt du\y jak na mój ówczesny
stan. Dopadło mnie ni to omdlenie, ni to prostracja. Wszystko, co nastąpiło pózniej,
pamiętam urywkami i jak przez mgłę. Pamiętam jednak wyraznie, jak Ahaswer
Aukicz, z obawą odchylając się do tyłu, otworzył teczkę i z niej, niczym z pełnego
płonących węgli pieca, sypnęło \ywym \arem, nawet zaleciało czadem, a Ahaswer
Aukicz, pochwyciwszy (podpisany ju\ widocznie przez Grinię) akt przekazania,
wło\ył go w największy gorąc, w purpurowo-ognistą po\ogę, i szczękając
metalowymi zamkami, pospiesznie zatrzasnął teczkę.
" A nie spali się tam w cholerę? - spytał z obawą Grinia, który całą procedurę
obserwował ze zrozumiałym zaniepokojeniem.
" Nie powinno - odparł zatroskany Ahaswer Aukicz i nachylił ku teczce
własne \ywe ucho, jak gdyby nasłuchując, co się dzieje wewnątrz.
Pamiętam równie\, \e Grinia natychmiast i bez jakiegokolwiek skrępowania
zaczął nas spławiać.
- Dalej, dalej, panowie - przygadywał, z lekka szturchając mnie w krzy\e. - A
więc obiecuje pan, \e pod orzechem? - wypytywał Ahaswera Aukicza. - A mo\e
jednak pod platanem? Ostro\nie, schodki mam tu strome...
Zaś Ahaswer Aukicz odpowiedział mu:
- Dokładnie pod orzechem, Grigoriju Grigoriewiczu. Albo, w ostateczności,
pod platanem...
Po czym, przypominam sobie, szliśmy z Ahaswerem Aukiczem Terenkurefm
w egipskich ciemnościach urozmaicanych chyba jedynie ognikami świetlików.
Uczepiony mojego łokcia Ahaswer Aukicz wyraznie sapał mi pod uchem i,
przypominam sobie, zapytałem go wówczas, czy nie zechciałby mi udzielić jakichś
wyjaśnień odnośnie tego, co się zdarzyło. Najwyrazniej uleciało mi z pamięci, czy
odpowiedział, a jeśli tak, to co konkretnie.
Obecnie rozumiem, \e owej nocy nie potrzebowałem ju\ \adnych odpowiedzi
ani specjalnych wyjaśnień. Oczywiście wielu detali i niuansów podówczas nie
pojmowałem, ale przecie\ pozostały niezrozumiałe po dziś dzień. Czy to zresztą w
nich tkwi sedno sprawy?
Trzeba powiedzieć, \e Ahaswer Aukicz nigdy nie robił specjalnej tajemnicy ze
swoich transakcji. Oczywiście prób legalizowania budzących wątpliwości działań
towarzyszącymi operacjami ubezpieczeniowymi nie mo\na rozpatrywać na powa\nie.
Sprawiały wra\enie raczej komiczne. Co do meritum Ahaswer Aukicz zawsze był
całkowicie szczery, a nawet, rzekłbym, prostolinijny, tylko \e po prostu z jakiegoś
powodu nie lubił nazywać pewnych rzeczy po imieniu. Stąd jego niemal wzruszające
zamiłowanie do topornych eufemizmów, a nawet nie tyłe eufemizmów, ile
nieporadnych sformułowań wyciągniętych z jakichś podejrzanych podręczników i
koszarowo-poligonowych przewodników naukowego ateizmu. O ile mi zresztą
wiadomo, jego kontrahenci równie\ preferowali eufemizmy. Zabawne, nieprawda\?
Nie wiem, czy w systemie państwowych ubezpieczeń istnieją pojęcia
tajemnicy słu\bowej , tajemnicy wkładu czy czegoś w tym guście. W ka\dym
razie Ahaswer Aukicz lubił poplotkować. Bez najmniejszej zachęty z mojej strony
opowiadał mnóstwo historii, z reguły komicznych i zawsze anonimowych-imion
swoich klientów Ahaswer Aukicz starannie unikał. Niekiedy orientowałem się, o kim
mowa, kiedy indziej gubiłem się w domysłach, ale najczęściej nawet nie próbowałem
odgadywać. Teraz pewnie te wszystkie przypadki starannie analizuje prokuratura, nie
będę ich tu przytaczał. Ale nie mogę nie zachwycić się praktycznym sprytem naszego
zastępcy do spraw ogólnych, towarzysza Susłoparina, i nie płakać nad losem mojego
biednego przyjaciela Karla Gawriłowicza Roslakowa.
Susłoparin był jedynym (o ile mi wiadomo) człowiekiem, który bez
za\enowania wszystko nazywał po imieniu. śadnych substancji, \adnych religijnych
wizerunków - niczego w tym rodzaju nie \yczył sobie uznawać. Ceny za\ądał
niemałej: gładkiej, bez wyrw i wybojów drogi od swego obecnego stanowiska,
poprzez fotel dyrektora superwa\nego zakładu produkcyjnego, największego w
naszym obwodzie, a\ po, sami rozumiecie, tekę ministerialną. Nie więcej, ale i nie
mniej. Jednak\e wiele \ądając, niemało te\ dawał. A konkretnie, oferował bezdennej
teczce Ahaswera Aukicza wszystkich swoich bezpośrednich podwładnych z
potomstwem i domownikami. Mówiąc ściślej, zaproponował do wykorzystania:
pomocnika towarzysza Susłoparina do spraw zaopatrzeniowych LA. Bubulę;
kierownika hotelu pracowniczego A.A. Kostoplujewa z \oną i szwagierkąj bratanka
kierownika obserwatoryjnych gara\y śorkę Attedowa, któremu i tak w najbli\szym
czasie groził wyrok, a poza tym jeszcze jedenaście osób według listy.
Do umieszczenia siebie samego na liście towarzysz Susłoparin się nie palił.
Uwa\ał to za pomysł niefortunny, wyra\ał obawy, i\ rzecz mogłaby zostać fałszywie
zrozumiana. Ahaswera Aukicza kazus ów doprowadzał nieomal do furii. Według jego
słów sprawa była niesłychana, niewidziana i bez precedensów. Z podobną nie zetknął
się nawet w Ugandzie, gdzie ulokowano go w specjalnym pałacu dla zagranicznych
gości. Poło\enie dodatkowo komplikowała okoliczność, i\ \adne zasady moralne nie
zakazywały tego rodzaju transakcji, ale pociągała ona za sobąmasę czysto
technicznych komplikacji i niedogodności. Negocjacje przeciągały się i w końcu nie
wiem, jak się zakończyły.
Historia całkiem innego rodzaju miała miejsce w przypadku Karla Gawriłycza, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
rubli ka\dy, wzór z roku 1961. Wymieniona suma powinna zostać oddana do mojej
dyspozycji w ciągu dwudziestu czterech godzin od chwili podpisania niniejszego
dokumentu.
(Data, podpis)
W kompletnym osłupieniu zaczynam wszystko czytać od nowa.
GRINIA (trzeszczy mi nad uchem): Ten tam... jak mu... religijny - to jedno,
nie szkoda mi go... A substancja to całkiem inna sprawa, jak uwa\asz, Kornieicz?
AHASWER AUKICZ (\yczliwie głosi gdzieś na granicy mojej percepcji):
Zwietnie, bardzo rozsądnie pan postępuje, Grigorij u Grigorjewiczu.
JA (jak zwykle, gdy wypadnę z torów codzienności i znajdę się w poło\eniu
idiotycznym i absolutnie fałszywym - przeskakuję w iście męską, cokolwiek
grubiańską ironię i sypię pierwszym wicem, który mi przychodzi do głowy): Stawiasz,
Grinia, połówkę z okazji takiego interesu!
Nawet ów mikry wysiłek umysłowy, którego potrzebowałem by wyrzucić z
siebie przytoczony wy\ej wic, najwyrazniej okazał się zbyt du\y jak na mój ówczesny
stan. Dopadło mnie ni to omdlenie, ni to prostracja. Wszystko, co nastąpiło pózniej,
pamiętam urywkami i jak przez mgłę. Pamiętam jednak wyraznie, jak Ahaswer
Aukicz, z obawą odchylając się do tyłu, otworzył teczkę i z niej, niczym z pełnego
płonących węgli pieca, sypnęło \ywym \arem, nawet zaleciało czadem, a Ahaswer
Aukicz, pochwyciwszy (podpisany ju\ widocznie przez Grinię) akt przekazania,
wło\ył go w największy gorąc, w purpurowo-ognistą po\ogę, i szczękając
metalowymi zamkami, pospiesznie zatrzasnął teczkę.
" A nie spali się tam w cholerę? - spytał z obawą Grinia, który całą procedurę
obserwował ze zrozumiałym zaniepokojeniem.
" Nie powinno - odparł zatroskany Ahaswer Aukicz i nachylił ku teczce
własne \ywe ucho, jak gdyby nasłuchując, co się dzieje wewnątrz.
Pamiętam równie\, \e Grinia natychmiast i bez jakiegokolwiek skrępowania
zaczął nas spławiać.
- Dalej, dalej, panowie - przygadywał, z lekka szturchając mnie w krzy\e. - A
więc obiecuje pan, \e pod orzechem? - wypytywał Ahaswera Aukicza. - A mo\e
jednak pod platanem? Ostro\nie, schodki mam tu strome...
Zaś Ahaswer Aukicz odpowiedział mu:
- Dokładnie pod orzechem, Grigoriju Grigoriewiczu. Albo, w ostateczności,
pod platanem...
Po czym, przypominam sobie, szliśmy z Ahaswerem Aukiczem Terenkurefm
w egipskich ciemnościach urozmaicanych chyba jedynie ognikami świetlików.
Uczepiony mojego łokcia Ahaswer Aukicz wyraznie sapał mi pod uchem i,
przypominam sobie, zapytałem go wówczas, czy nie zechciałby mi udzielić jakichś
wyjaśnień odnośnie tego, co się zdarzyło. Najwyrazniej uleciało mi z pamięci, czy
odpowiedział, a jeśli tak, to co konkretnie.
Obecnie rozumiem, \e owej nocy nie potrzebowałem ju\ \adnych odpowiedzi
ani specjalnych wyjaśnień. Oczywiście wielu detali i niuansów podówczas nie
pojmowałem, ale przecie\ pozostały niezrozumiałe po dziś dzień. Czy to zresztą w
nich tkwi sedno sprawy?
Trzeba powiedzieć, \e Ahaswer Aukicz nigdy nie robił specjalnej tajemnicy ze
swoich transakcji. Oczywiście prób legalizowania budzących wątpliwości działań
towarzyszącymi operacjami ubezpieczeniowymi nie mo\na rozpatrywać na powa\nie.
Sprawiały wra\enie raczej komiczne. Co do meritum Ahaswer Aukicz zawsze był
całkowicie szczery, a nawet, rzekłbym, prostolinijny, tylko \e po prostu z jakiegoś
powodu nie lubił nazywać pewnych rzeczy po imieniu. Stąd jego niemal wzruszające
zamiłowanie do topornych eufemizmów, a nawet nie tyłe eufemizmów, ile
nieporadnych sformułowań wyciągniętych z jakichś podejrzanych podręczników i
koszarowo-poligonowych przewodników naukowego ateizmu. O ile mi zresztą
wiadomo, jego kontrahenci równie\ preferowali eufemizmy. Zabawne, nieprawda\?
Nie wiem, czy w systemie państwowych ubezpieczeń istnieją pojęcia
tajemnicy słu\bowej , tajemnicy wkładu czy czegoś w tym guście. W ka\dym
razie Ahaswer Aukicz lubił poplotkować. Bez najmniejszej zachęty z mojej strony
opowiadał mnóstwo historii, z reguły komicznych i zawsze anonimowych-imion
swoich klientów Ahaswer Aukicz starannie unikał. Niekiedy orientowałem się, o kim
mowa, kiedy indziej gubiłem się w domysłach, ale najczęściej nawet nie próbowałem
odgadywać. Teraz pewnie te wszystkie przypadki starannie analizuje prokuratura, nie
będę ich tu przytaczał. Ale nie mogę nie zachwycić się praktycznym sprytem naszego
zastępcy do spraw ogólnych, towarzysza Susłoparina, i nie płakać nad losem mojego
biednego przyjaciela Karla Gawriłowicza Roslakowa.
Susłoparin był jedynym (o ile mi wiadomo) człowiekiem, który bez
za\enowania wszystko nazywał po imieniu. śadnych substancji, \adnych religijnych
wizerunków - niczego w tym rodzaju nie \yczył sobie uznawać. Ceny za\ądał
niemałej: gładkiej, bez wyrw i wybojów drogi od swego obecnego stanowiska,
poprzez fotel dyrektora superwa\nego zakładu produkcyjnego, największego w
naszym obwodzie, a\ po, sami rozumiecie, tekę ministerialną. Nie więcej, ale i nie
mniej. Jednak\e wiele \ądając, niemało te\ dawał. A konkretnie, oferował bezdennej
teczce Ahaswera Aukicza wszystkich swoich bezpośrednich podwładnych z
potomstwem i domownikami. Mówiąc ściślej, zaproponował do wykorzystania:
pomocnika towarzysza Susłoparina do spraw zaopatrzeniowych LA. Bubulę;
kierownika hotelu pracowniczego A.A. Kostoplujewa z \oną i szwagierkąj bratanka
kierownika obserwatoryjnych gara\y śorkę Attedowa, któremu i tak w najbli\szym
czasie groził wyrok, a poza tym jeszcze jedenaście osób według listy.
Do umieszczenia siebie samego na liście towarzysz Susłoparin się nie palił.
Uwa\ał to za pomysł niefortunny, wyra\ał obawy, i\ rzecz mogłaby zostać fałszywie
zrozumiana. Ahaswera Aukicza kazus ów doprowadzał nieomal do furii. Według jego
słów sprawa była niesłychana, niewidziana i bez precedensów. Z podobną nie zetknął
się nawet w Ugandzie, gdzie ulokowano go w specjalnym pałacu dla zagranicznych
gości. Poło\enie dodatkowo komplikowała okoliczność, i\ \adne zasady moralne nie
zakazywały tego rodzaju transakcji, ale pociągała ona za sobąmasę czysto
technicznych komplikacji i niedogodności. Negocjacje przeciągały się i w końcu nie
wiem, jak się zakończyły.
Historia całkiem innego rodzaju miała miejsce w przypadku Karla Gawriłycza, [ Pobierz całość w formacie PDF ]