[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mi się zupełnie bezsensowna. Mogłem go przecież wykarmić, zabrać do
weterynarza... Spojrzał na dziewczynę.
Czy ty też chcesz umierać schowana w sągu drewna?
spytał.
Idz do diabła! warknęła.
Ruszyła w stronę drogi, ale Ian złapał ją za ramię. Chciała krzyknąć, ale
zamknął jej usta pocałunkiem.
Próbowała walczyć, ale nie miała żadnych szans, Ian przytulił ją mocno do
siebie. Nie mogła się nawet poruszyć.
Spokojnie, kochanie powiedział. Nie chcę, żebyśmy pierwszy raz kochali
się w lesie. Poczekajmy jeszcze trochę...
Boże, co się ze mną dzieje?! krzyknęła, oderwawszy się od niego.
Ian przytulił ją ponownie.
Cii... szepnął. To zupełnie naturalne.
Przecież poznałam cię dopiero przed dwoma dniami!
--jęknęła.
Może to przeznaczenie podpowiedział.
Skrzywiła się, ale nie zaprotestowała.
Dobrze odparła. Poczekajmy jeszcze trochę.
Rozdział 8
Callie przechadzała się niespokojnie po pokoju. Wyniosła ten zwyczaj z
więzienia. Wciąż myślała o łanie.
Minęło już pięć dni od pamiętnej rozmowy w lesie. Mimo to Ian unikał jej.
Kiedy próbowała go pytać, odpowiadał, że muszą jeszcze trochę poczekać i lepiej
się poznać.
Była to najgorsza tortura. Codziennie spodziewała się, że coś się stanie, ale
daremnie. W zasadzie powinna być zadowolona. I tak miała zamiar zerwać.
Zresztą, musiała przecież wrócić do więzienia... Ale gdyby nawet udało jej się
jakimś cudem uniknąć aresztu, to i tak była...
Właśnie. Kim tak naprawdę była? Zadając to pytanie, Ian nie spodziewał się
nawet, że sama Callie nie zna na nie odpowiedzi. Wszystko wydawało się tak
niejasne, tak zagmatwane... Położyła się na brzuchu i ukryła twarz w poduszce.
Jeszcze kilka takich dni i wyląduje w szpitalu wariatów. Zaczęła się nawet
zastanawiać, co byłoby lepsze: pokój w domu bez klamek czy więzienie? Nie,
muszą jak najszybciej znalezć Quincy'ego. Nie może tak dłużej żyć...
Jak dotąd, wszystkie poszukiwania spełzły na niczym. W ciągu sześciu dni
odwiedzili jedenaście klubów bilardowych. W żadnym z nich nie udało im się
znalezć nikogo z przyjaciół Quincy'ego. Zaczęły jej przychodzić do głowy
najgorsze podejrzenia. Coś wisiało w powietrzu. Pocieszała się myślą, że może
dzisiaj dowie się czegoś konkretnego.
Ktoś zapukał do drzwi.
Kto tam? spytała.
To ja usłyszała głos Iana.
Przekręciła klucz w zamku. W progu stał Ian, trzymając w dłoni bukiecik
stokrotek.
Spotkaliśmy się tydzień temu, dokładnie o tej porze wyjaśnił.
Wszystkiego najlepszego.
Dziewczynie zaparło dech z wrażenia, Ian roześmiał się serdecznie.
Zachowujesz się tak, jakbyś nigdy w życiu nie dostała kwiatów.
Bo nie dostałam.
Naprawdę?
Spojrzał na nią z niedowierzaniem. Callie przestraszyła się, że Ian zacznie się
nad nią litować. Ale nie: z jego oczu mogła wyczytać coś zupełnie innego. Bała się
to jednak nazwać.
To może przynajmniej bombonierkę?
Nie. Potrząsnęła głową.
A kartkę na dzień świętego Walentego?
Nawet nie trudziła się, żeby odpowiedzieć, Ian mógł się sam wszystkiego
domyślić.
Daj spokój. Wiele dziewcząt doskonale się bez tego obywa... Westchnęła.
Ciągle podróżowałam. Jeżdżąc z wujem, nie miałam nawet czasu, żeby się
porządnie zakochać...
Ian uśmiechnął się ze zrozumieniem. Czuł, że jest zupełnie bezbronna.
Wypytywanie nie doprowadzi do niczego. Bardzo był wprawdzie ciekaw, czy
Steven nigdy nie kupił jej kwiatów, ale bał się o to zapytać. To byłoby okrutne.
W ciągu minionych pięciu dni nie rozmawiali praktycznie o jej przeszłości. Co
prawda często korciło go, żeby nawiązać do czasu spędzonego w więzieniu lub
wojaży z Quincym, ale pilnował się i jak do tej pory udało mu się utrzymać język
na wodzy.
Wiedział, że to konieczne. Callie wciąż mu nie ufała. Oczywiście nie winił jej
za to. Wiedział, że nie miała w życiu szczęścia do mężczyzn, więc musi minąć
trochę czasu, zanim zrozumie, że chodzi mu tylko o jej dobro.
Wstaw kwiaty do wody, a ja przygotuję coś do zjedzenia powiedział,
stawiając na stole torbę z zakupami.
Ale z ciebie smakosz! wykrzyknęła patrząc, jak wyjmuje pokrojoną w
wielkie plastry szynkę, gruboziarnisty chleb i biały serek.
Miała nadzieję, że uda jej się jakoś ukryć zmieszanie.
Mogę ci przynieść hamburgera powiedział i uśmiechnął się szeroko. Ale
od tego nie przybędzie ci siły.
Za to ty masz jej w nadmiarze... burknęła, rumieniąc się lekko. Zmierzyła
wzrokiem szerokie ramiona Iana i jego szczupłą, lecz wysportowaną sylwetkę.
Zauważył jej wzrok.
Coś nie w porządku?
Nie skłamała i zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
Oczywiście wszystko było zle. Widok Iana wciąż wyprowadzał ją z równowagi.
Nawet kiedy na niego nie patrzyła, wciąż czuła przemożną obecność silnego,
męskiego ciała.
Zajmę się lepiej stokrotkami wymamrotała.
Ian przyglądał się idącej do łazienki dziewczynie. Najwyrazniej coś ją gnębiło.
Kiedy wróciła, pierwsza kanapka była już gotowa. Po chwili obok pojawiła się
następna, Ian wskazał jej łóżko. Postawili na środku talerz z kanapkami, a sami
usiedli po obu jego stronach.
Dużo o nas ostatnio myślałam powiedziała, połknąwszy kolejny kęs.
To dobrze odparł z pełnymi ustami.
Callie zmieszała się.
Ale nie o tym... Wykonała nieokreślony gest ręką.
Naprawdę? zdziwił się Ian, jakby wszystkie ich problemy sprowadzały się
wyłącznie do kwestii psychologicznych. Więc o co chodzi?
Dziewczyna zdjęła buty i usadowiła się wygodniej na łóżku.
W ciągu tygodnia nie udało nam się natrafić na nikogo z najbliższych
przyjaciół Quincy'ego.
I?
To musi być poważna sprawa.
Przecież mówiłaś, że oni wszyscy bez przerwy podróżują...
Tak. I grają w bilard. W ciągu tygodnia powinniśmy się byli natknąć
przynajmniej na kilku z nich...
Ian pomyślał, że czasami czuje się tak, jakby znał Callie od lat, a czasami tak,
jakby spotkał ją dopiero wczoraj. Odsunął pusty talerz i dotknął jej policzka. Do jej
wargi przykleił się niewielki okruch chleba. Zdjął go i włożył do swoich ust.
Dziewczyna zesztywniała. Patrzyła na niego jak urzeczona. Zacisnęła dłonie.
Jakie stąd wnioski? zapytał nieswoim głosem.
Wiedział, że oboje bardzo siebie pragną. Potrzebowali jednak czasu, żeby
wszystko jakoś ułożyć. Nie mogli niczego zaczynać, wciąż goniąc za Quincym.
Poza tym, Callie powinna mu ufać...
Coś musiało się wydarzyć powiedziała. W innym wypadku spotkalibyśmy
już tuzin znajomych wuja...
Na przykład co? spytał, gładząc ją po lśniących włosach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
mi się zupełnie bezsensowna. Mogłem go przecież wykarmić, zabrać do
weterynarza... Spojrzał na dziewczynę.
Czy ty też chcesz umierać schowana w sągu drewna?
spytał.
Idz do diabła! warknęła.
Ruszyła w stronę drogi, ale Ian złapał ją za ramię. Chciała krzyknąć, ale
zamknął jej usta pocałunkiem.
Próbowała walczyć, ale nie miała żadnych szans, Ian przytulił ją mocno do
siebie. Nie mogła się nawet poruszyć.
Spokojnie, kochanie powiedział. Nie chcę, żebyśmy pierwszy raz kochali
się w lesie. Poczekajmy jeszcze trochę...
Boże, co się ze mną dzieje?! krzyknęła, oderwawszy się od niego.
Ian przytulił ją ponownie.
Cii... szepnął. To zupełnie naturalne.
Przecież poznałam cię dopiero przed dwoma dniami!
--jęknęła.
Może to przeznaczenie podpowiedział.
Skrzywiła się, ale nie zaprotestowała.
Dobrze odparła. Poczekajmy jeszcze trochę.
Rozdział 8
Callie przechadzała się niespokojnie po pokoju. Wyniosła ten zwyczaj z
więzienia. Wciąż myślała o łanie.
Minęło już pięć dni od pamiętnej rozmowy w lesie. Mimo to Ian unikał jej.
Kiedy próbowała go pytać, odpowiadał, że muszą jeszcze trochę poczekać i lepiej
się poznać.
Była to najgorsza tortura. Codziennie spodziewała się, że coś się stanie, ale
daremnie. W zasadzie powinna być zadowolona. I tak miała zamiar zerwać.
Zresztą, musiała przecież wrócić do więzienia... Ale gdyby nawet udało jej się
jakimś cudem uniknąć aresztu, to i tak była...
Właśnie. Kim tak naprawdę była? Zadając to pytanie, Ian nie spodziewał się
nawet, że sama Callie nie zna na nie odpowiedzi. Wszystko wydawało się tak
niejasne, tak zagmatwane... Położyła się na brzuchu i ukryła twarz w poduszce.
Jeszcze kilka takich dni i wyląduje w szpitalu wariatów. Zaczęła się nawet
zastanawiać, co byłoby lepsze: pokój w domu bez klamek czy więzienie? Nie,
muszą jak najszybciej znalezć Quincy'ego. Nie może tak dłużej żyć...
Jak dotąd, wszystkie poszukiwania spełzły na niczym. W ciągu sześciu dni
odwiedzili jedenaście klubów bilardowych. W żadnym z nich nie udało im się
znalezć nikogo z przyjaciół Quincy'ego. Zaczęły jej przychodzić do głowy
najgorsze podejrzenia. Coś wisiało w powietrzu. Pocieszała się myślą, że może
dzisiaj dowie się czegoś konkretnego.
Ktoś zapukał do drzwi.
Kto tam? spytała.
To ja usłyszała głos Iana.
Przekręciła klucz w zamku. W progu stał Ian, trzymając w dłoni bukiecik
stokrotek.
Spotkaliśmy się tydzień temu, dokładnie o tej porze wyjaśnił.
Wszystkiego najlepszego.
Dziewczynie zaparło dech z wrażenia, Ian roześmiał się serdecznie.
Zachowujesz się tak, jakbyś nigdy w życiu nie dostała kwiatów.
Bo nie dostałam.
Naprawdę?
Spojrzał na nią z niedowierzaniem. Callie przestraszyła się, że Ian zacznie się
nad nią litować. Ale nie: z jego oczu mogła wyczytać coś zupełnie innego. Bała się
to jednak nazwać.
To może przynajmniej bombonierkę?
Nie. Potrząsnęła głową.
A kartkę na dzień świętego Walentego?
Nawet nie trudziła się, żeby odpowiedzieć, Ian mógł się sam wszystkiego
domyślić.
Daj spokój. Wiele dziewcząt doskonale się bez tego obywa... Westchnęła.
Ciągle podróżowałam. Jeżdżąc z wujem, nie miałam nawet czasu, żeby się
porządnie zakochać...
Ian uśmiechnął się ze zrozumieniem. Czuł, że jest zupełnie bezbronna.
Wypytywanie nie doprowadzi do niczego. Bardzo był wprawdzie ciekaw, czy
Steven nigdy nie kupił jej kwiatów, ale bał się o to zapytać. To byłoby okrutne.
W ciągu minionych pięciu dni nie rozmawiali praktycznie o jej przeszłości. Co
prawda często korciło go, żeby nawiązać do czasu spędzonego w więzieniu lub
wojaży z Quincym, ale pilnował się i jak do tej pory udało mu się utrzymać język
na wodzy.
Wiedział, że to konieczne. Callie wciąż mu nie ufała. Oczywiście nie winił jej
za to. Wiedział, że nie miała w życiu szczęścia do mężczyzn, więc musi minąć
trochę czasu, zanim zrozumie, że chodzi mu tylko o jej dobro.
Wstaw kwiaty do wody, a ja przygotuję coś do zjedzenia powiedział,
stawiając na stole torbę z zakupami.
Ale z ciebie smakosz! wykrzyknęła patrząc, jak wyjmuje pokrojoną w
wielkie plastry szynkę, gruboziarnisty chleb i biały serek.
Miała nadzieję, że uda jej się jakoś ukryć zmieszanie.
Mogę ci przynieść hamburgera powiedział i uśmiechnął się szeroko. Ale
od tego nie przybędzie ci siły.
Za to ty masz jej w nadmiarze... burknęła, rumieniąc się lekko. Zmierzyła
wzrokiem szerokie ramiona Iana i jego szczupłą, lecz wysportowaną sylwetkę.
Zauważył jej wzrok.
Coś nie w porządku?
Nie skłamała i zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
Oczywiście wszystko było zle. Widok Iana wciąż wyprowadzał ją z równowagi.
Nawet kiedy na niego nie patrzyła, wciąż czuła przemożną obecność silnego,
męskiego ciała.
Zajmę się lepiej stokrotkami wymamrotała.
Ian przyglądał się idącej do łazienki dziewczynie. Najwyrazniej coś ją gnębiło.
Kiedy wróciła, pierwsza kanapka była już gotowa. Po chwili obok pojawiła się
następna, Ian wskazał jej łóżko. Postawili na środku talerz z kanapkami, a sami
usiedli po obu jego stronach.
Dużo o nas ostatnio myślałam powiedziała, połknąwszy kolejny kęs.
To dobrze odparł z pełnymi ustami.
Callie zmieszała się.
Ale nie o tym... Wykonała nieokreślony gest ręką.
Naprawdę? zdziwił się Ian, jakby wszystkie ich problemy sprowadzały się
wyłącznie do kwestii psychologicznych. Więc o co chodzi?
Dziewczyna zdjęła buty i usadowiła się wygodniej na łóżku.
W ciągu tygodnia nie udało nam się natrafić na nikogo z najbliższych
przyjaciół Quincy'ego.
I?
To musi być poważna sprawa.
Przecież mówiłaś, że oni wszyscy bez przerwy podróżują...
Tak. I grają w bilard. W ciągu tygodnia powinniśmy się byli natknąć
przynajmniej na kilku z nich...
Ian pomyślał, że czasami czuje się tak, jakby znał Callie od lat, a czasami tak,
jakby spotkał ją dopiero wczoraj. Odsunął pusty talerz i dotknął jej policzka. Do jej
wargi przykleił się niewielki okruch chleba. Zdjął go i włożył do swoich ust.
Dziewczyna zesztywniała. Patrzyła na niego jak urzeczona. Zacisnęła dłonie.
Jakie stąd wnioski? zapytał nieswoim głosem.
Wiedział, że oboje bardzo siebie pragną. Potrzebowali jednak czasu, żeby
wszystko jakoś ułożyć. Nie mogli niczego zaczynać, wciąż goniąc za Quincym.
Poza tym, Callie powinna mu ufać...
Coś musiało się wydarzyć powiedziała. W innym wypadku spotkalibyśmy
już tuzin znajomych wuja...
Na przykład co? spytał, gładząc ją po lśniących włosach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]