[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiedzia³a i wykona³a ruch g³ow¹. Macie mo¿e ochotê na tosty
z d¿emem?
Wygl¹daj¹ przepysznie odpar³a Alecia grzecznie ale nie,
dziêkujemy. JeSli nie maj¹ pañstwo nic przeciwko temu, chcieli-
bySmy wyjSæ.
Ruszyli pêdem korytarzem i Alecia nerwowo zaczê³a szukaæ
kluczy.
Nie bêd¹ pani potrzebne stwierdzi³ Indy, patrz¹c na wy³a-
man¹ framugê. Pchniêciem otworzy³ drzwi i weszli do ciemnego
mieszkania. Alecia siêgnê³a ku w³¹cznikowi Swiat³a.
Jones chwyci³ j¹ za nadgarstek.
Nie! krzykn¹³ i wskaza³ na nagie przewody wisz¹ce na su-
ficie w miejscu, gdzie wczeSniej znajdowa³a siê lampa. W miesz-
kaniu jest pe³no gazu.
Indy wzi¹³ g³êboki wdech i wszed³ do pokoju. Przeszed³ przez
stos porozrzucanych papierów i podszed³ do kominka. Uklêkn¹³
przy nim i przyjrza³ siê przerwanej instalacji. Zakrêci³ kurek i sy-
czenie usta³o. Nastêpnie poszed³ do kuchni i wy³¹czy³ palniki. Gdy
wróci³ do drzwi wejSciowych, krêci³o mu siê w g³owie, a p³uca pie-
k³y go z braku powietrza.
Spl¹drowali mieszkanie powiedzia³, chwytaj¹c szybko
powietrze.xxx
Alecia skinê³a g³ow¹. Mia³a zaciSniête wargi. By³a spoco-
na. Zgarnê³a czuprynê rudych w³osów i unios³a je nieco w górê.
Uwagê Indy ego przez chwilê przyci¹gn¹³ delikatny ³uk jej szyi
i piêknie rzexbione uszy. Zauwa¿y³ równie¿ na jej karku niewiel-
ki, ale skomplikowany rysunek przeplataj¹cych siê czerwonych
i czarnych kó³ek. Tatua¿ zaczyna³ siê tu¿ za lini¹ w³osów, ci¹gn¹³
siê wzd³u¿ szyi i znika³ za bluzk¹. Indy rozpozna³ celtycki wzór.
91
Gdy zobaczy³a, ¿e siê przygl¹da, opuSci³a w³osy z powrotem na
szyjê.
Co teraz? spyta³a.
Poczekaj¹ na wybuch stwierdzi³ Indy. Bêd¹ obserwowaæ
z jakiegoS miejsca na ulicy.
Wróc¹ wiêc domySli³a siê Alecia.
Indy przytakn¹³.
S¹dzi³em, ¿e mam w zapasie kilka dni, poniewa¿ armada
jest wci¹¿ poSrodku Atlantyku. Musieli ich powiadomiæ przez
radio.
Alecia wziê³a g³êboki wdech i wesz³a do mieszkania. Podnios³a
z pod³ogi swoj¹ torebkê. Nastêpnie podesz³a do kominka. Odwró-
cona plecami do Indy ego, wziê³a kawa³ek obsydianu i schowa³a
go do torebki. Z lufy rusznicy wydoby³a fotokopiê manuskryptu
Voynicha. Gdy wróci³a, wrêczy³a j¹ Indy emu.
UmieSci³ j¹ w swojej skórzanej torbie.
Dok¹d siê teraz udamy? spyta³a.
My? zdziwi³ siê. Ja jadê do Rzymu. Pani powinna sobie
znalexæ jak¹S bezpieczn¹ kryjówkê. Mo¿e u jakichS krewnych na
wsi.
Nie mam ¿adnych krewnych poza Alistairem odpar³a.
Musimy jechaæ razem.
To zbyt niebezpieczne.
Alecia zmru¿y³a oczy.
W³aSnie usi³owali wysadziæ w powietrze moje mieszkanie
powiedzia³a. JesteSmy partnerami, czy siê to panu podoba, czy
nie. Jadê z panem do Rzymu.
Indy zawaha³ siê. Podesz³a blisko niego i chwyci³a go za ra-
miê. Jej wargi otar³y siê o jego usta.
Potrzebuje mnie pan, doktorze Jones.
Chwileczkê...
Nie potrafi pan odczytaæ Voynicha stwierdzi³a. A ja po-
trafiê. Alistair mnie nauczy³. Gdy siê ju¿ pojmie, w czym rzecz, to
bardzo ³atwe. A poza tym trzeba mieæ to.
Wyjê³a z torebki kawa³ek obsydianu.
Kamieñ Przewodni domySli³ siê Indy.
Zbiegli po schodach i wyszli z kamienicy tylnymi drzwiami,
nastêpnie przeszli kilka przecznic krêtym zau³kiem. Raz Indy emu
wydawa³o siê, ¿e ktoS ich Sledzi, ale odczeka³ kwadrans w ciemnej
niszy i niczego nie dostrzeg³.
92
JesteSmy bezpieczni powiedzia³a Alecia. Nikogo tam
nie ma.
Mo¿e ma pani racjê zgodzi³ siê Indy i wszed³ w smugê Swia-
t³a. Potar³ oczy. Jeszcze dzisiaj nic nie jad³em. Muszê coS zjeSæ.
Czy jest w pobli¿u jakaS restauracja?
Za rogiem jest pub powiedzia³a.
Wie pani, gdzie siê znajdujemy? zdziwi³ siê. Ta dzielni-
ca wygl¹da na niezbyt bezpieczn¹ czêSæ miasta.
To jest Londyn, doktorze Jones powiedzia³a. Za ka¿dym
rogiem jest pub.
Restauracja nosi³a nazwê Ciemny Koñ . Siedzieli na twar-
dych, drewnianych ³awach, czekali na posi³ek dla Indy ego, pili
ciep³e piwo i stawiali czo³o zaciekawionym, a niekiedy wrogim
spojrzeniom robotników.
Czujê siê, jakbym siedzia³ w akwarium stwierdzi³ Indy.
Ja nie powiedzia³a Alecia, ocieraj¹c wierzchem d³oni piw-
n¹ pianê z k¹cika ust. Tylko pan.
By³a ju¿ tu pani kiedyS?
Nie, nigdy odpar³a. Ale ja pasujê do tego miejsca. Pan
nie. Oni broni¹ swojego terenu i nie lubi¹ obcych.
Rwietnie.
Mówi³ pan, ¿e jest pan g³odny.
Ale chcia³bym zachowaæ zêby, ¿eby mieæ czym pogryxæ je- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
wiedzia³a i wykona³a ruch g³ow¹. Macie mo¿e ochotê na tosty
z d¿emem?
Wygl¹daj¹ przepysznie odpar³a Alecia grzecznie ale nie,
dziêkujemy. JeSli nie maj¹ pañstwo nic przeciwko temu, chcieli-
bySmy wyjSæ.
Ruszyli pêdem korytarzem i Alecia nerwowo zaczê³a szukaæ
kluczy.
Nie bêd¹ pani potrzebne stwierdzi³ Indy, patrz¹c na wy³a-
man¹ framugê. Pchniêciem otworzy³ drzwi i weszli do ciemnego
mieszkania. Alecia siêgnê³a ku w³¹cznikowi Swiat³a.
Jones chwyci³ j¹ za nadgarstek.
Nie! krzykn¹³ i wskaza³ na nagie przewody wisz¹ce na su-
ficie w miejscu, gdzie wczeSniej znajdowa³a siê lampa. W miesz-
kaniu jest pe³no gazu.
Indy wzi¹³ g³êboki wdech i wszed³ do pokoju. Przeszed³ przez
stos porozrzucanych papierów i podszed³ do kominka. Uklêkn¹³
przy nim i przyjrza³ siê przerwanej instalacji. Zakrêci³ kurek i sy-
czenie usta³o. Nastêpnie poszed³ do kuchni i wy³¹czy³ palniki. Gdy
wróci³ do drzwi wejSciowych, krêci³o mu siê w g³owie, a p³uca pie-
k³y go z braku powietrza.
Spl¹drowali mieszkanie powiedzia³, chwytaj¹c szybko
powietrze.xxx
Alecia skinê³a g³ow¹. Mia³a zaciSniête wargi. By³a spoco-
na. Zgarnê³a czuprynê rudych w³osów i unios³a je nieco w górê.
Uwagê Indy ego przez chwilê przyci¹gn¹³ delikatny ³uk jej szyi
i piêknie rzexbione uszy. Zauwa¿y³ równie¿ na jej karku niewiel-
ki, ale skomplikowany rysunek przeplataj¹cych siê czerwonych
i czarnych kó³ek. Tatua¿ zaczyna³ siê tu¿ za lini¹ w³osów, ci¹gn¹³
siê wzd³u¿ szyi i znika³ za bluzk¹. Indy rozpozna³ celtycki wzór.
91
Gdy zobaczy³a, ¿e siê przygl¹da, opuSci³a w³osy z powrotem na
szyjê.
Co teraz? spyta³a.
Poczekaj¹ na wybuch stwierdzi³ Indy. Bêd¹ obserwowaæ
z jakiegoS miejsca na ulicy.
Wróc¹ wiêc domySli³a siê Alecia.
Indy przytakn¹³.
S¹dzi³em, ¿e mam w zapasie kilka dni, poniewa¿ armada
jest wci¹¿ poSrodku Atlantyku. Musieli ich powiadomiæ przez
radio.
Alecia wziê³a g³êboki wdech i wesz³a do mieszkania. Podnios³a
z pod³ogi swoj¹ torebkê. Nastêpnie podesz³a do kominka. Odwró-
cona plecami do Indy ego, wziê³a kawa³ek obsydianu i schowa³a
go do torebki. Z lufy rusznicy wydoby³a fotokopiê manuskryptu
Voynicha. Gdy wróci³a, wrêczy³a j¹ Indy emu.
UmieSci³ j¹ w swojej skórzanej torbie.
Dok¹d siê teraz udamy? spyta³a.
My? zdziwi³ siê. Ja jadê do Rzymu. Pani powinna sobie
znalexæ jak¹S bezpieczn¹ kryjówkê. Mo¿e u jakichS krewnych na
wsi.
Nie mam ¿adnych krewnych poza Alistairem odpar³a.
Musimy jechaæ razem.
To zbyt niebezpieczne.
Alecia zmru¿y³a oczy.
W³aSnie usi³owali wysadziæ w powietrze moje mieszkanie
powiedzia³a. JesteSmy partnerami, czy siê to panu podoba, czy
nie. Jadê z panem do Rzymu.
Indy zawaha³ siê. Podesz³a blisko niego i chwyci³a go za ra-
miê. Jej wargi otar³y siê o jego usta.
Potrzebuje mnie pan, doktorze Jones.
Chwileczkê...
Nie potrafi pan odczytaæ Voynicha stwierdzi³a. A ja po-
trafiê. Alistair mnie nauczy³. Gdy siê ju¿ pojmie, w czym rzecz, to
bardzo ³atwe. A poza tym trzeba mieæ to.
Wyjê³a z torebki kawa³ek obsydianu.
Kamieñ Przewodni domySli³ siê Indy.
Zbiegli po schodach i wyszli z kamienicy tylnymi drzwiami,
nastêpnie przeszli kilka przecznic krêtym zau³kiem. Raz Indy emu
wydawa³o siê, ¿e ktoS ich Sledzi, ale odczeka³ kwadrans w ciemnej
niszy i niczego nie dostrzeg³.
92
JesteSmy bezpieczni powiedzia³a Alecia. Nikogo tam
nie ma.
Mo¿e ma pani racjê zgodzi³ siê Indy i wszed³ w smugê Swia-
t³a. Potar³ oczy. Jeszcze dzisiaj nic nie jad³em. Muszê coS zjeSæ.
Czy jest w pobli¿u jakaS restauracja?
Za rogiem jest pub powiedzia³a.
Wie pani, gdzie siê znajdujemy? zdziwi³ siê. Ta dzielni-
ca wygl¹da na niezbyt bezpieczn¹ czêSæ miasta.
To jest Londyn, doktorze Jones powiedzia³a. Za ka¿dym
rogiem jest pub.
Restauracja nosi³a nazwê Ciemny Koñ . Siedzieli na twar-
dych, drewnianych ³awach, czekali na posi³ek dla Indy ego, pili
ciep³e piwo i stawiali czo³o zaciekawionym, a niekiedy wrogim
spojrzeniom robotników.
Czujê siê, jakbym siedzia³ w akwarium stwierdzi³ Indy.
Ja nie powiedzia³a Alecia, ocieraj¹c wierzchem d³oni piw-
n¹ pianê z k¹cika ust. Tylko pan.
By³a ju¿ tu pani kiedyS?
Nie, nigdy odpar³a. Ale ja pasujê do tego miejsca. Pan
nie. Oni broni¹ swojego terenu i nie lubi¹ obcych.
Rwietnie.
Mówi³ pan, ¿e jest pan g³odny.
Ale chcia³bym zachowaæ zêby, ¿eby mieæ czym pogryxæ je- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]