[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Spróbujmy!..  wymamrotała przez zaciśnięte usta.
Sebastiano znalazł Rafe a w pokoju Sienny, przechadzającego się niespokojnie od
ściany do ściany.
 Książę...  Skłonił się.
 Nie teraz!  mruknął Rafe niegrzecznie i odwrócił się do sekretarza plecami.
 Mam wiadomości, które zapewne chciałby pan usłyszeć.
 Nie słyszałeś, co powiedziałem? Nie teraz!
 Ale to dotyczy signoriny Wainwright.
Wiatr zawył głośniej za murami, okiennice drżały. Rafe poczuł, że ogarnia go złe
przeczucie.
 Co to takiego?
 Widziano, jak odlatywała helikopterem, tym samym, który przywiózł tu
księżniczkę Mariettę.
Spojrzał za okno. Wiatr niósł ze sobą tumany liści i przyginał do ziemi wierzchołki
drzew. W dali słychać było łomot piorunów.
 Poleciała w taką pogodę? Dlaczego nikt jej nie zatrzymał?
Sebastiano złożył ręce jak do modlitwy i pochylił głowę.
 To nie wszystko. Z helikoptera nadano sygnał SOS. Jakieś kłopoty z układem
elektrycznym, a do tego uderzył w nich ptak.
Słowa sekretarza uderzały w niego jak kamienie.
 Jak daleko odlecieli od wyspy?
 Guardia Costiera została zaalarmowana, chociaż w tych warunkach...
 Jak daleko dolecieli?!
Sebastiano zawahał się, po czym powiedział niechętnie:
 Do Piramidy Iseo.
Rafe poczuł, że krew w żyłach zmienia mu się w lód. To on ją stąd odesłał. To on
kazał jej się wynosić. To on wepchnął ją w paszczę bestii. Christo!
Dlaczego aż tyle czasu potrzebował, by uświadomić sobie coś, co powinno być dla
niego oczywiste przez cały czas  że pragnie tej kobiety, bo ją kocha? A teraz
pragnął, żeby do niego wróciła.
Wybiegł na zalany deszczem taras, wpatrując się we wzburzone morze i znajomy,
czarny zarys skały na tle chmur. Choć dokoła panowały ciemności, nie sposób było
nie zauważyć dziwnej, nienaturalnej chmury, która wyrastała z morza po drugiej
stronie wyspy. To był słup dymu.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Rafe musiał dać najświętsze słowo honoru, że Bestia z Iseo to tylko legenda i że
ich najgorszym wrogiem jest pogoda, ale w końcu udało mu się przekonać Guardię
Costierę, że musi pojechać z nimi.
Deszcz siekł go po twarzy, ale on nie czuł nic oprócz rozdzierającej pustki w duszy.
To on ją stąd odesłał, kazał jej się wynosić. Zrobiła tylko to, o co ją prosił i czego,
jak mu się wydawało, sam chciał. Musiał chyba oszaleć, bo w tej chwili najbardziej
na świecie pragnął tego, co wcześniej odrzucił  jej miłości.
Jak mógł ją stąd wygonić? Jak to możliwe, że sam wysłał ją w ciemność, zapłakaną
i zdenerwowaną? Musiał spojrzeć prawdzie w oczy: zachował się tak samo jak jego
ojciec. Próbując chronić siebie, wyrządził sobie wielką krzywdę i odrzucił jedyną
osobę, która mogła go nauczyć kochać.
Siedząc w łodzi, przebiegał wzrokiem śliską, czarną skałę, wypatrując
najdrobniejszego szczegółu, jakiegokolwiek śladu. Słup dymu już dawno zniknął,
ale skoro był dym, to helikopter musiał gdzieś tam leżeć, razem ze Sienną. Musiał
ją znalezć i powiedzieć jej to, co teraz było dla niego zupełnie oczywiste: że wolałby
sam rozbić się o tę skałę. Był zupełnym idiotą.
Aódz okrążyła Piramidę. Potężne reflektory przewiercały się przez deszcz, rzucając
snopy światła na wybrzeże. Wszyscy na pokładzie w skupieniu wypatrywali
jakichkolwiek śladów rozbitego helikoptera.
Naraz w światłach błysnęło coś białego. Rafe przepchnął się naprzód.
 Płynę.
Dziwne, że było jej zimno. Niejasno uświadamiała sobie, że jest lato i że nie
powinna marznąć. Coś było nie w porządku.
Spróbowała się poruszyć, ale przygnieciona była do fotela przez jakiś dziwny,
jęczący kształt. Chciała spać, ale to coś ciągle jęczało. Dzwięk wydawał się dziwnie
ludzki. Randall.
Dopiero teraz przypomniała sobie, gdzie jest, i z jej ust wyrwał się urywany śmiech.
Udało jej się wylądować na tej cholernej Piramidzie Iseo. Było to najbrzydsze
lądowanie w historii, ale żyła. Przynajmniej na razie, dopóki nie znajdzie jej ta
cholerna Bestia.
Wyciągnęła rękę w stronę radia, ale poczuła przeszywający ból i znów zapadła w
niebyt. Cal po calu posuwali się naprzód.
Jeden z gwardzistów przechylał się przez burtę, wypatrując skał, które mogłyby
uszkodzić szalupę. W końcu wylądowali na maleńkiej, piaszczystej plaży. Rafe miał
wrażenie, że trwa to wieczność. Czy było już za pózno?
Pierwszy wskoczył do wody. Fala, wciąż wysoka, gwałtownie uderzała w jego łydki,
gdy biegł przez płycizny w stronę jajowatego kształtu. Wirnik wciąż się obracał,
czyniąc spustoszenie wśród krzewów.
Dotarł do drzwi pasażera i z całej siły pociągnąłza klamkę. Była w środku. Spała.
Boże drogi, spała!
 Sienna! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl