[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rainbow - Tęczę - i od tej pory nią pozostała.
Ku przerażeniu Hope Gideon zaparkował na poboczu i zgasił silnik.
- Dziękuję. - Hope wyskoczyła z samochodu w nadziei, że uda jej się
spławić partnera. Jednak Gideon nie należał do ludzi, którzy dają sobą
manipulować. Zamknął auto i podążył za nią.
- Rozmawialiśmy na ten temat, Raintree - rzuciła ostro. - Czy Leona
odprowadziłbyś do domu?
- Gdyby ktoś do niego strzelał, tak.
- Ktoś strzelał do ciebie, nie do mnie.
- Udowodnij to.
Nie miała szansy niczego udowodnić i dobrze o tym wiedziała. Im bliżej
byli sklepu, tym bardziej była spięta.
- Dziękuję. Już wystarczy.
- Czy sklep jest jeszcze otwarty?
- 52 -
S
R
Hope spojrzała na zegarek. W lecie godziny otwarcia były przedłużone
dla wygody turystów.
- Tak sądzę, ale nie znajdziesz tam niczego godnego uwagi.
- Nie masz pojęcia, co mnie może zainteresować.
Spędziła dwa dni w jego towarzystwie i nadal nic o nim nie wie.
Zatrzymała się przed wejściem do sklepu.
- Nie mów mojej mamie, że ktoś do nas strzelał - ostrzegła cicho.
Otworzyła drzwi i rozległ się dzwięk dzwonka sygnalizującego wchodzących.
W Srebrnym Kielichu można było kupić przedmioty zrobione z kryształu,
kadzidełka i biżuterię wyrabianą przez lokalnych artystów. Był tam duży wybór
kart tarota i runów, jedwabne szale i drewniane rzezbione szkatułki. Sklep
zarabiał na sprzedaży biżuterii, ale dla Rainbow Malory najważniejsze było to,
co miało jakiś związek z ruchem New Age. Gdzieś z głośnika płynęła cicha
zawodząca melodia - muzyka dobra do medytacji, jak ją określała jej matka.
Rainbow uśmiechnęła się radośnie na widok córki. Była nadal bardzo
atrakcyjna, choć miała pięćdziesiąt siedem lat i jej ciemne włosy zaczynały już
siwieć, a twarz pokrywały zmarszczki mimiczne. Nie używała kosmetyków. Nie
nosiła też stanika.
- Kim jest twój znajomy? - spytała córkę. Długa kolorowa sukienka
sięgała aż do ziemi i przykrywała wygodne sandały.
- To mój partner, Gideon Raintree. Chciał się rozejrzeć w sklepie, ale nie
zostanie.
Jej matka zachowała się tak, jak każda inna kobieta na widok Gideona.
Wyprostowała się i uśmiechnęła szerzej.
- Ma pan najpiękniejszą aurę, jaką kiedykolwiek zdarzyło mi się widzieć.
Hope miała ochotę zapaść się pod ziemię. Teraz się zacznie. Gideon
opowie o wszystkim kolegom, a ona, Hope, stanie się obiektem żarcików na
temat wróżb, horoskopów i przesądów. Czekała na jego wybuch śmiechu, ale
zamiast tego usłyszała tylko słowa podziękowania.
- 53 -
S
R
Nie wyglądało to na kpinę. Dobrze się czuł w dziwacznej atmosferze
sklepu. Z uwagą studiował poszczególne przedmioty.
- Miłe miejsce - zauważył. - Interesująca oferta, dobra atmosfera.
- Właściwa atmosfera jest bardzo ważna - wtrąciła Rainbow. - Staram się
napełniać sklep pozytywną energią.
I znowu Hope skuliła się ze wstydu, ale Gideon stwierdził po prostu:
- Jestem przekonany, że turyści uwielbiają to miejsce. Jest pełne spokoju.
- Dziękuję - odparła Rainbow. - Jest pan bardzo przenikliwy. Ale tego się
spodziewałam, kiedy tylko zobaczyłam pańską aurę.
- Mamo, nie zagaduj go. Jestem przekonana, że nie ma czasu. - Hope nie
chciała więcej słyszeć o aurach.
- Wcale nie. Chcę jeszcze wieczorem przejrzeć akta starych spraw, ale
wcześniej potrzebuję chwili odprężenia - wyjaśnił Gideon.
Spojrzała na niego wrogo, ale to zignorował i dalej przeglądał wyłożone
towary. Jeśli mają być dobrymi partnerami, musi się nauczyć odczytywać
aluzje.
- Zapraszam pana na kolację - oznajmiła Rainbow. - Zamykam za
dwadzieścia minut, a na górze mam cały gar wołowiny duszonej w jarzynach.
Wystarczy dla nas trojga, i jeszcze zostanie. Wygląda pan na głodnego - dodała
macierzyńsko.
A Gideon, ku przerażeniu Hope, przyjął zaproszenie.
Trudno było o dwie bardziej odmienne kobiety.
Tam, gdzie Hope była czujna i nieufna, jej matka była otwarta i
zrelaksowana. Były do siebie podobne z wyglądu, co matkom i córkom często
się zdarza, ale poza tym trudno sobie wyobrazić, że mogły mieszkać pod tym
samym dachem, a co dopiero mieć to samo DNA.
Kolacja była prosta i smaczna. Gideon wybrał miejsce przy stole jak
najbardziej oddalone od telewizora w salonie, oraz elektrycznej kuchenki i
- 54 -
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
Rainbow - Tęczę - i od tej pory nią pozostała.
Ku przerażeniu Hope Gideon zaparkował na poboczu i zgasił silnik.
- Dziękuję. - Hope wyskoczyła z samochodu w nadziei, że uda jej się
spławić partnera. Jednak Gideon nie należał do ludzi, którzy dają sobą
manipulować. Zamknął auto i podążył za nią.
- Rozmawialiśmy na ten temat, Raintree - rzuciła ostro. - Czy Leona
odprowadziłbyś do domu?
- Gdyby ktoś do niego strzelał, tak.
- Ktoś strzelał do ciebie, nie do mnie.
- Udowodnij to.
Nie miała szansy niczego udowodnić i dobrze o tym wiedziała. Im bliżej
byli sklepu, tym bardziej była spięta.
- Dziękuję. Już wystarczy.
- Czy sklep jest jeszcze otwarty?
- 52 -
S
R
Hope spojrzała na zegarek. W lecie godziny otwarcia były przedłużone
dla wygody turystów.
- Tak sądzę, ale nie znajdziesz tam niczego godnego uwagi.
- Nie masz pojęcia, co mnie może zainteresować.
Spędziła dwa dni w jego towarzystwie i nadal nic o nim nie wie.
Zatrzymała się przed wejściem do sklepu.
- Nie mów mojej mamie, że ktoś do nas strzelał - ostrzegła cicho.
Otworzyła drzwi i rozległ się dzwięk dzwonka sygnalizującego wchodzących.
W Srebrnym Kielichu można było kupić przedmioty zrobione z kryształu,
kadzidełka i biżuterię wyrabianą przez lokalnych artystów. Był tam duży wybór
kart tarota i runów, jedwabne szale i drewniane rzezbione szkatułki. Sklep
zarabiał na sprzedaży biżuterii, ale dla Rainbow Malory najważniejsze było to,
co miało jakiś związek z ruchem New Age. Gdzieś z głośnika płynęła cicha
zawodząca melodia - muzyka dobra do medytacji, jak ją określała jej matka.
Rainbow uśmiechnęła się radośnie na widok córki. Była nadal bardzo
atrakcyjna, choć miała pięćdziesiąt siedem lat i jej ciemne włosy zaczynały już
siwieć, a twarz pokrywały zmarszczki mimiczne. Nie używała kosmetyków. Nie
nosiła też stanika.
- Kim jest twój znajomy? - spytała córkę. Długa kolorowa sukienka
sięgała aż do ziemi i przykrywała wygodne sandały.
- To mój partner, Gideon Raintree. Chciał się rozejrzeć w sklepie, ale nie
zostanie.
Jej matka zachowała się tak, jak każda inna kobieta na widok Gideona.
Wyprostowała się i uśmiechnęła szerzej.
- Ma pan najpiękniejszą aurę, jaką kiedykolwiek zdarzyło mi się widzieć.
Hope miała ochotę zapaść się pod ziemię. Teraz się zacznie. Gideon
opowie o wszystkim kolegom, a ona, Hope, stanie się obiektem żarcików na
temat wróżb, horoskopów i przesądów. Czekała na jego wybuch śmiechu, ale
zamiast tego usłyszała tylko słowa podziękowania.
- 53 -
S
R
Nie wyglądało to na kpinę. Dobrze się czuł w dziwacznej atmosferze
sklepu. Z uwagą studiował poszczególne przedmioty.
- Miłe miejsce - zauważył. - Interesująca oferta, dobra atmosfera.
- Właściwa atmosfera jest bardzo ważna - wtrąciła Rainbow. - Staram się
napełniać sklep pozytywną energią.
I znowu Hope skuliła się ze wstydu, ale Gideon stwierdził po prostu:
- Jestem przekonany, że turyści uwielbiają to miejsce. Jest pełne spokoju.
- Dziękuję - odparła Rainbow. - Jest pan bardzo przenikliwy. Ale tego się
spodziewałam, kiedy tylko zobaczyłam pańską aurę.
- Mamo, nie zagaduj go. Jestem przekonana, że nie ma czasu. - Hope nie
chciała więcej słyszeć o aurach.
- Wcale nie. Chcę jeszcze wieczorem przejrzeć akta starych spraw, ale
wcześniej potrzebuję chwili odprężenia - wyjaśnił Gideon.
Spojrzała na niego wrogo, ale to zignorował i dalej przeglądał wyłożone
towary. Jeśli mają być dobrymi partnerami, musi się nauczyć odczytywać
aluzje.
- Zapraszam pana na kolację - oznajmiła Rainbow. - Zamykam za
dwadzieścia minut, a na górze mam cały gar wołowiny duszonej w jarzynach.
Wystarczy dla nas trojga, i jeszcze zostanie. Wygląda pan na głodnego - dodała
macierzyńsko.
A Gideon, ku przerażeniu Hope, przyjął zaproszenie.
Trudno było o dwie bardziej odmienne kobiety.
Tam, gdzie Hope była czujna i nieufna, jej matka była otwarta i
zrelaksowana. Były do siebie podobne z wyglądu, co matkom i córkom często
się zdarza, ale poza tym trudno sobie wyobrazić, że mogły mieszkać pod tym
samym dachem, a co dopiero mieć to samo DNA.
Kolacja była prosta i smaczna. Gideon wybrał miejsce przy stole jak
najbardziej oddalone od telewizora w salonie, oraz elektrycznej kuchenki i
- 54 -
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]