[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- O czym ty mówisz?
- Po pierwsze, choć to ja cię uwiodłam, byłam przecież
dziewicą. Po drugie, naraziłeś mnie i moją rodzinę na niebez
pieczeństwo, bo fotografowałam zbiory towarzystwa. Jesteś
człowiekiem honoru, Gabrielu, człowiekiem prawym. Zupeł
nie więc naturalne, że czujesz się względem mnie zobowiązany,
skoro tyle z tego wynikło.
Ku jej zdumieniu Gabriel znów się uśmiechnął swoim ta
jemniczym, uwodzicielskim uśmiechem.
- Oddajesz mi sprawiedliwość, moja droga.
- Co takiego?...
- Pozwoliłem ci się uwieść, bo od razu wiedziałem, że je
steś jedyną dla mnie kobietą. Zakochałem się w tobie, jak tyko
weszłaś do Domu Wiedzy Tajemnej z tą swoją bezcenną ka
merÄ….
Niemal zaparło jej dech.
- Czy naprawdÄ™?
- Kiedy usiłowałaś mnie uwieść, zrozumiałem, że ci się po
dobam, ale nie chcesz się ze mną wiązać. Powiedziałem sobie
wtedy, że jeśli dam ci się uwieść, to może potrafię też sprawić,
że się we mnie zakochasz!
- Och, Gabrielu.
-Taką przyjąłem strategię. Strategię łowcy, jeśli wolisz.
A potem pojawili się ci dwaj rabusie i wszystko utonęło w chao
sie. Przynajmniej na jakiś czas. Ale teraz chyba już w porządku?
W takim razie pytam: czy chcesz za mnie wyjść?
- Zdajesz sobie chyba sprawę, że chodzi tu także o Amelię,
Edwarda i Beatrice? - Venetia nie wiedziała, czy stawia sprawę
dostatecznie jasno.
- Oczywiście. To przecież twoja rodzina. Chyba mnie po
lubili.
Uśmiechnęła się.
262
- PrzepadajÄ… za tobÄ….
Ujął jej dłoń i ucałował.
- A ty, moja miła? Czy też za mną przepadasz?
Venetia poczuła nagle, że narasta w niej jakaś wielka lekkość.
Aż dziw, że zdołała utrzymać się na nogach.
- Kocham cię całym sercem.
Usłyszała, że drzwi biblioteki otworzyły się, kiedy tylko
chwycił ją w objęcia. Odwróciła głowę i ujrzała, że Beatrice,
Amelia, Edward, Marjorie, Hippolyte i pan Montrose stojÄ… na
progu.
- Przepraszam, że przeszkadzam - odezwał się Hippolyte
- ale wolelibyśmy wiedzieć, jak sprawy stoją.
Gabriel spojrzał na sześć zamarłych w oczekiwaniu twarzy.
-Mam zaszczyt oznajmić, że wkrótce przestanę spać na
strychu.
43
Następnego dnia Venetia ustawiała właśnie w słonecznym
atelier na tyłach zakładu rekwizyty potrzebne do portretu, gdy
wszedł Gabriel.
- Rosalind Fleming pod zmienionym nazwiskiem kupiła bi
let na statek, który dziś rano odpłynął do Ameryki.
- O Boże! - Venetia wyprostowała się i wytarła ręce. -Jesteś
pewien?
-Rozmawiałem z urzędnikiem, który sprzedał jej bilet.
Opisałem ją, a on potwierdził, że widział taką właśnie osobę.
Wypytałem też dwóch tragarzy, którzy nieśli mnóstwo bagaży
pewnej damy o aparycji Rosalind Fleming- Mój ojciec wybrał
się dziś do jej domu, ale był on już pusty. Służba powiedziała, że
pani wyjechała na długo i nie wiedzą, kiedy wróci.
263
- Z jej punktu widzenia postąpiła logicznie. Skoro Stilwell
nie żyje, poniosła wielką stratę. Nie mogłaby już otrzymywać
od niego drogich prezentów ani bywać w towarzystwie. Pozo
stało jej tylko po raz kolejny zmienić nazwisko i powrócić do
kariery medium-szantażystki.
- W Ameryce będzie mogła zacząć wszystko od nowa - za
uważył oschle Gabriel.
- Bez wątpienia. Coś mi mówi, że Rosalind Fleming potrafi
zadbać o siebie.
44
Następnego popołudnia Venetia jak zwykle przechodziła koło
cmentarza w drodze do zakładu. W jednej ręce trzymała parasol,
pod pachą drugiej niosła terminarz z ustalonymi datami sesji
zdjęciowych. Wiadomość od Maud otrzymała krótko przed po
Å‚udniem.
Droga Pani Jones,
pewna bardzo ważna osobistość pragnie spotkać się dziś
z Panią w zakładzie o czwartej. Osoba ta zamówiła całą serię
portretów swoich córek i życzyłaby sobie ustalić ich tematykę.
Chodzi jej o cykl Kobiety jako muzy dziejowe.
Proszę o potwierdzenie, czy pora będzie odpowiednia.
Venetia uznała ją za całkiem odpowiednią. Maud nieomylnie
potrafiła wyczuć, kto jest naprawdę ważną personą.
Zaskoczyło ją, że w oknach zakładu opuszczono rolety. Po
drugiej stronie przeszklonych drzwi zwisała karteczka z napi
sem ZAMKNITE.
Nie było jeszcze czwartej. Maud widocznie wymknęła się
gdzieś na parę minut, żeby wypić herbatę i zjeść coś przed przy
byciem nowego klienta.
264
Venetia wybrała z woreczka przy talii odpowiedni klucz.
Poczuła się jeszcze bardziej zaskoczona, kiedy otworzyła
drzwi i weszła do środka. Cisza była tu wprawdzie czymś nor
malnym, ale z jakiegoś niejasnego powodu wydała się jej niena
turalna.
-Maud, jesteÅ› tu?
Z tyłu zakładu dobiegł słaby szmer. Venetia z ulgą weszła za
kontuar.
- Maud, czy to ty?
Uchyliła rąbek zasłony oddzielającej sklep od zaplecza i od
sunęła ją.
Maud leżała w kącie na podłodze, skrępowana i zakneblowa
na. Wpatrywała się w nią ze zgrozą szeroko otwartymi oczami.
- O Boże - wyszeptała Venetia.
Podbiegła do Maud, która gwałtownie potrząsała głową
i bełkotała coś niezrozumiale. Venetia zbyt pózno pojęła, że
było to ostrzeżenie.
Z prawej znów się coś poruszyło i zza stosu pudeł z opra
wionymi odbitkami Bohaterów Szekspira wyszła Rosalind Fle
ming.
Od stóp do głów ubrana była w czerń. Ciężka żałoba, jak Ve-
netia dobrze wiedziała, jest skutecznym przebraniem. Rosalind
podniosła gęstą czarną woalkę spływającą z ronda kapelusza.
W obleczonej czarną rękawiczką dłoni trzymała pistolet.
- Tworzymy ciekawą parę wdów - powiedziała Venetia.
- Czekałam na panią - oznajmiła Rosalind. - Nie chciałam
opuścić Londynu bez mojego portretu. Mam nadzieję, że do
brze wyszedł.
Niewidzialny podmuch parapsychicznej energii sprawił,
że Venetii zjeżyły się włosy na karku. Nie tylko sam widok
pistoletu zrobił na niej wrażenie. W oczach Rosalind było coś
osobliwego. Nienaturalnie błyszczały i nieodparcie przyciąga
Å‚y wzrok.
265
- Słyszałam, że odpłynęła pani wczoraj do Nowego Jorku.
- Venetia chciała zyskać na czasie.
Rosalind uśmiechnęła się zimno.
- Istotnie, kupiłam bilet, ale na inny statek, który odpływa
jutro. Bez trudu udało mi się namówić urzędnika w innym biu
rze, żeby sprzedał mi bilet na jutrzejszy rejs.
- Dwaj tragarze nieśli pani bagaże.
- Nie, im się tylko zdawało, że to ja.
- Zahipnotyzowała pani wszystkich trzech. Przeszła pani
długą drogę od początku swojej kariery podrzędnego medium.
Rosalind przestała się uśmiechać.
- Nie jestem salonową hipnotyzerką. Nigdy nią nie byłam!
Mam parapsychiczne zdolności hipnotyczne.
-Bardzo niewielkie, jeśli sądzić z notatek Striwetta.
- To nieprawda! - Pistolet w dłoni Rosalind zadrżał. - Oże
niłby się ze mną, gdyby pani nie stanęła mi na drodze!
- NaprawdÄ™?
- Tak. Byłam mu równa. Nigdy w to nie wątpił, póki nie
pojawiła się tu pani.
- Przecież podobała się pani rola wdowy. Kiedyś wyliczała
mi pani szczegółowo jej zalety.
- Być wdową po Johnie Stilwellu to co innego.
- Bo udając lorda Acklanda, mógł dać pani dwie rzeczy nie
osiągalne dla kobiety bez ślubu: pozycję i bogactwo? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
- O czym ty mówisz?
- Po pierwsze, choć to ja cię uwiodłam, byłam przecież
dziewicą. Po drugie, naraziłeś mnie i moją rodzinę na niebez
pieczeństwo, bo fotografowałam zbiory towarzystwa. Jesteś
człowiekiem honoru, Gabrielu, człowiekiem prawym. Zupeł
nie więc naturalne, że czujesz się względem mnie zobowiązany,
skoro tyle z tego wynikło.
Ku jej zdumieniu Gabriel znów się uśmiechnął swoim ta
jemniczym, uwodzicielskim uśmiechem.
- Oddajesz mi sprawiedliwość, moja droga.
- Co takiego?...
- Pozwoliłem ci się uwieść, bo od razu wiedziałem, że je
steś jedyną dla mnie kobietą. Zakochałem się w tobie, jak tyko
weszłaś do Domu Wiedzy Tajemnej z tą swoją bezcenną ka
merÄ….
Niemal zaparło jej dech.
- Czy naprawdÄ™?
- Kiedy usiłowałaś mnie uwieść, zrozumiałem, że ci się po
dobam, ale nie chcesz się ze mną wiązać. Powiedziałem sobie
wtedy, że jeśli dam ci się uwieść, to może potrafię też sprawić,
że się we mnie zakochasz!
- Och, Gabrielu.
-Taką przyjąłem strategię. Strategię łowcy, jeśli wolisz.
A potem pojawili się ci dwaj rabusie i wszystko utonęło w chao
sie. Przynajmniej na jakiś czas. Ale teraz chyba już w porządku?
W takim razie pytam: czy chcesz za mnie wyjść?
- Zdajesz sobie chyba sprawę, że chodzi tu także o Amelię,
Edwarda i Beatrice? - Venetia nie wiedziała, czy stawia sprawę
dostatecznie jasno.
- Oczywiście. To przecież twoja rodzina. Chyba mnie po
lubili.
Uśmiechnęła się.
262
- PrzepadajÄ… za tobÄ….
Ujął jej dłoń i ucałował.
- A ty, moja miła? Czy też za mną przepadasz?
Venetia poczuła nagle, że narasta w niej jakaś wielka lekkość.
Aż dziw, że zdołała utrzymać się na nogach.
- Kocham cię całym sercem.
Usłyszała, że drzwi biblioteki otworzyły się, kiedy tylko
chwycił ją w objęcia. Odwróciła głowę i ujrzała, że Beatrice,
Amelia, Edward, Marjorie, Hippolyte i pan Montrose stojÄ… na
progu.
- Przepraszam, że przeszkadzam - odezwał się Hippolyte
- ale wolelibyśmy wiedzieć, jak sprawy stoją.
Gabriel spojrzał na sześć zamarłych w oczekiwaniu twarzy.
-Mam zaszczyt oznajmić, że wkrótce przestanę spać na
strychu.
43
Następnego dnia Venetia ustawiała właśnie w słonecznym
atelier na tyłach zakładu rekwizyty potrzebne do portretu, gdy
wszedł Gabriel.
- Rosalind Fleming pod zmienionym nazwiskiem kupiła bi
let na statek, który dziś rano odpłynął do Ameryki.
- O Boże! - Venetia wyprostowała się i wytarła ręce. -Jesteś
pewien?
-Rozmawiałem z urzędnikiem, który sprzedał jej bilet.
Opisałem ją, a on potwierdził, że widział taką właśnie osobę.
Wypytałem też dwóch tragarzy, którzy nieśli mnóstwo bagaży
pewnej damy o aparycji Rosalind Fleming- Mój ojciec wybrał
się dziś do jej domu, ale był on już pusty. Służba powiedziała, że
pani wyjechała na długo i nie wiedzą, kiedy wróci.
263
- Z jej punktu widzenia postąpiła logicznie. Skoro Stilwell
nie żyje, poniosła wielką stratę. Nie mogłaby już otrzymywać
od niego drogich prezentów ani bywać w towarzystwie. Pozo
stało jej tylko po raz kolejny zmienić nazwisko i powrócić do
kariery medium-szantażystki.
- W Ameryce będzie mogła zacząć wszystko od nowa - za
uważył oschle Gabriel.
- Bez wątpienia. Coś mi mówi, że Rosalind Fleming potrafi
zadbać o siebie.
44
Następnego popołudnia Venetia jak zwykle przechodziła koło
cmentarza w drodze do zakładu. W jednej ręce trzymała parasol,
pod pachą drugiej niosła terminarz z ustalonymi datami sesji
zdjęciowych. Wiadomość od Maud otrzymała krótko przed po
Å‚udniem.
Droga Pani Jones,
pewna bardzo ważna osobistość pragnie spotkać się dziś
z Panią w zakładzie o czwartej. Osoba ta zamówiła całą serię
portretów swoich córek i życzyłaby sobie ustalić ich tematykę.
Chodzi jej o cykl Kobiety jako muzy dziejowe.
Proszę o potwierdzenie, czy pora będzie odpowiednia.
Venetia uznała ją za całkiem odpowiednią. Maud nieomylnie
potrafiła wyczuć, kto jest naprawdę ważną personą.
Zaskoczyło ją, że w oknach zakładu opuszczono rolety. Po
drugiej stronie przeszklonych drzwi zwisała karteczka z napi
sem ZAMKNITE.
Nie było jeszcze czwartej. Maud widocznie wymknęła się
gdzieś na parę minut, żeby wypić herbatę i zjeść coś przed przy
byciem nowego klienta.
264
Venetia wybrała z woreczka przy talii odpowiedni klucz.
Poczuła się jeszcze bardziej zaskoczona, kiedy otworzyła
drzwi i weszła do środka. Cisza była tu wprawdzie czymś nor
malnym, ale z jakiegoś niejasnego powodu wydała się jej niena
turalna.
-Maud, jesteÅ› tu?
Z tyłu zakładu dobiegł słaby szmer. Venetia z ulgą weszła za
kontuar.
- Maud, czy to ty?
Uchyliła rąbek zasłony oddzielającej sklep od zaplecza i od
sunęła ją.
Maud leżała w kącie na podłodze, skrępowana i zakneblowa
na. Wpatrywała się w nią ze zgrozą szeroko otwartymi oczami.
- O Boże - wyszeptała Venetia.
Podbiegła do Maud, która gwałtownie potrząsała głową
i bełkotała coś niezrozumiale. Venetia zbyt pózno pojęła, że
było to ostrzeżenie.
Z prawej znów się coś poruszyło i zza stosu pudeł z opra
wionymi odbitkami Bohaterów Szekspira wyszła Rosalind Fle
ming.
Od stóp do głów ubrana była w czerń. Ciężka żałoba, jak Ve-
netia dobrze wiedziała, jest skutecznym przebraniem. Rosalind
podniosła gęstą czarną woalkę spływającą z ronda kapelusza.
W obleczonej czarną rękawiczką dłoni trzymała pistolet.
- Tworzymy ciekawą parę wdów - powiedziała Venetia.
- Czekałam na panią - oznajmiła Rosalind. - Nie chciałam
opuścić Londynu bez mojego portretu. Mam nadzieję, że do
brze wyszedł.
Niewidzialny podmuch parapsychicznej energii sprawił,
że Venetii zjeżyły się włosy na karku. Nie tylko sam widok
pistoletu zrobił na niej wrażenie. W oczach Rosalind było coś
osobliwego. Nienaturalnie błyszczały i nieodparcie przyciąga
Å‚y wzrok.
265
- Słyszałam, że odpłynęła pani wczoraj do Nowego Jorku.
- Venetia chciała zyskać na czasie.
Rosalind uśmiechnęła się zimno.
- Istotnie, kupiłam bilet, ale na inny statek, który odpływa
jutro. Bez trudu udało mi się namówić urzędnika w innym biu
rze, żeby sprzedał mi bilet na jutrzejszy rejs.
- Dwaj tragarze nieśli pani bagaże.
- Nie, im się tylko zdawało, że to ja.
- Zahipnotyzowała pani wszystkich trzech. Przeszła pani
długą drogę od początku swojej kariery podrzędnego medium.
Rosalind przestała się uśmiechać.
- Nie jestem salonową hipnotyzerką. Nigdy nią nie byłam!
Mam parapsychiczne zdolności hipnotyczne.
-Bardzo niewielkie, jeśli sądzić z notatek Striwetta.
- To nieprawda! - Pistolet w dłoni Rosalind zadrżał. - Oże
niłby się ze mną, gdyby pani nie stanęła mi na drodze!
- NaprawdÄ™?
- Tak. Byłam mu równa. Nigdy w to nie wątpił, póki nie
pojawiła się tu pani.
- Przecież podobała się pani rola wdowy. Kiedyś wyliczała
mi pani szczegółowo jej zalety.
- Być wdową po Johnie Stilwellu to co innego.
- Bo udając lorda Acklanda, mógł dać pani dwie rzeczy nie
osiągalne dla kobiety bez ślubu: pozycję i bogactwo? [ Pobierz całość w formacie PDF ]