[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gardenia nie wytrzymała.
- Z pewnością. Bo skąd by się tu wzięli tacy postępowi intelektualiści jak pani czy
Eatonowie?
Bethany przymrużyła oczy.
- Proszę panować nad językiem, panno Spring. I tak już piszą o pani w gazetach.
- Za to wasz tercet skrzywdzono brakiem odpowiedniej reklamy - mruknęła
Gardenia.
- Jeszcze jedno słowo, panno Spring, a zajmą się panią moi prawnicy.
- Radzę nie uciekać się do grózb, których nie zamierza pan zrealizować -
powiedział spokojnie Nick. - Przecież nie zadzwoni pan po adwokatów.
Rexford zbliżył się do niego, wysuwając groznie podbródek.
- Oczywiście, że ich wezwę, jeśli natychmiast nie dacie nam spokoju. Zabierajcie się
stąd. To klub dla uczciwych ludzi, a nic hołoty z Wysp.
W Gardenię wstąpiła furia.
- Jak śmiesz, łajdaku? Nick Chastain jest dżentelmenem. A ty zwykłym żabo-
pająkiem, Rexfordzie Eaton. Rzuciłeś mnie na pożarcie szmatławcom, bo chciałeś ukryć ten
miłosny trójkąt z własną żoną i panną Hard? Daria zacisnęła usta.
- Skoro mowa o związkach międzyludzkich, to chciałabym się dowiedzieć, czy
miło być kochanką Nicka Chastaina? Rozumiem, że otrzymuje pani odpowiednie gratyfikacje.
- Znacznie mniejsze niż sumy, jakie wydają Eatonowie na sponsorowanie pani
kampanii wyborczych - wypaliła Gardenia.
Bethany sapnęła z oburzenia.
- Przybłęda! Jak oni śmią wpuszczać takie męty na bal?
Nick złapał Gardenię za rękę, w chwili gdy dziewczyna zamierzała zacisnąć palce na
gardle Darii.
- Pomyśl o szacunku - powiedział, ale w jego oczach błyskały wesołe iskierki.
- Dosyć. - Rexford postanowił przerwać tę wymianę zdań. - Rano wzywam
prawników.
- Najpierw pogadaj ze swoim siostrzeńcem, Warrenem. Chłopak jest mi winien
ponad sześćdziesiąt tysięcy dolarów. Na razie zachowuję to w tajemnicy. Ale mogę również
poinformować o wszystkim opinię publiczną. Byłby z tego świetny artykuł do brukowca.
Twarz Rexforda przybrała brzydki, purpurowy odcień.
- Ach ty... ty... bękarcie. - Zrobił grozny krok naprzód.
- Rex, nie... - krzyknęła Daria.
Nick wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Słyszałeś. Waruj. A tak a propos. Jaką sztuczkę najbardziej lubi twoja pani?
Rexford zacisnął zęby i wziął szeroki zamach.
- Uważaj! - wrzasnęła Gardenia.
Ktoś siedzący przy barze krzyknął przerazliwie, a z korytarza wyskoczyła znajoma
postać.
- Absolutna synergia! - zawołał radośnie Cedric Deuter i wykadrował ujęcie.
Flesz błysnął dokładnie w momencie, gdy Chastain padał na podłogę.
Gardenia wpatrywała się tępo w zamknięte drzwi windy, wiozącej ich do
podziemnych garaży dwadzieścia pięter niżej.
- Nie wierzę - szepnęła. - Burda w świętych przybytkach Klubu Ojców
Założycieli.
- Takie rzeczy zdarzają się czasem nawet w najelegantszych lokalach. - Nick
poprawił muszkę. - Zresztą nikomu nic się nic stało.
- Ale zdjęcie! - wykrzyknęła. - Znowu uświetnisz pierwszą stronę Synsacji"!
- Nie pierwszy raz - odparł pogodnie Nick.
Wsunęła ręce do kieszeni płaszcza.
- Przecież chciałeś zyskać powszechny szacunek.
Winda zatrzymała się, a on wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Stale ci powtarzam, że szacunek jest towarem. A mnie stać na ten zakup.
Drzwi otworzyły się bezszelestnie, ukazując ciemne wnętrze podziemnego garażu.
- Tym razem to jednak nie była moja wina. Ty zacząłeś tę całą awanturę.
- Ktoś dzielnie mi sekundował. - Nick wydawał się rozbawiony. - Naprawdę
dobrze się nam razem pracuje, wspólniczko.
Zerknęła na niego spod oka.
- Specjalnie się przewróciłeś. Przecież Eaton chybił.
- Ale mógł trafić.
- Jego siostrzeniec naprawdę jest ci winien tyle forsy?
- Oczywiście.
- Na pewno go wrobiłeś - powiedziała oskarżycielskim tonem. - A co więcej
zaplanowałeś to spotkanie.
- Skąd mogłem wiedzieć, że się na nich natkniemy? - Nick wyprowadził
Gardenię z windy.
- Prędzej czy pózniej musiało dojść do konfrontacji. Domyśliłeś się również, że
Rexford będzie mnie straszył sądem.
- Istniała taka ewentualność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
Gardenia nie wytrzymała.
- Z pewnością. Bo skąd by się tu wzięli tacy postępowi intelektualiści jak pani czy
Eatonowie?
Bethany przymrużyła oczy.
- Proszę panować nad językiem, panno Spring. I tak już piszą o pani w gazetach.
- Za to wasz tercet skrzywdzono brakiem odpowiedniej reklamy - mruknęła
Gardenia.
- Jeszcze jedno słowo, panno Spring, a zajmą się panią moi prawnicy.
- Radzę nie uciekać się do grózb, których nie zamierza pan zrealizować -
powiedział spokojnie Nick. - Przecież nie zadzwoni pan po adwokatów.
Rexford zbliżył się do niego, wysuwając groznie podbródek.
- Oczywiście, że ich wezwę, jeśli natychmiast nie dacie nam spokoju. Zabierajcie się
stąd. To klub dla uczciwych ludzi, a nic hołoty z Wysp.
W Gardenię wstąpiła furia.
- Jak śmiesz, łajdaku? Nick Chastain jest dżentelmenem. A ty zwykłym żabo-
pająkiem, Rexfordzie Eaton. Rzuciłeś mnie na pożarcie szmatławcom, bo chciałeś ukryć ten
miłosny trójkąt z własną żoną i panną Hard? Daria zacisnęła usta.
- Skoro mowa o związkach międzyludzkich, to chciałabym się dowiedzieć, czy
miło być kochanką Nicka Chastaina? Rozumiem, że otrzymuje pani odpowiednie gratyfikacje.
- Znacznie mniejsze niż sumy, jakie wydają Eatonowie na sponsorowanie pani
kampanii wyborczych - wypaliła Gardenia.
Bethany sapnęła z oburzenia.
- Przybłęda! Jak oni śmią wpuszczać takie męty na bal?
Nick złapał Gardenię za rękę, w chwili gdy dziewczyna zamierzała zacisnąć palce na
gardle Darii.
- Pomyśl o szacunku - powiedział, ale w jego oczach błyskały wesołe iskierki.
- Dosyć. - Rexford postanowił przerwać tę wymianę zdań. - Rano wzywam
prawników.
- Najpierw pogadaj ze swoim siostrzeńcem, Warrenem. Chłopak jest mi winien
ponad sześćdziesiąt tysięcy dolarów. Na razie zachowuję to w tajemnicy. Ale mogę również
poinformować o wszystkim opinię publiczną. Byłby z tego świetny artykuł do brukowca.
Twarz Rexforda przybrała brzydki, purpurowy odcień.
- Ach ty... ty... bękarcie. - Zrobił grozny krok naprzód.
- Rex, nie... - krzyknęła Daria.
Nick wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Słyszałeś. Waruj. A tak a propos. Jaką sztuczkę najbardziej lubi twoja pani?
Rexford zacisnął zęby i wziął szeroki zamach.
- Uważaj! - wrzasnęła Gardenia.
Ktoś siedzący przy barze krzyknął przerazliwie, a z korytarza wyskoczyła znajoma
postać.
- Absolutna synergia! - zawołał radośnie Cedric Deuter i wykadrował ujęcie.
Flesz błysnął dokładnie w momencie, gdy Chastain padał na podłogę.
Gardenia wpatrywała się tępo w zamknięte drzwi windy, wiozącej ich do
podziemnych garaży dwadzieścia pięter niżej.
- Nie wierzę - szepnęła. - Burda w świętych przybytkach Klubu Ojców
Założycieli.
- Takie rzeczy zdarzają się czasem nawet w najelegantszych lokalach. - Nick
poprawił muszkę. - Zresztą nikomu nic się nic stało.
- Ale zdjęcie! - wykrzyknęła. - Znowu uświetnisz pierwszą stronę Synsacji"!
- Nie pierwszy raz - odparł pogodnie Nick.
Wsunęła ręce do kieszeni płaszcza.
- Przecież chciałeś zyskać powszechny szacunek.
Winda zatrzymała się, a on wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Stale ci powtarzam, że szacunek jest towarem. A mnie stać na ten zakup.
Drzwi otworzyły się bezszelestnie, ukazując ciemne wnętrze podziemnego garażu.
- Tym razem to jednak nie była moja wina. Ty zacząłeś tę całą awanturę.
- Ktoś dzielnie mi sekundował. - Nick wydawał się rozbawiony. - Naprawdę
dobrze się nam razem pracuje, wspólniczko.
Zerknęła na niego spod oka.
- Specjalnie się przewróciłeś. Przecież Eaton chybił.
- Ale mógł trafić.
- Jego siostrzeniec naprawdę jest ci winien tyle forsy?
- Oczywiście.
- Na pewno go wrobiłeś - powiedziała oskarżycielskim tonem. - A co więcej
zaplanowałeś to spotkanie.
- Skąd mogłem wiedzieć, że się na nich natkniemy? - Nick wyprowadził
Gardenię z windy.
- Prędzej czy pózniej musiało dojść do konfrontacji. Domyśliłeś się również, że
Rexford będzie mnie straszył sądem.
- Istniała taka ewentualność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]