[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mimo to powinnam była pamiętać. Czy doktor Warwick był
u niego?
- Tak, przyszedł o świcie. Powiedział, że nie będzie cię dziś
w pracy.
- Czuję się bardzo dobrze. Nie mogłam zawieść pacjentów.
Doktor Kenyon popatrzył na nią z uwagą i uśmiechnął się.
- Hm, Simon ma rację. Jesteś bardzo dzielna. Cóż, nie będę
się z tobą sprzeczał w taki dzień. Wszystkiego najlepszego, moja
droga.
- Dziękuję. Będę mogła odwiedzić Garetha?
- Naturalnie. Ten chłopak jest bardzo czuły na twoim punk-
cie. Muszę z nim o tym porozmawiać.
- Proszę mu złożyć od wszystkich najlepsze życzenia.
81
S
R
- Z pewnością to zrobię. Rad jestem, że nie stało się pani nic
groznego. Całe szczęście, że Simon był w pobliżu.
- To prawda.
Bez wątpienia to on ją uratował. Wszyscy o tym wiedzieli.
Ale czy wiedzieli także, jak długo była u niego i co tam robiła?
Czy można polegać na słowie Maca?
Wróciła do koleżanek i pacjentów. Każdemu z nich miała coś
do powiedzenia, każdy chciał porozmawiać z nią choć przez
chwilę. Pani Kennedy dotrzymała obietnicy i zachowywała się
bardzo spokojnie. Wyglądała trochę lepiej i Emma stwierdziła, że
można zmniejszyć stężenie tlenu w maseczce.
- Jak się pani czuje?
- Wspaniale, siostro. Naprawdę bardzo dobrze się bawię.
Stojąc przy łóżku pani Kennedy, Emma przypomniała sobie,
że chciała ją przenieść do innej sali. Odebrałaby tej kobiecie tyle
radości. W jej życiu taki dzień, jak ten, nie zdarzał się często.
- Czegoś się od pani nauczyłam - powiedziała.
- Rozmowa z panią to najlepsza rzecz, jaka przydarzyła mi się
od dłuższego czasu.
- %7łartuje siostra - nie dowierzała pani Kennedy.
- Ode mnie?
- Od pani. Zrozumiałam, że odrobina radości może przynieść
choremu więcej pożytku niż cała garść
tabletek. Zapamiętam to sobie.
To były miłe święta. Wprawdzie nie widziała Simona, ale i
tak spędziła czas bardzo radośnie. Do domu dotarła dopiero koło
szóstej. Wzięła prysznic, włożyła szlafrok i wyciągnęła się na
łóżku ze szklaneczką sherry. Myślała o wszystkim, co zdarzyło
się w ciągu ostatniej doby. Nigdy nie widziała Simona w takim
stanie ani Maca tak zdenerwowanego. Jak będzie wyglądała teraz
82
S
R
ich praca? Czy potrafią dojść ze sobą do porozumienia? Zadzwo-
nił telefon.
- Cały czas próbuję się do ciebie dodzwonić - mówił Mac. -
Jak się czujesz?
- Zwietnie, dziękuję - odparła, zastanawiając się, czy ciągle
jest na nią wściekły.
- Jesteś na nogach? Emma, nie chcesz mi chyba powiedzieć,
że byłaś dzisiaj w pracy? Czyś ty oszalała?! - Przerwał i po chwili
odezwał się z zakłopotaniem: - Jak rozumiem, z dzisiejszej kola-
cji nic nie będzie?
- Dzisiejszej ko...?
Zupełnie zapomniała o zaproszeniu Maca.
- Rozumiem - powiedział zimno. - Mam nadzieję, że War-
wick nie próbował się z tobą skontaktować.
- Nie! A nawet gdyby tak było, to nie twoja sprawa.
- Emma, Emma, uważaj na tego faceta - powiedział pełen
najlepszych chęci. - Możesz mieć przez niego kłopoty. Trzymaj
się od niego z daleka albo wpakujesz się w coś, czego potem bę-
dziesz żałować.
- Do zobaczenia, Mac.
Odłożyła słuchawkę, starając się trafić drżącą ręką na wideł-
ki. Mac nie powinien tego mówić, to nie była jego sprawa. Usia-
dła na łóżku, starając się opanować. Wiedziała, że miał rację.
Kiedy się uspokoiła, wstała i przebrała się w dżinsy i sweter. Nie
było sensu siedzieć i użalać się nad sobą. Pomyślała o mamie i
cioci Beryl, które z pewnością bawiły się teraz na świątecznej ko-
lacji na Maderze. Postanowiła cośkolwiek zjeść i pojechać do
Park Hall, żeby dowiedzieć się o Garetha. W końcu była mu to
winna.
Kiedy przyjechała na miejsce, ze zdziwieniem przekonała się,
że Bill Kenyon jest na oddziale. Co więcej, jest z nim także Simon
Warwick.
83
S
R
Sandy! Co ty tu robisz? Powinnaś w tej chwili leżeć w łóżku
i odpoczywać.
Przez moment patrzyli sobie w oczy, a kiedy odezwał się
Bill, spojrzeli na niego, jakby dopiero teraz zauważając, że stoi
obok.
Nie powinnaś pozwalać Garethowi, żeby cię zaczepiał, Em-
mo. Nic nie możesz poradzić na jego zainteresowanie. Niektórzy
pacjenci żywią takie uczucia do ludzi, których nigdy przedtem nie
widzieli. Jeśli chcesz o tym porozmawiać...
- Nie ma o czym rozmawiać, doktorze. Ten chłopak upodobał
sobie mnie i nikt nie ponosi za to winy. Martwi mnie tylko jego
serce. Czy naprawdę nic mu nie grozi? spytała, zwracając się do
Simona.
Bill Kenyon popatrzył na oboje i, jakby czytając w ich my-
ślach, wymówił się jakimś spotkaniem.
- Muszę lecieć. Mam nadzieję, że nie przyjdzie ci do głowy
iść teraz do Garetha. Mógłby się za bardzo przejąć. Uratowałaś
temu chłopcu życie.
- To Simon nas uratował - usłyszała swój głos. -Jemu za-
wdzięczamy to, że jesteśmy bezpieczni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
- Mimo to powinnam była pamiętać. Czy doktor Warwick był
u niego?
- Tak, przyszedł o świcie. Powiedział, że nie będzie cię dziś
w pracy.
- Czuję się bardzo dobrze. Nie mogłam zawieść pacjentów.
Doktor Kenyon popatrzył na nią z uwagą i uśmiechnął się.
- Hm, Simon ma rację. Jesteś bardzo dzielna. Cóż, nie będę
się z tobą sprzeczał w taki dzień. Wszystkiego najlepszego, moja
droga.
- Dziękuję. Będę mogła odwiedzić Garetha?
- Naturalnie. Ten chłopak jest bardzo czuły na twoim punk-
cie. Muszę z nim o tym porozmawiać.
- Proszę mu złożyć od wszystkich najlepsze życzenia.
81
S
R
- Z pewnością to zrobię. Rad jestem, że nie stało się pani nic
groznego. Całe szczęście, że Simon był w pobliżu.
- To prawda.
Bez wątpienia to on ją uratował. Wszyscy o tym wiedzieli.
Ale czy wiedzieli także, jak długo była u niego i co tam robiła?
Czy można polegać na słowie Maca?
Wróciła do koleżanek i pacjentów. Każdemu z nich miała coś
do powiedzenia, każdy chciał porozmawiać z nią choć przez
chwilę. Pani Kennedy dotrzymała obietnicy i zachowywała się
bardzo spokojnie. Wyglądała trochę lepiej i Emma stwierdziła, że
można zmniejszyć stężenie tlenu w maseczce.
- Jak się pani czuje?
- Wspaniale, siostro. Naprawdę bardzo dobrze się bawię.
Stojąc przy łóżku pani Kennedy, Emma przypomniała sobie,
że chciała ją przenieść do innej sali. Odebrałaby tej kobiecie tyle
radości. W jej życiu taki dzień, jak ten, nie zdarzał się często.
- Czegoś się od pani nauczyłam - powiedziała.
- Rozmowa z panią to najlepsza rzecz, jaka przydarzyła mi się
od dłuższego czasu.
- %7łartuje siostra - nie dowierzała pani Kennedy.
- Ode mnie?
- Od pani. Zrozumiałam, że odrobina radości może przynieść
choremu więcej pożytku niż cała garść
tabletek. Zapamiętam to sobie.
To były miłe święta. Wprawdzie nie widziała Simona, ale i
tak spędziła czas bardzo radośnie. Do domu dotarła dopiero koło
szóstej. Wzięła prysznic, włożyła szlafrok i wyciągnęła się na
łóżku ze szklaneczką sherry. Myślała o wszystkim, co zdarzyło
się w ciągu ostatniej doby. Nigdy nie widziała Simona w takim
stanie ani Maca tak zdenerwowanego. Jak będzie wyglądała teraz
82
S
R
ich praca? Czy potrafią dojść ze sobą do porozumienia? Zadzwo-
nił telefon.
- Cały czas próbuję się do ciebie dodzwonić - mówił Mac. -
Jak się czujesz?
- Zwietnie, dziękuję - odparła, zastanawiając się, czy ciągle
jest na nią wściekły.
- Jesteś na nogach? Emma, nie chcesz mi chyba powiedzieć,
że byłaś dzisiaj w pracy? Czyś ty oszalała?! - Przerwał i po chwili
odezwał się z zakłopotaniem: - Jak rozumiem, z dzisiejszej kola-
cji nic nie będzie?
- Dzisiejszej ko...?
Zupełnie zapomniała o zaproszeniu Maca.
- Rozumiem - powiedział zimno. - Mam nadzieję, że War-
wick nie próbował się z tobą skontaktować.
- Nie! A nawet gdyby tak było, to nie twoja sprawa.
- Emma, Emma, uważaj na tego faceta - powiedział pełen
najlepszych chęci. - Możesz mieć przez niego kłopoty. Trzymaj
się od niego z daleka albo wpakujesz się w coś, czego potem bę-
dziesz żałować.
- Do zobaczenia, Mac.
Odłożyła słuchawkę, starając się trafić drżącą ręką na wideł-
ki. Mac nie powinien tego mówić, to nie była jego sprawa. Usia-
dła na łóżku, starając się opanować. Wiedziała, że miał rację.
Kiedy się uspokoiła, wstała i przebrała się w dżinsy i sweter. Nie
było sensu siedzieć i użalać się nad sobą. Pomyślała o mamie i
cioci Beryl, które z pewnością bawiły się teraz na świątecznej ko-
lacji na Maderze. Postanowiła cośkolwiek zjeść i pojechać do
Park Hall, żeby dowiedzieć się o Garetha. W końcu była mu to
winna.
Kiedy przyjechała na miejsce, ze zdziwieniem przekonała się,
że Bill Kenyon jest na oddziale. Co więcej, jest z nim także Simon
Warwick.
83
S
R
Sandy! Co ty tu robisz? Powinnaś w tej chwili leżeć w łóżku
i odpoczywać.
Przez moment patrzyli sobie w oczy, a kiedy odezwał się
Bill, spojrzeli na niego, jakby dopiero teraz zauważając, że stoi
obok.
Nie powinnaś pozwalać Garethowi, żeby cię zaczepiał, Em-
mo. Nic nie możesz poradzić na jego zainteresowanie. Niektórzy
pacjenci żywią takie uczucia do ludzi, których nigdy przedtem nie
widzieli. Jeśli chcesz o tym porozmawiać...
- Nie ma o czym rozmawiać, doktorze. Ten chłopak upodobał
sobie mnie i nikt nie ponosi za to winy. Martwi mnie tylko jego
serce. Czy naprawdę nic mu nie grozi? spytała, zwracając się do
Simona.
Bill Kenyon popatrzył na oboje i, jakby czytając w ich my-
ślach, wymówił się jakimś spotkaniem.
- Muszę lecieć. Mam nadzieję, że nie przyjdzie ci do głowy
iść teraz do Garetha. Mógłby się za bardzo przejąć. Uratowałaś
temu chłopcu życie.
- To Simon nas uratował - usłyszała swój głos. -Jemu za-
wdzięczamy to, że jesteśmy bezpieczni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]