[ Pobierz całość w formacie PDF ]
by to było, gdyby ktoś przyłożył usta do moich ust.
- Muszą to robić na oczach wszystkich? - pytam.
- Ona go tylko pocałowała. - Al patrzy na mnie i marszczy czoło. Kiedy tak robi, jego
gęste brwi dotykają rzęs. - przecież nie rozbierają się do naga.
- Nie powinno się całować na oczach wszystkich.
Al, Will i Christina uśmiechają się do mnie znacząco.
- No co?
- Wyłazi z ciebie Altruizm - odpowiada Christina. - Innym nie przeszkadza okazywa-
nie odrobiny uczucia przy ludziach.
- Och. - Wzruszam ramionami. - Cóż& widzę, że będę musiała jakoś sobie z tym po-
radzić.
- Albo możesz dalej być sztywna. - Zielone oczy Willa błyszczą figlarnie. - No wiesz.
Jeśli chcesz.
Christina rzuca w niego bułką. Will łapie i odgryza kawałek.
- Zejdz z niej - mówi Christina. - Sztywniactwo leży w jej naturze. A ty pozjadałeś
wszystkie rozumy.
- Nie jestem Sztywniakiem! - krzyczę.
- Nie przejmuj się - łagodzi Will. - To urocze. Popatrz, cała jesteś czerwona.
Po tych słowach twarz jeszcze bardziej mi czerwienieje. Całe towarzystwo chichocze.
Zmuszam się do śmiechu, po kilku sekundach brzmi naturalnie. Dobrze znowu się śmiać.
Po lunchu Cztery prowadzi nas do nowej sali. Jest wielka. ma trzeszczącą, popękaną
drewnianą podłogę z dużym kołem namalowanym na środku. Na ścianie po lewej wisi zielona
tablica - taka do pisania kredą. Na podobnej pisali moi nauczyciele na niższych poziomach,
od tamtych czasów nie widziałam czegoś takiego. Może ma to coś wspólnego z priorytetami
Nieustraszonych: najpierw trening, potem technika. Nasze nazwiska są wypisane na tablicy w
porządku alfabetycznym. Na końcu sali, w metrowych odstępach, wiszą spłowiałe worki tre-
ningowe. Ustawiamy się za nimi w rzędzie, Cztery staje pośrodku, tak żeby każdy go widział.
- Jak powiedziałem rano, następną rzeczą, której będziecie się uczyli, jest walka. Ce-
lem jest przygotowanie was do działania; przygotowanie waszych ciał, żeby reagowały na za-
grożenia i wyzwania. To będzie wam potrzebne, jeśli chcecie przetrwać, żyjąc jako Nieustra-
szeni.
Nie potrafię sobie nawet wyobrazić życia Nieustraszonego. Jedyne, o czym jestem w
stanie pomyśleć, to jak dać sobie radę z nowicjatem.
- Dzisiaj omówimy techniki, jutro rozpoczniecie walki między sobą - ciągnie Cztery. -
Więc radzę uważać. Ci, którzy nie będą się szybko uczyć, odniosą obrażenia.
Cztery pokazuje kilka różnych ciosów i wymienia ich nazwy. Najpierw uderza w po-
wietrze, potem w worek. W trakcie ćwiczenia zaczynam je rozumieć, z pistoletem było tak
samo, potrzebuję kilku prób, żeby załapać, jak trzymać postawę i poruszać się jak Cztery.
Kopnięcia są trudniejsze, chociaż uczy nas tylko podstaw. Od ciosów pieką mnie ręce i stopy,
skóra czerwienieje, ale sam worek treningowy ledwo się porusza, jakkolwiek mocno bym w
niego waliła. Wszędzie wokół słychać odgłosy uderzeń w twardą tkaninę. Cztery chodzi w
grupce nowicjuszy, obserwuje nas, kiedy po raz kolejny powtarzamy ruchy. Gdy zatrzymuje
się przede mną, skręcają mi się wnętrzności, jakby ktoś nawijał je na widelec. Patrzy na mnie,
obrzuca wzrokiem od stóp do głów, nigdzie nie zatrzymuje wzroku - oceniające, zawodowe
spojrzenie.
- Nie masz rozwiniętych mięśni - stwierdza - a to znaczy, że lepiej ci pójdzie, jeśli wy-
korzystasz kolana i łokcie. Możesz włożyć w nie więcej siły.
Nagle mocno przyciska mi dłoń do brzucha. Palce ma takie długie, że chociaż podsta-
wą dłoni dotyka boku klatki piersiowej, ich koniuszki sięgają drugiego boku. Serce bije mi
mocno, aż pierś boli, patrzę na niego, oczy mam szeroko otwarte.
- Zawsze pamiętaj, żeby to miejsce było napięte - instruuje cicho.
Odsuwa dłoń i idzie dalej. Czuję nacisk jego ręki, chociaż już się oddalił. Dziwne, ale
muszę przerwać, pooddychać kilka sekund, zanim wrócę do ćwiczenia.
Kiedy Cztery zwalnia nas na lunch, Christina trąca mnie łokciem.
- Aż dziw, że nie złamał cię na pół. - Marszczy nos. - Nastraszył mnie jak wszyscy
diabli. To ten jego spokojny głos.
- Tak. On jest& - Oglądam się na niego przez ramię. Jest spokojny i zadziwiająco
opanowany. Ale nie bałam się, że zrobi mi krzywdę. - & naprawdę przerażający - kończę po
chwili.
Al, który był przed nami, odwraca się, kiedy dochodzimy do Jamy.
- Chcę mieć tatuaż - oświadcza.
Z tylu idzie Will.
- Jaki tatuaż? - pyta.
- Nie wiem. - Al się śmieje. - Po prostu pragnę poczuć, że naprawdę opuściłem starą
frakcję. Przestać się mazać z tego powodu. - Kiedy nie reagujemy, dodaje: - Wiem, że mnie
słyszeliście.
- Tak, może wreszcie byś się uspokoił? - Christina szturcha Ala w grube ramię. - My-
ślę, że masz rację. Teraz jesteśmy trochę tu, trochę tam. Jeżeli chcemy być w całości tutaj, po-
winniśmy się upodobnić. - Patrzy na mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
by to było, gdyby ktoś przyłożył usta do moich ust.
- Muszą to robić na oczach wszystkich? - pytam.
- Ona go tylko pocałowała. - Al patrzy na mnie i marszczy czoło. Kiedy tak robi, jego
gęste brwi dotykają rzęs. - przecież nie rozbierają się do naga.
- Nie powinno się całować na oczach wszystkich.
Al, Will i Christina uśmiechają się do mnie znacząco.
- No co?
- Wyłazi z ciebie Altruizm - odpowiada Christina. - Innym nie przeszkadza okazywa-
nie odrobiny uczucia przy ludziach.
- Och. - Wzruszam ramionami. - Cóż& widzę, że będę musiała jakoś sobie z tym po-
radzić.
- Albo możesz dalej być sztywna. - Zielone oczy Willa błyszczą figlarnie. - No wiesz.
Jeśli chcesz.
Christina rzuca w niego bułką. Will łapie i odgryza kawałek.
- Zejdz z niej - mówi Christina. - Sztywniactwo leży w jej naturze. A ty pozjadałeś
wszystkie rozumy.
- Nie jestem Sztywniakiem! - krzyczę.
- Nie przejmuj się - łagodzi Will. - To urocze. Popatrz, cała jesteś czerwona.
Po tych słowach twarz jeszcze bardziej mi czerwienieje. Całe towarzystwo chichocze.
Zmuszam się do śmiechu, po kilku sekundach brzmi naturalnie. Dobrze znowu się śmiać.
Po lunchu Cztery prowadzi nas do nowej sali. Jest wielka. ma trzeszczącą, popękaną
drewnianą podłogę z dużym kołem namalowanym na środku. Na ścianie po lewej wisi zielona
tablica - taka do pisania kredą. Na podobnej pisali moi nauczyciele na niższych poziomach,
od tamtych czasów nie widziałam czegoś takiego. Może ma to coś wspólnego z priorytetami
Nieustraszonych: najpierw trening, potem technika. Nasze nazwiska są wypisane na tablicy w
porządku alfabetycznym. Na końcu sali, w metrowych odstępach, wiszą spłowiałe worki tre-
ningowe. Ustawiamy się za nimi w rzędzie, Cztery staje pośrodku, tak żeby każdy go widział.
- Jak powiedziałem rano, następną rzeczą, której będziecie się uczyli, jest walka. Ce-
lem jest przygotowanie was do działania; przygotowanie waszych ciał, żeby reagowały na za-
grożenia i wyzwania. To będzie wam potrzebne, jeśli chcecie przetrwać, żyjąc jako Nieustra-
szeni.
Nie potrafię sobie nawet wyobrazić życia Nieustraszonego. Jedyne, o czym jestem w
stanie pomyśleć, to jak dać sobie radę z nowicjatem.
- Dzisiaj omówimy techniki, jutro rozpoczniecie walki między sobą - ciągnie Cztery. -
Więc radzę uważać. Ci, którzy nie będą się szybko uczyć, odniosą obrażenia.
Cztery pokazuje kilka różnych ciosów i wymienia ich nazwy. Najpierw uderza w po-
wietrze, potem w worek. W trakcie ćwiczenia zaczynam je rozumieć, z pistoletem było tak
samo, potrzebuję kilku prób, żeby załapać, jak trzymać postawę i poruszać się jak Cztery.
Kopnięcia są trudniejsze, chociaż uczy nas tylko podstaw. Od ciosów pieką mnie ręce i stopy,
skóra czerwienieje, ale sam worek treningowy ledwo się porusza, jakkolwiek mocno bym w
niego waliła. Wszędzie wokół słychać odgłosy uderzeń w twardą tkaninę. Cztery chodzi w
grupce nowicjuszy, obserwuje nas, kiedy po raz kolejny powtarzamy ruchy. Gdy zatrzymuje
się przede mną, skręcają mi się wnętrzności, jakby ktoś nawijał je na widelec. Patrzy na mnie,
obrzuca wzrokiem od stóp do głów, nigdzie nie zatrzymuje wzroku - oceniające, zawodowe
spojrzenie.
- Nie masz rozwiniętych mięśni - stwierdza - a to znaczy, że lepiej ci pójdzie, jeśli wy-
korzystasz kolana i łokcie. Możesz włożyć w nie więcej siły.
Nagle mocno przyciska mi dłoń do brzucha. Palce ma takie długie, że chociaż podsta-
wą dłoni dotyka boku klatki piersiowej, ich koniuszki sięgają drugiego boku. Serce bije mi
mocno, aż pierś boli, patrzę na niego, oczy mam szeroko otwarte.
- Zawsze pamiętaj, żeby to miejsce było napięte - instruuje cicho.
Odsuwa dłoń i idzie dalej. Czuję nacisk jego ręki, chociaż już się oddalił. Dziwne, ale
muszę przerwać, pooddychać kilka sekund, zanim wrócę do ćwiczenia.
Kiedy Cztery zwalnia nas na lunch, Christina trąca mnie łokciem.
- Aż dziw, że nie złamał cię na pół. - Marszczy nos. - Nastraszył mnie jak wszyscy
diabli. To ten jego spokojny głos.
- Tak. On jest& - Oglądam się na niego przez ramię. Jest spokojny i zadziwiająco
opanowany. Ale nie bałam się, że zrobi mi krzywdę. - & naprawdę przerażający - kończę po
chwili.
Al, który był przed nami, odwraca się, kiedy dochodzimy do Jamy.
- Chcę mieć tatuaż - oświadcza.
Z tylu idzie Will.
- Jaki tatuaż? - pyta.
- Nie wiem. - Al się śmieje. - Po prostu pragnę poczuć, że naprawdę opuściłem starą
frakcję. Przestać się mazać z tego powodu. - Kiedy nie reagujemy, dodaje: - Wiem, że mnie
słyszeliście.
- Tak, może wreszcie byś się uspokoił? - Christina szturcha Ala w grube ramię. - My-
ślę, że masz rację. Teraz jesteśmy trochę tu, trochę tam. Jeżeli chcemy być w całości tutaj, po-
winniśmy się upodobnić. - Patrzy na mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]