[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szybko się tam ukryć. Nie miałam innego wyjścia. Wzięłam klucz i
pobiegłam z dziećmi do piwnicy, która znajdowała się za budynkami
w ogrodzie. Nad piwnicą była sterta koniczyny a do drzwi było
wąskie przejście. Było ciemno. Ręce i nogi mi się trzęsły, Nie
mogłam włożyć klucza do kłódki. Starszy syn (4 lata) zatykał sobie
usta, bo zdawało mu się, że ktoś usłyszy jak oddycha. Młodszy
zaczął płakać. Miał dopiero 8 miesięcy. Usiadłam w tym przejściu.
Starszego przytuliłam, a młodszemu włożyłam pierś do buzi, żeby
się uspokoił. Ponieważ miał mokro, więc zdjęłam chustkę z głowy i
bluzkę. Obwinęłam go, żeby miał sucho. Udało mi się otworzyć
piwnicę, do której weszłam z dziećmi, jednak nie można było jej
zamknąć, bo brakowało nam powietrza. Tak przesiedziałam z dziećmi
do rana. Jeszcze było szaro, jak przyszła moja matka i
powiedziała, że na wsi już jest spokojnie i można wyjść z ukrycia.
Mama nasza w nocnej koszuli przesiedziała pod zagatą domu przez
całą noc. Kiedy już było widno, przybiegł brat Władek. Jak nas
zobaczył to się rozpłakał i zaczął opowiadać, ile polskich rodzin
pomordowała UPA. Uradowani że żyjemy zabiliśmy świniaka i co
cenniejsze rzeczy ładowaliśmy na wóz, by jak najszybciej opuścić
dorobek swoich ojców i dziadków, żeby ratować życie. Przed
świętami jeszcze zawiozłam dwa worki pszenicy do młyna i prosiłam
młynarza Kucia, żaby mi zrobił mąkę. Jednak z tej pszenicy mąki
nie widziałam. To samo spotkało mnie w małym młynie, do którego
zawiozłam hreczkę na kaszę. Nie oddali ani hreczki, ani kaszy.
Sąsiad Hołowatyj dowiedział się od Polaków o mój adres w
Tarnopolu. Przyjechał i powiedział, żebym przypadkiem nie
przyjeżdżała do domu po kartofle, warzywa czy inne rzeczy, bo mogą
mnie zabić. Wynikało to z chęci grabienia naszego gospodarstwa.
Ale też miał rację, bo po ucieczce Polaków banderowcy bez obaw
chodzili po wsi i polowali na Polaków. Tak zginął Stefan Białowąs,
którego zabili i wrzucili do studni w marcu 1945 roku, a także
Burakowska Marcela na Korczynku. Podziękowałam jemu za tę
informację i więcej do Ihrowicy nie pojechałam, pomimo
konieczności przywiezienia własnych produktów żywnościowych. Mąż
mój będąc na froncie pod Warszawą dowiedział się, co się z nami
dzieje i przysłał 400 rubli. Poprosiłam kuzynkę, żeby mi je
przywiozła z poczty. Ukrainka Roma Sowicz, która była urzędniczką
na poczcie, oddała tylko 300, zatrzymując 100 dla siebie.
Powiedziała, że jest przekaz tylko na 300. Pojechałam do
Hłuboczka, sprawdziłam w rejonowej poczcie i zwróciłam się do
milicji, która interweniowała w tej sprawie. Roma Sowicz zwróciła
mi te pieniądze, ale zapowiedziała, że jak przyjadę do Ihrowicy,
to już żywa z niej nie wyjadę. Władza Radziecka ludności polskiej
nie broniła. Mordy, powodowały ucieczkę Polaków na zachód, z czego
władza terenowa była zadowolona. Przykładem może być fakt, że
kiedy brat Władysław z Kazimierzem Nakoniecznym dobiegli do
Hłuboczka (12 km), żeby zawiadomić dowódcę Istrebitielnoho
Batalionu i sprowadzić pomoc mordowanym Polakom, tam już siedział
Dowhopołyj Hryć, Ukrainiec, współpracownik NKWD. Brat zameldował,
że jest napad na Ihrowicę i są mordowani Polacy. Dowhopołyj
zaprzeczył, a nawet powiedział, że  wy nie słuchajcie gówniarzy .
79
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory Pro www.pdffactory.pl/
Oni zobaczyli piołun na miedzy i przestraszyli się. Dopiero brat
stanowczo z oburzeniem stwierdził, że był na patrolu na Chomach,
gdzie w zasadzce został zastrzelony sierżant Siemionow, a
Kazimierza Litwina pojmali żywego. - My we dwóch wycofaliśmy się
żywi  powiedział brat. To poskutkowało. Dowódca ogłosił alarm,
powiadomił Isterbitielnyj Batalion w Tarnopolu i połączonymi
siłami zorganizowano pomoc Polakom. Wcześniej, bo przed napadem,
ten dowódca był w Ihrowicy, został zapoznany z grozną sytuacją i
jeszcze za dnia pojechał rzekomo organizować pomoc. Wskazuje to na
zmowę między NKWD i UPA. Tej ostatniej umożliwiono spokojnie
dokonać czystki Polaków w Ihrowicy. Nasz sąsiad Ukrainiec nazywał
się Petryszyn. Pamiętam, jak u nas na podwórku narzekał na swoich
dwóch synów, że wpędzą go do grobu. - Skumplowali się z Kuziami -
mówił - ciągle gdzieś jeżdżą. Mówią oni, że budują Samostijną
Ukrainę. Obaj działali w OUN i UPA. Starszy musiał z Niemcami
uciekać, bojąc się władzy sowieckiej za swoją działalność
kolaboracyjną. Młodszy Mykoła i syn Kuzia zostali zabici przez
NKWD. Po przeprowadzonej rewizji, ze stodoły Petryszynych
wyniesiono dużo polskich wojskowych mundurów, butów, maszyn do
szycia, dywanów, kożuchów, bielizny pościelowej, płótna i wiele
różnych cennych rzeczy. Na tę stertę majątku trzeba było dużo
Polaków zamordować. NKWD aresztowało rodziców i wysłało na
Syberię. Starszy Petryszyn nawet do Kijowa nie dojechał, umarł w
pociągu. Drudzy nasi sąsiedzi, u których było dwóch synów,
nazywali się Biłous  Wowky . Młodszy zginął w Bieszczadach w walce
z Wojskiem Polskim. Natomiast starszy Mykoła służył w Armii
Radzieckiej. W czasie służby wyrobił dokumenty, że jest Polakiem.
Po wojnie wyjechał do Australii. Ożenił się z Polką i udaje
Polaka. 27 lutego załadowaliśmy się do pociągu towarowego i 19
marca dojechaliśmy do Chełma. Przez trzy dni siedzieliśmy na
peronie, zanim zakwaterowali nas w jakiejś szkole. 11 maja
rozwiezli nas po wioskach. W Horodysku mieszkaliśmy 8 lat. W 1953
roku wyjechaliśmy do Gliwic.
Piotr Baryliszyn - Szczecin
Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem Twoją książkę pt.
 Zdawało się, że oni pomarli a oni wciąż żyją . Nazywam się Piotr [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl