[ Pobierz całość w formacie PDF ]

baczyć go od środka, że pewnego dnia zapuściła się aż na pod-
ziemny parking.
Chyba nie stałoby się nic złego, gdyby poszła się przedstawić?
Ostatecznie przecież podpisała kontrakt i lada moment miała
podjąć tu pracę. Mogłaby wreszcie spotkać się z Enrikiem Le-
onatem. A może nawet z samym Primem Rinuccim.
Uśmiechnęła się do siebie, gdy uświadomiła sobie, że wcale jej
nie zależy na tym spotkaniu. Teraz liczył się tylko Jack.
Włączyła silnik i skierowała się w stronę wyjazdu z parkingu.
Było pózne popołudnie, najgorsza pora na poruszanie się po
mieście. W godzinach szczytu na jezdniach panował niesamowi-
ty tłok i wkrótce zupełnie się pogubiła. Kiedy kierowca za nią
gwałtownie zatrąbił, przerażona skręciła i zbyt pózno zoriento-
wała się, że wybrała niewłaściwy kierunek.
S
R
- Cholera! - mruknęła, próbując jednocześnie zahamować i skrę-
cić.
Na przednią szybę padł jakiś cień, który niepokojąco szybko
zniknął.
- O nie! - krzyknęła, wyskakując z auta. - Co ja narobiłam?
- Nabiłaś mi guza - dobiegł z ziemi męski głos.
Szczęśliwie brzmiał całkiem zdrowo, a nawet wesoło.
- Chyba cię nie potrąciłam?
Nie. Uskoczyłem z drogi i potknąłem się. - Ostrożnie podniósł
się z ziemi. - Nie wiedziałem, że krawężniki są takie twarde. -
Pomasował łokieć.
Muszę jechać, ale nie mogę cię tak zostawić. Dasz radę wsiąść
do auta?
A może ja poprowadzę?
Tak chyba będzie lepiej - przyznała z ulgą. - Ulice w Neapolu
są... no, nie wiem...
Nie tylko w Neapolu - powiedział, kiedy już ruszyli. - W całych
Włoszech na drogach włosy jeżą się na głowie.
Nie jesteś Włoszką, prawda?
Sądząc z akcentu, ty też. Anglik?
Powiedzmy, że tak było na początku. Teraz już sam nie wiem,
kim jestem. Jak się nazywasz?
Olimpia Lincoln.
Luke Cayman.
- Cayman? - Spojrzała na niego uważnie. - Czy jesteś
spokrewniony z Jackiem Caymanem? Pracuje w Leonate.
Nie zdążył odpowiedzieć, gdy błyszczący sportowy wóz zaje-
chał im drogę. Luke zahamował gwałtownie, wyrzucając wią-
zankę neapolitańskich przekleństw. Zanim sytuacja się
S
R
rozwikłała, czemu towarzyszyło mnóstwo trąbienia i okrzyków,
zdołał się opanować i zastanowić nad pytaniem.
Zdawał sobie sprawę, że powinien uważać na to, co mówi. Znał
tylko jedną osobę, która mogłaby podać się za Jacka Caymana.
Jego brat, Primo Nadęty Nudziarz, musiał coś kombinować.
To by wyglądało na mojegp brata - powiedział z namysłem.
Brata?
Właśnie. Obaj urodziliśmy się w Anglii.
Ty też pracujesz w firmie?
-W Leonate? Nie, ale również zajmuję się elektroniką. Właśnie
teraz od nich wracam. Wiesz co? Znam małą knajpkę w pobliżu,
a po tym, jak mi napędziłaś stracha, muszę coś przekąsić.
Nigdy nie biorę auta, gdy muszę być w  Leonate" - powiedział
Luke, kiedy już siedzieli nad pizzą i kawą. - Pobliskie ulice są
tak zatłoczone, że szybciej jest na piechotę. Ale skąd ty się tam
znalazłaś?
Ja tam pracuję... tak jakby. Przeszłam z angielskiej firmy Curtis
Electronics.
Przenieśli cię?
Można tak powiedzieć. Jestem tu, żeby się szkolić w interesach,
języku i czym się tylko da.
To pomysł Jacka?
Przede wszystkim mój. Trochę go przyparłam do muru.
- Przyparłaś Pr... przyparłaś go do muru?
Kiwnęła potakująco głową.
- Chciałam przyjechać do Neapolu. Nadarzyła się okazja
i... - Patrzyła gdzieś ponad jego ramieniem.
S
R
Luke odwrócił głowę. W drzwiach restauracji stała matka, pró-
bując zwrócić jego uwagę.
Mama! - Podniósł się z miejsca i czule objął Hope.
Próbowałam dzwonić, ale wyłączyłeś swój telefon -skarciła go.
- A teraz przedstaw mnie swojej znajomej.
Mamo, to jest panna Olimpia Lincoln. Panno Lincoln, to moja
matka.
Olimpia z przyjemnością przyglądała się starszej kobiecie. Na
oko miała pięćdziesiąt kilka lat, wspaniałą figurę i twarz, która
świadczyła o dużych możliwościach salonu masażu.
Hope uścisnęła rękę Olimpii, obrzucając ją przychylnym, choć
bacznym spojrzeniem matki wielu synów, którzy wciąż pozo-
stawali kawalerami.
Usiądz z nami i wypij kawę - zaproponował Luke.
Nie mam czasu. Muszę wracać do domu i dokończyć przygoto-
wania do dzisiejszego wieczoru. - Zwróciła się do Olimpii: -
Mamy dziś rodzinne przyjęcie. Musisz koniecznie przyjść.
Och nie... dziękuję, ale... Skoro to spotkanie rodzinne...
Nie przyjmę odmowy. Luke, słyszysz, co mówię? Przywiez
wieczorem pannę Lincoln. - Spojrzała na Olimpię. -Już sobie
wyobrażam, jak pięknie będziesz wyglądać w długiej sukni.
Myślę, że najlepsza będzie szkarłatna.
Szkarłatna? - zawołała Olimpia w zdumieniu. - Zawsze uważa-
łam, że to nie jest mój kolor.
- A jednak. Naprawdę powinnaś nosić szkarłaty.
Pocałowała Luke'a i wyszła, nim którekolwiek z nich zdążyło
odpowiedzieć.
- Mama jest niesamowita, ale robi to z dobroci serca
- powiedział Luke z uśmiechem. - Przyjedziesz, prawda?
S
R
Zrobisz jej ogromną przyjemność. Zawsze się złości, gdy syno-
wie pojawiają się bez partnerek. I te pytania, które wciąż zadaje!
Po prostu zachowuje się jak inkwizytor. Jeśli przyjadę z tobą,
przynajmniej da mi spokój.
A ja nie będę siedzieć sama, zastanawiając się, kiedy Jack wró-
ci, uznała. Próbowała do niego dzwonić, ale komórkę miał wy-
łączoną.
Kiedy Luke odwiózł ją do hotelu, poszła do wypożyczalni stro-
jów wieczorowych. Długo szukała kreacji, która by jej odpo-
wiadała, i tak jakoś wyszło, że suknia, w której wyglądała najle-
piej, była uszyta z ciemnoszkarłatnego atłasu. Wypożyczyła
jeszcze złotą biżuterię i kupiła złote sandałki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl