[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdrowie - zarówno psychiczne, jak i fizyczne - spoczywała na lekarzu
policyjnym.
Zatrzymani przewożeni na komisariat znajdowali się często pod wpływem
alkoholu lub narkotyków i byli absolutnie bezbronni wobec przedstawicieli
prawa. Marcus szanował bardzo policję za staranność, z jaką wykonywała
swoje obowiązki, lecz sam musiał się troszczyć o tych, którzy znalezli się po
nieodpowiedniej stronie barykady. Wszedł zatem do celi.
- Jestem lekarzem - powiedział do pijanego człowieka, wyładowującego
swój żal do świata na lustrze weneckim. - Przyszedłem pana zbadać.
Awanturnik znieruchomiał ze zdziwienia na widok nie umundurowanego
mężczyzny.
- Nie potrzebuję lekarza. Chcę dostać z powrotem pieniądze.
- Przebrał miarkę - powiedział Marcus do policjanta. -Opatrzę mu
obrażenia, a potem niech się trochę prześpi, ale nie spuszczajcie go z oka.
Może się zachłysnąć własnymi wymiocinami.
- Biedaczysko - westchnął policjant. - Mieszka niedaleko mnie. Jego żona
choruje na stwardnienie rozsiane. Jezdzi na wózku, a on się nią opiekuje. W
domu robi absolutnie wszystko. Właściciel sklepu zeznał, że Harry kupił u
niego toster, ale potem przyszedł z reklamacją. Sklepikarz nie oddał mu
jednak pieniędzy, bo toster był uszkodzony mechanicznie. Pewnie spadł. No
i Harry dostał szału.
Marcus zmarszczył brwi. Wyłonił się dodatkowy problem. Chora kobieta
pozostaje cale popołudnie bez opieki, gdyż jej mąż pije. Należy o tym
zawiadomić opiekę społeczną.
A to był dopiero początek wezwań. Sobotnia gorączka sięgnęła szczytu i
Marcus nie miał przez całą noc ani chwili wytchnienia.
Praca wymagała pełnego zaangażowania, ale w krótkich chwilach przerwy
myślach o trójce cudownych dzieci śpiących teraz w bezpiecznych domach
pod opieką kochających kobiet. Wdzięczny losowi choć za to, gotów był
zapomnieć o własnych nie spełnionych marzeniach.
Telefon zadzwonił w sobotę póznym wieczorem.
- Dzwonię, żeby pani podziękować za opiekę nad Hannah - powiedziała
ciepło Minette Townsend. - Dzięki temu mogłam się nie denerwować, leżąc
w szpitalu. Marcus jest cudownym ojcem, ale ma wiele obowiązków i
bardzo bym chciała mu we wszystkim ulżyć. W tym przypadku jednak pani
pomoc okazała się wręcz nieodzowna.
Caroline uśmiechnęła się do słuchawki. Podobała się jej ta miła, uprzejma
kobieta, która poświęciła własne życie swemu siostrzeńcowi i jego małej
córeczce. W tej samej chwili zrozumiała, co Marcus miał na myśli, mówiąc,
że musi wreszcie uwolnić ciotkę od zobowiązań.
A to z kolei mógłby osiągnąć tylko dzięki małżeństwu z Caroline.
Czyżby jednak naprawdę złożył jej tę propozycję wyłącznie z takiego
powodu? Bardzo chciałaby to wiedzieć.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparła. - Liam i Lukę wręcz
uwielbiają towarzystwo Hannah, a Hetty starała się dogadzać Marcusowi,
jak tylko potrafiła. Nawet moja siostra, która przyjechała do mnie z wizytą,
bardzo się z nim zaprzyjazniła.
- Tak, tak, wiem - odparła ciotka. - To ta blondynka, którą Marcus
podwiózł właśnie do miasta. Odwiedziła nas po południu, ale potem on
dostał wezwanie, więc...
Caroline oniemiała ze zdziwienia. A więc Stephanie odwiedziła Marcusa
pierwszego dnia po jego powrocie do domu. A może on sam ją zaprosił?
Ciekawe, jaką zrobi minę, gdy się dowie o oświadczynach? I o tym, że
Caroline zamierza je przyjąć...
Od chwili, gdy Marcus złożył jej tę propozycję, minęły dwadzieścia cztery
godziny. Miała zatem czas, by wszystko dokładnie przemyśleć. Ileż to razy
słyszała opinię, że lepiej oprzeć małżeństwo na przyjazni niż na seksie? Czy
jednak między nią a Marcusem rzeczywiście istniała przyjazń?
Ich stosunki układały się poprawnie jedynie wówczas, gdy przebywali w
towarzystwie dzieci. Pozostawieni samym sobie, zawsze się kłócili.
Napięcie seksualne niewątpliwie istniało, ale znikało równie gwałtownie,
jak się pojawiało. Najważniejsze było jednak to, że jeśli pragnęła Marcusa -
mogła go mieć, mogła stać się częścią jego życia. Wolała zatem wyjść za
niego za mąż na jego warunkach, niż w ogóle zrezygnować z małżeństwa.
Wstała przed szóstą, umyła się, ubrała, zjadła śniadanie, a potem
spacerowała chwilę po ogrodzie. W końcu, gdy udało się jej wreszcie
odzyskać jasność myślenia, sięgnęła po słuchawkę. Nigdy by się nie
odważyła niepokoić Marcusa o takiej porze, ale jeśli istnieje szansa, że
zastanie go jeszcze na policji, zamierzała ją wykorzystać.
Teraz, gdy podjęła już decyzję, chciała mu ją natychmiast przekazać.
Zapewne głównie dlatego, by nie zmienić zdania.
- Tak, doktor Marcus jeszcze nie wyszedł - usłyszała po drugiej stronie
słuchawki. - Ma za sobą pracowitą noc, ale chyba za pół godziny skończy
dyżur.
Gdy wyprowadzała auto z garażu, przed dom wyszła Hetty, poprosiła ją
więc, by zrobiła chłopcom śniadanie. Ze Stephanie nie miała okazji o tej
porze rozmawiać, ale to było zupełnie naturalne. W niedziele siostra rzadko
wstawała przed lunchem. Caroline zamierzała ją zapytać o tajemniczą wizytę
u Marcusa, lecz w końcu zrezygnowała z tego pomysłu. Stephanie jest do-
rosła, niezależna i ma prawo do własnego życia.
Widok samochodu Caroline pod komisariatem bardzo Marcusa ucieszył i
jednocześnie zaniepokoił.
- Co się stało? - spytał, podchodząc do niej szybkim krokiem. - Z dziećmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
zdrowie - zarówno psychiczne, jak i fizyczne - spoczywała na lekarzu
policyjnym.
Zatrzymani przewożeni na komisariat znajdowali się często pod wpływem
alkoholu lub narkotyków i byli absolutnie bezbronni wobec przedstawicieli
prawa. Marcus szanował bardzo policję za staranność, z jaką wykonywała
swoje obowiązki, lecz sam musiał się troszczyć o tych, którzy znalezli się po
nieodpowiedniej stronie barykady. Wszedł zatem do celi.
- Jestem lekarzem - powiedział do pijanego człowieka, wyładowującego
swój żal do świata na lustrze weneckim. - Przyszedłem pana zbadać.
Awanturnik znieruchomiał ze zdziwienia na widok nie umundurowanego
mężczyzny.
- Nie potrzebuję lekarza. Chcę dostać z powrotem pieniądze.
- Przebrał miarkę - powiedział Marcus do policjanta. -Opatrzę mu
obrażenia, a potem niech się trochę prześpi, ale nie spuszczajcie go z oka.
Może się zachłysnąć własnymi wymiocinami.
- Biedaczysko - westchnął policjant. - Mieszka niedaleko mnie. Jego żona
choruje na stwardnienie rozsiane. Jezdzi na wózku, a on się nią opiekuje. W
domu robi absolutnie wszystko. Właściciel sklepu zeznał, że Harry kupił u
niego toster, ale potem przyszedł z reklamacją. Sklepikarz nie oddał mu
jednak pieniędzy, bo toster był uszkodzony mechanicznie. Pewnie spadł. No
i Harry dostał szału.
Marcus zmarszczył brwi. Wyłonił się dodatkowy problem. Chora kobieta
pozostaje cale popołudnie bez opieki, gdyż jej mąż pije. Należy o tym
zawiadomić opiekę społeczną.
A to był dopiero początek wezwań. Sobotnia gorączka sięgnęła szczytu i
Marcus nie miał przez całą noc ani chwili wytchnienia.
Praca wymagała pełnego zaangażowania, ale w krótkich chwilach przerwy
myślach o trójce cudownych dzieci śpiących teraz w bezpiecznych domach
pod opieką kochających kobiet. Wdzięczny losowi choć za to, gotów był
zapomnieć o własnych nie spełnionych marzeniach.
Telefon zadzwonił w sobotę póznym wieczorem.
- Dzwonię, żeby pani podziękować za opiekę nad Hannah - powiedziała
ciepło Minette Townsend. - Dzięki temu mogłam się nie denerwować, leżąc
w szpitalu. Marcus jest cudownym ojcem, ale ma wiele obowiązków i
bardzo bym chciała mu we wszystkim ulżyć. W tym przypadku jednak pani
pomoc okazała się wręcz nieodzowna.
Caroline uśmiechnęła się do słuchawki. Podobała się jej ta miła, uprzejma
kobieta, która poświęciła własne życie swemu siostrzeńcowi i jego małej
córeczce. W tej samej chwili zrozumiała, co Marcus miał na myśli, mówiąc,
że musi wreszcie uwolnić ciotkę od zobowiązań.
A to z kolei mógłby osiągnąć tylko dzięki małżeństwu z Caroline.
Czyżby jednak naprawdę złożył jej tę propozycję wyłącznie z takiego
powodu? Bardzo chciałaby to wiedzieć.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparła. - Liam i Lukę wręcz
uwielbiają towarzystwo Hannah, a Hetty starała się dogadzać Marcusowi,
jak tylko potrafiła. Nawet moja siostra, która przyjechała do mnie z wizytą,
bardzo się z nim zaprzyjazniła.
- Tak, tak, wiem - odparła ciotka. - To ta blondynka, którą Marcus
podwiózł właśnie do miasta. Odwiedziła nas po południu, ale potem on
dostał wezwanie, więc...
Caroline oniemiała ze zdziwienia. A więc Stephanie odwiedziła Marcusa
pierwszego dnia po jego powrocie do domu. A może on sam ją zaprosił?
Ciekawe, jaką zrobi minę, gdy się dowie o oświadczynach? I o tym, że
Caroline zamierza je przyjąć...
Od chwili, gdy Marcus złożył jej tę propozycję, minęły dwadzieścia cztery
godziny. Miała zatem czas, by wszystko dokładnie przemyśleć. Ileż to razy
słyszała opinię, że lepiej oprzeć małżeństwo na przyjazni niż na seksie? Czy
jednak między nią a Marcusem rzeczywiście istniała przyjazń?
Ich stosunki układały się poprawnie jedynie wówczas, gdy przebywali w
towarzystwie dzieci. Pozostawieni samym sobie, zawsze się kłócili.
Napięcie seksualne niewątpliwie istniało, ale znikało równie gwałtownie,
jak się pojawiało. Najważniejsze było jednak to, że jeśli pragnęła Marcusa -
mogła go mieć, mogła stać się częścią jego życia. Wolała zatem wyjść za
niego za mąż na jego warunkach, niż w ogóle zrezygnować z małżeństwa.
Wstała przed szóstą, umyła się, ubrała, zjadła śniadanie, a potem
spacerowała chwilę po ogrodzie. W końcu, gdy udało się jej wreszcie
odzyskać jasność myślenia, sięgnęła po słuchawkę. Nigdy by się nie
odważyła niepokoić Marcusa o takiej porze, ale jeśli istnieje szansa, że
zastanie go jeszcze na policji, zamierzała ją wykorzystać.
Teraz, gdy podjęła już decyzję, chciała mu ją natychmiast przekazać.
Zapewne głównie dlatego, by nie zmienić zdania.
- Tak, doktor Marcus jeszcze nie wyszedł - usłyszała po drugiej stronie
słuchawki. - Ma za sobą pracowitą noc, ale chyba za pół godziny skończy
dyżur.
Gdy wyprowadzała auto z garażu, przed dom wyszła Hetty, poprosiła ją
więc, by zrobiła chłopcom śniadanie. Ze Stephanie nie miała okazji o tej
porze rozmawiać, ale to było zupełnie naturalne. W niedziele siostra rzadko
wstawała przed lunchem. Caroline zamierzała ją zapytać o tajemniczą wizytę
u Marcusa, lecz w końcu zrezygnowała z tego pomysłu. Stephanie jest do-
rosła, niezależna i ma prawo do własnego życia.
Widok samochodu Caroline pod komisariatem bardzo Marcusa ucieszył i
jednocześnie zaniepokoił.
- Co się stało? - spytał, podchodząc do niej szybkim krokiem. - Z dziećmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]