[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ani razu nie zaprotestował przeciw temu przezwisku.
– Można narzucić mu przepisanie roli i – nie zapłacić. Wszystko można! Kiedy nadepną
mu na nogę, uśmiecha się, przeprasza zażenowany. Spróbuj uderzyć go publicznie w po-
marszczone policzki, a słowem honoru ręczę ci, czytelniku, że nie pójdzie ze skargą do sę-
dziego. Oderwij kawałek podszewki od jego niezwykłego, gorąco przezeń ukochanego sur-
duta, jak to zrobił niedawno jeune–premier, a baron zacznie tylko mrugać oczkami i zaczer-
wieni się. Taka jest potęga jego zahukania i pokory! Nikt go nie poważa. Dopóki żyje – tole-
rują go, kiedy umrze – zapomną o nim natychmiast. Żałosne stworzenie!
A jednak były czasy, kiedy omal że nie został kolegą i bratem tych, których uwielbiał i ko-
chał ponad życie. (Nie mógł nie kochać ludzi, którzy od czasu do czasu bywają Hamletami i
Franciszkami Moorami!) Sam omal nie został aktorem i z pewnością zostałby nim, gdyby nie
pewien śmieszny drobiazg. Nie zbywało mu na talencie, nie brakło wytrwałości, na początku
nawet nie brakło protekcji, ale zabrakło drobiazgu: odwagi. Wiecznie mu się zdawało, że one,
te głowy, które wypełniają pięć pięter, cały parter i galerię, wybuchną śmiechem i zaczną
gwizdać, skoro tylko on ośmieli się ukazać na scenie. Bladł, czerwieniał i niemiał z przeraże-
nia, kiedy proponowano mu debiut.
– Poczekam trochę – mówił.
Czekał tak długo, aż się zestarzał, zrujnował i dzięki protekcji dostał się do suflerskiej
budki.
Został suflerem, ale to nie byłoby złe: przynajmniej teraz już nie wyrzucą go z teatru za to,
że nie ma biletu – jest na służbie. Siedzi przed pierwszym rzędem, widzi najlepiej i nie płaci
za swoje miejsce ani kopiejki. To jest dobre. Jest szczęśliwy i zadowolony.
Obowiązki swe wypełnia znakomicie. Przed przedstawieniem czyta sztukę po kilka razy,
aby się nie omylić, a kiedy wybija pierwszy dzwonek, siedzi już w budce i przerzuca kartki
książeczki. Trudno jest znaleźć w teatrze kogoś bardziej sumiennego.
A jednak trzeba będzie usunąć go z teatru.
W teatrze nie powinno się tolerować awantur, baron zaś od czasu do czasu wyczynia
okropne awantury. Urządza skandale.
Kiedy na scenie grają wyjątkowo dobrze, odrywa oczy od swej książeczki i milknie. Bar-
dzo często przerywa swój szept okrzykami: „Brawo! Świetnie!” – i pozwala sobie klaskać
wtedy, kiedy nie klaszcze publiczność. Raz nawet gwizdał, za co omal nie stracił posady.
Spójrzcie na niego, kiedy tak siedzi w swej zasmrodzonej budzie i szepcze. Czerwienieje,
blednie, gestykuluje, szepcze głośniej, niż należy, zacina się. Niekiedy słychać go nawet na
korytarzach, gdzie w szatniach ziewają bileterzy. Baron pozwala sobie nawet kląć w budce i
dawać rady aktorom.
– Prawą rękę do góry! – szepcze nieraz. – Pan wypowiada płomienne słowa, a twarz jak
lód! To nie dla pana rola! Taki młokos i taka rola! Gdyby pan widział w tej roli Ernesta Rossi!
Po co ta szarża? O mój Boże! Wszystko zepsuł tą mieszczańską manierą!
25
Szepcze podobne słowa zamiast czytać tekst z książki. Niepotrzebnie tolerują tego cudaka.
Gdyby go wyrzucono, publiczność nie musiałaby być świadkiem skandalu, który się rozegrał
w tych dniach.
Z tym skandalem było tak: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
ani razu nie zaprotestował przeciw temu przezwisku.
– Można narzucić mu przepisanie roli i – nie zapłacić. Wszystko można! Kiedy nadepną
mu na nogę, uśmiecha się, przeprasza zażenowany. Spróbuj uderzyć go publicznie w po-
marszczone policzki, a słowem honoru ręczę ci, czytelniku, że nie pójdzie ze skargą do sę-
dziego. Oderwij kawałek podszewki od jego niezwykłego, gorąco przezeń ukochanego sur-
duta, jak to zrobił niedawno jeune–premier, a baron zacznie tylko mrugać oczkami i zaczer-
wieni się. Taka jest potęga jego zahukania i pokory! Nikt go nie poważa. Dopóki żyje – tole-
rują go, kiedy umrze – zapomną o nim natychmiast. Żałosne stworzenie!
A jednak były czasy, kiedy omal że nie został kolegą i bratem tych, których uwielbiał i ko-
chał ponad życie. (Nie mógł nie kochać ludzi, którzy od czasu do czasu bywają Hamletami i
Franciszkami Moorami!) Sam omal nie został aktorem i z pewnością zostałby nim, gdyby nie
pewien śmieszny drobiazg. Nie zbywało mu na talencie, nie brakło wytrwałości, na początku
nawet nie brakło protekcji, ale zabrakło drobiazgu: odwagi. Wiecznie mu się zdawało, że one,
te głowy, które wypełniają pięć pięter, cały parter i galerię, wybuchną śmiechem i zaczną
gwizdać, skoro tylko on ośmieli się ukazać na scenie. Bladł, czerwieniał i niemiał z przeraże-
nia, kiedy proponowano mu debiut.
– Poczekam trochę – mówił.
Czekał tak długo, aż się zestarzał, zrujnował i dzięki protekcji dostał się do suflerskiej
budki.
Został suflerem, ale to nie byłoby złe: przynajmniej teraz już nie wyrzucą go z teatru za to,
że nie ma biletu – jest na służbie. Siedzi przed pierwszym rzędem, widzi najlepiej i nie płaci
za swoje miejsce ani kopiejki. To jest dobre. Jest szczęśliwy i zadowolony.
Obowiązki swe wypełnia znakomicie. Przed przedstawieniem czyta sztukę po kilka razy,
aby się nie omylić, a kiedy wybija pierwszy dzwonek, siedzi już w budce i przerzuca kartki
książeczki. Trudno jest znaleźć w teatrze kogoś bardziej sumiennego.
A jednak trzeba będzie usunąć go z teatru.
W teatrze nie powinno się tolerować awantur, baron zaś od czasu do czasu wyczynia
okropne awantury. Urządza skandale.
Kiedy na scenie grają wyjątkowo dobrze, odrywa oczy od swej książeczki i milknie. Bar-
dzo często przerywa swój szept okrzykami: „Brawo! Świetnie!” – i pozwala sobie klaskać
wtedy, kiedy nie klaszcze publiczność. Raz nawet gwizdał, za co omal nie stracił posady.
Spójrzcie na niego, kiedy tak siedzi w swej zasmrodzonej budzie i szepcze. Czerwienieje,
blednie, gestykuluje, szepcze głośniej, niż należy, zacina się. Niekiedy słychać go nawet na
korytarzach, gdzie w szatniach ziewają bileterzy. Baron pozwala sobie nawet kląć w budce i
dawać rady aktorom.
– Prawą rękę do góry! – szepcze nieraz. – Pan wypowiada płomienne słowa, a twarz jak
lód! To nie dla pana rola! Taki młokos i taka rola! Gdyby pan widział w tej roli Ernesta Rossi!
Po co ta szarża? O mój Boże! Wszystko zepsuł tą mieszczańską manierą!
25
Szepcze podobne słowa zamiast czytać tekst z książki. Niepotrzebnie tolerują tego cudaka.
Gdyby go wyrzucono, publiczność nie musiałaby być świadkiem skandalu, który się rozegrał
w tych dniach.
Z tym skandalem było tak: [ Pobierz całość w formacie PDF ]