[ Pobierz całość w formacie PDF ]
12
arszyn miara długości równa 72 cm.
23
KOCSKIE NAZWISKO
Emerytowanego generał majora Bułdijewa bolały zęby. Płukał usta wódką, koniakiem,
przykładał do bolącego zęba sok z tytoniu, opium, terpentynę i naftę, smarował szczękę
jodyną, w uszy włożył watę zmaczaną w spirytusie, ale to nie pomagało, a nawet wywoływało
mdłości. Przyjechał doktor. Podłubał w zębie i przepisał chininę. To jednak też nie pomogło.
Propozycję, aby bolący ząb wyrwać, generał potraktował odmownie. Każdy z domowników
żona, dzieci, służba, nawet kuchcik Pietka proponował inny środek na ból zębów. Przyszedł
również i ekonom Bułdijewa, Iwan Jewsjeicz, i poradził leczyć zamawianiem.
W naszym powiecie, ekscelencjo powiedział z dziesięć lat temu pracował urzędnik
akcyzy Jakow Wasiljicz. A zęby zamawiał znakomicie. Bywało: odwrócił się do okna,
poszeptał, popluł... jak ręką odjął! Moc taką miał...
Gdzież on teraz?.
Kiedy go zwolnili z akcyzy, zamieszkał u teściowej w Saratowie. Teraz to tylko z zębów
żyje. Gdy kogoś zaboli ząb, zaraz do niego, a on pomaga... Tamtejszych ludzi saratowskich
leczy na miejscu, a jeśli ktoś z innego miasta, to telegraficznie. Niech wasza ekscelencja
wyśle depeszę, że tak i tak: sługę Bożego Aleksieja bolą zęby, proszę poradzić. A pieniądze
za leczenie można mu przesłać pocztą.
Bzdury! Szarlataneria!
Ale niech ekscelencja spróbuje. To wielki amator wódki, z żoną nie żyje, a z jakąś
Niemką, strasznie przeklina, można powiedzieć czarodziej!
Wyślij, Alosza błaga generałowa ty wprawdzie nie wierzysz w zamawiania, ale ja
sama na sobie tego doświadczyłam. Choć nie wierzysz, przecież możesz spróbować? Nic się
złego nie stanie.
No, dobrze zgodził się Bułdijew. Wysłałbym depeszę nie tylko do urzędnika akcyzy,
ale do samego diabła... Och! Siły już nie mam. No, więc, gdzie mieszka ten twój czarodziej?
Jak do niego adresować?
Generał usiadł przy stole i wziął pióro do ręki.
W Saratowie każdy pies go zna powiedział ekonom. Proszę łaskawie pisać,
ekscelencjo, do miasta Saratowa, znaczy: Do wielmożnego Jakowa Wasiljicza... Wasiljicza...
No?
Wasiljicza... Jakowa Wasiljicza... a nazwisko... A nazwisko jakoś zapomniałem!
Wasiljicza... Do diabła. Jakżesz mu tam było? Kiedy szedłem tutaj, to pamiętałem...
Chwileczkę...
Iwan Jewsjeicz spojrzał do sufitu i poruszył ustami. Bułdijew i generałowa niecierpliwie
czekali.
No, co? Myślże prędzej!
Zaraz... Do Wasiljicza... Do Jakowa Wasiljicza... Zapomniałem! A takie nawet
zwyczajne nazwisko... jakby końskie... Kobylin? Nie, nie Kobylin. Proszę zaczekać...
yrebakow może? Nie, nie yrebakow. Pamiętam, że nazwisko było końskie, ale jakie
całkiem mi z głowy wyleciało.
24
yrebakiewicz?
Nie. Chwileczkę... Kobylicyn... Kobylatnikow... Kobielew...
To już psie, a nie końskie nazwiska. %7łerebczykow?
Nie, i nie %7łerebczykow... Koński. Konikowski... Ogierowski... Wciąż nie to!
Więc, jak mam zaadresować? Pomyśl tylko!
Zaraz... Konikowski... Kobyłkin... Dyszlowy...
Cugowski? dorzuciła generałowa.
W żaden sposób nie... Przyprzążkiewicz... Nie, nie tak! Zapomniałem!
To po co, do diabła, pchasz się ze swymi radami, jeżeli zapomniałeś? rozzłościł się
generał. Wynoś mi się stąd do licha!
Iwan Jewsjeicz powoli wyszedł, generał zaś, chwyciwszy się za policzek, zaczął biegać po
pokojach.
Gwałtu! jęczał. Och, matko rodzona! Zwiata Bożego nie widzę!
Ekonom poszedł do ogrodu i, wzniósłszy oczy do nieba, zaczął przypominać sobie
nazwisko urzędnika akcyzy:
%7łerebczykow... %7łerebkowski... %7łerebienko... Nie, nie tak! Szkapowski... Konikowski...
Wałachowski... Kobylański...
W chwilę potem wezwano go do pokoju państwa.
Przypomniałeś sobie? zapytał generał.
Nie, wasza ekscelencjo.
Może Koniawski? Końkowski? Nie?
I domownicy na wyścigi zaczęli wymieniać rozmaite. nazwiska. Przejrzano wszystkie
rodowody, rodzaje i gatunki koni, mówiono o grzywach, kopytach, uprzęży... W domu, w
ogrodzie, w czworakach, w kuchni ludzie chodząc z kąta w kat i drapiąc się w głowy
poszukiwali nazwiska.
Wzywano do dworu co chwila ekonoma.
Tabuński? zapytywano go. Kopytowski? yrebowski?
Nie i nie odpowiadał Iwan Jewsjeicz i, podnosząc oczy do góry, głośno myślał:
Konienko... Koniuchowski... Ogierowicz... Kobylicyn... Wałachowski...
Tatusiu! wołały dzieci ze swego pokoju. Trójkowski! Uzdowski!
Cały dwór był podniecony. Zniecierpliwiony, wyczerpany generał obiecał pięć rubli temu,
kto odgadnie prawdziwe nazwisko. Za Iwanem Jewsjeiczem zaczęto chodzić całą gromadą.
Gniadowski! podpowiadano mu. Bułański! Kłusakowski! Koniawski!
Wreszcie zapadł wieczór, a nazwiska wciąż jeszcze nikt nie odgadł. Udali się na
spoczynek, nie wysławszy depeszy.
Generał całą noc nie spał, chodził z kąta w kąt i jęczał... O trzeciej nad ranem wyszedł z
domu i zastukał do okna ekonoma.
Może Wałachowicz? spytał płaczliwym głosem.
Nie, nie Wałachowicz, wasza ekscelencjo odpowiedział Iwan Jewsjeicz i westchnął z
poczuciem winy.
A może to jakieś inne nazwisko, nie końskie?
Słowo daję, wasza ekscelencjo, że końskie... Pamiętam to bardzo dobrze...
Ależ masz, człowieku, pamięć. Nazwisko to wydaje mi się teraz droższe od wszystkiego,
co jest na świecie. Jestem zupełnie wyczerpany!
Rano generał znów posłał po doktora.
Niech wyrywa! zdecydował. Nie mogę dłużej tak cierpieć.
Przyjechał doktor i wyrwał bolący ząb. Ból ustał od razu i generał uspokoił się. Doktor
otrzymawszy ile mu się należało, wsiadł do bryczki i pojechał do domu. Za bramą w polu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
12
arszyn miara długości równa 72 cm.
23
KOCSKIE NAZWISKO
Emerytowanego generał majora Bułdijewa bolały zęby. Płukał usta wódką, koniakiem,
przykładał do bolącego zęba sok z tytoniu, opium, terpentynę i naftę, smarował szczękę
jodyną, w uszy włożył watę zmaczaną w spirytusie, ale to nie pomagało, a nawet wywoływało
mdłości. Przyjechał doktor. Podłubał w zębie i przepisał chininę. To jednak też nie pomogło.
Propozycję, aby bolący ząb wyrwać, generał potraktował odmownie. Każdy z domowników
żona, dzieci, służba, nawet kuchcik Pietka proponował inny środek na ból zębów. Przyszedł
również i ekonom Bułdijewa, Iwan Jewsjeicz, i poradził leczyć zamawianiem.
W naszym powiecie, ekscelencjo powiedział z dziesięć lat temu pracował urzędnik
akcyzy Jakow Wasiljicz. A zęby zamawiał znakomicie. Bywało: odwrócił się do okna,
poszeptał, popluł... jak ręką odjął! Moc taką miał...
Gdzież on teraz?.
Kiedy go zwolnili z akcyzy, zamieszkał u teściowej w Saratowie. Teraz to tylko z zębów
żyje. Gdy kogoś zaboli ząb, zaraz do niego, a on pomaga... Tamtejszych ludzi saratowskich
leczy na miejscu, a jeśli ktoś z innego miasta, to telegraficznie. Niech wasza ekscelencja
wyśle depeszę, że tak i tak: sługę Bożego Aleksieja bolą zęby, proszę poradzić. A pieniądze
za leczenie można mu przesłać pocztą.
Bzdury! Szarlataneria!
Ale niech ekscelencja spróbuje. To wielki amator wódki, z żoną nie żyje, a z jakąś
Niemką, strasznie przeklina, można powiedzieć czarodziej!
Wyślij, Alosza błaga generałowa ty wprawdzie nie wierzysz w zamawiania, ale ja
sama na sobie tego doświadczyłam. Choć nie wierzysz, przecież możesz spróbować? Nic się
złego nie stanie.
No, dobrze zgodził się Bułdijew. Wysłałbym depeszę nie tylko do urzędnika akcyzy,
ale do samego diabła... Och! Siły już nie mam. No, więc, gdzie mieszka ten twój czarodziej?
Jak do niego adresować?
Generał usiadł przy stole i wziął pióro do ręki.
W Saratowie każdy pies go zna powiedział ekonom. Proszę łaskawie pisać,
ekscelencjo, do miasta Saratowa, znaczy: Do wielmożnego Jakowa Wasiljicza... Wasiljicza...
No?
Wasiljicza... Jakowa Wasiljicza... a nazwisko... A nazwisko jakoś zapomniałem!
Wasiljicza... Do diabła. Jakżesz mu tam było? Kiedy szedłem tutaj, to pamiętałem...
Chwileczkę...
Iwan Jewsjeicz spojrzał do sufitu i poruszył ustami. Bułdijew i generałowa niecierpliwie
czekali.
No, co? Myślże prędzej!
Zaraz... Do Wasiljicza... Do Jakowa Wasiljicza... Zapomniałem! A takie nawet
zwyczajne nazwisko... jakby końskie... Kobylin? Nie, nie Kobylin. Proszę zaczekać...
yrebakow może? Nie, nie yrebakow. Pamiętam, że nazwisko było końskie, ale jakie
całkiem mi z głowy wyleciało.
24
yrebakiewicz?
Nie. Chwileczkę... Kobylicyn... Kobylatnikow... Kobielew...
To już psie, a nie końskie nazwiska. %7łerebczykow?
Nie, i nie %7łerebczykow... Koński. Konikowski... Ogierowski... Wciąż nie to!
Więc, jak mam zaadresować? Pomyśl tylko!
Zaraz... Konikowski... Kobyłkin... Dyszlowy...
Cugowski? dorzuciła generałowa.
W żaden sposób nie... Przyprzążkiewicz... Nie, nie tak! Zapomniałem!
To po co, do diabła, pchasz się ze swymi radami, jeżeli zapomniałeś? rozzłościł się
generał. Wynoś mi się stąd do licha!
Iwan Jewsjeicz powoli wyszedł, generał zaś, chwyciwszy się za policzek, zaczął biegać po
pokojach.
Gwałtu! jęczał. Och, matko rodzona! Zwiata Bożego nie widzę!
Ekonom poszedł do ogrodu i, wzniósłszy oczy do nieba, zaczął przypominać sobie
nazwisko urzędnika akcyzy:
%7łerebczykow... %7łerebkowski... %7łerebienko... Nie, nie tak! Szkapowski... Konikowski...
Wałachowski... Kobylański...
W chwilę potem wezwano go do pokoju państwa.
Przypomniałeś sobie? zapytał generał.
Nie, wasza ekscelencjo.
Może Koniawski? Końkowski? Nie?
I domownicy na wyścigi zaczęli wymieniać rozmaite. nazwiska. Przejrzano wszystkie
rodowody, rodzaje i gatunki koni, mówiono o grzywach, kopytach, uprzęży... W domu, w
ogrodzie, w czworakach, w kuchni ludzie chodząc z kąta w kat i drapiąc się w głowy
poszukiwali nazwiska.
Wzywano do dworu co chwila ekonoma.
Tabuński? zapytywano go. Kopytowski? yrebowski?
Nie i nie odpowiadał Iwan Jewsjeicz i, podnosząc oczy do góry, głośno myślał:
Konienko... Koniuchowski... Ogierowicz... Kobylicyn... Wałachowski...
Tatusiu! wołały dzieci ze swego pokoju. Trójkowski! Uzdowski!
Cały dwór był podniecony. Zniecierpliwiony, wyczerpany generał obiecał pięć rubli temu,
kto odgadnie prawdziwe nazwisko. Za Iwanem Jewsjeiczem zaczęto chodzić całą gromadą.
Gniadowski! podpowiadano mu. Bułański! Kłusakowski! Koniawski!
Wreszcie zapadł wieczór, a nazwiska wciąż jeszcze nikt nie odgadł. Udali się na
spoczynek, nie wysławszy depeszy.
Generał całą noc nie spał, chodził z kąta w kąt i jęczał... O trzeciej nad ranem wyszedł z
domu i zastukał do okna ekonoma.
Może Wałachowicz? spytał płaczliwym głosem.
Nie, nie Wałachowicz, wasza ekscelencjo odpowiedział Iwan Jewsjeicz i westchnął z
poczuciem winy.
A może to jakieś inne nazwisko, nie końskie?
Słowo daję, wasza ekscelencjo, że końskie... Pamiętam to bardzo dobrze...
Ależ masz, człowieku, pamięć. Nazwisko to wydaje mi się teraz droższe od wszystkiego,
co jest na świecie. Jestem zupełnie wyczerpany!
Rano generał znów posłał po doktora.
Niech wyrywa! zdecydował. Nie mogę dłużej tak cierpieć.
Przyjechał doktor i wyrwał bolący ząb. Ból ustał od razu i generał uspokoił się. Doktor
otrzymawszy ile mu się należało, wsiadł do bryczki i pojechał do domu. Za bramą w polu [ Pobierz całość w formacie PDF ]