[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedział — to nie mamy się czym przejmować!
— Niestety mamy się o co martwić — oznajmiła Tuanne. — Słyszałam opowieści o
bestiach, przy których te stwory wyglądają jak strachy na wróble.
— Oszczędź mi tych historyjek — burknął Conan.
Trójka wędrowców ruszyła w dalszą drogę.
Mieszkańców fosy Nega czekał niespodziewany posiłek, gdy tuziny pająków zaczęły
wskakiwać do wody i płynąć w stronę zamczyska. Uczta nie trwała jednak długo, a strażnicy
z głębin jeszcze długo czuli palący podniebienie, odrażający smak stawonogów.
Błyskawicznie wśród mieszkańców fosy rozeszła się bezgłośna wieść:
— Nie jeść czarnych paskudztw, okropnie smakują!
W ten oto sposób około dwóch tuzinów najwytrzymalszych tarantuli dotarło do podnóża
fortecy nekromanty. Następnie przez szczurze nory i krecie tunele dotarły do tego, którego
szukały.
Skeer powłócząc nogami niósł wielką misę owoców dla swego pana. Kiedy dostrzegł
pająki, tak go to zaskoczyło, że upuścił drewniane naczynie rozsypując po posadzce
winogrona, daktyle i śliwki.
— Co to za hałas?! — zawołał Neg.
Skeer stał skamieniały, niezdolny wydobyć z siebie głosu. Pajęczyce ruszyły w stronę
żywego trupa. Neg wyszedł na korytarz.
— Skeer, zabawiasz się w niezdarę? — Przerwał i spojrzał na pająki. — Hola, czy to twoi
przyjaciele?
— O–o–ne ścigają mnie już od O–o–pkothardu, p–p–panie!
— Ach, słyszałem o tej klątwie. Zostały zaczarowane i wysłane z zadaniem zabicia cię.
Musiałeś obrazić czymś lokalnego kapłana. Przebyły szmat drogi.
— P–p–panie, czy możesz mi pomóc?
Neg wybuchnął chrapliwym śmiechem.
Pajęczyce zbliżyły się, a Skeer znieruchomiał jak wrośnięty w ziemię.
— P–p–panie?
— Głupcze! Jesteś martwy! Cóż one mogą ci teraz zrobić?
Prawda uderzyła Skeera jak obuchem. Był martwy!
— Przynieś mi drugą misę owoców, próżniaku!
Pierwszy pająk znalazł się przy nodze Skeera. Dotyk stworzenia nie był przyjemny, ale
ukąszenie nie bardziej bolesne niż ukłucie komara.
Nagle pająk cofnął się i zaraz został otoczony przez pozostałe. Wyglądało, jakby
porozumiewały się między sobą.
Skeer odwrócił się, podniósłszy upuszczoną misę ruszył ponownie w stronę spiżarni.
Pająki podążyły za nim. Stanął.
Pająki również się zatrzymały.
Zrobił dwa kroki.
Podjęły marsz.
Znów przystanął.
Pająki zamarły.
Skeer wybuchnął śmiechem. To musiało być dla nich przykre; odnaleźć cel, by stwierdzić,
że jest on martwy, ale nadal się porusza. Cóż mogły uczynić w tej sytuacji zaczarowane
istoty? Kąsanie Skeera było marnowaniem jadu, być może tę właśnie wiadomość jedna z
tarantul przekazała pozostałym. Cóż mogły teraz począć, gdy nie były w stanie wypełnić swej
misji? Najwyraźniej postanowiły podążać za Skeerem. Bądź co bądź nie miały lepszego
zajęcia.
Więc szły za nim jak psy za swoim panem.
Skeer ponownie ruszył do kuchni, a ośmionogie włochate stworzenia bezzwłocznie
podążyły za nim. Żywy trup ponownie wybuchnął śmiechem. To dziwne, jak to wszystko się
potoczyło. Kto jeszcze kilka tygodni temu pomyślałby, że on, Skeer umrze i zostanie
wskrzeszony, by jako nieumarły stać się władcą trzydziestki dorodnych, tłustych, włochatych
pająków? Dobrze, że nie był bajarzem lub minstrelem, bo nikt nie uwierzyłby w taką
opowieść.
Skeer pośpieszył, by wypełnić wolę Nega, a jego śladem podążył żywy, falujący, kosmaty
kobierzec.
W oberży sześciu martwych mężczyzn tłoczyło się w maleńkiej izdebce. W milczeniu
wpatrywali się w trójnóg i wdychali woń magicznych ziół. Już wcześniej określili, gdzie
udały się ich ofiary. Pozostałe dwa żywe trupy odeszły, by zgromadzić konieczne
ingrediencje. Ci tutaj oczekiwali na ich powrót.
Godzinę później, kiedy rozwiał się dym i okazało się, ze w izdebce znów nie ma nikogo,
oberżysta wzdrygnął się na myśl, ilu ludzi weszło ostatnio do tego pokoju, ale żaden nie
wyszedł…
XIX
Dozorca opkothardzkiej kostnicy otrząsnął się już ze zgrozy, aczkolwiek na głowie i w
brodzie pojawiło mu się wiele nowych siwych włosów. Widok sześciu trupów podnoszących
się i odchodzących stąd z pewnością odebrał mu kilka dobrych lat życia.
Oczywiście, myślał opierając się o chłodną ścianę kostnicy i wpatrując się w sztywne ciała,
tych sześciu było nieżywych, lecz byli cudzoziemcami, więc kto mógł wiedzieć, jakie zło
czaiło się w ich duszach? Na szczęście wszystkie ciała znajdujące się tu obecnie należały do
miejscowych, a zgony nastąpiły z przyczyn naturalnych. Słoik zepsutych fig był przyczyną
zatrucia czteroosobowej rodziny, czerwona gorączka zabrała innego z tu obecnych, a waląca
się ściana zabiła trzech robotników, którzy okazali się wolniejsi od pozostałych. Ostatni był [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
powiedział — to nie mamy się czym przejmować!
— Niestety mamy się o co martwić — oznajmiła Tuanne. — Słyszałam opowieści o
bestiach, przy których te stwory wyglądają jak strachy na wróble.
— Oszczędź mi tych historyjek — burknął Conan.
Trójka wędrowców ruszyła w dalszą drogę.
Mieszkańców fosy Nega czekał niespodziewany posiłek, gdy tuziny pająków zaczęły
wskakiwać do wody i płynąć w stronę zamczyska. Uczta nie trwała jednak długo, a strażnicy
z głębin jeszcze długo czuli palący podniebienie, odrażający smak stawonogów.
Błyskawicznie wśród mieszkańców fosy rozeszła się bezgłośna wieść:
— Nie jeść czarnych paskudztw, okropnie smakują!
W ten oto sposób około dwóch tuzinów najwytrzymalszych tarantuli dotarło do podnóża
fortecy nekromanty. Następnie przez szczurze nory i krecie tunele dotarły do tego, którego
szukały.
Skeer powłócząc nogami niósł wielką misę owoców dla swego pana. Kiedy dostrzegł
pająki, tak go to zaskoczyło, że upuścił drewniane naczynie rozsypując po posadzce
winogrona, daktyle i śliwki.
— Co to za hałas?! — zawołał Neg.
Skeer stał skamieniały, niezdolny wydobyć z siebie głosu. Pajęczyce ruszyły w stronę
żywego trupa. Neg wyszedł na korytarz.
— Skeer, zabawiasz się w niezdarę? — Przerwał i spojrzał na pająki. — Hola, czy to twoi
przyjaciele?
— O–o–ne ścigają mnie już od O–o–pkothardu, p–p–panie!
— Ach, słyszałem o tej klątwie. Zostały zaczarowane i wysłane z zadaniem zabicia cię.
Musiałeś obrazić czymś lokalnego kapłana. Przebyły szmat drogi.
— P–p–panie, czy możesz mi pomóc?
Neg wybuchnął chrapliwym śmiechem.
Pajęczyce zbliżyły się, a Skeer znieruchomiał jak wrośnięty w ziemię.
— P–p–panie?
— Głupcze! Jesteś martwy! Cóż one mogą ci teraz zrobić?
Prawda uderzyła Skeera jak obuchem. Był martwy!
— Przynieś mi drugą misę owoców, próżniaku!
Pierwszy pająk znalazł się przy nodze Skeera. Dotyk stworzenia nie był przyjemny, ale
ukąszenie nie bardziej bolesne niż ukłucie komara.
Nagle pająk cofnął się i zaraz został otoczony przez pozostałe. Wyglądało, jakby
porozumiewały się między sobą.
Skeer odwrócił się, podniósłszy upuszczoną misę ruszył ponownie w stronę spiżarni.
Pająki podążyły za nim. Stanął.
Pająki również się zatrzymały.
Zrobił dwa kroki.
Podjęły marsz.
Znów przystanął.
Pająki zamarły.
Skeer wybuchnął śmiechem. To musiało być dla nich przykre; odnaleźć cel, by stwierdzić,
że jest on martwy, ale nadal się porusza. Cóż mogły uczynić w tej sytuacji zaczarowane
istoty? Kąsanie Skeera było marnowaniem jadu, być może tę właśnie wiadomość jedna z
tarantul przekazała pozostałym. Cóż mogły teraz począć, gdy nie były w stanie wypełnić swej
misji? Najwyraźniej postanowiły podążać za Skeerem. Bądź co bądź nie miały lepszego
zajęcia.
Więc szły za nim jak psy za swoim panem.
Skeer ponownie ruszył do kuchni, a ośmionogie włochate stworzenia bezzwłocznie
podążyły za nim. Żywy trup ponownie wybuchnął śmiechem. To dziwne, jak to wszystko się
potoczyło. Kto jeszcze kilka tygodni temu pomyślałby, że on, Skeer umrze i zostanie
wskrzeszony, by jako nieumarły stać się władcą trzydziestki dorodnych, tłustych, włochatych
pająków? Dobrze, że nie był bajarzem lub minstrelem, bo nikt nie uwierzyłby w taką
opowieść.
Skeer pośpieszył, by wypełnić wolę Nega, a jego śladem podążył żywy, falujący, kosmaty
kobierzec.
W oberży sześciu martwych mężczyzn tłoczyło się w maleńkiej izdebce. W milczeniu
wpatrywali się w trójnóg i wdychali woń magicznych ziół. Już wcześniej określili, gdzie
udały się ich ofiary. Pozostałe dwa żywe trupy odeszły, by zgromadzić konieczne
ingrediencje. Ci tutaj oczekiwali na ich powrót.
Godzinę później, kiedy rozwiał się dym i okazało się, ze w izdebce znów nie ma nikogo,
oberżysta wzdrygnął się na myśl, ilu ludzi weszło ostatnio do tego pokoju, ale żaden nie
wyszedł…
XIX
Dozorca opkothardzkiej kostnicy otrząsnął się już ze zgrozy, aczkolwiek na głowie i w
brodzie pojawiło mu się wiele nowych siwych włosów. Widok sześciu trupów podnoszących
się i odchodzących stąd z pewnością odebrał mu kilka dobrych lat życia.
Oczywiście, myślał opierając się o chłodną ścianę kostnicy i wpatrując się w sztywne ciała,
tych sześciu było nieżywych, lecz byli cudzoziemcami, więc kto mógł wiedzieć, jakie zło
czaiło się w ich duszach? Na szczęście wszystkie ciała znajdujące się tu obecnie należały do
miejscowych, a zgony nastąpiły z przyczyn naturalnych. Słoik zepsutych fig był przyczyną
zatrucia czteroosobowej rodziny, czerwona gorączka zabrała innego z tu obecnych, a waląca
się ściana zabiła trzech robotników, którzy okazali się wolniejsi od pozostałych. Ostatni był [ Pobierz całość w formacie PDF ]