[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w pracy o ósmej.
A jednak cieszyłam się, \e wyszłam, bo to oderwało moje myśli od tego, co,
jak podejrzewałam, czekało mnie za parę godzin: kolejna wizyta zachwycającej pani
Diego.
Biorąc prysznic, pomyślałam w pewnym momencie, \e nie mam powodu
ułatwiać \ycia pannie Marii. Dlaczego miałaby mnie dopaść w moim własnym łó\ku?
Nie muszę się na to godzić.
Gasząc światło, odczuwałam pełną satysfakcję. Sądziłam, \e zabezpieczyłam
się przed wszelkimi sztuczkami w wykonaniu Marii. Pod kołdrą ukryłam arsenał
broni, włącznie z siekierą, młotkiem oraz czymś, czego nie potrafiłam nazwać, a co
zabrałam z warsztatu Andy'ego, jakimś ostro zakończonym przedmiotem. Ponadto
towarzyszył mi Maks. Wiedziałam, \e obudzi mnie, jak tylko wyczuje coś
nieziemskiego, bo jest bardzo wyczulony na tego typu rzeczy.
A poza tym spałam w pokoju Profesora.
Wiem. Wiem. To tchórzostwo. Dlaczego miałam jednak zostać we własnym
łó\ku i czekać na nią jak kaczka z przetrąconym skrzydłem, skoro mogłam spać w
łó\ku Profesora i, być mo\e, zmylić trop? Nie szukam okazji do bójki. Fakt, nie zro-
biłam, czego pani sobie \yczyła. To mogłoby wskazywać, \e jednak szukam. Ale nie
aktywnie.
W innych okolicznościach mo\e bym i poszła na grób Marii de Silvy, i
wyjaśniła parę spraw na miejscu, ale tym razem było troszeczkę inaczej. Z powodu
Jesse'a. Nie pytajcie dlaczego, ale po prostu nie mogłam się zdobyć na to, \eby
wytarmosić za kudły jego byłą, co niewątpliwie w przypadku innego ducha bym
uczyniła. Nie mogę powiedzieć, \ebym była przyzwyczajona do tego, by czekać, a\
jakiś duch do mnie przyjdzie...
Ale teraz... Teraz jest inaczej.
W ka\dym razie, ledwie zakopałam się w pościeli Profesora (świe\o wypranej
- nie chciałam ryzykować. Nie wiem, co się dzieje w łó\kach dwunastoletnich
chłopców, i prawdę mówiąc, nie chcę wiedzieć) i mrugałam w ciemności,
przyglądając się dziwnym rzeczom, które Profesor powiesił na suficie modelowi
Układu Słonecznego i temu podobnym, kiedy Maks zaczął warczeć.
Zawarczał tak cicho, \e z początku go nie usłyszałam. Poniewa\ jednak
wciągnęłam go do łó\ka obok siebie (du\o miejsca to tam nie było, zwłaszcza nie z
siekierą, młotkiem i tym czymś ostrym), czułam dr\enie wydobywające się z psiej
piersi.
Warczenie nasiliło się, a sierść na grzbiecie zje\yła. Stąd wiedziałam, \e albo
jest trzęsienie ziemi, albo wizytę zło\yła nam dawna miss hrabstwa Salinas.
Usiadłam, chwytając przedmiot z ostrym końcem i trzymając go jak kij
bejsbolowy. Rozglądałam się gorączkowo, szepcząc do Maksa:
- Dobry piesek. W porządku, piesku. Wszystko będzie dobrze, piesku.
Sama starałam się w to uwierzyć.
Wtedy właśnie zmaterializowała się przede mną jakaś postać. Zamachnęłam i
uderzyłam ostrym przedmiotem z całej siły.
6
- Susannah! - krzyknął Jesse, uskakując przed ciosem. - Co ty wyprawiasz?
Omal nie upuściłam mojej broni, tak mi ul\yło na jego widok.
Maks wył i warczał jak oszalały. Biedak wyraznie przechodził jakieś psie
załamanie nerwowe. Nie chcąc ryzykować postawienia wszystkich w domu na nogi, a
następnie wyjaśniania, dlaczego śpię w łó\ku przyrodniego brata z kupą narzędzi
Andy'ego, wypuściłam go z pokoju. Wówczas Jesse wziął ode mnie ten ostry
przedmiot, przyglądając mu się.
- Susannah - powiedział, kiedy zamknęłam drzwi za Maksem - dlaczego śpisz
w pokoju Davida uzbrojona w kilof?
Uniosłam brwi, okazując zdziwienie większe, ni\ wymagała tego sytuacja.
- To tak to się nazywa? Właśnie się nad tym zastanawiałam. Jesse pokręcił
głową.
- Susannah, powiedz mi, co się dzieje. Natychmiast.
- Nic - odparłam głosem, który brzmiał zbyt piskliwie nawet w moich
własnych uszach. Podbiegłam i wskoczyłam z powrotem do łó\ka Profesora,
uderzając się palcem o młotek, ale znosząc ból w milczeniu, bo nie chciałam, \eby
Jesse odkrył, \e on tam jest. Znalezć mnie w łó\ku przyrodniego brata z kilofem to
jedno. Znalezć mnie w łó\ku przyrodniego brata z kilofem, siekierą i młotkiem to
zupełnie co innego.
- Susannah! - Jesse wydawał się wściekły, a on nie wścieka się tak znowu
często. Chyba \e, oczywiście, łapie mnie na tym, jak ładujemy sobie je\yki do gardła
z jakimś obcym chłopakiem na podjezdzie pod domem. - Czy to siekiera?
Cholera! Wsunęłam ją pod kołdrę.
- Wyjaśnię ci to.
Oparł kilof o bok łó\ka i skrzy\ował ręce na piersi.
- Chętnie posłucham.
- No... - Wzięłam głęboki oddech. - Chodzi o to, \e... Nie mogłam wymyślić
\adnego wyjaśnienia poza prawdziwym.
Ale przecie\ nie mogłam powiedzieć mu prawdy.
Jesse wyczytał widocznie z mojej twarzy, \e męczę się nad jakimś
kłamstwem, bo nagle rozło\ył ramiona, pochylając się do przodu i kładąc dłonie na
oparciu łó\ka za moją głową, wię\ąc mnie w ten sposób w swoich ramionach, chocia\
mnie nie dotykał. To było bardzo denerwujące i spowodowało, \e osunęłam się na
poduszki.
To mi wiele nie pomogło, bo twarz Jessa nadal znajdowała się w odległości
zaledwie kilku centymetrów od mojej.
- Susannah - syknął. Teraz był naprawdę wściekły. - Co tu się dzieje? Zeszłej
nocy mógłbym przysiąc, \e czułem... czyjąś obecność w twoim pokoju. A dzisiaj
śpisz tutaj, z kilofem i siekierą? Czego nie chcesz mi powiedzieć? I dlaczego?
Dlaczego nie mo\esz mi powiedzieć?
Osunęłam się tak nisko, jak tylko się dało, nie zdołałam jednak uciec przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wyciskamy.pev.pl