[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No, mam na myśli tę gwiazdę, na którą lecieliście...
Wyszli na korytarz o szklanej podłodze.
- Program był zupełnie luzny - powiedział Kuncew. - Trasa przebiegała przez setki słońc,
oblecieliśmy cały zespół gwiazd.
Złotow drgnął.
- Nie, no oczywiście nie całą Galaktykę - uściślił Kuncew. - Tylko Cmentarzysko
Neutronowe.
- Cmentarzysko? - zdziwił się Sandler.
Kuncew uśmiechnął się.
- Nazwa brzmi złowieszczo, ale ten rejon w istocie robi takie wrażenie. Kiedyś była tam
gromada kulista, ale potem to wszystko eksplodowało.
- Eksplodowało? - powtórzył znów Sandler. - Rozumiem, że może wybuchnąć gwiazda, ale
cała gromada?!
- To wszystko jest ze sobą powiązane w jeden łańcuch - powiedział Kuncew. - To miało
miejsce miliardy lat temu. Najpierw zaczęło się od supernowej, poziom promieniowania
gwałtownie wzrastał, naruszona została stabilność sąsiednich gwiazd. No i rozpoczęła się reakcja
łańcuchowa. Bardzo szybko wszystkie gwiazdy przekształciły się w supernowe pozostawiając po
sobie mnóstwo pulsarów, czy jak kto woli - gwiazd neutronowych... - Interesujące! Ale dlaczego ja
o tym nigdzie nie czytałem?
- Nie wiem - powiedział Kuncew. - Kiedy odlatywaliśmy, słyszał o tym każdy uczeń. To
jasne, pierwsza ekspedycja gwiezdna!
- Pierwsza?
- Oczywiście.
- Zaraz, chwileczkę - wtrącił się Złotow. - Nie rozumiem. Mówi pan, że pierwsza
ekspedycja międzygwiezdna - a mimo to postawili przed wami takie skomplikowane zadanie, jak
oblecenie setki gwiazd? Nawet teraz nie organizuje się takich lotów!
- No, wtedy był to dowód słabości, nie siły - przyznał Kuncew. - Inaczej nie można było
lecieć. I, na przykład, jakaś Alfa Centauri była dla nas nieosiągalnym marzeniem. Przecież szliśmy
karambolem...
Spojrzał na osłupiałe twarze.
- Tak - westchnął. - Postęp jest jednak nieubłagany. Widać wszystko zapomnieliście,
przechodząc ,na nowe silniki. Karambol też przestał być aktualny. Ale, jeśli was to tylko interesuje,
to mogę wam palnąć cały wykład.
- Oczywiście że interesuje - powiedział Sandler. - Opowiadaj!
- Wiecie co to bilard? To świetnie. Karambolem nazywa się tam złożone uderzenie, przy
którym bila, zanim zderzy się z kulą-tarczą, uderza wcześniej w jedną lub kilka kuł pośrednich. My
posługujemy się tym terminem na określenie lotów z grawitacyjnym rozpędzaniem i zakręcaniem.
Czasem nazywa się to manewrem perturbacyjnym , ale moim zdaniem karambol to lepsze
określenie. Pierwsze takie rejsy realizowano jeszcze w XX wieku, kiedy to oblecenie Wenus albo
Jowisza, w drodze ku innym planetom, pozwalało na nabranie dodatkowej prędkości i
zaoszczędzenie paliwa. Potem koncepcja ta została na jakiś czas zarzucona i zyskała na znaczeniu
dopiero podczas pierwszych lotów ku gwiazdom. Faktem jest, że przeznaczenie karambolu również
się wtedy zmieniło. Wcześniej stosowano go w zasadzie tylko do zwiększania prędkości statku,
teraz natomiast wykorzystuje się go do zmiany kierunku...
Z uwagą przysłuchiwali się drugiemu pilotowi. Kuncew zrobił krótką przerwę, a potem
znów podjął w lektorskim tempie:
- Wyobrazcie sobie gwiazdolot, poruszający się z dala od wszelkich centrów grawitacji.
Kiedy wreszcie napotka gwiazdę, to oblatuje ją po hiperboli, zmieniając swój kurs o pewien kąt.
Trasę statku można tak zaplanować, by statek po wykonaniu kilku kolejnych zwrotów powrócił do
miejsca startu. W porównaniu ze schematem klasycznym - kiedy to statek hamuje przed
gwiazdą-celem, a potem znów się musi rozpędzać - przy zamkniętym karambolu można
zaoszczędzić kupę energii i materii. Zauważcie, jakie mamy tu przestronne pomieszczenia...
- Przepraszam, że przerywam - powiedział Sandler. - Ale niezupełnie rozumiem, w jaki
sposób gwiazda może zmienić kierunek statku, jeśli posiada on tak dużą prędkość... - Słuszna
uwaga - przyznał Kuncew. - Dostatecznie silne pola grawitacyjne występują tylko w pobliżu
pulsarów i czarnych dziur. Takim standardowym punktem zwrotu jest właśnie gwiazda
neutronowa. Można ją łatwo zidentyfikować na podstawie jej promieniowania radiowego -
zwłaszcza w Cmentarzysku Neutronowym. Jest ich tam pełno, podczas gdy czarnej dziury
praktycznie nie sposób odkryć. Zdarzyło się to nam tylko jeden raz.
- To znaczy, że cały wasz lot odbył się bez lądowania?
- Jakie znowu lądowanie - żachnął się Kuncew. - Przelot obok gwiazdy trwa mgnienie oka!
Zwykle przez kilka dni oglądaliśmy potem nakręcone filmy; wszystkie zresztą są na ogół do siebie
podobne. Chociaż, oczywiście, zdarzają się i niespodzianki... - A oto nasz drommer - przerwał mu
Sandler. - Podoba ci się?
Złotow wskoczył na stopień i otwarł drzwi kabiny.
- Interesująca zabawka - przyznał Kuncew. - Jak to działa?
- Właz tutaj - powiedział Złotow. - Kabina jest wprawdzie obliczona na dwie osoby, ale
jakoś się pomieścimy. No, rozgość się...
Usadził Kuncewa w fotelu, a sam przycupnął obok, na pokrywie silnika. Sandler zajął
swoje miejsce.
- Naciskam ten oto guzik - powiedział - i wasz statek jest już gotowy do przerzutu. Jeśli
teraz nacisnę ten, to znajdziemy się na Księżycu.
- A jak to wszystko działa?
Sandler speszył się.
- Nie wiem. Naciska się guzik... To wszystko.
- Tak... Postępu nie sposób zatrzymać - przyznał raz jeszcze Kuncew. - Nam by się taka
zabawka przydała. Nawiązalibyśmy masę kontaktów.
- Z kim?
- No, odkryliśmy kupę cywilizacji - powiedział Kuncew. - Dobra, więc naciskaj ten twój
guzik.
- Ej, słuchaj no - odparł Sandler. - Niczego nie nacisnę, dopóki wszystkiego nam nie
opowiesz.
- Interesuje was to? - zdziwił się tamten. - No dobra, to słuchajcie. To się zdarzyło właśnie
podczas badania czarnej dziury, o której wam wspomniałem. Prawdopodobnie wiecie, co to
takiego? Czy może zmieniła się przez ten czas terminologia?
- Nie, wiemy, wiemy - powiedział Sandler. - To taka masywna gwiazda, niepohamowanie
zapadająca się pod wpływem własnego pola grawitacyjnego. Teraz częściej nazywa się ją
kolapsarem .
- No dobra - przytaknął Kuncew - Tak więc, gdybyście tam zaczęli opadać, to po kilku
godzinach nic by z was nie zostało. Faktem jest jednak, że kolaps grawitacyjny zmienia upływ
czasu... Dla obserwatora, pozostającego poza jego granicami, takie opadanie trwałoby wiecznie.
Jest to bardzo ważna okoliczność. Ale kiedy któregoś dnia w sali zgasło światło, nie pamiętałem o
tym. Podobnie jak inni, nie spodziewałem się po przeglądzie, filmu żadnej niespodzianki.
Na ekranie trwała ciemność trwała bardzo długo i wielu z nas doszło nawet do wniosku, że
musiała się zerwać taśma. I wtedy właśnie, nieoczekiwanie, na tle owej nieprzejrzanej czerni
rozjarzył się jakiś amebokształtny kleks.
Rychło plama rozpłynęła się po całym ekranie. Szum w sali ucichł. Przecież to były [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
- No, mam na myśli tę gwiazdę, na którą lecieliście...
Wyszli na korytarz o szklanej podłodze.
- Program był zupełnie luzny - powiedział Kuncew. - Trasa przebiegała przez setki słońc,
oblecieliśmy cały zespół gwiazd.
Złotow drgnął.
- Nie, no oczywiście nie całą Galaktykę - uściślił Kuncew. - Tylko Cmentarzysko
Neutronowe.
- Cmentarzysko? - zdziwił się Sandler.
Kuncew uśmiechnął się.
- Nazwa brzmi złowieszczo, ale ten rejon w istocie robi takie wrażenie. Kiedyś była tam
gromada kulista, ale potem to wszystko eksplodowało.
- Eksplodowało? - powtórzył znów Sandler. - Rozumiem, że może wybuchnąć gwiazda, ale
cała gromada?!
- To wszystko jest ze sobą powiązane w jeden łańcuch - powiedział Kuncew. - To miało
miejsce miliardy lat temu. Najpierw zaczęło się od supernowej, poziom promieniowania
gwałtownie wzrastał, naruszona została stabilność sąsiednich gwiazd. No i rozpoczęła się reakcja
łańcuchowa. Bardzo szybko wszystkie gwiazdy przekształciły się w supernowe pozostawiając po
sobie mnóstwo pulsarów, czy jak kto woli - gwiazd neutronowych... - Interesujące! Ale dlaczego ja
o tym nigdzie nie czytałem?
- Nie wiem - powiedział Kuncew. - Kiedy odlatywaliśmy, słyszał o tym każdy uczeń. To
jasne, pierwsza ekspedycja gwiezdna!
- Pierwsza?
- Oczywiście.
- Zaraz, chwileczkę - wtrącił się Złotow. - Nie rozumiem. Mówi pan, że pierwsza
ekspedycja międzygwiezdna - a mimo to postawili przed wami takie skomplikowane zadanie, jak
oblecenie setki gwiazd? Nawet teraz nie organizuje się takich lotów!
- No, wtedy był to dowód słabości, nie siły - przyznał Kuncew. - Inaczej nie można było
lecieć. I, na przykład, jakaś Alfa Centauri była dla nas nieosiągalnym marzeniem. Przecież szliśmy
karambolem...
Spojrzał na osłupiałe twarze.
- Tak - westchnął. - Postęp jest jednak nieubłagany. Widać wszystko zapomnieliście,
przechodząc ,na nowe silniki. Karambol też przestał być aktualny. Ale, jeśli was to tylko interesuje,
to mogę wam palnąć cały wykład.
- Oczywiście że interesuje - powiedział Sandler. - Opowiadaj!
- Wiecie co to bilard? To świetnie. Karambolem nazywa się tam złożone uderzenie, przy
którym bila, zanim zderzy się z kulą-tarczą, uderza wcześniej w jedną lub kilka kuł pośrednich. My
posługujemy się tym terminem na określenie lotów z grawitacyjnym rozpędzaniem i zakręcaniem.
Czasem nazywa się to manewrem perturbacyjnym , ale moim zdaniem karambol to lepsze
określenie. Pierwsze takie rejsy realizowano jeszcze w XX wieku, kiedy to oblecenie Wenus albo
Jowisza, w drodze ku innym planetom, pozwalało na nabranie dodatkowej prędkości i
zaoszczędzenie paliwa. Potem koncepcja ta została na jakiś czas zarzucona i zyskała na znaczeniu
dopiero podczas pierwszych lotów ku gwiazdom. Faktem jest, że przeznaczenie karambolu również
się wtedy zmieniło. Wcześniej stosowano go w zasadzie tylko do zwiększania prędkości statku,
teraz natomiast wykorzystuje się go do zmiany kierunku...
Z uwagą przysłuchiwali się drugiemu pilotowi. Kuncew zrobił krótką przerwę, a potem
znów podjął w lektorskim tempie:
- Wyobrazcie sobie gwiazdolot, poruszający się z dala od wszelkich centrów grawitacji.
Kiedy wreszcie napotka gwiazdę, to oblatuje ją po hiperboli, zmieniając swój kurs o pewien kąt.
Trasę statku można tak zaplanować, by statek po wykonaniu kilku kolejnych zwrotów powrócił do
miejsca startu. W porównaniu ze schematem klasycznym - kiedy to statek hamuje przed
gwiazdą-celem, a potem znów się musi rozpędzać - przy zamkniętym karambolu można
zaoszczędzić kupę energii i materii. Zauważcie, jakie mamy tu przestronne pomieszczenia...
- Przepraszam, że przerywam - powiedział Sandler. - Ale niezupełnie rozumiem, w jaki
sposób gwiazda może zmienić kierunek statku, jeśli posiada on tak dużą prędkość... - Słuszna
uwaga - przyznał Kuncew. - Dostatecznie silne pola grawitacyjne występują tylko w pobliżu
pulsarów i czarnych dziur. Takim standardowym punktem zwrotu jest właśnie gwiazda
neutronowa. Można ją łatwo zidentyfikować na podstawie jej promieniowania radiowego -
zwłaszcza w Cmentarzysku Neutronowym. Jest ich tam pełno, podczas gdy czarnej dziury
praktycznie nie sposób odkryć. Zdarzyło się to nam tylko jeden raz.
- To znaczy, że cały wasz lot odbył się bez lądowania?
- Jakie znowu lądowanie - żachnął się Kuncew. - Przelot obok gwiazdy trwa mgnienie oka!
Zwykle przez kilka dni oglądaliśmy potem nakręcone filmy; wszystkie zresztą są na ogół do siebie
podobne. Chociaż, oczywiście, zdarzają się i niespodzianki... - A oto nasz drommer - przerwał mu
Sandler. - Podoba ci się?
Złotow wskoczył na stopień i otwarł drzwi kabiny.
- Interesująca zabawka - przyznał Kuncew. - Jak to działa?
- Właz tutaj - powiedział Złotow. - Kabina jest wprawdzie obliczona na dwie osoby, ale
jakoś się pomieścimy. No, rozgość się...
Usadził Kuncewa w fotelu, a sam przycupnął obok, na pokrywie silnika. Sandler zajął
swoje miejsce.
- Naciskam ten oto guzik - powiedział - i wasz statek jest już gotowy do przerzutu. Jeśli
teraz nacisnę ten, to znajdziemy się na Księżycu.
- A jak to wszystko działa?
Sandler speszył się.
- Nie wiem. Naciska się guzik... To wszystko.
- Tak... Postępu nie sposób zatrzymać - przyznał raz jeszcze Kuncew. - Nam by się taka
zabawka przydała. Nawiązalibyśmy masę kontaktów.
- Z kim?
- No, odkryliśmy kupę cywilizacji - powiedział Kuncew. - Dobra, więc naciskaj ten twój
guzik.
- Ej, słuchaj no - odparł Sandler. - Niczego nie nacisnę, dopóki wszystkiego nam nie
opowiesz.
- Interesuje was to? - zdziwił się tamten. - No dobra, to słuchajcie. To się zdarzyło właśnie
podczas badania czarnej dziury, o której wam wspomniałem. Prawdopodobnie wiecie, co to
takiego? Czy może zmieniła się przez ten czas terminologia?
- Nie, wiemy, wiemy - powiedział Sandler. - To taka masywna gwiazda, niepohamowanie
zapadająca się pod wpływem własnego pola grawitacyjnego. Teraz częściej nazywa się ją
kolapsarem .
- No dobra - przytaknął Kuncew - Tak więc, gdybyście tam zaczęli opadać, to po kilku
godzinach nic by z was nie zostało. Faktem jest jednak, że kolaps grawitacyjny zmienia upływ
czasu... Dla obserwatora, pozostającego poza jego granicami, takie opadanie trwałoby wiecznie.
Jest to bardzo ważna okoliczność. Ale kiedy któregoś dnia w sali zgasło światło, nie pamiętałem o
tym. Podobnie jak inni, nie spodziewałem się po przeglądzie, filmu żadnej niespodzianki.
Na ekranie trwała ciemność trwała bardzo długo i wielu z nas doszło nawet do wniosku, że
musiała się zerwać taśma. I wtedy właśnie, nieoczekiwanie, na tle owej nieprzejrzanej czerni
rozjarzył się jakiś amebokształtny kleks.
Rychło plama rozpłynęła się po całym ekranie. Szum w sali ucichł. Przecież to były [ Pobierz całość w formacie PDF ]