[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zostałem zaatakowany, a ty czujesz się za mnie
odpowiedzialna. Nie powinienem ci utrudniać zadania. Poza
tym, rozumiem, że nie chcesz się angażować, bo nie znasz
mnie zbyt dobrze. Pewnie obawiasz się, że nie traktuję cię
poważnie. Potrzebuję czasu, żeby ci udowodnić, jak bardzo się
myliłaś, uznając mnie za człowieka niezdolnego do wyższych
uczuć. Sobie zresztą też.
Ostatnie słowa zrobiły na Jocelyn duże wrażenie.
Oznaczały wrażliwość, skłonność do przemyśleń, świadomość
własnych niedociągnięć i chęć poprawy. Nie podejrzewała go
do tej pory o zdolność do samokrytyki.
- A więc obiecujesz, że będziesz się zachowywał
przyzwoicie? - Usiłowała przywołać nastrój sprzed kilku
minut, gdy wszystko wydawało się proste i logiczne - Nie
będziesz mnie uwodził?
Delikatnie dotknął ręką jej czoła.
- Będę się starał, ale mam nadzieję, że na końcu
otrzymam nagrodę.
- Jak tresowany piesek - zażartowała. Nie bardzo mu
wierzyła.
- Nie. - Odwrócił się i otworzył piekarnik. Wyjął gotowe
danie, postawił je na stole i odpowiedział miękko:
- Jak twoje serduszko.
Poczuła się dziwnie, zaczęła doszukiwać się w jego
słowach ukrytego sensu. Miała pustkę w głowie i wiedziała
tylko jedno: czeka ją kolacja, przygotowana przez najbardziej
czarującego mężczyznę, jakiego w życiu spotkała.
Jedli w jadalni przy mahoniowym stole, w świetle świec i
popijali sok z żurawin z kryształowych pucharków. Zanim
opróżnili talerze, wybiła dziesiąta.
- Ostatni moment, żeby odwołać jutrzejszych pacjentów -
zaproponowała Jocelyn. - Moglibyśmy uniknąć ryzyka,
posiedzieć tutaj i pooglądać telewizję.
- Zgodziłbym się, gdyby to było możliwe, ale mam parę
przypadków, którymi muszę się zająć natychmiast. Nie mogę
sobie pozwolić na urlop.
Kiwnęła głową i pomogła mu zapakować naczynia do
zmywarki.
- Będziesz mógł zasnąć?
- Wątpię. - Odprowadził ją do drzwi.
- Nie martw się. Monitor jest włączony, nowy system
alarmowy działa bez zarzutu, a ja mam lekki sen. Możesz spać
spokojnie.
Oparł się mocnym ramieniem o futrynę i długo na nią
patrzył.
- Jesteś pewna?
To niewinne pytanie wywołało piorunujący efekt. Serce
jej zadrżało pod wpływem tego głosu, tego zniewalającego
spojrzenia wpółprzymkniętych zielonych oczu. Doskonale
wiedziała, że ma na myśli zupełnie inny rodzaj zagrożenia:
trudną do odparcia pokusę i jej konsekwencje. Zmusiła się do
zachowania spokoju.
- Oczywiście. Dobranoc.
Nie ruszał się z miejsca, wpatrywał się w jej oczy, potem
w usta i znów w oczy. Po całym dniu, pełnym strachu i
napięcia, przemówił zaskakująco ciepłym, łagodnym tonem:
- Wiem, że mogę ci ufać. - Nadal pożerał ją wzrokiem.
- Znów mnie uwodzisz - upomniała go nieco figlarnie,
bez złości. - Pamiętaj o obietnicy.
- Otrzymałem zakaz całowania, a nie patrzenia. Wiesz,
jak trudno mi oderwać oczy od ciebie.
- Daj im trochę odpocząć. Jutro w gabinecie potrzebny ci
będzie bystry wzrok.
- Racja, racja, powinienem już sobie pójść. - Odstąpił od
drzwi. - Chciałem ci tylko podziękować za to, że tu jesteś.
- To moja praca.
- O nie, znacznie więcej. Dzięki tobie czuję się...
szczęśliwy. To niezrozumiałe. Nigdy nie czułem się tak
dobrze sam na sam w nocy z kobietą, i to bez najmniejszej
szansy na...
- Numerek?
- Tak to się teraz nazywa? - roześmiał się. - Wiesz, jesteś
cudowna. I łamiesz mi serce.
- A ty łamiesz obietnicę. - Podeszła do drzwi.
Niespiesznie cofnął się o pół kroku, zwlekał z odejściem, jak
tylko mógł. Jocelyn chwyciła za klamkę. Powoli, ale
stanowczo zaczęła zamykać drzwi.
- Dobranoc, doktorze - rzuciła jeszcze przez szparę.
Trzasnęła lekko klamka, lecz Jocelyn pozostała w miejscu,
nasłuchując oddalających się kroków.
O trzeciej trzydzieści w nocy obudziło Jocelyn pukanie.
Westchnęła głęboko, wstała z łóżka i otworzyła drzwi.
Donovan stał w holu, śpiący, rozczochrany, tylko w czarnych,
obcisłych spodniach od piżamy. Wyglądał zniewalająco.
- Nie mogę zasnąć, do tej pory nie zmrużyłem oka, za
dużo miałem wczoraj wrażeń. Przykro mi, że cię obudziłem,
ale sam sobie z tym nie poradzę. Wciąż jestem wstrząśnięty. -
Uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie szkodzi, i tak musiałabym wstać, żeby ci otworzyć.
- Dziwiła się, że w ogóle może wydobyć z siebie głos, mając
przed oczami ten gładki tors o złocistej karnacji, którego
widok przyprawiał o zawrót głowy. Potem przyjrzała się
twarzy Donovana, zauważyła jego podkrążone oczy i ogarnęło
ją współczucie.
- Rozumiem cię - próbowała go uspokoić - bo mnie się to
też zdarza. Ale mam sposób na takie problemy. Chodz,
zagrzeję ci mleka.
Ruszyła na bosaka w kierunku kuchni, zapalając światła
po drodze. Donovan szedł za nią bez przekonania, nie wierząc
w skuteczność tak dziwacznej terapii. Próbował protestować:
- Cóż to znowu za pomysł, Jocelyn? Szklanka mleka dla
każdego ucznia? Wyrosłem już z tego.
Jocelyn nie zwracała na niego uwagi. Wlała mleko do
dzbanka, wstawiła do mikrofalówki i nastawiła temperaturę.
Urządzenie zaczęło cichutko brzęczeć. Dopiero wtedy
odpowiedziała:
- Dorosłym też pomaga, trzeba tylko złapać właściwy
moment. Nie możesz pić w salonie, bo czeka cię droga do
sypialni i rozbudzisz się po drodze, musisz zabrać kubek do
łóżka. Gdy tylko powieki zaczną ci ciążyć, natychmiast
zamknij oczy, inaczej przegapisz tę jedyną, konkretną chwilę.
Rozległ się dzwonek, oznajmiający koniec gotowania.
Jocelyn wręczyła mu garnuszek. Powąchał mleko, lecz ociągał
się jeszcze.
- To brzmi jak teoria naukowa - próbował żartować.
- Nie tylko. Sprawdziłam ten sposób wielokrotnie w
praktyce. Jeżeli zrobisz to, o co proszę, zadziała na pewno. -
Położyła mu rękę na plecach i popchnęła leciutko w kierunku
sypialni. Wyczuła pod palcami wspaniałą muskulaturę i
dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa. Próbowała to
zignorować, jak zwykle bezskutecznie. Postanowiła więc, że
tylko odprowadzi Donovana, dopilnuje, żeby się położył, i
wróci.
Dotarli do jego pokoju. Wahała się przez chwilę, nigdy
przedtem nie odprowadzała pracodawcy do łóżka. A już na
pewno nie tak przystojnego, zniewalająco męskiego, o
wspaniale umięśnionej klatce piersiowej i doskonale
uformowanych udach, widocznych pod obcisłymi spodniami.
Weszła do środka, zatrzymała się przy nogach łóżka i
zapytała:
- Mam nadzieję, że teraz już uśniesz spokojnie? - Chciała
już powiedzieć dobranoc i wyjść, gdy wskazał krzesło w rogu
pokoju.
- Wątpię, czy to poskutkuje. Dla pewności usiądz i
porozmawiaj ze mną. Opowiedz mi coś o sobie - poprosił.
Ze zdziwieniem stwierdziła, że jest skłonna spełnić jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl wyciskamy.pev.pl
Zostałem zaatakowany, a ty czujesz się za mnie
odpowiedzialna. Nie powinienem ci utrudniać zadania. Poza
tym, rozumiem, że nie chcesz się angażować, bo nie znasz
mnie zbyt dobrze. Pewnie obawiasz się, że nie traktuję cię
poważnie. Potrzebuję czasu, żeby ci udowodnić, jak bardzo się
myliłaś, uznając mnie za człowieka niezdolnego do wyższych
uczuć. Sobie zresztą też.
Ostatnie słowa zrobiły na Jocelyn duże wrażenie.
Oznaczały wrażliwość, skłonność do przemyśleń, świadomość
własnych niedociągnięć i chęć poprawy. Nie podejrzewała go
do tej pory o zdolność do samokrytyki.
- A więc obiecujesz, że będziesz się zachowywał
przyzwoicie? - Usiłowała przywołać nastrój sprzed kilku
minut, gdy wszystko wydawało się proste i logiczne - Nie
będziesz mnie uwodził?
Delikatnie dotknął ręką jej czoła.
- Będę się starał, ale mam nadzieję, że na końcu
otrzymam nagrodę.
- Jak tresowany piesek - zażartowała. Nie bardzo mu
wierzyła.
- Nie. - Odwrócił się i otworzył piekarnik. Wyjął gotowe
danie, postawił je na stole i odpowiedział miękko:
- Jak twoje serduszko.
Poczuła się dziwnie, zaczęła doszukiwać się w jego
słowach ukrytego sensu. Miała pustkę w głowie i wiedziała
tylko jedno: czeka ją kolacja, przygotowana przez najbardziej
czarującego mężczyznę, jakiego w życiu spotkała.
Jedli w jadalni przy mahoniowym stole, w świetle świec i
popijali sok z żurawin z kryształowych pucharków. Zanim
opróżnili talerze, wybiła dziesiąta.
- Ostatni moment, żeby odwołać jutrzejszych pacjentów -
zaproponowała Jocelyn. - Moglibyśmy uniknąć ryzyka,
posiedzieć tutaj i pooglądać telewizję.
- Zgodziłbym się, gdyby to było możliwe, ale mam parę
przypadków, którymi muszę się zająć natychmiast. Nie mogę
sobie pozwolić na urlop.
Kiwnęła głową i pomogła mu zapakować naczynia do
zmywarki.
- Będziesz mógł zasnąć?
- Wątpię. - Odprowadził ją do drzwi.
- Nie martw się. Monitor jest włączony, nowy system
alarmowy działa bez zarzutu, a ja mam lekki sen. Możesz spać
spokojnie.
Oparł się mocnym ramieniem o futrynę i długo na nią
patrzył.
- Jesteś pewna?
To niewinne pytanie wywołało piorunujący efekt. Serce
jej zadrżało pod wpływem tego głosu, tego zniewalającego
spojrzenia wpółprzymkniętych zielonych oczu. Doskonale
wiedziała, że ma na myśli zupełnie inny rodzaj zagrożenia:
trudną do odparcia pokusę i jej konsekwencje. Zmusiła się do
zachowania spokoju.
- Oczywiście. Dobranoc.
Nie ruszał się z miejsca, wpatrywał się w jej oczy, potem
w usta i znów w oczy. Po całym dniu, pełnym strachu i
napięcia, przemówił zaskakująco ciepłym, łagodnym tonem:
- Wiem, że mogę ci ufać. - Nadal pożerał ją wzrokiem.
- Znów mnie uwodzisz - upomniała go nieco figlarnie,
bez złości. - Pamiętaj o obietnicy.
- Otrzymałem zakaz całowania, a nie patrzenia. Wiesz,
jak trudno mi oderwać oczy od ciebie.
- Daj im trochę odpocząć. Jutro w gabinecie potrzebny ci
będzie bystry wzrok.
- Racja, racja, powinienem już sobie pójść. - Odstąpił od
drzwi. - Chciałem ci tylko podziękować za to, że tu jesteś.
- To moja praca.
- O nie, znacznie więcej. Dzięki tobie czuję się...
szczęśliwy. To niezrozumiałe. Nigdy nie czułem się tak
dobrze sam na sam w nocy z kobietą, i to bez najmniejszej
szansy na...
- Numerek?
- Tak to się teraz nazywa? - roześmiał się. - Wiesz, jesteś
cudowna. I łamiesz mi serce.
- A ty łamiesz obietnicę. - Podeszła do drzwi.
Niespiesznie cofnął się o pół kroku, zwlekał z odejściem, jak
tylko mógł. Jocelyn chwyciła za klamkę. Powoli, ale
stanowczo zaczęła zamykać drzwi.
- Dobranoc, doktorze - rzuciła jeszcze przez szparę.
Trzasnęła lekko klamka, lecz Jocelyn pozostała w miejscu,
nasłuchując oddalających się kroków.
O trzeciej trzydzieści w nocy obudziło Jocelyn pukanie.
Westchnęła głęboko, wstała z łóżka i otworzyła drzwi.
Donovan stał w holu, śpiący, rozczochrany, tylko w czarnych,
obcisłych spodniach od piżamy. Wyglądał zniewalająco.
- Nie mogę zasnąć, do tej pory nie zmrużyłem oka, za
dużo miałem wczoraj wrażeń. Przykro mi, że cię obudziłem,
ale sam sobie z tym nie poradzę. Wciąż jestem wstrząśnięty. -
Uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie szkodzi, i tak musiałabym wstać, żeby ci otworzyć.
- Dziwiła się, że w ogóle może wydobyć z siebie głos, mając
przed oczami ten gładki tors o złocistej karnacji, którego
widok przyprawiał o zawrót głowy. Potem przyjrzała się
twarzy Donovana, zauważyła jego podkrążone oczy i ogarnęło
ją współczucie.
- Rozumiem cię - próbowała go uspokoić - bo mnie się to
też zdarza. Ale mam sposób na takie problemy. Chodz,
zagrzeję ci mleka.
Ruszyła na bosaka w kierunku kuchni, zapalając światła
po drodze. Donovan szedł za nią bez przekonania, nie wierząc
w skuteczność tak dziwacznej terapii. Próbował protestować:
- Cóż to znowu za pomysł, Jocelyn? Szklanka mleka dla
każdego ucznia? Wyrosłem już z tego.
Jocelyn nie zwracała na niego uwagi. Wlała mleko do
dzbanka, wstawiła do mikrofalówki i nastawiła temperaturę.
Urządzenie zaczęło cichutko brzęczeć. Dopiero wtedy
odpowiedziała:
- Dorosłym też pomaga, trzeba tylko złapać właściwy
moment. Nie możesz pić w salonie, bo czeka cię droga do
sypialni i rozbudzisz się po drodze, musisz zabrać kubek do
łóżka. Gdy tylko powieki zaczną ci ciążyć, natychmiast
zamknij oczy, inaczej przegapisz tę jedyną, konkretną chwilę.
Rozległ się dzwonek, oznajmiający koniec gotowania.
Jocelyn wręczyła mu garnuszek. Powąchał mleko, lecz ociągał
się jeszcze.
- To brzmi jak teoria naukowa - próbował żartować.
- Nie tylko. Sprawdziłam ten sposób wielokrotnie w
praktyce. Jeżeli zrobisz to, o co proszę, zadziała na pewno. -
Położyła mu rękę na plecach i popchnęła leciutko w kierunku
sypialni. Wyczuła pod palcami wspaniałą muskulaturę i
dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa. Próbowała to
zignorować, jak zwykle bezskutecznie. Postanowiła więc, że
tylko odprowadzi Donovana, dopilnuje, żeby się położył, i
wróci.
Dotarli do jego pokoju. Wahała się przez chwilę, nigdy
przedtem nie odprowadzała pracodawcy do łóżka. A już na
pewno nie tak przystojnego, zniewalająco męskiego, o
wspaniale umięśnionej klatce piersiowej i doskonale
uformowanych udach, widocznych pod obcisłymi spodniami.
Weszła do środka, zatrzymała się przy nogach łóżka i
zapytała:
- Mam nadzieję, że teraz już uśniesz spokojnie? - Chciała
już powiedzieć dobranoc i wyjść, gdy wskazał krzesło w rogu
pokoju.
- Wątpię, czy to poskutkuje. Dla pewności usiądz i
porozmawiaj ze mną. Opowiedz mi coś o sobie - poprosił.
Ze zdziwieniem stwierdziła, że jest skłonna spełnić jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]